Miłość sensem życia cz. 66

Miłość sensem życia cz. 66Blondynka siedziała na swoim łóżku i czesała długie, jasne włosy. Była pora obiadowa, ale nie chciała jeść. Karmiła się wspomnieniami z dzieciństwa, gdy wszystko miało barwę tęczy, z każdej strony dobiegał śmiech jej rodzeństwa, bawiącego się w ogródku. Nikt się nie sprzeczał, nie pluł w twarz, jak to było dziś… Westchnęła cicho, mając przed oczyma te radosne uśmiechy sprzed lat, roześmiane oczy, kolorowe stroje. Porównała je z dzisiejszym obrazem, który nie był odzwierciedleniem teraźniejszości... Niestety… Dzień w dzień widziała jedynie usta zaciśnięte w cienką kreskę, smutne spojrzenie i czarne, żałobne ubiory… Głęboko wciągnęła powietrze, chcąc upewnić się, czy ma, czym oddychać. Miała wrażenie, że niektórzy ludzie marnują tlen swoją egzystencją. Czasem, słysząc wrzaski z gardła siostry, miała ochotę wyjść i nie wracać. Nie chciała znać Leokadii. Teraz, gdy siedziała sama pośród czterech ścian, zastanawiała się, dlaczego zadrżała razem z nią, gdy wpadła jej w ramiona i błagała ją rozpaczliwie o uratowanie życia, choć… ona nie chciała żyć… Matczyne serce zabiło mocniej i powiedziało, że musi być na tym świcie dla dziecka… którego obecność ją boli: to spojrzenie, te włosy, ta dłoń…  
    Otylia przejrzała się w lustrze, zastanawiając się nad tym, kogo wysłać do zamku siostry. Chciała, by był to człowiek zaufany, mądry i nie rzucał się w oczy swoim zachowaniem, czy też wyglądem. Znała Leokadię i wiedziała, że jest bystra.  
-Duygu, Duygu… Biedna dziewczyna…- westchnęła ciężko, chowając twarz w dłoniach. Była zmęczona tym, co się działo w jej rodzinie.  
    Nadal miała za złe ojcu jego pełne nienawiści myśli. Nie chciała, by był aż tak sprawiedliwy, by zabić własne dziecko. Przerażało ją to. Zasypiając, słyszała jego groźny głos, rozkazujący jej odejść i nie wracać do tego tematu. Leokadia była jej siostrą. Nie kochała jej, tak jak kiedyś, ale w ich żyłach, płynęła ta sama krew. Córka króla pokiwała jednak głową, sądząc, że lepiej, gdy nie ma tu królewny. „Wyrok musiał zapaść. Siostra wyjechała. Teraz pozostało przeszkodzić jej w kontakcie z Emmą”- pomyślała, mając zamknięte oczy. Była tak zmęczona, że myślała, iż zaśnie na stojąco. Na szczęście do drzwi jej komnaty zapukał strażnik. Siedemnastolatka podskoczyła, słysząc niespodziewany dźwięk. Okryła się dokładniej cienka pelerynką w kolorze malin, którą miała na ramionach. W zamku było dosyć zimno, nieustannie padał deszcz, co Otylia interpretowała, jako łzy chmur, niemogące patrzeć na cierpienie świata. Myślała jak matka. W tym były najbardziej podobne- rozważały pewne sprawy dokładnie tak samo, trochę inaczej, niż wszyscy: dojrzale, bez przesady, na spokojnie i przede wszystkim- ludzko, nie wymyślając niestworzonych historii. Ludzka fantazja nie zna granic…
-Proszę!- zawołała zachrypniętym głosem, gdyż od dłuższego czasu z nikim nie rozmawiała.
     Strażnik wszedł i pokłonił się przed jej wysokością w pas:
-Pani… król chce cię widzieć. Powiedział, że to ważne.
    Otylia westchnęła ponownie. „Cóż to za ważne sprawy?”- zaczęła rozmyślać, o co może tym razem chodzić, ale stwierdziła, że to nie ma sensu i poszła do ojca. On czasem chciał jedynie ją zobaczyć, by mieć powód do uśmiechu. I to była dla niego najważniejsza sprawa, nic innego się nie liczyło, jak tylko zobaczyć swoją piękną córkę.  
    Blondynka weszła do środka i zastała ojca, stojącego do niej tyłem. Wpatrywał się w płomień, tańczący w kominku, jakby widział ducha. Nie zwrócił uwagi na trzask i skrzypnięcie, otwierających się drzwi. Dopiero powitanie Otyli przywróciło go do rzeczywistości:
