Zamknęłam drzwi pokoju i jeszcze raz spojrzałam na siatkę z niedowierzaniem. Zastanawiałam się, skąd Aleks wiedział, że właśnie tych rzeczy potrzebuję. Tak się zamyśliłam, że prawie przegapiłam porę kąpieli. Spojrzałam szybko na zegarek, chwyciłam najpotrzebniejsze rzeczy i poszłam się umyć.
Po kąpieli zażyłam leki od Aleksa i położyłam się spać.
Następny poranek był… dziwny. Otworzyłam oczy i od razu zobaczyłam twarz Aleksa — dosłownie tuż nade mną. Aż prawie spadłam z łóżka.
— Aaaa! Co ty tu robisz?! — wyrzuciłam z siebie, przecierając oczy ze zdziwienia.
— Cicho! — syknął. — Nie drzyj się, obudzisz pół sierocińca… i jeszcze zwrócisz na nas uwagę pana Zbyszka.
— Wychowawcę? — zapytałam, wciąż zaskoczona.
— No a kogo?
— Przecież on tu prawie nigdy nie zagląda…
Puk, puk. Jak na zawołanie — wywołałam wilka z lasu.
— Aleks, chowaj się!
— Co? Gdzie niby?!
— Do szafy, szybko!
Aleks bezszelestnie wskoczył do szafy niczym ninja, i to dosłownie w ostatniej sekundzie, bo zaraz potem uchyliły się drzwi pokoju. W progu stanął nasz ukochany wychowawca, pan Zbyszek. Już wiedziałam, że będzie źle, więc starałam się zachować spokój i udawać, że wszystko jest w porządku.
— Dzień dobry, Sabrino. Miałem dziś dyżur i chodziłem po korytarzu. Usłyszałem krzyki dochodzące z twojego pokoju. To prawda?
— Co? — wyrwało mi się, bo w ogóle nie skupiłam się na tym, co mówił. Serce waliło mi jak oszalałe, a nogi miałam jak z waty.
— No, krzyki? — powtórzył lekko zdziwiony.
— Aaa, przepraszam, zamyśliłam się. Tak, to ja krzyczałam.
— Chyba nic się nie stało? — spytał, patrząc na mnie z lekkim niepokojem.
— Nie, nic mi nie jest, panie Zbyszku. To była po prostu… moja reakcja.
— Reakcja? A można wiedzieć, na co?
— No bo widzi pan… jestem jeszcze młodą osobą i właśnie się dowiedziałam, że mój ulubiony idol będzie rozdawał autografy w naszym mieście. — Uff, udało mi się wybrnąć.
— No dobrze… uznajmy, że to, co powiedziałaś, trzyma się kupy. Wolę w to nie wnikać. Wy, dzieciaki, i wasi idole… — uśmiechnął się pod nosem. — Aż mi się przypomniało, jak ja byłem młody.
— No widzi pan? To musi być fascynująca historia. Ale niestety, tak jak mówiłam, trochę się spieszę na to spotkanie z moim idolem.
— Dobrze, już wychodzę…
I wtedy stało się coś, czego bałam się od samego początku.
Pan Zbyszek już miał zamykać drzwi, gdy nagle usłyszał z szafy znajome:
— A-a-a… psik!
Moje serce zaczęło bić jak dzwony na alarm, a nogi zrobiły się miękkie jak z waty. W głowie przetaczały się dziesiątki możliwych scenariuszy — żaden nie kończył się dobrze.
— Co to było? — zapytał lekko zaintrygowany pan Zbyszek.
— Ale… co, panie Zbyszku? — udawałam zdziwioną, jakbym nie miała pojęcia, o czym mówi.
— No to przed chwilą — dopytał, marszcząc brwi.
— Aaa… to ja. Jestem trochę przeziębiona. A-a-a… psik! — zagrałam tak dobrze, że prawie sama w to uwierzyłam. — Widzi pan?
— No faktycznie. Zażyj leki przed wyjściem i ubierz się cieplej, żebyś nie złapała zapalenia płuc… albo czegoś gorszego.
