Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Na barana przez życie ( część 6)

Wczorajszy dzień zapamiętam na długo. Chyba właśnie wyczerpałam limit pecha na cały rok. Ale nie myślcie sobie, że zapomniałam o swoim planie wobec Samuela i Aleksa — co prawda złość już mi przeszła, ale na razie nie zamierzam im odpuścić. Mam wrażenie, że mój siniak był wczoraj mniejszy, a dziś widać go chyba już z kosmosu. I do tego tak strasznie boli. Auć!  

Chyba znów muszę nałożyć kamuflaż w postaci podkładu — bez tego się nie obejdzie. A bez tabletek przeciwbólowych? Nawet nie chcę myśleć… one chyba dziś ratują mi życie, bo głowa normalnie pęka. Rano, kiedy się obudziłam, nie wiedziałam nawet, jak się nazywam z tego bólu.  

Od razu wskoczyłam pod ciepły prysznic — to moja poranna rutyna przed szkołą. Po toalecie przebrałam się i zerknęłam jeszcze raz na biurko, żeby upewnić się, że wszystko spakowałam. Plecak sprawdziłam aż trzy razy — po wczorajszym incydencie wolałam nie ryzykować. Dopiero wtedy zeszłam na dół.  

Dzisiejsze śniadanie było wyjątkowe — pani Jadzia zrobiła swoje popisowe naleśniki. Serio, za te placki można by się pozabijać. A do tego ten ręcznie robiony dżem… raj na talerzu.  

Kiedyś próbowałam wyciągnąć od niej przepis, ale nic z tego — broni go jak Cerber.  

Pani Jadzia samotnie wychowała piątkę dzieci po śmierci męża. Miała ciężkie życie, ale mimo to pozostała skromna, ciepła i — o zgrozo — strasznie gadatliwa. Łatwo ją polubić.  

Jej ulubioną rozmówczynią jest pani Bogusia, nasza sprzątaczka. Pani Bogusia dba o czystość toalet, gabinetu pani dyrektor i wszystkich wspólnych przestrzeni, ale równie sprawnie zbiera plotki. W sierocińcu przezwaliśmy ją „Gumowe Ucho”, bo zawsze coś podsłucha i wie, co się dzieje.  

Ostatnio twierdziła, że słyszała rozmowę pani dyrektor z naszym wychowawcą i — jak to ona — coś pokręciła. Rozniosła po sierocińcu plotkę, że to romans stulecia. Oczywiście nie miała racji, bo później wyszło na jaw, że nasz wychowawca jest… synem pani dyrektor. Wyszedł z tego niezły bigos. Z gabinetu pani dyrektor przez cały dzień dochodziły wrzaski i wybuchy złości. Nigdy nie zapomnę tamtego dnia — żałowałam, że nie mam bunkra w pokoju.  

Najgorzej miała Jolka, najmłodsza z nas, bo jej pokój znajdował się dokładnie nad gabinetem dyrektor. Nic więc dziwnego, że jej pokój natychmiast stał się najlepszym punktem podsłuchowym. Ja natomiast spędziłam cały dzień ze słuchawkami na uszach albo ze stoperami, bo inaczej chyba bym zwariowała.  

Na szczęście cała sytuacja rozeszła się po kościach, a pani dyrektor nie szukała winowajcy — choć pewnie mogła się domyślać. Pani Bogusia zniknęła na tydzień, biorąc sobie „urlop na przemyślenia”. Po powrocie niby bardziej się pilnowała z plotkami…, ale dobrze wiem, że to tylko kwestia czasu, aż znów powinie jej się noga.  

Po tak pysznym śniadaniu ruszyłam na przystanek autobusowy. Aleks już tam siedział i z nudów machał nogami. Usiadłam obok niego, milcząc.  

— Ooo, cześć, Sabrina — odezwał się znużony Aleks.  
— Cześć — odpowiedziałam chłodno.  
— Widzę, że nadal chłodna odpowiedź, czyli wciąż jesteś zła?  
— A jak myślisz? — prychnęłam.  
— Co mam zrobić, żeby cię udobruchać? Próbowałem już wszystkiego.  
— Niech pomyślę… możesz zamilknąć.  
— Okej, już milczę.  

I faktycznie dotrzymał słowa. Do przyjazdu autobusu siedzieliśmy w ciszy.  

