Miłość sensem życia cz. 45

Miłość sensem życia cz. 45Kiedy tylko wzeszło słońce, Emma zerwała się na równe nogi. Czuła, że to nie będzie luźna, spokojna rozmowa. Leokadia chciała się z nią spotkać, od razu, gdy tylko przyjechała jej wybawczyni. Królowa intryg. Emma. Należy jeszcze dodać, że te tajne spiski były bardzo nieudane i powiedzenie: "prawda wychodzi na jaw" sprawdzało się w przypadku dziewiętnastolatki. Brązowooka dziewczyna podjęła, zatem ryzyko. Jednakże wiedziała, że nie uda jej się osiągnąć sukcesu bez matki Oskara. Została rzucona na głęboką wodę. Nieumiejętność pływania nie sprzyja tym, którzy weszli do głębokiego morza...
   Dziewiętnastolatka założyła beżową suknię, rozczesała włosy i wyszła z komnaty, nie zakładając biżuterii. Chciała mieć to za sobą. Czuła dreszcze na całym ciele. Zuzanna wspomniała jej o dziwnym zachowaniu królewny, co tylko spotęgowało jej niepokój.  
   Dotarła na miejsce. Straże otworzyły jej drzwi i weszła do środka. Komnata Leokadii była wypełniona zapachem dymu i mocnych, wręcz duszących olejków. Emma zmarszczyła nos, czując nieprzyjemny zapach. Osiemnastolatka siedziała na podłodze przy stoliku, na którym stały flakoniki wypełnione kolorowymi substancjami. Gdzieniegdzie stały świece. Dużo świec. To one powodowały, że ciężko było oddychać. Córka Edwarda spojrzała zmęczonymi oczyma na sojuszniczkę. Część rodziny. Jak zwał, tak zwał...
-Wejdź- rzekła beznamiętnym tonem Leokadia. Emma podeszła do księżniczki i  z przerażeniem stwierdziła, że dziewczyna dolewa czegoś do kielicha z woda.  
-Pani...?- spytała drżącym głosem żona Chrystiana- Co... Co robisz?
-Wypiję to- wzruszyła ramionami brzemienna kobieta- Co można robić z napojem?
-Co to za mikstura?
-Pozwoli mi zapomnieć...- ucięła, czując jakby ktoś złapał ją za gardło, uniemożliwiając jej dokończenie wypowiedzi.
-O czym?- spytała przerażona Emma.  
-O nim- osiemnastolatka głośno przełknęła ślinę i przeniosła wzrok na rudowłosą dziewczynę- O mężu i... naszym dziecku...
   Emma wytrzeszczyła na nią oczy i wpatrywała się w nią, jakby właśnie zobaczyła przed sobą Anioła. Rzadko się zdarza, by go zobaczyć. Nawet bardzo. Matka Oskara nigdy dotąd nie widziała królewny w tym stanie, nawet po próbie samobójstwa wyglądała lepiej. Nie było porównania. Emmę przerażały jej spuchnięte, niegdyś lśniące z radości, oczy. Widziała, że nie straciły blasku, jednakże nie było to to samo lśnienie, co kiedyś... Dłonie Leokadii trzęsły się, jak galareta, jakby marzła już drugi tydzień na ulicy w srogą zimę. Zielonooka dziewczyna nie miała siły komentować jej chudego ciała. Widziała, że przyszła matka długo nic nie jadła.  
   Większym szokiem było dla Emmy to, co usłyszała od królewskiej córki. Ona znała prawdę i wiedziała, że Aleksander złamał zasady, które ustanowiła dla nich Leokadia. "Kodeks królewny Leokadii dla jej małżeństwa". Brzmi idealnie, ale tylko dla niektórych. W końcu reguły to dobra rzecz- człowiek wiec, co można robić, a co jest kategorycznie zabronione. Aleksander, jednak zaczął się kierować zasadą, że nikt nie jest święty i złamał barierę. Emma się o tym domyśliła, gdy usłyszała z ust królewny: "O mężu i... naszym dziecku". Nie potrafiła, jednak tego pojąć. Miała świadomość tego, że Leokadia nie zgodziłaby się nawet na pocałunek w policzek, a co dopiero... Westchnęła ciężko, uświadamiając sobie, że tamta noc, którą ona przespała dość spokojnie, nie była taka dla wszystkich... Nie dla Leokadii.
-Ty... jesteś w ciąży?- spytała cicho żona Chrystiana.  
-Mhm...- osiemnastolatka pokiwała głową, drwiąc z samej siebie- Ja będę matką... Wspaniale!- rzekła z ironią, czując jak łzy napływają do jej oczu.
-Jak to? Pan Aleksander...
-Nie będę ci tego tłumaczyła. Urodziłaś syna. Wiesz skąd biorą się dzieci, prawda?- zmarszczyła brwi, sięgając po kielich wypełniony po brzegi miksturą. Co tam wlała? Sama nie wiedziała. Z mieszaniny koloru kanarkowego, bordowego, szmaragdowego, miętowego i kilku innych wyszedł jakiś ciemny napój. Ciemny, jak jej dusza. Idealnie się z tym czuła, choć widząc jego atramentową barwę, powinna się raczej bać. Wypiła wszystko w ciągu kilku sekund, jakby była spragniona wody, jakby ledwo przeżyła tydzień na pustyni.  
-Jak mu na to pozwoliłaś?- Emma nie mogła tego zrozumieć.
-Nie miałam wyjścia...- Leokadia nie miała najmniejszej ochoty, by jej opowiadać całą tę historię- Chcę tylko, byś mi pomogła.  
-W czym?- spytała rudowłosa kobieta, patrząc na nią wyczekująco.
-Znajdziesz jakąś rodzinę zastępczą dla tego bękarta- wycedziła przez zaciśnięte zęby córka króla, patrząc ze złością na flakoniki: puste i pełne...
-Słucham...?- zmarszczyła brwi- Pani... to twoje dziecko. Jak możesz tak mówić? Nawet nie wiesz jak będziesz szczęśliwa, gdy...
-Nie praw mi kazań, jak ojciec i bracia!- warknęła osiemnastolatka, patrząc na nią kątem oka- Nie mam ochoty słuchać tych bzdur!
   Matka Oskara usiadła szybko obok niej i chwyciła jej zimną dłoń. Położyła ją na jej brzuchu. Leokadia nerwowo przełknęła ślinę i spojrzała na nią zdziwiona.
-Pamiętam, gdy nosiłam pod sercem Oskara- szepnęła wzruszona Emma- Na początku nie czułam jego ruchów. Potem, gdy zaczął rosnąć, kopał nóżkami i czułam, jak się rozciągał. Czasem nie dawał mi spać...- po jej policzku spłynęła łza, której królewna nie rozumiała...- Nawet nie wiesz, jakbym chciała znów to poczuć...- załkała, czując gniew, przypomniawszy sobie o Duygu- No już niemożliwe. Ty niedługo też poczujesz jego ruchy. Nie wiesz, że to piękne uczucie? Każda matka ci to przyzna, w końcu sama będziesz się z siebie śmiała. Uwierz mi.