-Ojcze, witaj! Co się stało, że mnie wezwałeś?
    Edward odwrócił się do niej z promiennym uśmiechem na twarzy. Nie mógł zareagować inaczej. Tak bardzo przypominała matkę…
-Moja, kwitnąca, różo. Podejdź.- zaprosił ją delikatnym głosem. Dziewczyna podeszła do niego z gracją, jak to miała w zwyczaju.
-To coś złego?- spytała, nie mogąc nic wyczytać z jego wyrazu twarzy. Wpatrywała się w jasnoniebieskie oczy ojca, jak w niebo pełne gwiazd, wypatrując nowych kształtów.  
-Nie, spokojnie.- ujął jej dłonie- To sprawa niecierpiąca zwłoki. Muszę z tobą omówić sprawy ślubu.  
    Otylia prawie dostała zawału, gdy usłyszała słowo „ślub”. „Jak to?! To już?”- zdziwiła się w duszy. Zamrugała powiekami, by już o tym nie rozmyślać.
-Widzę, że jesteś w lekkim szoku, moja córko…- zaśmiał się serdecznie- Dokonałem zapewne trafnego wyboru w oparciu o rady wiernych mi Panów.  
-Ależ, ojcze…- wydusiła, nie mogąc wyjść z podziwu, jak ten czas płynie- Wiem, że to musi się kiedyś stać…
-I to już za kilka miesięcy, Otylio. Nie kiedyś, lecz już niedługo.- poprawił ją delikatnie.  
-Tak szybko?!- zawołała coraz to bardziej zaskoczona.  
-To odpowiedni kandydat. Usiądźmy i porozmawiajmy na spokojnie.- spoczęli na poduchach i spojrzeli sobie głęboko w oczy.
-Kim jest ten mężczyzna?
-To Pan Sebastian. Ma trzydzieści lat i jest magnatem. Jego ojciec przez wiele lat służył wiernie w wojsku, dowodził w bitwach i zwyciężał o wiele więcej razy, niż ponosił klęski. Sebastian nigdy nie miał do czynienia z kobietami, jeśli to cię martwi.  
    Otylia nie lubiła rozmawiać z ojcem na takie tematy, więc odwróciła głowę w bok, lekko się czerwieniąc. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby w tym wieku mieć dziecko.
-Ojcze, a jaki on jest? Jaki ma charakter?- spytała, nie bez powodu młoda dziewczyna. Nie chciała być drugą Leokadią, gdyby nie miała wyjścia, bo z natury była spokojna…
-Otylio…- ojciec zrozumiał jej podtekst- To rozsądny, spokojny mężczyzna. Jako że jest mężczyzną, zajmującym ważne stanowisko, jest odważny. Ty jednak nie musisz się go bać. Nie skrzywdzi cię, mogę ci to obiecać. Jeśli zawini, straci życie.  
    Blondynka spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma na wieść, że jest gotów pozbawić go życia. „Jeszcze go nie poznałeś, a już wysyłasz go na śmierć…”- pomyślała przerażona. Ojciec coraz częściej kazał odprowadzić ludzi pod topór kata, do lochów, czy też na rozerwanie końmi… Nie miał litości, był żądny krwi. Dzieci miały powody do bycia pewniejszym siebie, lecz czy miały powód do dumy, gdy ludzi patrzyli na nich, jak na obcych?... Nieznajomych?... Z przerażeniem w oczach?…  
-Ojcze… Nie bądź aż tak okrutny…- wydusiła.
-Miejmy nadzieję, że nie będę musiał tego robić. Jeśli jednak nie będę miał wyjścia, zrobię to, bez mrugnięcia okiem!- odparł oschle Edward, patrząc córce hardo w oczy- Jesteś dla mnie bezcenna, Otylio. Pragnę twego szczęścia.  
-Zmieńmy temat, dosyć śmierci…- machnęła ręką, czując, że kręci jej się w głowie.  
-Jutro ma się tu zjawić. Chcesz go poznać, jeśli to prawda, co o nim mówią?
    Siedemnastolatka głośno przełknęła ślinę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Trochę bała się tego spotkania. Zgodzić się, czy nie? Jeśli zostanie jego żoną, dobrze byłoby go poznać wcześniej. A jeśli się rozczaruje? Wiele pytań krążyło jej w głowie.  
-Tak… Byłoby dobrze, gdyby przyszedł…- szepnęła nieśmiało.  
-Sebastian przybędzie jutro wczesnym rankiem, bądź gotowa.- monarcha uśmiechnął się promiennie. Dziewczyna jedynie skinęła głową.

