Miłość sensem życia cz. 70

Miłość sensem życia cz. 70-Skąd mam… to wiedzieć?...- spytała Zuzanna, patrząc w mokrą ziemię, by jej spojrzenie nie zdradziło tajemnicy. Szatyn jednak nie był tak głupi, jak myślała, a raczej… chciała myśleć. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy i powiedzieć całej prawdy prosto w twarz. Coś z tyłu głowy ją kusiło: „Powiedz, będziesz miała to za sobą. Nikt nie chce twojej męki ani śmierci… Jesteś potrzebna Emmie, Oskarowi i Leokadii. Powiedz!...”. Dziewczyna była nieugięta i milczała jak grób na ten temat. Udawała, że nic nie wie. Kto nauczył ją grać? Najlepsza aktorka świata- Leokadia, oczywiście…
-Skąd? Chociażby z rozmów z królewną. Nie rób ze mnie idioty, wiem swoje. Każdy wie, że wyjechałaś razem z nią. Ja wiem też, że to księżniczka Emma zaproponowała królowi ciebie jako doskonałą kandydatkę na wierną służącą, niezawodną, cudowną i tym podobne-strażnik rzekł z ironią. Złapał ją za gardło i zaczął dusić z nienawiścią w oczach- Chcecie posadzić na tronie księcia Oskara! Macie plan zabić księżniczkę Duygu, księcia Chrystiana i ich córkę!... Nie pozwolę wam na to!  
    Blondynka próbowała wyrwać się z jego mocnego uścisku, ale krępujące jej ciało liny, uniemożliwiały jakiekolwiek ruchy. Zakręciło jej się w głowie i nagle przeszła ją fala gorąca… Mężczyzna w ostatniej chwili puścił dziewczynę. Stracił nad sobą kontrolę.  
-Powybijam wszystkie żmije, jeśli włos spadnie z głowy księcia!- warknął porywacz prosto do jej ucha. Zuzanna oddychała z wyraźną trudnością, nie kontaktując, co dzieje się wokół. Rozmazany obraz to jedyne, co zobaczyła, nim zemdlała.- Wstawaj!- rozkazał, uderzając ją kilkakrotnie w twarz.  
Nie pomogło, więc chwycił wiadro z okropnie zimną wodą i wylał całą zawartość naczynia na służącą. Zakaszlnęła, budząc się z krótko trwającego raju. Nie musiała słuchać wrzasków i czuć bólu… Spojrzała na mężczyznę zmęczonym wzrokiem, który nie zrobił na nim żadnego wrażenia.
-Gadaj! Księżniczki się kontaktują, tak?! Co planują? Mów, szujo!- strażnik przyłożył jej nóż do krtani i patrzył wyczekująco.
-Nic o tym nie wiem!- podniosła głos, mając dość tych rozgrywek- Daj mi spokój, wypuść mnie!
-Nie będziesz mówiła mi, co mam robić!- mężczyzna wpadł w furię i pociągnął ją za włosy.- Straż!- zawołał kolegów. Dwóch mężczyzn odzianych w ciemne ubrania, podeszło do nich.- Niech Pan Dawid wraca, my poszukamy dla tego ptaszka innego gniazdka! Raz dwa. Nie będę czekał!
    Jeden z nich powiadomił eunucha o decyzji służącego Chrystiana. Kastrat odjechał, modląc się o największe męki i jak najszybszą śmierć Zuzanny. W jego oczach płonął ogień nienawiści.
    Mężczyźni cicho wsiedli na konie. Brutalnie wsadzili dziewczynę na czwartego konia. Związali ją dodatkowo, by nie przyszło jej do głowy uciec, by nie mogła nawet o tym marzyć. Ruszyli na wschód.    
    Nieopodal, gdy bezszelestnie opuścili las i szybko przejechali przez rzekę, odnaleźli właściwe miejsce na przesłuchanie. Była to stara, drewniana chata, dawno opuszczona przez ludzi. Strażnik Chrystiana ściągnął z konia lamentującą dziewczynę i cała grupa powoli weszła do środka. Otworzyli nieprzyjemnie skrzypiące drzwi. Rozejrzeli się wokół siebie. Ani żywej duszy…  Gdzieniegdzie po kątach z przeraźliwym piskiem przebiegała chuda mysz. W chacie zostały wszystkie meble. Co prawda stare, ale mieli gdzie spać.  
-Podoba ci się?- spytał szatyn z wrednym uśmieszkiem na twarzy, mierząc blondynkę drwiącym wzrokiem.- Jeśli nie będziesz mówiła, spodoba ci się jeszcze bardziej…- włączył swój zabójczo męski, ostrzegawczy ton głosu. Jego kolega usadził niewolnicę na krześle, stojącym w centrum sporego pokoju. Obok stał stół, na którym położyli noże. Dziewczyna tak bardzo chciała wziąć jeden z nich i zrealizować swoje plany… Przerwać te grube sznury, zabić porywaczy lub siebie!... Kompanie przywódcy porwania przywiązali blondynkę do krzesła i opuścili dom, stając na czatach.
-Porozmawiamy sobie, co ty na to? Może tu jest przyjemniejsza atmosfera?- spytał szatyn, wpatrując się w jej bladą, chuda twarz z zniesmaczeniem.  
-Nie rozmawiam z obcymi…- odwarknęła, wywołując szyderczy śmiech u mężczyzny.
-Dla twojej informacji służymy tej samej dynastii… Czyli masz jednak problem z niektórymi jej członkami? Zuzanno…- podszedł do niej i przykucnął przed jej osobą. Służąca milczała, patrząc mu beznamiętnie w oczy. Zdobyła się na odwagę:
-Mam, jak każdy. Ty też. Powiedziałeś, że zabijesz, jeśli księciu spadnie włos z głowy.
-Czyli chcecie zamordować księcia…- pokiwał głową.
-Nie…
-Milcz, gdy nie pozwalam ci mówić!- uderzył ją w policzek. Ciemna krew spłynęła z rozciętej skóry Zuzanny.- Jechałaś po księcia Szymona, gdyby ci się nie udało, prawda?
-Co ci do tego?
    Szatyn ponownie ją uderzył. Zmusił ją, by na niego spojrzała, ciągnąc mocno za włosy.  
-Gadaj, albo zrobię ci krzywdę! Będziesz błagała mnie o śmierć, dziewko!- wrzasnął tak przeraźliwie, że dziewczyna zatrzęsła się ze strachu. Uwierzyła w jego słowa…
-Moja pani wam tego nie daruje…
-A ja nie daruję wam, jeśli coś stanie się mojej pani… Żałuję, że kiedyś służyłem tej żmii, Emmie!- puścił ją gwałtownie.- Zemszczę się. Cały świat o tym usłyszy! Masz ostatnią szansę: kontaktują się? Jeśli tak, to co planują? Mów!
-Nie powiem. Nic wam nie powiem…
-Powiesz, zmuszę cię do tego!
-Nie zabijesz mnie!- krzyknęła Zuzanna.
-Zrobię to, bo nikt mi nie zabroni!- wyciągnął ostrzejszy nóż i ranił dziewczynę w ramię, mocno wbijając broń mięśnie. Po chacie rozległ się wrzask bólu Zuzanny.

