Miłość sensem życia cz. 52

Miłość sensem życia cz. 52Trzydziestopięciolatek uśmiechnął się szeroko, na wieść o narodzinach syna. Jego marzenie się spełniło, choć na drodze do szczęścia stało wiele przeszkód. Był szczęśliwy i miał ochotę skakać z radości, ogłosić całemu światu, że przed chwilą, na świat przyszło jego dziecko. Nie chciał, jednak wyróżniać się z tłumu, bowiem pod drzwiami lecznicy, zbierała się rodzina królewska. Mógł, jedynie się uśmiechnąć i podziękować akuszerce, co z resztą zrobił, po czym wszedł spokojnym krokiem do komnaty.  
   Wzrok urzędnika od razu padł na wyczerpaną porodem, Leokadię. Miała zamknięte oczy, leżała w bezruchu. Aleksander bał się o jej zdrowie. Zadrżał, widząc jej chude, blade ciało. Westchnął niespokojnie. Po chwili, jednak strach zniknął, uleciał, niczym dym, gdy zobaczył syna śpiącego w ramionach służącej Leokadii. Podszedł do dziewczyny, która jeszcze niżej schyliła głowę. Rude włosy opadły na jej twarz, pokrytą piegami.  
   Aleksander spojrzał z miłością na zasypiające niemowlę. Do oczu napłynęły mu łzy. Wzruszył się, jak nigdy dotąd. Mimo, że był odważny i nieustraszony, potrafił płakać ze szczęścia. Nie wstydził się ukazywać uczuć, nie bał się mówić o choćby najgorszych zdarzeniach z jego życia. Spojrzał dziecku głęboko w oczy. Zatonął w jego pięknych, niebieskich oczach. Wziął niemowlę w swe opiekuńcze, silne ramiona. Ucałował syna w czółko i pogładził go po głowie, pokrytej złotymi włosami. Do pokoju weszli również: Edward, Chrystian, Hasan, Otylia, Emma i Oskar. Władca zbliżył się do ojca nowonarodzonego księcia. Spojrzał z dumą na następcę tronu. Wziął dziecko na ręce i zaczął kołysać. Od razu przypomniał sobie czasy, gdy jego dzieci były takie malutkie i bezbronne. Uśmiechnął się na dobre wspomnienia.
-Podejdźcie- monarcha zwrócił się do dynastii. Członkowie rodziny królewskiej zbliżyli się do króla. Leokadia obudziła się. Oczy wszystkich ludzi patrzyły na nią z dumą i zadowoleniem.  
-Jak się czujesz, siostrzyczko?- Hasan usiadł na łożu obok matki malutkiego księcia.
-Nienajgorzej…- uśmiechnęła się blado, patrząc na brata zaspanym wzrokiem. Przeniosła zmęczone spojrzenie na przybyłych członków rodziny- Ojcze…
-O nic się nie martw, moja piękna córko- uśmiechnął się czterdziestosiedmiolatek- Urodziłaś zdrowego i silnego syna.
   Emma uniosła głowę dumnie do góry. Na Leokadii, natomiast ta wspaniałą wiadomość nie zrobiła żadnego wrażenia… A mogłoby się wydawać, że poczuje siłę i chęć do życia, gdy usłyszy o narodzinach następcy tronu.
-Gratuluję, siostro- Chrystian zaśmiał się radośnie- Oby był mądry i silny, jak ojciec.
   Dziewiętnastolatka odwróciła wzrok od dynastii. Natychmiast przypomniała sobie o Aleksandrze, który po słowach królewicza, nieco posmutniał. Wiedział, że jego żona nie chciała, by to dziecko żyło, więc… o czym mówimy? Wszelkie życzenia nie miały najmniejszego sensu!
-Dziękuję…- wydusiła Leokadia, patrząc w ścianę naprzeciw niej. Nie chciała wyjść na niewychowaną.  
-Jest do ciebie bardzo podobny- stwierdziła Otylia z uśmiechem na twarzy- Piękny chłopiec.  
   Nagle otworzyły się drzwi i weszłam do środka. Nie bez powodu wzięłam ze sobą Antoninę. Ukłoniłam się nisko i powiedziałam:
-Panie, wybacz, że się spóźniłam. Księżniczka Antonina była głodna.  
-Nie szkodzi, Duygu. Wejdź- władca uśmiechnął się serdecznie. Stanęłam obok Emmy, która mocno trzymała syna za rękę. Rzuciła na mnie krótkie, gniewne spojrzenie.  
-Pani, mam nadzieję, że dobrze się czujesz…?- zwróciłam się do Leokadii.
-Nie narzekam…- wycedziła przez zaciśnięte zęby królewna.
-Cieszę się. Dziecko jest zdrowe?
-Tak, mój syn ma się doskonale!- warknęła, przenosząc na mnie zabójcze spojrzenie.
   Głośno przełknęłam ślinę, patrząc na nią z niedowierzaniem. Syn?... Zmarszczyłam brwi i mocniej przytuliłam do siebie córkę. Kątem oka zauważyłam drwiący uśmiech Emmy. Postanowiłam nie dać po sobie poznać, tego co czułam… Powstrzymywałam się od tego, by nie wykrzyczeć jej prosto w twarz, że dziecko nie przyniesie jej żadnych korzyści. Zabijałam się z prawdą. Pokonywała mnie… Jeden-zero?...
-Oby książę chował się zdrowo i długo był z nami…- wydusiłam, usiłując się na spokój.