Kiedy pojazd podjechał i wsiedliśmy, od razu coś mnie zdziwiło. Był piątek, a autobus… pusty. Zawsze o tej porze ludzie tłoczyli się tak, że trudno było nogę postawić. „Dziwne” – pomyślałam – „chyba mamy szczęście”.  

  Autobus ruszył, a ja usiadłam obok Aleksa i spojrzałam przez okno. I wtedy mnie tknęło — widoki były zupełnie inne niż zwykle. Serce zabiło mi szybciej.  

— Aleks, to nie jest nasz autobus — wyrwało mi się.  
— Co ty wygadujesz? Oczywiście, że nasz — odparł pewnym głosem, unosząc brwi.  

Patrzył na mnie jak na wariatkę.  

— No spójrz przez okno, przecież to nie ta trasa!  
— Czy ty już całkiem upadłaś na głowę? — rzucił, ale zaraz jego wzrok powędrował za szybę. Zbladł. — Faktycznie… to nie nasz autobus.  

— Teraz mi wierzysz, geniuszu? Od początku o tym mówię — odparłam podirytowana.  
— I co teraz robimy? Spóźnimy się do szkoły? — spytał spanikowany.  
— Spokojnie. Wysiądziemy na następnym przystanku, jeszcze zdążymy.  

Zerknęłam na telefon.  
— Mamy czas. Musi się udać.  

— Dobrze, chodź, bo autobus zaraz się zatrzyma.  
— Już idę.  

Po wyjściu z autobusu rozejrzałam się uważnie razem z Aleksem. Szybki rzut oka na rozkład jazdy wystarczył, żeby zrozumieć — z tego przystanku nie dojedziemy do szkoły.  

— Świetnie… utknęliśmy — mruknęłam.  

Wpadłam jednak na pomysł: metro. Było jakieś dwieście metrów stąd, więc w teorii zdążylibyśmy. Problem w tym, że zegarek tykał, a metro odjeżdżało lada chwila.  

— Dobra, zmiana planu. Tramwaj! — rzuciłam nagle, widząc tabliczkę z rozkładem. — Za dwie minuty jedzie, zatrzymuje się tuż przy stacji metra. To nasza jedyna szansa.  

Miałam szczęście, bo z tego przystanku odjeżdżały też tramwaje. Wsiedliśmy i tylko modliłam się, żeby nic po drodze się nie wydarzyło. Na szczęście wszystko szło po mojej myśli.  

Gdy tylko dotarliśmy na stację metra, wyskoczyliśmy z tramwaju i pobiegliśmy w dół schodami. Trzymałam Aleksa za rękę, żeby się nie zgubił w tłumie. Wpadliśmy do wagonu dosłownie w ostatniej chwili, gdy drzwi już się zamykały.  

Zdyszani usiedliśmy na siedzeniach, wciąż nieświadomie trzymając się za ręce.  

— Uff, zdążyliśmy — odetchnęłam ciężko.  
— Tak, i to dzięki twojemu niezawodnemu planowi. Wygląda na to, że jednak nie spóźnimy się na lekcję — przyznał zmęczony Aleks.  
— No, przynajmniej unikniemy spóźnienia — uśmiechnęłam się lekko.  
— Dzięki tobie. Dziś to ty ratujesz nas z opresji.  
— Nie ma za co. To nie ja, tylko moja mama.  
— Mama? — Aleks spojrzał na mnie zaskoczony.  
— Tak…, kiedy jeszcze żyła, codziennie jeździłam tą trasą razem z nią. Aleks spoważniał. — Rozumiem… — odpowiedział cicho.  

W tamtym momencie po prostu odpłynęłam. Wspomnienia o mamie wróciły z całą siłą — chwile, które na zawsze zostaną ze mną. Nadal ciężko mi uwierzyć, że jej już nie ma. To boli, ale muszę walczyć. Mam przecież Aleksa — on dodaje mi siły”.  

— Tęsknisz za mamą? — zapytał Aleks.  

— Skąd wiesz?  

— Widać po tobie.  

— Tak, tęsknię…, ale zawsze będę ją mieć w sercu.  

W moment po policzkach spłynęło mi kilka łez. Aleks natychmiast mnie przytulił — tak nagle, że nawet nie zdążyłam zaprotestować. Poczułam to wspaniałe ciepło, którego tak bardzo mi brakowało. Wsłuchałam się w rytm jego serca i wtedy zrozumiałam, że zakochałam się na amen. Aleks skradł moje serce… a ja chyba jego.  