— Dobrze — odpowiedziałam z ogromną ulgą.
— Do widzenia.
— Do widzenia.
Gdy tylko zamknęłam drzwi, poczułam ogromną ulgę. Podeszłam do szafy i kopnęłam ją z całej siły.
— Wychodź, już sobie poszedł! — syknęłam.
— Myślałem, że nigdy nie wyjdzie… — jęknął Aleks, rozprostowując nogi.
— Masz szczęście, że cię nie znalazł, bo afera byłaby na sto fajerek — mruknęłam z udawaną surowością.
— A swoją drogą, coś w tej szafie zdechło — powiedział, trzymając się za nos z niezadowoloną miną.
— Tak, moja godność.
— Co? Jaka godność? — zapytał zdezorientowany.
— Nie ważne, i tak byś nie zrozumiał. Zamknij tę szafę, bo coś z niej naprawdę śmierdzi.
— Widzisz, sama mi rację przyznałaś.
— I co, mam ci teraz bić brawo?
— No nie! — Chyba ktoś tu wstał lewą nogą?
— No wiesz, nie codziennie widuje się wariatów nad swoim łóżkiem.
— Tylko nie mów „wariatów”. Nie będę przecież pokazywać, kto próbował mnie zabić… tą szafą.
— Dobra, skończ już z tą szafą. Lepiej powiedz mi, co ty tu właściwie robisz?
— Wczoraj wyglądałaś bardzo marnie, więc postanowiłem do ciebie zajrzeć.
— Dziękuję za troskę i wybaczam.
— Swoją drogą, masz zajebistą piżamę.
— Aleks, nie przeginaj — powiedziałam lekko podirytowana.
— No wiesz, jest taka czaderska.
— Haha, bardzo zabawne. To jedyna pamiątka po mojej mamie.
— Przepraszam, nie chciałem cię urazić — powiedział, zerkając na mnie z lekkim zakłopotaniem.
— Wybaczam i nie mam ci za złe — uśmiechnęłam się.
— Dobra, a teraz, jeśli pozwolisz, ubiorę się, bo nie chcę parodiować w piżamie.
Zabrałam swoje ubrania i wyszłam do łazienki, żeby się przebrać. Po chwili wróciłam do pokoju.
— No dobra, jakie mamy dziś plany? Co robimy?
— Zabieram cię na trening piłki nożnej.
— Co? Ty grasz w piłkę nożną?
— Tak, nie widać tego po mnie?
— Nie, wcale nie — odpowiedziałam z lekko zaszokowaną miną.
— No widzisz, teraz już wiesz.
— A teraz idziemy.
— Poczekaj, muszę teren obczaić.
Uchyliłam drzwi i rozejrzałam się po korytarzu.
— Czysto, chodź, wariacie.
— Ej, skończ z tym „wariatem”.
— No dobra.
— Uff, misja zakończona sukcesem — odetchnęłam z ulgą.
— No widzisz, nie zawsze pakuję nas w kłopoty.
— Prawie zawsze, ale dziś chyba mamy wielkiego farta.
— Dobra, chodź na śniadanie.
— Okej.
Poszliśmy na stołówkę.
— Co dziś, moja królowa, chce na śniadanie?
— Hm... Poproszę jajecznicę, bo w soboty raczej nie ma nic ciekawego na śniadanie.
— No dobrze, jajecznica raz dla mojej królowej.
— Idę zająć nam miejsce.
— Okej.
Gdy Aleks stał w kolejce po jajecznicę, zaczęłam mu się przyglądać i wracać myślami do wczorajszej sytuacji. Zadałam sobie pytanie, czy on naprawdę mnie kocha, czy to tylko przyjaźń. Nie zauważyłam, kiedy podszedł do stolika.
— Hallo? — powiedział, machając ręką przed moją twarzą.
— Co? — wyrwana z transu odpowiedziałam. — Zamyśliłam się, przepraszam.
— Ty nie przepraszaj, tylko jedz swoją jajecznicę.
