Miłość sensem życia cz. 41

Miłość sensem życia cz. 41Osiemnastolatka siedziała roztrzęsiona przy biurku i próbowała sklecić sensowne zdanie, które miało przekonać Emmę, by wróciła i jej pomogła. Potrzebowała jej, jak niemowlę matki. Nie wyobrażała sobie, że zrobi bez niej krok do przodu. Przyszła matka została sama. Na własne życzenie, co dotarło do niej, gdy męczyła się z własnymi myślami, sumieniem. Jak miała poinformować sojuszniczkę, że była brzemienna? Tak po prostu, prosto z mostu? Emma doskonale znała prawdę... Wiedziała, że małżeństwo mogło mieć dzieci. Leokadia miała zaufanie do żony swojego brata. Dzięki temu, że Emma umiała trzymać język za zębami, wszyscy żyli w kłamstwie, a królewna ocaliła skórę. Córka króla ponownie zamoczyła pióro w czarnym, jak zimowa noc, atramencie, mimo że nie napisała ani słowa.
-Co mam rozbić?- spytała sama siebie.  
   Wszystkie plany legły w gruzach. Miała umrzeć, a przynajmniej ona tak chciała. Świat widziałaby w lepszych barwach, mimo że po śmierci widzie się mniej. Dlaczego? Jeśli trafisz do nieba, nie zaznasz bólu, tęsknoty, smaku łez. Zapomnisz o tym. Leokadia miała dość piekła na ziemi. To samotność i ciężar, jakim była ciąża, spowodowały, że miała ochotę ze sobą skończyć.
   Zaczęła pisać, gdy nagle otworzyły się drzwi i weszłam powoli do jej komnaty. Rozejrzałam się, by zobaczyć gdzie właściwie jestem. Jeszcze u niej nie zagościłam. W sumie... miałam powód? Teraz był doskonały moment, by nadrobić zaległości...
-Pani...- ukłoniłam się przed nią nisko. Jej wysokość nie odwróciła głowy, ani nie nie spojrzała na mnie kątem oka. Choćby złośliwie, ale... nic. Może chciała, bym poczuła się niepotrzebna, przelotna?
-Czego chcesz?- spytała po chwili zachrypniętym głosem, wstając z krzesła.
-Jak to?- zdziwiłam się fałszywie- Chciałam ci pogratulować.
-Daj spokój- pokręciła zniecierpliwiona głową- Nie masz nic innego do roboty? Lepiej pilnuj córki.
   Nerwowo przełknęłam ślinę, patrząc na nią uważnie. No, tak... najpierw Emma, teraz ona. W tamtym momencie kobieta, jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu, że współdziała z żoną Chrystiana i knują coś przeciwko mnie.  
-Pilnuję. Mam swoich ludzi- zapewniłam, raczej samą siebie. Każdy wystraszyłby się, jeśli chodzi o własne dziecko, niezależnie od tego jaką wróg ma siłę.
-Rozumiem- królewna uśmiechnęła się kpiąco- Ja również.
-Nie wątpię- odwzajemniłam, równie kpiący uśmiech, patrząc jej w oczy- Na przykład pan Fryderyk... Zapomniałaś, jednak że skończył działalność z Emmą...- zaczęłam do niej podchodzić. Stanęłam obok biurka i spojrzałam na list. Przeczytałam pierwsze linijki i zadrwiłam z niej w duszy. Ta bezradność... słodko- Ten związek był bezowocny- ciągnęłam swoją wypowiedź- Myślisz, że teraz coś z tego będzie?
-Dlaczego mnie o to pytasz?- nerwowo przełknęła ślinę- Sądzisz, że...
-Nie udawaj, pani- wywróciłam oczyma- Każdy widzi to, co chce zobaczyć. Pomodlę się, by twoje dziecko na tym nie ucierpiało?
-Na czym?- zacisnęła wargi.
-Na pochopnych działaniach matki, złych relacjach małżeńskich i... braku miłości z twojej strony- wymieniłam, biorąc list. Pokazałam go Leokadii, by jeszcze bardziej ją zdołować- To dowód na moje słowa. Jesteś słaba- ostatnie słowo wypowiedziałam powoli i cicho- Jestem twoim sumieniem. Masz wiele złych ruchów na swoim koncie. Nie pomogę ci. Lepiej żyj ze mną w zgodzie.
-A gdzie twoje: "niech każdy zajmie się sobą"?- zakpiła, przerywając mi z wrednym uśmieszkiem.
-Zajmuję się sobą- zgniotłam list na małą kuleczkę- Chronię córki. Urodziłam ją i tylko Bóg ma prawo mi ją odebrać. Ty nie masz z Nim żadnych szans. Możesz poruszyć niebo i ziemię, ale ona będzie żyła!- wycedziłam wszystkie te słowa przez zaciśnięte zęby i rzuciłam osiemnastolatkę papierem- Jeszcze jeden twój nieostrożny, nieprawidłowy ruch, a książę Chrystian wszystkim się zajmie. Wątpię, aby ktokolwiek z rodziny ci pomógł. Zostałaś sama- odwróciłam się na pięcie, by odejść, lecz ona zaśmiała się w głos:
-Naprawdę uważasz, że jesteś częścią dynastii?
-Pragnę jedynie jej szczęścia- rzekłam, nie patrząc na nią- Coś w tym złego?
-Lepiej pomóż samej sobie, bo niedługo sama zaplączesz się we własnych intrygach- zakpiła ze mnie królewna.
-Każdy robi coś, by przetrwać...- stwierdziłam, po czym wyszłam z jej pokoju szybkim krokiem.