Nagle w głośnikach rozległ się komunikat:  

— Następna stacja: Wiejska!  

Aleks puścił mnie powoli i wyjął z kieszeni bluzy paczkę chusteczek.  

— Masz, wytrzyj się i wysmarkaj nos, bo ktoś jeszcze pomyśli, że to przeze mnie płaczesz.  

— Nie no, co ty! Zawsze mogę powiedzieć, że mnie pobiłeś — zaśmiałam się.  

— O ty mała wiedźmo! Nawet tak nie żartuj — odparł Aleks.  

— No przecież wiesz, że się tylko droczę.  

— Mam nadzieję…  

— A może nie? Kto to wie?  

— Tak pogrywasz sobie, tak?  

— Poczekaj tylko, jak wysiądziemy.  

— To, co mi niby zrobisz? — odparłam.  

— Przekonasz się.  

— To mnie złap, jeśli potrafisz!  

— Chodź tu!  

W tym momencie metro się zatrzymało. Wybiegłam, śmiejąc się i ruszyłam biegiem w stronę szkoły — stacja znajdowała się po drugiej stronie ulicy. Niestety, nie zauważyłam, że mam rozwiązane sznurówki… i gruchnęłam prosto na chodnik, tuż przed bramą szkolną. Aleks natychmiast do mnie podbiegł.  

— Nic ci nie jest?  

— Chyba nie, mam tylko pozdzierane kolana i ręce.  

— I jak biegasz łamago.  

— Ej, tylko nie łamago!  Wypraszam sobie.  

— Wstawaj.  

Aleks wyciągnął rękę do mnie. Gdy próbowałam,  wstawać czułam ból w nodze.  

— Auć, moja noga! — jęknęłam z bólu.  

— Nie wygląda to dobrze, zabieram cię do higienistki.  

— A lekcje- spytałam.  

— Lekcje mam gdzieś zdrowie ważniejsze — na jego twarzy malowało się przerażenie.  

Pomógł mi wstać i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wziął mnie na barana i ruszył w stronę higienistki. Na moje nieszczęście dzwonek na przerwę jeszcze nie zdążył zadzwonić, więc cała szkoła – łącznie z naszą klasą – mogła nas zobaczyć. Oczywiście nie obyło się bez komentarzy.  

W pewnym momencie zdjęłam z głowy Aleksa czapkę z daszkiem i naciągnęłam ją na siebie, tak by nikt mnie nie rozpoznał. Niestety, na drodze pojawił się Samuel, który – ku mojemu pechowi – od razu mnie rozpoznał. Oczywiście był w towarzystwie swoich „bardzo inteligentnych” kolegów.  

– Cześć, Sabrino – rzucił z uśmiechem.  

Podniosłam głowę znad czapki i odpowiedziałam chłodno, zgodnie z planem:  

— Cześć.  

Nie myślcie sobie, że zapomniałam o swoim planie – niestety tym razem byłam lekko niedyspozycyjna i wręcz skazana na pomoc Aleksa. Los miał dziwne poczucie humoru.  

— Oj, widzę, że masz dziś bojowy humor — mruknął Samuel.  
— No co ty nie powiesz — odparłam z przekąsem.  

— Fajna pogawędka, ale jak widzisz, śpieszymy się, więc nie mamy teraz czasu — wtrącił Aleks.  
— No właśnie, więc sorry! — dodałam z szyderczym uśmiechem na twarzy.  

Pod gabinetem higienistki Aleks otworzył drzwi i wszedł ze mną nadal na barana. Potem ostrożnie odstawił mnie na ziemię, podsunął krzesełko, żebym mogła usiąść, i sam wyszedł poszukać higienistki. Najpewniej znowu wyszła na papierosa za aulę.  

Nasza pani higienistka to dość specyficzna osoba. Uwielbia modę… a raczej jej kompletny brak. Kojarzycie „Brzydulę” albo „Nianię Franię”? No właśnie, to dokładnie te klimaty. Ostatnio naprawdę przeszła samą siebie: miała na sobie czerwono-białe rajstopy w paski, żółtą sukienkę za kolano, niebieski podkoszulek z napisem Karma, różowe sportowe buty i do tego francuski beret.  

Kiedy ją zobaczyliśmy z Aleksem, nie mogliśmy powstrzymać śmiechu. Wyglądała, jakby właśnie uciekła z cyrku. Nic dziwnego, że wołają na nią „modowe guru”.  