-Amen, księżniczko- uśmiechnął się Aleksander.
-Przystąpmy do chrztu- odezwał się władca. Wszyscy zebrani unieśli dłonie i gorączkowo się modlili- Módlmy się, aby syn księżniczki Leokadii niósł ludziom prawdę i, aby po śmierci dostał się do Królestwa Niebieskiego i śpiewał na cześć Pana.
-Amen- odparli chórem wszyscy zebrani.
-Szymonie, niech Jezus Chrystus będzie z tobą.
-Amen.
   Edward podał Aleksandrowi jego dziecko. Spojrzeli sobie w oczy z uśmiechem na twarzy.  
-Dziękuję za modlitwę, panie. To dla nas zaszczyt- rzekł trzęsącym się głosem, mąż królewny. Władca pokiwał głową z uznaniem, po czym opuścił komnatę. Rzuciłam na Aleksandra krótkie, pełne obaw spojrzenie. Widziałam w jego oczach, że mnie rozumiał.  
-Nie będę… przeszkadzała…- wydukałam, patrząc po twarzach zebranych. Ukłoniłam się i szybko opuściłam lecznicę. Zdążyłam jeszcze usłyszeć cichy, drwiący śmiech Emmy.  
-Mamusiu, zostałem wujkiem?- spytał Oskar, patrząc matce w oczy.
-Tak, synu- uśmiechnęła się żona Chrystiana- Jesteś wujkiem księcia Szymona.  
-Na nas już czas- odezwał się najstarszy książę z dynastii Wartonów.
-Chodźmy już. Niech Leokadia wypocznie- Hasan zgodził się z bratem. Cała rodzina królewska wyszła z lecznicy. Małżeństwo zostało samo… z dzieckiem…
   Aleksander nie wiedział od czego zacząć. Co miał powiedzieć żonie? Miał jej wyznać, jak bardzo był szczęśliwy? Wiedział, że nic nie zmieni serca jego żony. Była brutalniejsza od niego, a przecież była kobietą, matką… Powinna zadbać o bezpieczeństwo, dobro. Nie umiała. Mimo, że jej mama bardzo ją kochała i była gotowa oddać za nią życie, Leokadia nie nauczyła się tego od niej, choć słyszała na każdym kroku: „Kocham cię, córko. Wiedz, że nawet jeśli mnie tu nie będzie, będę z tobą. Zawsze. Nigdy cię nie zostawię, nie będziesz samotna, nawet przez chwilę.”
   Urzędnik państwowy nieśmiało podszedł do żony. Rzuciła na niego beznamiętne spojrzenie. Spojrzała na zawiniątko. Po jej policzku powoli spłynęła łza. Tak powoli, że nie dało się jej nie zauważyć, tak jakby ktoś chciał, by Aleksander zobaczył tę kroplę wody, wyrażającą ból, niepokój i niepewność.  
   Aleksander usiadł obok królewny. Leokadia spojrzała na niemowlę owinięte w złoty, bogato zdobiony materiał. Patrzyła, jak chłopiec szybko rusza nóżkami i rączkami, jak zaciska piąstki i się przeciąga… Jeszcze niedawno czuła jego ruchy pod swym sercem. Czasem śmiała się pod nosem, nie mogąc uwierzyć, że malutki człowiek może mieć tyle siły.  
-To nasz syn…- zaczął mężczyzna, patrząc to na dziecko, to na dziewczynę- Szymon. Książę Szymon.  
-Wiem…- świeżo upieczona matka wzruszyła ramionami. Spojrzała na męża pytająco. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę, jednak spytał, patrząc na nią nieśmiało:
-Jesteś szczęśliwa? Czy to coś dla ciebie znaczy? Mamy dziecko… Stworzyliśmy rodzinę…  
-Wiesz co o tym myślę- przerwała mu sfrustrowana- Połóż dziecko do kołyski i wyjdź. Chcę odpocząć- położyła się na łóżku, odwróciwszy się plecami do męża.  
   Aleksander czuł, jak do oczy napływały mu łzy. Nie śmiał protestować… Powoli wstał z łoża i włożył syna do kołyski, która stała obok łóżka Leokadii, już… dłuższy czas… To miejsce czekało na dziecko. Praktycznie cała rodzina królewska wyczekiwała przyjścia na świat niemowlęcia, oprócz najważniejszej osoby- matki tego niewinnego dziecka… Urzędnik państwowy powolnym krokiem wyszedł z komnaty. Szedł obok komnaty królewiczów. Było ciemno. Świece paliły się, ale nie dawały wiele światła. W jego przypadku, w tamtym momencie mogło się palić sto świec w jednym miejscu, tak, że ich blask powodowałby ból głowy, mrużenie oczu, oślepienie, ale… Aleksander nie widział tego światła. Błądził, mimo że droga, którą szedł, była prosta. Zatrzymał się i krzyknął z rozpaczy, tak głośno, że jego wrzask odbijał się echem przez dobre dziesięć sekund. Upadł na kolana i spojrzał w sufit. Łzy spłynęły po jego twarzy, niczym wodospad w nagłą zmianę pogody: bezlitośnie szybko i niepowstrzymanie. Z jego gardła ponownie wydostał się okrzyk bólu i rozpaczy.  
-Za jakie grzechy, Boże?! Co ja takiego w życiu zrobiłem?! Za co mnie karzesz?! Lepiej odbierz mi życie już teraz!  