*#*#*#*#*#*#*#*#*

-Pani… Pani, słyszysz mnie?- te słowa docierały do mnie echem, gdy po jakiejś godzinie otworzyłam oczy. Nie mogłam sobie przypomnieć, co się stało. Spojrzałam pytająco na medyczkę, gdy obraz się wyostrzył i widziałam kontury, konkretne kolory, a nie jakąś beznadziejną plamę wszystkich barw tęczy. Gwałtownie się podniosłam, ale lekarka kazała mi leżeć. Oparłam się o miękkie poduszki.
-Co się stało?- spytałam zachrypniętym głosem.
-Zemdlałaś, wasza wysokość. Powiadomię księcia Chry…
-Nie!- przerwałam jej niespodziewanie- Nie mów, nie trzeba. Poradzę sobie.
-Rozumiem- uśmiechnęła się delikatnie. Otworzyły się drzwi i weszła Aleksandra. Przyprowadziła ze sobą przestraszoną mamkę Szymona, która w panice nie wiedziała, co robić. Nadal się trzęsła i patrzyła zmieszanym wzrokiem na kobiety, trochę się wstydząc, że nie wiedziała jak zareagować, widząc mnie nieprzytomną.
-Pani…- jęknęła cichutko Izabela- Wybacz, że musiałaś czekać… pierwszy raz byłam w takiej sytuacji...
-Nie tłumacz się, nic się nie stało- uśmiechnęłam się do niej. Po chwili napotkałam porozumiewawcze spojrzenia medyczki i mojej przyjaciółki.- O co chodzi? Jestem chora? Umieram przez te wszystkie intrygi?
-Nie, księżniczko. Nie możesz się denerwować, to ci nie służy. Ani tobie, ani dzieciom- odparła lekarka ze stoickim spokojem.  
-Jak tu się nie denerwować, skoro z każdej strony…- w porę ugryzłam się w język. „Jeszcze ta kobieta musi o wszystkim wiedzieć!”- skarciłam się w myślach.
-Pani, miałam na myśli księżniczkę Antoninę i dziecko, które nosisz pod sercem- medyczka dokończyła swoją wypowiedź.  
    Spojrzałam na nią zaskoczona. To było przecież ludzkie, a nie mogłam w to uwierzyć… Byłam taka szczęśliwa! Spojrzałam po twarzach trzech służących i zaśmiałam się z radości:
-Aleks… Bóg nas wysłuchał!
-Pani, tak się cieszę!- przyjaciółka przytuliła mnie mocno, po czym ucałowała moją dłoń.- To będzie książę.
-Nieważne!- cała drżałam, nie wierząc w to, co usłyszałam- Myślałam, że po otruciu nie będę mogła mieć dzieci.  
-Pani, z tego właśnie powodu musisz na siebie uważać- medyczka zwróciła mi uwagę na ważne szczegóły, od których zależało życie maleństwa.- Niestety, ciąża może być dla was trudna…  
-O czym mówisz? Dopiero co przekazałaś szczęśliwą wiadomość i już wszystko rujnujesz, jak nasi wrogowie!- krzyknęła wścieknięta Ola. Każda najmniejsza uwaga doprowadzała ją do bólu głowy i chęci wszczynania awantur.
-Aleksandro!- ścisnęłam jej dłoń, by zaprzestała rodzącej się kłótni.- Daj jej mówić.  
-Unikaj wszelkich ziół do picia, wina i rozkażmy sprawdzać dania. Wszystkie, pani. Nawet najmniejszy kawałek jabłka.  
-Dobrze. Przekaż wiadomość księciu Chrystianowi! Nikt prócz mnie i jego nie może o tym wiedzieć. Musimy być ostrożni.  
-Pani, a król? To jego wnuk- zdziwiła się Ola.
-Właśnie dlatego musimy milczeć. Znając jego, będzie puszczał fajerwerki na wieść o tym i zrobi ogromne przyjęcie. Ludzie będą się domyślać, nie sądzisz?  
-Faktycznie… ale powinien wiedzieć.
-Nie!- odparłam stanowczo.- Dowie się w swoim czasie, nie chcę kolejnych zamachów na życie dziecka. Módlmy się o to, by ciąża była spokojna.
-Amen- medyczka schyliła głowę i wyszła z komnaty.