Siedziałam w ciszy z dobre piętnaście minut, od czasu do czasu próbując poruszyć nogą — niestety ból nie dawał za wygraną. Postanowiłam więc zdjąć buta, skoro i tak miałam rozwiązane sznurówki. Ostrożnie go ściągnęłam, żeby nie pogorszyć sytuacji.  

Gdy wreszcie się udało i ściągnęłam też skarpetkę, złapałam się za głowę. Moja noga od kostki aż po palce była sina, miała wręcz kolor dojrzałych śliwek. To nie wróżyło nic dobrego.  

Gdy wróciła higienistka z Aleksem, oboje zbladli na widok mojej nogi.  

— Co się stało? — zapytała.  
— Wywróciłam się przez rozwiązane sznurówki.  
— Aha… to wszystko wyjaśnia. Niestety, mam dla ciebie złą wiadomość — powiedziała zmartwionym tonem.  
— Proszę mówić — wtrącił Aleks, wyraźnie przejęty.  
— Masz skręconą kostkę. Do tego kolano jest spuchnięte, a ręce mocno pozdzierane.  

— Skręcona? No pięknie… trening mam z głowy — jęknęłam zrezygnowana.  

— Spokojnie, to tylko tydzień — odparła higienistka z łagodnym uśmiechem.  

— To wszystko moja wina… — powiedział cicho Aleks, spuszczając wzrok. — Gdybym nie gadał w autobusie, nie uciekłabyś przede mną i nic by się nie stało. Przepraszam cię, Sabrino.  

  

— Nie obwiniaj się — odparłam z lekkim uśmiechem. — To moja wina. Sama nie ogarnęłam tych głupich sznurówek i mam teraz „przygodę życia”.  

— No, dzieciaki, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Co się stało, to się nie odstanie — wtrąciła higienistka z westchnieniem.  

— Przez cały tydzień będę twoimi nogami! Ooo, wiem — będę twoim lokajem, takim, no wiesz… chłopcem na posyłki — oznajmił Aleks z szerokim uśmiechem.  

— No widzisz, dziewczyno — zaśmiała się higienistka — nawet twój chłopak będzie ci pomagał!  

— To nie jest mój chłopak, w żadnym wypadku, proszę pani! — zaprzeczyła szybko Sabrina, aż policzki jej lekko poczerwieniały.  

— Może kiedyś, nie mówię „nie” — odparł Aleks z tym swoim typowym, zadziornym uśmieszkiem.  

Higienistka tylko pokręciła głową, próbując ukryć rozbawienie.  

— Ja tam wiem swoje, tak to się zaczyna, ale ja już nic nie mówię — doprecyzowała higienistka pod nosem, próbując ukryć uśmiech.  

— Prawdę mówiąc, proszę pani, ja jestem na etapie „łowienia rybki”, wie pani, o co chodzi — odpowiedział cicho Aleks do higienistki, tak żeby Sabrina nie słyszała.  

Higienistka głośno się zaśmiała i pokazała Aleksowi kciuk w górę.  

— Słyszałam wszystko! — krzyknęła Sabrina.  

— A myślałem, że nie słyszałaś… Widzi pani, teraz mam przechlapane w sierocińcu, wygłosi mi wykład — odpowiedział Aleks.  

— Niech go pani nie słucha, to jest wariat. Jesteśmy zwykłymi przyjaciółmi — wtrąciła Sabrina.  

— Oj, dzieciaki, normalnie kłócicie się jak stare małżeństwo… On jest dla ciebie stworzony — zaśmiała się higienistka.  

— Nieprawda!! — krzyknęłam głośno i dostojnie.  

— No widzisz, pani higienistka, nawet jest po mojej stronie. Coś w tym jest — odpowiedział Aleks, unosząc jedną brew z uśmiechem na twarzy.  

— No dobra, dzieciaki, koniec tych pogaduszek. Idę zadzwonić do waszego wychowawcy, ktoś musi zabrać Sabrinę — oznajmiła higienistka.  

Gdy higienistka wyszła, poprosiłam Aleksa, by podszedł do mnie.  

— Podejdź do mnie, Aleks — powiedziałam.  

— Idę, moja księżniczko — odpowiedział Aleks.  

— Nachyl się, masz coś we włosach.  

— A co mam?  

— Nie dyskutuj, tylko się nachyl.  