   Trzydziestopięciolatek poczuł, jak ktoś kładzie dłoń na jego ramieniu. Powoli odwrócił głowę i… zamarł. Szybko podniósł się z klęczek i wydukał:
-Wybacz, wasza książęca mość… Wstyd mi…
-Uspokój się…- rzekł łagodnie Chrystian, zaplatając ręce do tyłu- Każdy czasem płacze, nawet największy mąż stanu.  
-Co mi z tego, gdy twoja siostra cały czas mnie rani…?- z jego oczu lało się coraz więcej łez- Żadne stanowisko nie zastąpi mi miłości i zrozumienia… Szacunku…  
-Co masz na myśli? Nie pogodziła się z tym, że macie dziecko?- zdziwił się królewicz.
-Nie, wasza wysokość. I… chyba nigdy się z tym nie pogodzi… Nienawidzi mnie, nie kocha Szymona. Nie chciała na niego patrzeć, odwróciła się ode mnie i kazała wyjść… Nie wiem, którą już noc spędzę sam, śpiąc w oddzielnej komnacie, przytulając się do zimnej ściany…!  
-Przykro mi… Wiem, co czujesz- wydusił Chrystian, nie wiedząc co powiedzieć- Moja żona, też wiele razy mnie zraniła i powiedziała za dużo… Kłamała i raniła nie tylko mnie, ale i najbliższych. Na tym, że Leokadia jest taka, a nie inna, ucierpisz ty, wasz syn i nie tylko wy… Każdy będzie odczuwał przygnębienie. Widzisz, Aleksandrze… w życiu każde wydarzenie dotyczy kilku osób. Nigdy nie ma tak, że człowiek popełni błąd i odbije się to tylko na nim. Jeśli coś ukradniesz, właściciel będzie się domagał zwrotu, gdy człowiek zamorduje, rodzina będzie przeklinała zabójcę do końca życia i trudno będzie wybaczyć… Często przebaczenie nie przychodzi, bo ludzie pragnął zemsty.  
   Aleksander spojrzał następcy tronu w oczy ze słabym uśmiechem na twarzy. Był mu wdzięczny za te słowa.  
-Musisz o nią walczyć. Jeśli nie dla siebie, to dla Szymona. On potrzebuje matki. To ty musisz zmienić Leokadię- szepnął dwudziestoczterolatek.
-Walczę ile tylko mam sił, książę… Takie chwile, jednak powodują, ze mam ochotę umrzeć… nawet najgorszą śmiercią świata… Tak bardzo kocham księżniczkę i nasze dziecko. Daję im tyle miłości i ciepła, opiekuję się nimi… Czuję ogromną odpowiedzialność, nie dla tego, ze jest córką króla, ale dlatego, ze jest tylko dzieckiem. Ma dopiero dziewiętnaście lat i nie zna życia… chcę, by było jej lżej. Jest moją dziewczynką. Moją ukochaną… Moją różą. Moim szczęściem… Jestem gotów spalić się za nią na stosie. Kocham naszego syna, ale nikt nie zastąpi mu matki…- Aleksander nie mógł powstrzymać łez.
-Dlatego musisz to uświadomić mojej siostrze. Jesteś mądry, poradzisz sobie- syn Edwarda uśmiechnął się, by dodać mu otuchy.  
-Wybacz, książę… Nie powinienem się tak wyrażać… Wybacz.
-Nie mam ci czego wybaczać. Płacz pozwala człowiekowi odetchnąć z ulgą. Nie powstrzymuj łez. To tylko spotęguje twój gniew.  
   Aleksander często czuł się przy Chrystianie, jak przy ojcu. Ten młody człowiek przeżył wiele złego, przetrwał burze, zamiecie, sztormy… Był dla niego wzorem do naśladowania, mimo że on sam był bardzo dobrze wychowany i nikt się na nim nie zawiódł. Urzędnik wiedział, że może się jeszcze wiele nauczyć…
-Idź do niej. Nie daj sobie wmówić, że cię nie potrzebuje. Dałeś życie Szymonowi, jesteś ojcem. Idź- szepnął Chrystian, czując przygnębienie i smutek. Powstrzymywał się od łez. Jego złe samopoczucie potęgował fakt, że Aleksander wciąż płakał, jakby jego oczy zamieniły się w rzekę: ona cały czas płynie, wolniej lub szybciej, ale płynie. Czasem wysycha. Oczy człowieka, jednak nigdy nie są suche. Łzy są oznaką tego, że mamy uczucia.  
-Ona nie chce mnie widzieć…- trzydziestopięciolatek westchnął ciężko, ocierając mokrą od łez, twarz.
-Nic nie mów. To również twoja komnata. Twoje miejsce jest od teraz przy żonie i dziecku. Leokadia musi się pogodzić z tym faktem. Nie dopuszczała cię do siebie wcześniej, musi to zrobić teraz. Syn potrzebuje ojca. Szymon jest następcą tronu i to ty musisz wykuć z niego mężczyznę. Idź do nich.
   Urzędnik spojrzał niepewnie na białą podłogę, którą podążał jeszcze kilka minut temu. Odchodził, a teraz ma wrócić, jakby coś sobie przypomniał, uświadomił… Serce biło mu jak szalone. Nie mógł powstrzymać miłości. Ukłonił się przed księciem i poszedł do komnaty, w której spała jego żona i syn. Zrobił tak, jak musiał i tak, jak chciał. Serce kazało mu wracać. Mimo że się wahał, poszedł do Leokadii i Szymona- ludzi, którzy tak bardzo go potrzebowali.