— Dobrze.
— A swoją drogą, co cię tak trapi?
— Mnie nic, po prostu źle dziś spałam.
— Aha, okej.
Po śniadaniu poszliśmy do schowka po dwa rowery.
— Wiesz, muszę ci coś powiedzieć. Możesz się śmiać, ale nie umiem jeździć na rowerze.
— Co? Jakim cudem nie umiesz jeździć na rowerze w dzisiejszych czasach?
— Nie miał kto mnie nauczyć. Ojciec nie kwapił się, a mama nigdy nie miała czasu. Tak jakoś wyszło.
— Okej, rozumiem. W takim razie weźmiemy jeden rower, a ciebie na bagażnik.
— Zgoda — uśmiechnęłam się do Aleksa.
— Ale moja następna misja to nauczyć cię, ciamajdo, jeździć na rowerze.
— Zgoda, pod warunkiem, że z ciebie jest dobry nauczyciel.
— Sama się przekonasz wkrótce.
— A teraz wsiadaj… o, jeszcze kask!
Aleks złapał mnie za rękę i delikatnie założył kask na głowę. Gdy się zbliżył, mogłam głęboko spojrzeć w jego oczy. Miały piękny, zielony odcień. Pomyślałam, że mogłabym się w nich zakochać… albo w nich utonąć. Serce biło mi tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy z piersi. Tak się zapatrzyłam, że nie zauważyłam, jak mówił.
— Żyjesz? — spytał z uśmiechem. — Znów się zamyśliłaś?
— Tak… ale tym razem bardziej się zapatrzyłam — wyrwało mi się.
— Zapatrzyłaś się? Na co?
— Nieważne — westchnęłam.
— Okej, jak nieważne, to nieważne — mruknął, udając obrażonego.
— Mam nadzieję, że nie strzelisz focha jak księżniczka na ziarnku grochu.
— Nie, co ty… Nie śmiałbym się na ciebie obrażać. Po prostu jestem z natury bardzo ciekawski.
— Zauważyłam.
— No dobra, koniec gadania. Wskakuj na rower, zanim się rozmyślę.
I ruszyliśmy. Po piętnastu minutach byliśmy już na miejscu. Aleks poprosił mnie, żebym zeszła z roweru, a sam odprowadził go pod wiatę.
Stałam tam jak kołek w płocie więc postanowiłam się rozejrzeć. Teren był spory, a budynek ogromny. Wychyliłam głowę i zrobiłam kilka kroków. Ujrzałam boisko do piłki nożnej, obok kort tenisowy i boisko do koszykówki. Całość wyglądała bardzo zacnie — zaparło mi dech w piersiach.
— Idziemy? — zapytał Aleks.
— Idziemy — odpowiedziałam zaciekawiona.
— Ty tu naprawdę trenujesz? — spytałam.
— Tak, nie wierzysz?
— Nie, trochę mi do ciebie nie pasuje.
Aleks się zatrzymał i odwrócił w moją stronę. Zanim zdążył odpowiedzieć, uderzyłam go głową — byłam zamyślona i czekałam na jego słowa, a myśli błądziły gdzieś daleko. Złapał mnie za ramiona, a ja uniosłam głowę. Znów nasze oczy się spotkały. Moje nogi zrobiły się jak z waty, a ja zaczerwieniłam się na samą myśl o tym spojrzeniu.
— Dlaczego się czerwienisz? Zawstydziłem cię?
— Nie, po prostu jest dziś strasznie gorąco.
— Okej. A co według ciebie do mnie pasuje?
— Hm… bardziej taki styl, wiesz, łobuza. Bad boya.
— Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz, poznasz mnie lepiej.
— A kto wie, może się zakochasz? — powiedział Aleks z tajemniczym uśmiechem.
— W twoich snach. Śnij i żyj w tej swojej krainie.
— Nie zaprzeczysz, że gdy nasze oczy się spotkały, twoje serce biło szybciej.
— Jak ty to wiesz?