— Okej — odparł lekko niepewnie.  

Aleks oberwał ode mnie w łeb z takim hukiem, że aż mnie ręka zabolała.  

— Auć! Za co to było?! — jęknął, trzymając się za głowę.  

— Za miłość do ojczyzny. Wysil mózgownicę i pomyśl, za co mogłeś dostać — oznajmiłam.  

— Chyba nie za te żarty sprzed chwili? — zapytał, drapiąc się po głowie.  

— Bingo! — podsumowałam z satysfakcją.  

— Ale wiesz, że to były tylko częściowo żarty...  

— Częściowo? Co masz na myśli? — spytałam zaintrygowana.  

— To znaczy, że... no wiesz... zacząłem traktować cię trochę inaczej.  

— Inaczej? Do brzegu, Aleks.  

— No wiesz, teraz ci tego nie powiem, bo nie jestem gotowy, ale powinnaś się domyślić. W końcu jesteś dziewczyną, jakby nie patrzeć.  

— No jestem i nadal nie kumam, o co ci chodzi. — odparłam, udając niewiedzę.  

Doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Ale nie mogłam tego po sobie pokazać. Chciałam, żeby to on sam z siebie to powiedział — żeby zebrał się na odwagę i w końcu wydusił te słowa. Wiedziałam jednak, że jest tak samo zakochany we mnie, jak ja w nim. Tyle że ja starałam się to ukrywać… czasem z marnym skutkiem, bo emocje i tak brały nade mną górę.  

Po tych słowach zapadła niezręczna cisza, która na szczęście nie trwała długo. Higienistka  wróciła do gabinetu, a ja odetchnęłam z ulgą — w końcu ktoś przerwał tę krępującą scenę między mną a Aleksem.  

— Niestety, dzieciaki, mam złe wieści. Wasz wychowawca z sierocińca nie może was odebrać, bo zachorował na ospę wietrzną. A wasz wychowawca szkolny ma dziś bardzo ważne egzamin, więc ta opcja również odpada.  
— Pozostaje mi więc tylko zwolnić ciebie Aleksie z lekcji, żebyś mógł bezpiecznie odprowadzić ją do sierocińca. A właściwie to zawieźć.  

— Ale super! Nie będę musiał dzisiaj pisać kartkówki! — ucieszył się Aleks.  

— Naprawdę mam z nim wracać? — ponowiłam pytanie.  

— Tak, Sabrino, nie widzę innej opcji.  

— No dobrze… jak muszę.  

— Oj, nie przesadzaj, odstawię cię bezpiecznie do sierocińca.  

— Nie wątpię w to — odpowiedziałam niepewnie.  

Martwiłam się jednak bardziej o to, czy Aleks bezpiecznie odstawi mnie do sierocińca — bo dobrze wiedziałam, jak to się zwykle kończy, gdy on jest „kierowcą przygód”.  

— No dobra, dzieciaki, a teraz już zmykajcie — powiedziała higienistka z lekkim uśmiechem. — Tylko proszę was, bez żadnych przygód po drodze!  

— Postaramy się, proszę pani — odparł Aleks z uśmiechem, który wcale nie brzmiał przekonująco.  

Po wygramoleniu się z gabinetu higienistki — oczywiście z pomocą Aleksa, który znów musiał wziąć mnie na barana — udaliśmy się prosto na przystanek autobusowy. Wychodząc ze szkoły, naprawdę się ucieszyłam, że korytarze świeciły pustkami — jak już wcześniej wspominałam, nie lubię być w centrum uwagi. A tak przynajmniej nie musiałam słuchać głupich komentarzy Samanty i całej klasy. Gdy dotarliśmy na miejsce, Aleks ostrożnie postawił mnie na chodniku, żebym mogła usiąść na ławce, a sam poszedł sprawdzić rozkład jazdy. Gdy wrócił, jego mina mówiła wszystko.  

— Mam złe wieści? — powiedział z nietęgą miną.  

— Mów, nic mnie już dziś nie zaskoczy — dodałam, starając się zachować spokój.  

— Nasz autobus przyjedzie dopiero za dwie godziny.  

— Serio?! Ten dzień to jakiś jeden wielki żart — odpowiedziałam zrezygnowana.  

— Tak, ja też nie jestem zachwycony z tego powodu.  

— Widzę…  

— Mam pomysł — odezwał się nagle — idziemy na lody.  