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Nastał ranek. Natalia obudziła się w ramionach Hasana. Ponownie… W każdą noc spali razem, dni spędzali w swoim towarzystwie, jakby ktoś ich związał i uwięził. Tkwili zamknięci w klatce miłości. Złotowłosa otworzyła oczy. Od razu zobaczyła ukochanego. Spał smacznie. Zaśmiała się na ten widok i pogłaskała go po ładnym nosie.  
-Nie budź mnie, łobuzie…- zaśmiał się Hasan, spoglądając zaspanymi oczyma na blondynkę. Położył dłoń na jej dużym brzuchu. Poczuł ruchy dziecka. Uśmiechnął się promiennie. Zawsze tak robił, gdy czuł, jak kopało.
-On też mi nie dał spać!- zaśmiała się dziewczyna- Dlaczego tata ma w takim razie spać, skoro mama nie śpi i dziecko też nie śpi?
-Jak się nie wysypiam, jestem bardzo zły…- zażartował  królewicz, przysuwając się do Natalii. Ucałował ją w czoło i uśmiechał się do niej szczęśliwy. Dawno go takiego nie widziała…
-Mnie też nie jest do śmiechu, kiedy siedzę całą noc na krześle i nie wiem co ze sobą zrobić!
   Osiemnastolatek zaśmiał się głośno i rzekł, kładąc drugą dłoń na brzuchu dziewczyny:
-Daj mamie spać. Co takiego zrobiła?
-Nie słyszy tego!- złotowłosa również się zaśmiała.
-Słyszy i czuje, Natalio. Ja to wiem- pocałował ją w usta.
-Jak czuje się twoja siostra?- spytała zaciekawiona blondynka.
-Wczoraj wyglądała źle, ale medycy mówią, że szybko dojdzie do siebie- odparł, nieświadomy tego, co właśnie robiła jego siostra…