— Wszystko słyszałem. Chodź, ciamajdo, bo spóźnię się na trening.
— Już idę.
Przekroczyliśmy próg budynku, a ja znów byłam pod wrażeniem. Przy drzwiach stały automaty z wodą, izotonikami i zdrowymi przekąskami. Niedaleko wejścia były szatnie, na korytarzu pufy, a obok gablota z nagrodami i zdjęciami.
— Zaczekaj tu, muszę się przebrać. Nie pakuj się w kłopoty.
— A co, jestem małe dziecko, żebyś mi to mówił?
— Nie, ale znam cię i wiem, czego się spodziewać.
— Przysięgam, nie będę pakować się w kłopoty. Zadowolony?
— Bardzo. Idę.
Aleks zniknął, a ja podeszłam do gabloty i zaczęłam oglądać zdjęcia. Na jednym zobaczyłam małego Aleksa grającego jako dziecko — był słodki i uroczy. Nim zdążyłam zobaczyć więcej, Aleks pojawił się obok, jakby wyrósł z podziemi.
— Na co patrzysz?
— Na ciebie, jak byłeś mały — zaśmiałam się lekko.
— Bardzo zabawne — odparł lekko poirytowany.
— Byłeś słodki — wyrywało mi się.
— Dlatego się we mnie bujasz — uśmiechnął się.
— Nieprawda?
— Ja wiem swoje, ty swoje.
— Muszę zrobić zdjęcie temu zdjęciu, żeby mieć pamiątkę — powiedziałam z figlarnym uśmiechem.
— Nie pozwalam.
— Czemu?
— Bo nie.
— Jak mówię nie, to nie.
Wyciągnęłam telefon i chciałam zrobić zdjęcie, ale Aleks zabrał mi go, trzymając wysoko ponad moją głową. Skakałam i krzyczałam, żeby oddał.
— To nie fair, jesteś wielki jak dąb, a ja kurdupel!
— No i dobrze, przynajmniej mam przewagę nad tobą — odpowiedział zadowolony.
— To się jeszcze przekonamy! — krzyknęłam i kopnęłam go z całych sił prosto w nogę.
Aleks zwinął się z bólu, a ja odzyskałam telefon.
— Kto tu zaczął? — zapytałam, uśmiechając się.
— Auć, wariatka!
— Kurdupel, co potrafi postawić na swoim.
— Kurdupel z dużą siłą. Powinnaś grać w piłkę nożną.
— Masz niezły kop, jak na dziewczynę.
— Nic ci nie zrobiłam?
— Nie, mam ochraniacze, tylko lekko zabolało.
— Myślałam, że ci coś zrobiłam — odetchnęłam z ulgą.
— Teraz przedstawię cię drużynie.
— Co drużynie? A jeśli mnie nie polubią?
— Nie ma szans.
— Idziesz?
— Idę.
Razem z Aleksem udałam się na boisko. Szłam niepewnie, mózg podpowiadał zawrócić, ale nogi niosły dalej.
Po chwili zobaczyłam ogromne boisko pełne chłopaków kopiących piłkę i rozgrzewających się przed treningiem… a może meczem.
Nagle stanęłam, jakby ktoś wcisnął pauzę. Nogi odmówiły posłuszeństwa. Aleks zauważył to, chwycił mnie za rękę i poprowadził do drużyny.
To trochę mnie uspokoiło, ale gdy zbliżyliśmy się na tyle, że mogłam zobaczyć twarze chłopaków, zabrakło mi języka w gębie.
— A tobie co zabrakło języka w gębie? — zapytał Aleks.
— Haha, bardzo zabawne. Nic mi nie jest — odgryzłam się z uśmiechem.
— No to może wreszcie przedstawisz się moim kolegom? — ponaglił Aleks.
— Nie popędzaj mnie tak... — przewróciłam oczami. — Cześć, jestem Sabrina. Koleżanka tego jegomościa.
— Koleżanka? — jeden z chłopaków uniósł brew i spojrzał znacząco na Aleksa. — Taa, jasne…
—Tak . A co, zazdrościsz? — odparł Aleks z lekkim uśmiechem.