*****Następnego dnia, rano…*****

    O świcie pod zamkiem Wartonów, dało się słyszeć tętent końskich kopyt. Zgodnie z zapowiedzią, na rozkaz króla przybył Pan Sebastian. Zabrał ze sobą pięciu młodych mężczyzn, którzy niedawno wstąpili do wojska władcy. Chciał, by nabrali doświadczenia i poznali okolice, gdyż na przejażdżki konne w ogóle nie mieli czasu. Liczyła się sztuka walki i sprawność fizyczna na polu bitwy. O to trzydziestoletni mężczyzna dbał najbardziej, bo jego ojciec uważał to za jeden z głównych punktów do zostania dobrym wojownikiem.  
    Magnat zeskoczył lekko ze swego karego rumaka i poklepał go przyjacielsko po pięknym łbie. Zdjął czarne rękawiczki i podał jednemu z młodych chłopców. Poprawił elegancką, czerwono krwistą koszulę i głęboko wciągnął powietrze. Jego szare oczy prześledziły jasne, bezchmurne niebo. Przeczesał gęste, czarne włosy, by wyglądać dobrze. Był mężczyzną o szerokich, silnych ramionach i średnim wzroście. Pogłaskał się po wspaniałym, męskim zaroście i wszedł do zamku, rozkazując żołnierzom pilnować koni.  
    Magnat zachwycał się bogactwem, jakie ujrzał w domu władcy. Nie dało się nie zauważyć imponującej fontanny, która stała w wielkim pomieszczeniu o jasnych ścianach. Podobały mu się bogato zdobione dywany, złote naczynia i lśniące podłoże. W zamku panowała grobowa cisza, ani żywej duszy. Dopiero, gdy prawie dotarł do komnaty monarchy, jego oczom ukazał się zarządca haremu.  
-Witaj, Dawidzie!- Sebastian przywitał go serdecznie, swoim charakterystycznym, miłym dla ucha, głosem.
-Miło cie widzieć, Panie.- eunuch uśmiechnął się lekko, schylając nisko głowę.  
-Król mnie wezwał. O co chodzi?- spytał całkiem poważnie.
-To nic złego…
-To ponoć ważne.- przerwał mu ciekaw, co takiego się stało- Mam nadzieję, że to nic złego.
-Wręcz przeciwnie!- zapewnił go kastrat- Chodźmy już, Panie. Władca nie może czekać!
    Przeszli dosłownie kilka metrów i magnat powoli, na trzęsących się nogach, niepewnie przekroczył próg komnaty Edwarda. Po tym, jak cały kraj usłyszał, że władca posłał własną córkę na tak okropną śmierć, miał powody do obaw. Ukłonił się nisko, widząc, że jego wysokość siedzi na tronie i przygląda mu się z zaciekawieniem.  
-Zbliż się.- powiedział czterdziestoośmiolatek, nie odrywając od niego wzroku. Trzydziestolatek zadrżał, słysząc ten męski głos i widząc władcze spojrzenie. Podszedł, uklęknął i ucałował dłoń panującego mężczyzny z szacunkiem. Edward podniósł dłoń, na znak, że magnat może powstać, co też zrobił bez sprzeciwu.- Więc to ty jesteś Sebastian… Wyrosłeś.- wyznał, przypomniawszy sobie małego chłopca o niezbyt dobrze ułożonej fryzurze i chudych rączynach. Szlachcic skinął głową z lekkim uśmiechem na twarzy.- Nie bój się. Nie wezwałem cię po to, by się nad tobą znęcać.  
-Słyszałem, że to ważna sprawa, panie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by ci pomóc.- rzekł odważnie Sebastian, na co król uśmiechnął się serdecznie:
-Nie ma powodu do obaw, jesteśmy bezpieczni. Obejdzie się bez wojska.
-Więc… o, co chodzi, jeśli mogę spytać?…- trzydziestolatek czuł się niepewnie, jak w nie swojej skórze.
-Szambelan, Pan Fryderyk twierdzi, że jesteś odważnym, mądrym i szlachetnym człowiekiem. Dobrze się zachowujesz, nie przyniosłeś większego wstydu rodzinie i mojemu państwu. Z pewnością jesteś, też doskonałym przywódcą, jak twój ojciec.  
-Panie… zawstydzasz mnie…- rzekł ledwo słyszalnie, biorąc sobie do serca słowa uznania, które padły z ust króla. Czuł się dobrze z tym, co do niego dotarło.
-Wywnioskowałem, zatem, że jesteś doskonałym kandydatem na męża mojej córki, Otylii.- Edward przyglądał mu się z ciekawością.  
    Sebastian spojrzał na władcę szeroko otwartymi oczyma, nie wierząc, w to, co usłyszał. To zdanie odbijało się echem w jego głowie i nie wiedział, czy to sen, czy może naprawdę stoi przed władcą i z nim rozmawia. Zamrugał kilka razy, by powrócić do rzeczywistości i głęboko wciągnął powietrze, czując jak robi mu się duszno.
-Pa… panie… ja… ja…- trzydziestolatek nie mógł nic z siebie wydobyć.
-Ślub odbędzie się za kilka miesięcy.- przerwał mu Edward, unosząc brwi.  
-Wasz królewska mość…- magnat upadł mu do stóp i ucałował jego dłonie. Spojrzał nieśmiało na moment w jego jasne oczy i wyznał:
-To dla mnie zaszczyt.  
-Powstań, Sebastianie.-  panujący mężczyzna pokiwał głową z uznaniem. Szlachcic wstał powoli z klęczek.  
-Panie, nie zasmucę twej córki, jest twym największym skarbem. Będę ją chronił za cenę własnego życia.  
-Mam taką nadzieję. Jeśli nie spełnisz swej obietnicy, zrobię z tobą to, co będę chciał.- Edward wbił w niego swoje zabójcze spojrzenie, przyprawiające o dreszcze, które pojawiły się nawet u Sebastiana. Dostał gęsiej skórki i stał, jak słup soli. Jeszcze to do niego nie dotarło.
-Nie zawiodę, wasza wysokość.
-Moja córka chce cię poznać. Czeka w ogrodzie.
    Trzydziestolatek uśmiechnął się lekko, zaskoczony tym, że królewna pragnęła się z nim widzieć. To była ogromna ulga. Nie sądził, że władca może kłamać. Ukłonił się nisko i powoli opuścił jego komnatę z szerokim uśmiechem na twarzy.