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Leokadia dokładniej zakryła twarz ogromnym kapturem. Mocno trzymała Szymona w ramionach. Książę spał smacznie. Było mu ciepło i czuł się spokojny, mimo gwaru i tłumu ludzi. Królewna przeciskała się między kolejkami do owoców, tkanin i pieczywa. Nie odzyskała sił, ale nie mogła dłużej czekać! Nie miała na co! Wiedziała to, więc gdy tylko wstało słońce, ubrała się w nieeleganckie szaty, dokładnie okryła niemowlę w koce i po cichu opuściła zamek, nie powiedziawszy nikomu dokąd zmierza. Uciekła… Miała się tym chwalić i mówić o swoich okropnych planach? Miała w głowie to, ze nie była małą dziewczynką i nie musi się pytać ojca o zgodę. Ach, gdyby tylko Edward wiedział, co ona chce zrobić…
   Leokadia dotarła na targ niewolników. Było tam wielu bezdomnych, kupców i ludzi na… sprzedaż… Księżniczka rzuciła beznamiętne spojrzenie na bezbronnego, maleńkiego Szymona. Szybko podeszła do kobiety, siedzącej pod zniszczonym, drewnianym płotem. Miała trzydzieści lat. Była wychudzona, miała na sobie brudne ubrania. Siedziała sama w kącie, od czasu do czasu przeczesując ciemne włosy. Nie miała nic do roboty, więc odprowadzała ludzi zmęczonym, znużonym spojrzeniem.  
-Jesteś tu sama?- spytała księżniczka.
-Tak… Czego chcesz?- spytała kobieta.
-Jak ci na imię?
-Weronika…- odparła niepewnie.  
-Czy możesz mi pomóc? Dam ci dużo pieniędzy. Kupię ci dom. Dam ci wszystko, czego tylko zechcesz!
-O co chodzi?
-Chcę, abyś…- królewna zawahała się- Zaopiekowała się tym dzieckiem… - ukazała jej śliczną twarz chłopca. Bezdomna wytrzeszczyła na nią swe duże, szare oczy i nerwowo przełknęła ślinę. Zmierzyła Leokadię podejrzliwym, zarazem niepewnym wzrokiem.
-Jak możesz, kobieto?- szepnęła, wstając z zimnej podłogi- Porzucasz je, a jest takie maluśkie…
-Nie jest moje!- przerwała jej dziewiętnastolatka- Proszę, weź je. Służę na dworcu bogatej rodziny, matka nie chce tego chłopca. Zabierz go i miejmy to za sobą- oddała jej dziecko. Weronika stała, jak słup soli i nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego!… Jej wysokość dała jej dwie sakiewki pełne złota i szepnęła:
-Dziękuję ci. Niech ci Bóg wynagrodzi to, co zrobiłaś dla… mojej pani…- w ostatniej chwili ugryzła się w język. Odwróciła się na piecie i już jej nie było. Bez słowa: „żegnaj, synku”, bez pocałunku, bez łzy żalu, odeszła, porzucając swego syna, oddając zupełnie obcej kobiecie…  
   Córka Edwarda szybko wróciła do zamku. Wiedziała, że miała dużo zaległości w papierach, więc od razu skierowała się do komnaty. Była już spokojna. Wiedziała, że wszystko poszło jak należy, nikt jej nie widział, nie znał jej planów. Weszła do swojej sali i… zamarła! Nie wierzyła własnym oczom!