— Raczej jestem ciekawy, jak długo z nami wytrzyma — wtrącił inny, zerkając na mnie z ukosa.
— Spokojnie, ja tu tylko oglądam — odpowiedziałam, unosząc ręce w geście obronnym. — Nie zamierzam wam przeszkadzać.
— To dobrze — mruknął ktoś z tyłu. — Bo tu się dzieją rzeczy dla ludzi o mocnych nerwach.
— Domyślam się- odparła Sabrina.
— Idź usiąść na ławkę, zaraz przyjedzie trener — powiedział Aleks, wskazując głową w stronę rzędu ławek przy boisku.
— A on taki straszny? — spytałam półżartem.
— Straszny? — Aleks uśmiechnął się krzywo. — Powiedzmy, że ma swój... styl.
— Styl w sensie „przyjazny i miły dla nowych”? — dopytałam, unosząc brew.
— Bardziej „krzyczy głośniej niż gwizdek sędziego” — wtrącił jeden z chłopaków, a reszta parsknęła śmiechem.
— Okej… to chyba pójdę już na tę ławkę — mruknęłam, udając, że się chowam.
Usiadłam i rozejrzałam się po boisku. Od razu przypomniały mi się naprawdę dobre czasy, gdy sama trenowałam piłkę nożną. Wtedy jeszcze moja rodzina była w miarę normalna, a ja mogłam spędzać całe dnie na boisku, doskonaląc swoją pasję. Dlaczego zrezygnowałam? Cóż… kiedy ojciec zostawił mamę, nagle zaczęło brakować pieniędzy na cokolwiek, a treningi były pierwszą rzeczą, z której musiałam zrezygnować. Szkoda, bo byłam w tym naprawdę dobra.
Siedziałam tak dłuższą chwilę, pogrążona w myślach, jednocześnie obserwując chłopaków kopiących piłkę. Nagle z tego transu wyrwał mnie głośny ryk silnika, który rozniósł się po całym boisku.
— Oho, nadchodzi godzina prawdy — rzucił ktoś z boiska, a reszta zaczęła szeptać między sobą.
Zza rogu nagle wyłonił się bardzo stary samochód, chyba Peugeot, który miał już dawno za sobą swoje najlepsze lata. Był czarny, a maskę miał lekko zardzewiałą. Lampy były strasznie pożółkłe — wiecie, takie jak w aucie starej babci, chyba wiecie, o co chodzi. Chłopaki przestali grać, jakby czas stanął w miejscu, i zaczęli patrzeć w stronę samochodu, jakby właśnie podjechał selekcjoner kadry narodowej.
Drzwi od strony kierowcy otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem i wysiadł z nich wysoki facet w sportowej bluzie z kapturem.
— No, to się zacznie… — mruknął Aleks pod nosem, podchodząc do mnie.
— Kto to? — zapytałam szeptem.
— Trener. Tylko proszę cię, siedź cicho i nic nie mów.
— Kojarzę tego człowieka — odezwałam się nagle, bo coś mnie olśniło.
— Jakim cudem możesz kojarzyć naszego trenera? — zapytał z zaciekawieniem Aleks.
— Nieważne, chyba się pomyliłam — odparłam, udając głupią.
— Okej, idę.
— Spoko.
Nie mogłam mu powiedzieć prawdy — że znam jego trenera, bo kiedyś był też moim trenerem. Wolałam zachować to w tajemnicy, lecz nie udało się. Trener natychmiast rozpoznał mnie, gdy siedziałam na ławce.
— Witaj, Sabrino. Co ty tu robisz? — odezwał się z lekkim uśmiechem.
— Witam, trenerze. Miło cię znowu zobaczyć po tylu latach — odpowiedziałam, starając się zachować spokój.
— Wy się znacie? — zdziwił się Aleks, patrząc na nas zaskoczony.
— Tak… — przyznałam, nieco zmartwiona, bo wiedziałam, że wpadłam.