*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Siedziałam z Chrystianem przy stole i jedliśmy śniadanie. Z racji tego, że Aleksandra nie miała siły i spała, jak zabita od wczorajszego wieczoru, wzięłam ze sobą Antosię. Ojciec trzymał ją w ramionach o coś do niej mówił, a ona się śmiała... Taki mini dialog powodował u mnie uśmiech na twarzy. Radość, jednak trwała krótko, bo wiedziałam, że muszę wyznać ukochanemu prawdę... Bolesną prawdę, która zraniła me serce.
-Kto kocha Antosię? Tata kocha, tak?- książę śmiał się do Antoniny, całując ją w policzki- Moja kochana, malutka dziewczynka- podniósł ją do góry i się zaśmiał.
-Chrystianie...- zaczęłam słabym głosem.
-Co ci jest?- spytał zaniepokojony następca tronu- Źle wyglądasz. Jesteś blada. Powinnaś jeszcze leżeć w łóżku, mój wiercipięto- ucałował mnie w czubek nosa. Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Trapi mnie pewien fakt...- głośno przełknęłam ślinę.
-To znaczy?
-Aleksandra... To znaczy... Pan Fryderyk... Ona mi powiedziała, że... oni... on...- nie umiałam tego powiedzieć wprost.
-Mów- uśmiechnął się , by mnie zachęcić. To było za trudne!
-Ukochany...- złapałam go za dłoń. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy- Aleksandra jest dla mnie ważna. Daje mi tyle dobra i ciepła... Dzięki niej żyję! Ona opiekuje się naszą córką, gdy mnie nie ma- powiedziałam już śmielej- Czuję, że muszę jej to wynagrodzić... A teraz jeszcze... To najlepszy moment!- rzekłam chaotycznie.
-Przerażasz mnie- stwierdził zmartwiony dwudziestotrzylatek- Powiedz o co chodzi. Jest chora?
-Nie. Poradziłabym sobie z tym...
-Czyli?- podniósł brwi, patrząc mi z zniecierpliwieniem w oczy.
-Pan Fryderyk ją... zgwałcił- zdołałam wydusić. W końcu to z siebie wyrzuciłam! Westchnęłam z uczuciem ulgi. Jednakże wyraz twarzy Chrystiana nie był zadowalający. Patrzył na mnie oszołomiony, jakbym właśnie wyznała mu, że już go nie kocham i nie chcę  mieć z nim nic wspólnego.
-Wiesz co mówisz?- zdziwił się, nie odrywając ode mnie wzroku.
-Tak. To pewne. Idź i zobacz w jakim jest stanie. Nie wymyśliłaby tego, jest wstrząśnięta!- patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
-Gdzie teraz jest?
-W lecznicy.
-A Fryderyk? Co z nim zrobiłaś?
-Przyszłam z tym do ciebie- zatrzepotałam rzęsami- Zrobisz co należy- położyłam dłoń na jego silnym ramieniu. Brunet spojrzał na mnie ze zrozumieniem i rzekł, podając mi córkę:
-Idź z naszym kwiatuszkiem do siebie. Zajmę się tym.
-Jak rozkażesz, wasza miłość- uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana i opuściłam komnatę wraz z Antoniną.
   Po kilku minutach przybył na jego rozkaz... On- szambelan króla, wielki Pan Fryderyk. Wielki Pan Fryderyk z niemałym przerażeniem w oczach i zakłopotaniem wypisanym na twarzy. Wiedział po co go zawołano... Pamiętał o tym, że jego relacje z Chrystianem były, lekko mówiąc, nieciekawe.  