— Okej, ale jak mnie tam zaniesiesz?  

— Okej, zgoda. I tak nie mam wyboru. Wskakuj.  

Aleks odwrócił się, a ja ponownie wgramoliłam się na jego plecy. Ruszyliśmy do parku, który znajdował się niedaleko szkoły. Tam była niewielka budka z lodami, a ich smak był naprawdę niesamowity — serio, lepszy niż w McDonaldzie. Po raz pierwszy jadłam je właśnie z moją babcią i mamą. Pamiętam to, jakby to było wczoraj: biegałam po parku jako pięciolatka, a babcia zawsze powtarzała spokojnym głosem: „Powoli, wnuczę, bo się przewrócisz”. Babcię pamiętam jednak tylko przez mgłę — miałam siedem lat, gdy odeszła. Była na pewno wspaniałą babcią — przynajmniej tak ją zapamiętałam. Po o dotarciu na miejsce usiadłam na ławce, a Aleks poszedł po lody.  

Gdy się oddalił, zaczęłam podziwiać widok i wspominać najpiękniejsze chwile dzieciństwa.  

Kiedy wrócił, byłam lekko nieobecna — coś do mnie mówił, ale ja jakby byłam w transie. Dopiero gdy machnął ręką przed moją twarzą, wyrwał mnie z zamyślenia.  

— Halo, ziemia do kaleki! — zawołał Aleks, machając mi przed oczami.  

— Co?... Ej, tylko nie „kaleka”! — odparłam z oburzeniem.  

— No dobrze, a może wolisz „łamago”? — zaśmiał się szyderczo.  

— A spadaj! To był tylko nieszczęśliwy wypadek. Masz te lody? — rzuciłam, przewracając oczami.  

— A mam — odpowiedział z udawaną dumą, unosząc kubeczki.  

— To siadaj i jedzmy, bo się rozpuszczą — powiedziałam, wskazując miejsce obok siebie.  

Aleks usiadł tuż przy mnie i z lekkim uśmiechem podał mi kubeczek.  

— Proszę, królowo, twoje lody — oznajmił z przesadną powagą.  

— Dziękuję, książę — odpowiedziałam, parskając śmiechem.  

— Wow, skąd wiedziałeś, że moje ulubione lody to słony karmel?  
— Po prostu wiem o tobie więcej, niż mogłoby ci się zdawać.  

— Tak, to zróbmy test. Jeśli go wygrasz... wybierzesz sobie nagrodę.  

— Jesteś tego pewna? — Aleks zatarł ręce i uśmiechnął się szyderczo.  

Chyba byłam pijana, kiedy to powiedziałam. Widząc jego minę, zaczęłam żałować swojej decyzji, ale przecież nie mogłam już się wycofać.  

— Tak, jestem tego pewna — odpowiedziałam, choć moja mina mówiła sama za siebie.  

— Dobrze, ale zapowiadam: wycofać się już nie możesz.  

— No dobra, okej.  

— To zadawaj pytania.  

— Mój ulubiony kolor?  

— Niebieski.  

— Dobrze. — Lekko się zdziwiłam, że powiedział to bez wahania.  

— Mój ulubiony wykonawca muzyczny?  

— Hmmm... niech pomyślę. To proste — nie masz, bo słuchasz prawie wszystkiego.  

— Dobrze. — Zatkało mnie troszeczkę, nie powiem.  

— Wiedziałem, to była łatwizna.  

— No dobrze, a mój ulubiony klub piłkarski?  

— To też łatwe... FC Barcelona.  

— Okej, poddaję się. Wiesz o mnie wszystko.  

— Yes, wygrałem! — krzyknął głośno, uradowany Aleks.  

— Gratulacje — odpowiedziałam.  

Widząc go tak szczęśliwego, od razu robiło mi się ciepło na sercu. Nigdy bym nie pomyślała, że komuś mogę zafundować uśmiech na twarzy właśnie w taki sposób.  

— To jaką nagrodę sobie wymyśliłeś?  

— Chcę, żebyś poszła ze mną na bal.  

— Co? — zaskoczył mnie.  

— Nie „co”, tylko zapraszam cię na bal szkolny.  

— Ale... że mnie?  

— Tak, to jest moja nagroda.  

— No dobrze, ale idziemy tam tylko jako przyjaciele.  

— No, powiedzmy — odpowiedział tajemniczo.  

— Jak to „powiedzmy”?  