— Chwila, jak to możliwe? — zdziwił się Aleks, wciąż nie do końca rozumiejąc, o co chodzi.
— No widzisz, nikomu tego nie mówiłam, ale kiedyś grałam w piłkę nożną — właściwie do dziewiątego roku życia — odpowiedziałam cicho.
— Serio? I nic mi nie powiedziałaś? — zdziwił się Aleks, wyraźnie zaskoczony.
— No, nie pytałeś, to i ja milczałam — uśmiechnęłam się lekko.
Aleks usiadł na ławce, kompletnie zaskoczony, a chłopaki z jego drużyny wymienili między sobą zdziwione spojrzenia.
— Sabrina była jedną z bardziej utalentowanych moich podopiecznych — dodał trener z lekkim uśmiechem.
— Trenerze, nie zawstydzaj mnie — odparłam skromnie. — Wcale nie grałam tak dobrze.
— Chcę zobaczyć, jak grasz. Jestem tego bardzo ciekawy — powiedział Aleks, pełen entuzjazmu.
— Chcesz dołączyć, Sabrino? — zapytał trener.
— Ale ja nie mam stroju ani butów, jestem kompletnie nieprzygotowana.
— Nie szkodzi, mam zapasowy strój, w razie czego — odpowiedział trener.
— A buty? — zapytałam niepewnie.
— Ja mam! — przemówił nagle Aleks.
— Okej, ale nie wiem, czy po tylu latach nadal umiem grać — powiedziałam zmartwiona.
— Dasz sobie radę, wierzę w ciebie — dodał Aleks, próbując dodać mi otuchy.
— Dzięki — odpowiedziałam z uśmiechem.
— Chodź, zaprowadzę cię do szatni, a trener da ci strój.
— Idziemy — powiedziałam pewnie.
Weszłam do szatni, a Aleks przed wejściem podał mi swoje buty. Miałam wrażenie, że razem z nimi wróciły też dawne wspomnienia. Bardzo się cieszyłam z powrotu na boisko, chciałam wręcz skakać z radości.
Gdy już się przebrałam, spojrzałam na siebie w lustrze w szatni i nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło. Splątałam włosy w kucyk, zebrałam się na odwagę i wyszłam z szatni.
Przed drzwiami czekał na mnie Aleks. Gdy mnie zobaczył, kopara mu kompletnie opadła.
— Wyglądasz… no, wiesz, chyba nie muszę tego mówić — powiedział z lekkim zawstydzeniem.
— Wyglądam jak…? — postanowiłam się z nim trochę podroczyć.
— No wiesz… — odpowiedział niepewnie.
— Nie wiem — zaśmiałam się.
— Wyglądasz pięknie — w końcu zebrał się na odwagę, by to powiedzieć.
— Dziękuję — odpowiedziałam, uśmiechając się do niego.
— A my sobie później pogadamy — odezwał się stanowczo.
— Dobrze, a teraz chodź, bo czekają za nami.
— Idę — powiedział z wielkim uśmiechem.
Wróciliśmy z powrotem na boisko. Trener od razu wybrał mnie na kapitana jednej z drużyn, a Aleksa na kapitana drugiej.
— Ale trenerze, przecież ona jest dziewczyną — rzucił z końca wysoki Kuba.
— I co z tego? — trener odbił piłkę do Kuby z mocnym przesłaniem. — Miała lepsze wyniki niż wszyscy i niejednemu z was dziś skopię tyłek.
— Nikogo nie dyskryminujcie i nie przekreślajcie, bo najważniejsze na boisku są umiejętności i wiedza — dodał trener.
— Dobrze, trenerze, już rozumiem, co masz na myśli — przyznał Kuba.
— A teraz, kapitanowie, wybieracie członków drużyny — odpowiedział trener.
I tak zaczęło się wybieranie składu. Gdy już to zrobiliśmy, miałam chwilę, by lepiej poznać zespół — ich mocne i słabsze strony oraz dowiedzieć się, na jakich pozycjach obecnie grają.