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 3192 słów i 17976 znaków.

4 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę no to ojciec się nie nacieszył synem bo Leokadia go uprowadziła mam nadzieję, że Aleksander go znajdzie mam tylko nadzieję, że nie zrobi Szymkowi krzywdy  :sad:

    8 kwi 2019

  • Duygu

    @Margerita Dziękuję  <3  Mam nadzieję, że troszkę zaskoczę...

    9 kwi 2019

  • AuRoRa

    Biedny Szymonek, ledwo przyszedł na świat i taka niesprawiedliwość. To królewskie dziecko, Aleksander będzie go szukał, mam taką nadzieję.  :sad:

    13 lip 2018

  • Duygu

    @AuRoRa Leokadia jest surową matką, bez serca. Za to ojca ma wspaniałego  :)

    14 lip 2018

  • Somebody

    Fajnie. Uparta kobitka z tej Leokadii. Zaczyna mi imponować. Jest silna i zdecydowana. Bałam się, że zabije to dziecko, ale znalazła dobre wyjście z trudnej dla niej sytuacji.

    28 gru 2017

  • Duygu

    @Somebody Dziękuję  <3 Ach, uparta jak osioł, silna i zdecydowana, masz rację  :faja: Też lubię takie postacie. Na szczęście Szymonowi nic nie jest!  :jupi: Całuski, kochana.  :kiss:

    28 gru 2017

  • Fanka

    Jak mogła. Jak mogła tak postąpić. Przecież to maleństwo nie było niczemu winne... Mam nadzieję że kobieta się zaopiekuję dobrze maleństwem!

    27 gru 2017

  • Duygu

    @Fanka Nie ma serca ta kobieta... Oby Szymon był szczęśliwy, mimo wszystko  <3

    28 gru 2017

  • Fanka

    @Duygu Lepiej by znalazł się U jakiejś kobiety z sercem niż u Leokadi po której można się wszystkiego spodziewać. Ale wierzę że i jego los potoczy się dobrze ;)

    29 gru 2017