-Wasza książęca mość...- sługa starał się zrobić dobre wrażenie i ukłonił się przed nim w pas. Chciał ratować sytuację, a raczej swoją skórę...
-Witaj- książę zdawał się nie przejmować jego dobrym zachowaniem-Wiesz po co cię tu wezwałem?
-Nie... o co chodzi?- blondyn skłamał w żywe oczy, na co następca tronu prychnął pod nosem:
-Dobrze ci idzie, próbuj dalej. Szamocz się w ruchomych piaskach...
   Szambelan nerwowo przełknął ślinę. Szczerze miał ochotę nie zwracać uwagi na to, że stał przed wrogiem i pragnął rzucić mu się do stóp, błagać o litość, wybaczenie.
-Nie wiem o czym... mówisz, królewiczu...
-O tym w jaki sposób potraktowałeś służącą.
-Jak... Jaką... słu... służą...służącą...?- Fryderyk zaczął się trząść z przerażenia.
-Aleksandrę- Chrystian przeniósł na niego swoje ironiczne spojrzenie.
-Nie... nie znam jej...
-Znasz ją jeszcze lepiej niż ja!- wrzasnął ile tylko miał sił w płucach, królewicz, mierząc blondyna srogim spojrzeniem- Wstydź się!
   Fryderyk zadrżał. Czuł się, jak jagnię wśród wilków: bezbronny. Czuł zapach swojej krwi...
-Masz dużo na sumieniu. Nie boisz się sprawiedliwości bożej? Zostaniesz ukarany tak, jak każdy człowiek! Nie naprawisz swoich błędów, jesteś coraz gorszy! Nie będę tego tolerował! Jak śmiesz robić coś takiego w zamku mojego ojca?!  
-Książę, ja...
-Zgwałciłeś kobietę!- krzyknął Chrystian, dopadając do szambelana- Jesteś zwykłym zwierzem, dla którego nie liczy się nic innego! Nic ci nie zrobiła! To, że jest zwykłą służącą, nie znaczy że możesz ją tak traktować!- puścił go gwałtownie, aż mężczyzna się zachwiał.  
-Wybacz...- załkał sługa, schylając głowę- Wybacz, o głupiemu słudze!
-Milcz!- przerwał mu Chrystian, podnosząc dłoń- Nie mam dla ciebie litości! Moja cierpliwość ma swoje granice! Straż!
   Do jego komnaty natychmiast weszło dwóch dobrze zbudowanych strażników.
-Wasza miłość, litości!- wrzasnął Fryderyk, padając przed nim na kolana. Złapał jego dłoń i zaczął ją obcałowywać- Błagam, nie skazuj mnie na śmierć! Zlituj się, na Boga! Błagam, książę, nie chcę umierać! Wybacz mi, wasza wysokość!
-Zamilcz, łotrze!- królewicz wymierzył mu policzek. Strażnicy wzdrygnęli się, słysząc nieprzyjemny odgłos- Zabrać go do lochu i zadać trzydzieści batów!
-Boże, nie!!!- wrzasnął szambelan, łapiąc księcia za dłoń. Rozpacz i przerażenie, wizja śmierci i piekielnego bólu, wzięły górę-Nie skazuj mnie na chłostę! Na Boga wszystko, tylko nie to! Błagam! Błagam!!!
-Jeśli nie zamilczysz to zafunduję ci jeszcze lepszą rozrywkę! Zabrać go, powiedziałem!- wrzasnął wściekły dwudziestotrzylatek. Ochroniarze poderwali go brutalnie z klęczek i wyprowadzili siłą z pokoju następcy tronu. Szamotanie się Fryderyka nie odniosło efektów... Przypomniał sobie, że kiedyś już go zlali. Słyszał swój przeraźliwy krzyk bólu i rozpaczy. Ten ból ponownie przeszyje jego ciało...