— Oj, nie drąż już tego tematu. Idziesz ze mną na bal i koniec.  

— Sama się na to zgodziłaś.  

— No tak...  

— Więc teraz nie jojcz już.  

— Ja nie jojczę! — odpowiedziałam, zdziwiona jego zachowaniem.  

Zanim zdążyłam cokolwiek jeszcze powiedzieć, rozpadał się deszcz. Aleks zareagował błyskawicznie — podszedł bliżej, ściągnął swoją bluzę i założył mi ją na ramiona, żeby nie zmokła. Następnie odwrócił się, wziął mnie na barana i w tej ulewie zaczęliśmy biec w stronę przystanku autobusowego.  

Kiedy Aleks dobiegł ze mną na barkach, autobus akurat podjechał. Ostrożnie odstawił mnie na chodnik i pomógł wejść do środka. Ku mojemu zdziwieniu, autobus znów był prawie pusty. Na tylnych siedzeniach siedziała tylko jakaś staruszka z torbami pełnymi zakupów.  

Postanowiłam się upewnić, czy to na pewno nasz autobus — nie chciałam kolejnej wpadki. Usiedliśmy niedaleko staruszki, więc zwróciłam się do niej:  

— Przepraszam panią — powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.  

— Tak, dziecko? — odparła staruszka.  

— Mam pytanie… Czy to ten autobus, który jedzie na przystanek Kwiatowa?  

— Tak, to ten.  

— Dziękuję pani bardzo.  

Po upewnieniu się poczułam ulgę. Gdy się odwróciłam,  Aleks spojrzał na mnie, po czym zaczął się uśmiechać i śmiać.  

— Z czego się śmiejesz? — zapytałam, unosząc brew.  

— Wyglądasz jak zmokła kura.  

— Spójrz lepiej na siebie!  

— Ja nie wyglądam tak źle jak ty.  

— Spójrz w swój telefon.  

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam w aparat. Moje włosy od deszczu całkowicie się pokręciły — wyglądałam jak pudel.  
Od zawsze miałam kręcone włosy i bardzo mi się podobały, ale codziennie toczyłam z nimi walkę, gdy mama jeszcze żyła bardzo uwielbiała moje włosy często nawet mnie czesała wszystko jednak zmieniło się po jej śmierci gdy całkowicie zamknęłam się w sobie wtedy zaczęłam je prostować.  

— Pudel! — zaśmiał się. — Hahaha!  

— A o to ci chodzi...  

Aleks zaczął mi się przyglądać.  

— Szczerze? To cofam słowo „pudel”. Całkiem do twarzy ci w kręconych włosach.  

— Mówisz, tak tylko przecież  widzę, jak się chichoczesz.  

— Nie z włosów się śmieję, tylko z twoich min, jakie stroisz.  

— To znaczy?  

— Robisz takie miny, jakbyś zaraz miała skorzystać z toalety.  

— Chyba ty i niech ci będzie. I dziękuję za komplement.  

— Nie ma za co.  

— A teraz, jeśli już się napatrzyłeś na moje włosy, to założę kaptur.  

Założyłam kaptur na głowę, bo nie czułam się komfortowo z moimi naturalnymi włosami.  

— Nie zakładaj!  

— Czemu niby?  

— Bo wyglądasz w nich przepięknie. Po co masz je zasłaniać.  

— Dziękuję.  

— Nie ma za co.  

Po tym, jak Aleks powiedział, że wyglądam pięknie, postanowiłam ściągnąć kaptur. Spojrzałam jeszcze raz w telefon i zobaczyłam, że naprawdę wyglądam pięknie — a nawet przypominam swoją mamę. To właśnie był powód, dla którego zrezygnowałam z kręconych włosów: zbyt bardzo ją przypominałam. Każde wspomnienie o niej przynosiło mi morze łez. Teraz jednak wszystko się zmieniło — chcę powrócić do swoich naturalnych włosów. Bo dzięki niemu zrozumiałam, że to jedyna rzecz, jaka po niej mi została — te włosy, które miała takie same jak ja.  

— Mam pytanie?  

— Wal.  

— Dlaczego prostujesz tak piękne włosy?  

— Nie mogę powiedzieć niestety dlaczego. Może kiedyś się otworzę przed tobą.  

— Okej. Ale obiecaj mi, że już nigdy więcej ich nie wyprostujesz.  

— Zgoda. Już nigdy ich nie wyprostuje.  