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

-Drwisz ze mnie, kobieto! Jak to się nie kontaktują?!- wrzasnął szatyn, kopiąc Zuzannę w brzuch. Krew pokrywała jej twarz i ręce.  
-Mówię prawdę… skończ już…- szepnęła blondynka, patrząc na niego półprzytomnym wzrokiem. Leżała skulona na zimnej podłodze. Wystające gwoździe wbijały jej się w obolałą skórę. Jej ciało wołało o pomstę do nieba. Dziewczyna błagała Boga o jak najszybszą śmierć.
-Nie kontaktują się?
-Nie…
    Strażnik przestał ją bić. Spojrzał na krew, płynącą z jej otwartych ran. Zuzanna straciła swój urok. Ta blada, wychudzona twarz była jeszcze okropniejsza, niż zawsze. A wydawało się, że gorzej być nie może… Wydawało się. Blondynka przypominała bezbronnego jeża, zwiniętego w kulkę. Tylko tyle mógł zrobić: ochronić miękkie części swojego ciała i czekać. Kolcami Zuzanny było kłamstwo, którego nie mogła się teraz dopuścić. Każda nieprawda była karana uderzeniem.
-Co planuje Leokadia?- mężczyzna ciągnął rozmowę z dziewczyną.
-Nic… bo nie może…- odparła ostatkami sił. Uchodziło z niej życie. Spełniało się marzenie o zabronionej ucieczce… Lepiej późno niż wcale- jak to mówią…
-I niby nagle przestrzega zasad?- strażnik Chrystiana zadrwił z wypowiedzi dziewczyny. Nie wierzył w ani jedno jej słowo. Nie potrafił sobie wyobrazić królewny, słuchającej się ojca. Nie miał aż tak wielkiej wyobraźni.
    Blondynka nic mu nie odpowiedziała. Nie miała zamiaru powtarzać się dziesięć razy. Te same pytania stały się rutyną, jak spanie i jedzenie.  
-Nic nie mówisz, twój wybór…- szatyn wzruszył ramionami, odkładając nóż na stół. Tym czynem zrobił dziewczynie nadzieję, że to koniec męczarni i pozwoli jej odejść. Miał inne zamiary…- Co? Dać ci broń, żebyś to zakończyła?- zakpił z niej, widząc w jej oczach chęć wbicia sobie ostrza w serce.- Przykro mi- wyszedł z chaty, zamykając za sobą po cichu drzwi i zostawiając umierającą Zuzannę sam na sam, związaną na tej zimnej podłodze.

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2065 słów i 11416 znaków.

3 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę Zuzanna nic nie mów

    8 cze 2020

  • Duygu

    @Margerita Dziękuję :) Zobaczymy, co zrobi... ;)

    8 cze 2020

  • Somebody

    No i bardzo dobrze! Jestem przeszczęśliwa z takiego obrotu spraw! I jeszcze dzidziuś!! Hihihm...  :przytul:

    22 mar 2018

  • Duygu

    @Somebody Ja również się cieszę!  :D  Radość czytelnika to radość autora :) Dzidzia, hihi :przytul:

    23 mar 2018

  • Fanka

    Chyba najbardziej dramatyczna część opowiadania...
    Brawo Kochana!  :bravo:  :kiss:

    22 mar 2018

  • Duygu

    @Fanka Chyba masz rację. :) Taka miała być ta część. Dziękuję, słońce  :przytul:

    23 mar 2018

  • Fanka

    @Duygu To wyszła Ci perfekcyjnie  :kiss:

    23 mar 2018

  • Duygu

    @Fanka Dziękować  :D

    23 mar 2018