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2160 słów i 11956 znaków.

4 komentarze

 
  • Margerita

    Jak zawsze czytałam z przyjemnością łapeczka

    20 lis 2018

  • Duygu

    @Margerita  <3

    25 lis 2018

  • AuRoRa

    Wreszcie spotkała go kara. Wszystko ma swoje granice.  :armscrossed:

    22 cze 2018

  • Duygu

    @AuRoRa Sprawiedliwości stała się zadość!  :bravo:

    22 cze 2018

  • Fanka

    I dobrze tak temu gnojowi ... Szkoda że tylko taka kara to spotka....
    Cóż mam nadzieję że Aleksandra lepiej będzie się czuć ;)
    Brawo Kochana :kiss:

    27 lis 2017

  • Duygu

    @Fanka Ma za swoje  :jupi: Oby Ola czuła się lepiej. Dzięki  :danss:

    28 lis 2017

  • Fanka

    @Duygu Oj coś czuję że Ola tak szybko się nie pozbiera... Ale mam nadzieję że Duygu jej pomoże ;)

    28 lis 2017

  • Somebody

    No i bardzo dobrze. Gnida sb zasłużył. Szkoda, że tylko 30 :whip: Cudnie, słońce  :kiss:

    26 lis 2017

  • Duygu

    @Somebody Haha, cóż za nienawiść!  :lol2: Dziękuję, kochana  <3

    28 lis 2017