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2365 słów i 13031 znaków.

3 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę ktoś widzę lubi żyć we wspomnieniach

    31 maj 2020

  • Duygu

    @Margerita Wspomnienia to część naszego życia. Są te dobre i te złe flashbacki. Dziękuję :)

    31 maj 2020

  • Fanka

    Mam Kochana nadzieje ze w końcu trochę dobrych nowin ;) A cóż Sebastian wydaje się dobrym mam nadzieję człowiekiem;)

    4 mar 2018

  • Duygu

    @Fanka Oby to była dobra nowina  :)  Oby Sebastian nas nie zawiódł.  :rotfl:   :kiss:

    4 mar 2018

  • Fanka

    @Duygu Oj nie mam nadzieję że jednak bedzie dobrze bo za dużo tego nie dobrego :ap

    4 mar 2018

  • Duygu

    @Fanka  <3

    4 mar 2018

  • Fanka

    @Duygu  <3

    4 mar 2018

  • Somebody

    Sebastian zapowiada się wspaniale. No no, czyżby szykował się płomienny romans, z rodzaju tych, które tygryski lubią najbardziej? Hihi, czekam niecierpliwie  :kiss:

    4 mar 2018

  • Duygu

    @Somebody Oj, tak  :D  Hmm, być może tygryski się zlecą  :lol2:   ;)  Postaram się dodać kolejną część w tym tygodniu.  :kiss:

    4 mar 2018

  • Somebody

    @Duygu Wspaniale  <3

    4 mar 2018