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Chrystian spacerował z Oskarem po ogrodzie. Podziwiali różnokolorowe tulipany i liczne gatunki róż. Wdychali słodkie zapachy roślin, które koiły nerwy i pozwalały oderwać się od rzeczywistości. Bycie, jak jeden z tych mleczy lub chociażby stokrotką, które rosły gęsto, było marzeniem królewicza. Te żywe organizmy nigdy nie musiały się martwić o sprawy państwowe, bezpieczeństwo i miłość. Z drugiej strony, Chrystian kochał to, że czuł przyjemność i nudę, radość i żal. Bez tego życie byłoby dziwne. Takie miał wrażenie.  
-Tato!- krzyknął podekscytowany sześciolatek, podbiegając do ojca. Chłopiec trzymał w dłoni Paź Królowej- Złapałem! W końcu mi się udało!
-Wspaniale, synu- następca tronu wrócił do rzeczywistości i potargał dziecko po gęstej czuprynie- Musisz już go wypuścić- przykucnął przed Oskarem.
-Dlaczego?- zasmucił się syn Emmy- Tyle razy próbowałem...
-On też ma rodzinę. Chce do nich wrócić.
-W takim razie... dlaczego mama nie wraca?- sześciolatek wzruszył ramionami, patrząc ojcu ze smutkiem w oczy.  
   Chrystian podniósł brwi i westchnął ciężko. Przypomniała mu się rozmowa z Leokadią. Wiedział, że nie może spodziewać się niczego dobrego po powrocie żony, dlatego postanowił nie odciągać poważnych spraw, tak jak robił to do tej pory. Stwierdził, że nie będzie dawał wrogom drugiej szansy. Słowa, które matka kiedyś wypowiedziała w jego stronę, ponownie zadźwięczały w uszach: "Jeśli dasz komuś dłoń, w końcu weźmie rękę, a potem staniesz się jego niewolnikiem. Oby to nie był wróg, a przyjaciel".  
-Oskarze...- zaczął z wolna, dwudziestotrzylatek- Matka wróci jutro rano.
-Naprawdę?- chłopiec zaczął płakać ze szczęścia- Mama... mama wróci? Już... będzie z nami?  
   Chrystian jedynie pokiwał głową. Dziecko wpadło mu w ramiona i szepnęło z nadzieją w głosie:
-Już się pogodziliście?
   Syn władcy już miał odpowiedzieć, gdy nagle strażnik krzyknął:
-Jej wysokość księżniczka Duygu!
-A Antosia też przyszła?!- Oskar podskoczył z radości.
-Jest jeszcze za mała, nie możemy jej wynieść do ogrodu- królewicz uśmiechnął się słabo do syna, głaszcząc go po policzku.
-Wasza wysokość- ukłoniłam się przed ukochanym.
-Witaj, Duygu- Chrystian uśmiechnął się szeroko i podszedł do mnie. Ucałował mnie w czoło.
-Tak bardzo się cieszę!- zawołał sześciolatek, łapiąc mnie za dłoń. Spojrzał na mnie lśniącymi, zielonymi oczyma.
-Co się takiego stało?- zaśmiałam się. Spojrzałam rozbawiona na królewicza, który nie był zadowolony...
-Mama jutro wróci do zamku!- chłopiec zaczął biegać z radości.  
   Stanęłam, jak kołek. Przeszły mnie zimne, nieprzyjemne dreszcze. Serce momentalnie zaczęło mi szybciej bić. Westchnęłam ciężko i przeniosłam wzrok na ukochanego. Nie dowierzałam. Byłam w zbyt wielkim szoku. Nie... Miałam nadzieję, że ta żmija już nie wróci!
-Chrystianie...- szepnęłam, patrząc na niego maślanym wzrokiem.
-Wszystko ci wytłumaczę, nie martw się- następca tronu położył mi dłonie na ramionach- Mój ojciec...- uciął, bo osunęłam się na ziemię. Syn króla zdążył mnie złapać- D... Duygu?- spytał z przerażeniem, widząc moją bladą twarz. Potrząsnął mną kilka razy- Duygu!- wrzasnął tak głośno, że ptaki siedzące na okolicznych drzewach, odleciały w popłochu- Otwórz oczy!
-Książę?- podbiegł do nas strażnik, stojący przy bramie zamku- Co z księżniczką?
-Zawołaj medyka!- rozkazał Chrystian, nie wiedząc co robić. Spanikował. Bardzo mnie kochał. Ochroniarz pobiegł najszybciej, jak tylko mógł.