— Trzymam za słowo. Bo te słowa płynęły dziś prosto z serca.  

— Serio? — Odpowiedziałam zawstydzona.  

— Tak, Sabrino. Naprawdę jesteś piękną, mądrą i zabawną dziewczyną. Jaką kiedykolwiek poznałem.  

— Naprawdę?  

— Tak. Zazdroszczę twojemu przyszłemu chłopakowi.  

— Serio?  

— Tak.  

— Okej. Zaraz wysiadamy, pomożesz mi?  

— No jasne, przecież się zdeklarowałem, moja madam.  

Aleks ostrożnie pomógł mi wyjść z autobusu. Bardzo cieszyłam się, że mam takiego dobrego przyjaciela. Po wejściu do sierocińca natknęliśmy się na panią dyrektor.  

— O matko, Sabrino! A co ci się stało?  

— Potknęłam się, i to są skutki uboczne tego.  

— Widzę… Aleks, zaprowadź natychmiast Sabrinę do jej pokoju.  

— Ale pani dyrektor, to jest damska część sierocińca?  

— Daję ci pozwolenie — będziesz zajmował się Sabriną przez jakiś czas — odparła pani dyrektor.  

— Co ja? — uniósł brwi ze zdziwieniem.  

— Tak, ty, ponieważ cały sierociniec jest na kwarantannie.  

— Na kwarantannie?  

— Tak, wszyscy mają ospę wietrzną, poza naszą trójką. A ja niestety nie mogę się rozdwoić, żeby zająć się wszystkimi. Dlatego ty bierzesz opiekę nad Sabriną.  

— No dobrze.  

— Skoro dobrze, zaprowadź ją do pokoju, bo ja muszę wyjść do apteki po maść dla wszystkich.  

— Aleks, puść mnie! Starczy już! — zawołałam, śmiejąc się.  

— Aaa, już zaraz! Daj mi się nacieszyć tą chwilą! — odpowiedział z szerokim uśmiechem.  

Aleks odstawił mnie na ziemię. Kwarantanna oznaczała, że cały sierociniec ma wolne, czyli żadnej szkoły przez najbliższy tydzień. Stąd ta radość Aleksa — w końcu nie przepadał za nauką. Ale bądźmy szczerzy, kto za nią naprawdę przepada?  

— Już skończyłeś? — spytałam, cała oblepiona błotem.  

Aleks miał błoto na koszulce z przodu, które podczas kręcenia się ze mną przeszło nie tylko na mnie, ale też na podłogę w holu.  

— Teraz tak — odparł wciąż podekscytowany.  

— Lepiej zobacz, co żeś narobił.  

— O matko, to ja? — odpowiedział zdziwiony.  

— Tak, ty, przecież nie ja! — odparłam wkurzona, przewracając oczami.  

— Lepiej szybko się stąd ulotnijmy, zanim pani Bogusia nas złapie z miotłą.  

— Masz rację, uciekajmy!  

Aleks szybko wziął mnie na barana i wdrapał się po schodach. Gdy się obejrzałam, byłam już pod drzwiami swojego pokoju. Dopiero gdy mnie ostawił, zobaczyłam, jaki jest zmachany — cały czerwony, pot spływał mu po czole, wyglądał na strasznie wyczerpanego.  

— Nic ci nie jest? — spytałam zmartwiona.  

— Nic mi nie jest — odpowiedział ostatkiem sił.  

— W pokoju mam wodę, chodź, ci dam.  

— Okej.  

Otworzyłam drzwi i zaprosiłam go do środka.  

— Wejdź proszę, usiądź na łóżku, zaraz ci podam wodę.  

Doturlałam się niczym zajączek do komody, na której stała butelka, i podałam.  

— Proszę — powiedziałam, uśmiechając się.  

Aleks wziął wodę i duszkiem wypił całą butelkę.  

— Dziękuję — uśmiechnął się.  

— Nie ma za co.  

— Czemu masz taką brudną koszulkę? — zapytał.  

Ręce mi opadły.  

— No jak myślisz, geniuszu?  

— Aaaa, dobra, już sobie przypomniałem. Przepraszam.  

— Spoko, to tylko koszulka, wypierze się.  

Usiadłam obok Aleksa i rozmawialiśmy jeszcze przez jakieś piętnaście minut. Potem Aleks wyszedł, a ja przebrałam się i położyłam. Byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.