Kuba — bardzo wysoki, zawsze uśmiechnięty. Można powiedzieć, że to taki trochę śmieszek drużynowy. Zawsze lubi podnosić drużynę na duchu — przynajmniej tak wynika z moich obserwacji i rozmowy z nim.
Następny jest Maks — nieco roztrzepany i nie wygląda na zorganizowanego. Zawsze chodzi gdzieś z głową w chmurach. Ale w piłkę nożną wkłada całe swoje serce, poza tym jest świetnym napastnikiem, a przynajmniej mogę mu uwierzyć na słowo.
Beniamin — świetny bramkarz. Obserwowałam go trochę podczas rozgrzewki, gdy chłopaki ćwiczyli. Jest strasznie cichą osobą, ale co można mu przyznać, to że świetnie odnajduje się w roli bramkarza.
Norbert — zawsze uśmiechnięty od ucha do ucha. Taki z niego typowy wojownik, taki zagrzewacz do walki. Po jego posturze można powiedzieć, że jest raczej bardzo silną osobą. Wiecie, taki trochę ochroniarz drużyny, ale jest też lekko narwany — strasznie szybko wpada w złość. A przynajmniej tak wywnioskowałam z tego, co widziałam. Ale jest świetnym skrzydłowym.
Postanowiłam, że sama też się rozgrzeję. Gdy weszłam na boisko, poczułam na sobie milion spojrzeń. Serce waliło mi jak oszalałe, a nogi nagle chciały mnie zaprowadzić z powrotem do wyjścia.
Chłopaki nadal obserwowali mnie uważnie, a ja starałam się nie pokazać, jak bardzo się stresuję. Wzięłam głęboki oddech, próbując zebrać myśli i choć trochę się rozluźnić.
— No, no, wygląda na to, że mamy nową gwiazdę — zażartował Kuba, szeroko się uśmiechając.
Jego słowa sprawiły, że trochę się rozluźniłam i byłam nastawiona na skopanie kilku tyłków.
— To teraz pokaż, co potrafisz — dodał z przekąsem Norbert, który podszedł bliżej, mierząc mnie wzrokiem.
— Nie przejmuj się — rzucił Maks z lekkim uśmiechem, który jak zwykle wyglądał na lekko zamyślonego. — Każdy kiedyś zaczynał.
Piłka leciała w stronę bramki niczym torpeda, lekko podkręcona, jakbym celowała w róg. Beniamin rzucił się do obrony — a ja wstrzymałam oddech.
Na szczęście piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki.
Chłopakom opadła kopara — wpadli w zachwyt nad moją techniką.
— No jak na kogoś, kto nie trenował tyle czasu, całkiem nieźle kopiesz — dodał zachwycony Norbert.
— To pierwszy raz, jak Beniamin nie wiedział, co się dzieje — dodał Kuba.
— Tak, to prawda, co mówi Kuba. Na pewno z tobą wygramy ten mecz.
— Dziękuję, chłopaki, za miłe słowa — odpowiedziałam z uśmiechem.
Nagle usłyszałam gwizdek trenera.
— Koniec rozgrzewki! Czas na mecz! — krzyczał.
I tak rozpoczął się mecz, który zapamiętam do końca życia. Już w pierwszej minucie gry wbiłam gola. A co najważniejsze — moja drużyna wygrała.
Po końcowym gwizdku chłopaki zaczęli mnie podrzucać do góry. Cieszyli się jak szaleni, że wygraliśmy. Mnie z kolei rozpierała duma, że mogłam poprowadzić tak wspaniałą drużynę do zwycięstwa. Po tylu latach znów postawiłam nogę na boisku — i co jeszcze lepsze, zagrałam oraz skopałam tyłek Aleksowi i całej jego ekipie. Po wszystkim udałam się do szatni wraz z Aleksem, ale nagle w połowie drogi zatrzymał nas trener.
— Sabrino, dobra robota na boisku! — powiedział z uśmiechem. — Ale pamiętaj, że to dopiero początek. Musisz jeszcze dużo pracować.