*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Aleksandra weszła do komnaty księcia Hasana. Nikogo w niej nie było. Cisza, jak makiem zasiał. Odetchnęła swobodnie, kiedy upewniła się, że jest sama. Odwróciła się w stronę drzwi i sprawdziła, czy je domknęła... Kiwnęła z zadowoleniem głową, gdy okazało się, że były zamknięte. Powoli, najciszej jak tylko umiała, podeszła do stoliczka, na którym stał dzban z winem i świeżo zerwane owoce. Ponownie obejrzała się za siebie, gdyż miała dziwne wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Wyobraźnia sprawiała, że słyszała kroki, lecz nikogo nie było w jej zasięgu. Dziewczyna zawsze, niezmiennie od tych kilku tygodni tak miała. Towarzyszyły jej tak skrajne emocje, że po dolaniu trucizny, wycierała pot z czoła. Była tak zmęczona, jakby uciekała długo przed bandytą. Wyjęła flakonik z przezroczystym płynem i połowę zawartości dodała do napoju syna monarchy. Roztrzęsioną dłonią zatkała buteleczkę korkiem i schowała do rękawa. W tym samym momencie usłyszała... zamykające się drzwi. Odwróciła się powoli, czując przyspieszone bicie serca... Kiedy zobaczyła, kto tam stał o mało nie dostała zawału!
-Panie... Fryderyku...- wyjąkała, nie będąc w stanie oddać mu ukłonu.
-Co tu robisz?- spytał podejrzliwie blondyn, podchodząc powoli do dziewczyny.  
-Ja...- blondynka nerwowo przełknęła ślinę- Przyniosłam księciu... obiad...
   Szambelan spojrzał na stół. Spojrzał na służącą z rozbawieniem:
-Królewicz nie chce jeść więcej?
-Nie... Od kilku dni je... jedynie owoce...  
-Ach, rozumiem...- rzekł ironicznie dwudziestoczterolatek, kiwając lekko głową- Dlaczego ty podałaś księciu obiad?
-Je... jestem... jego... nową służącą...- wydukała nastolatka, patrząc mu w oczy. Mężczyzna podszedł do niej i spojrzał na nią pytająco:
-Od kiedy?
-Od niedawna...- Ola wzruszyła ramionami.
-Czyli?
-Od kilku dni...
-Rozumiem- szepnął, głaszcząc ją lekko po szyi- mam nadzieję, że nie masz nic na sumieniu- wbił w nią swój pewny siebie wzrok.
-Nie. Ja...? Sk... Skądże...- wydusiła roztrzęsiona.
-Dlaczego się boisz?- Fryderyk podniósł brew.
-Nie boję się- skłamała, spuszczając wzrok w podłogę.
-Nie kłam. Widzę, że się trzęsiesz.
-To z powodu przeziębienia...
-Oj, bo za chwilę sama się potkniesz- Fryderyk niespodziewanie złapał ją za gardło i przywarł do ściany. Nastolatka patrzyła na niego z przerażeniem i łzami w oczach.
-Ja nic złego...
-Ciiii- szambelan przyłożył jej palec do ust- Nic nie mów. Ja teraz mówię i lepiej słuchaj uważnie: jeszcze raz cię tu zobaczę, a dopilnuję by wyrzucili cię na zbity pysk bez grosza przy tyłku!- puścił ją, a ona upadła na ziemię oddychając z trudem.

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2014 słów i 11062 znaków.

4 komentarze

 
  • Margerita

    łapeczka w górę

    4 lis 2018

  • Duygu

    @Margerita Dzięki ;)

    10 lis 2018

  • AuRoRa

    Same piorunujące sceny w tym odcinku  :bravo:

    21 cze 2018

  • Duygu

    @AuRoRa Dziękuję  :dancing:

    22 cze 2018

  • Milady

    Bardzo fajnie gmatwasz tę historię <3

    8 lis 2017

  • Duygu

    @Milady Dziękuję ślicznie :) Staram się  <3  ;)

    9 lis 2017

  • Somebody

    No no, życie Duygu coraz bardziej się komplikuje. Oby się nie zaplątała w sieć własnych intryg. :woot:  :kiss:

    8 lis 2017

  • Duygu

    @Somebody Jest ciekawie, nie?  :lol2: Nieźle się wplątała. Oby  :kiss:

    9 lis 2017