— Ale trenerze, czy to znaczy, że jestem częścią drużyny? — zapytałam z wielkim niedowierzaniem.
— Tak, Sabrino, chcę cię mieć w drużynie — odpowiedział stanowczo trener.
— Ale trenerze, ja nie mam pieniędzy na treningi — powiedziałam smutnym głosem.
— Pieniądze się znajdą, choćbym miał nawet płacić z własnej kieszeni, tak jak Aleksowi — dodał trener.
— Nie, to dla mnie za dużo. Nie mogę tak pana obciążać — próbowałam zaprotestować.
— To nie podlega dyskusji. Jesteś w drużynie i koniec — odparł stanowczo.
— Dobrze, dziękuję, trenerze.
— Nie ma za co dziękować. Wiem, jak ci ciężko. Byłem na pogrzebie twojej mamy i znam twoją sytuację. Nie mogę pozwolić, żeby twój talent się zmarnował.
W tym momencie emocje wzięły górę. Łzy szczęścia zaczęły płynąć po moich policzkach. Mocno przytuliłam trenera, a potem Aleksa. Domyślałam się, że to on maczał w tym palce, bo widziałam, jak rozmawiał z trenerem po meczu. Jeszcze długo stałam wtulona w Aleksa. Chyba mu się to podobało, bo nie protestował — trzymał mnie spokojnie, jakby chciał dać mi znać, że wszystko będzie dobrze.
— Dziękuję — odpowiedziałam radośnie.
— Mi dziękujesz? A za co? — udał głupka.
— Wiem, że maczałeś w tym palce.
— Co? Ja nic na ten temat nie wiem — odparł, marszcząc jedną brew.
— Ale ja wiem i to mi wystarczy.
— Idziemy? No chyba że dalej chcesz mnie dusić.
— Co? Ja cię nie duszę! Dopiero mogę zacząć.
— O nie, co to, to nie — odpowiedział stanowczo.
— To chodź.
I tak udałam się do szatni wraz z Aleksem — on do swojej, ja do swojej. Usiadłam na ławce i nadal nie mogłam uwierzyć, że znów mogę spełnić swoje marzenie z dzieciństwa. Moim marzeniem było — i nadal jest — dostać się do najlepszej sportowej szkoły w kraju i rozpocząć karierę.
A przede wszystkim… chyba się zakochałam. I chyba domyślacie się w kim. Ale nie mogę mu wyznać prawdy — przynajmniej na razie. Strasznie się boję, że mogłabym go stracić, tak jak straciłam mamę.
Długo siedziałam tak na ławce, chyba z godzinę. Aleks już zaczynał zapuszczać korzenie, gdy nagle zawołał:
— Gotowa!? — krzyknął.
— Nie jeszcze! — odkrzyknęłam.
— To przestań się guzdrać i ubieraj się, bo obiad czeka na nas w sierocińcu! — odpowiedział z lekką złością.
— Dobrze… — powiedziałam, przebrana, i oddałam mu jego buty.
— No nareszcie! Księżna się wyłoniła — powiedział podirytowany.
— Tylko nie „księżna”, wypraszam sobie! — odparłam, również poirytowana.
— Ile można ciebie czekać? Całe dziewczyny się pindrzą i pindrzą…
— Cali faceci tylko narzekacie i narzekacie. Normalnie jakbym widziała siebie podczas okresu — odpowiedziałam, lekko się śmiejąc.
— No i to jest cała Sabrina, królowa odzywek.
— No i to jest cały Aleks, król narzekania. Masz coś jeszcze dopowiedzenia?
— Nie, chyba nie.
— To teraz idź, mój szoferze, po nasz pojazd, bo moje nogi dziś chyba odpadną.
Tak jest moja pani- Dodał Aleks uśmiechając się.
Gdy Aleks przyprowadził rower udaliśmy się prosto do sierocińca. Zjedliśmy obiad i całą resztę dania spędziłam w pokoju czytając naprawdę dobrą książkę...
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.