Miłość sensem życia cz. 40

Miłość sensem życia cz. 40... Otworzyły się drzwi i wszedł... Aleksander! Osiemnastolatka nerwowo przełknęła ślinę, słysząc zamykające się drzwi. Okropnie zaskrzypiały. Nie był to miły dźwięk dla jej uszu. Kroki osoby, która weszła, również. Słyszała, jak ktoś się do niej zbliżał... Dziewczyna zacisnęła pięść na flakoniku z trucizną i odwróciła się bardzo powoli. Założyła ręce do tyłu i... zamarłą. Głośno przełknęła ślinę z przerażenia. "Jeszcze jego tu brakowało!"- pomyślała wściekła.  
-Coś się stało?- spytał mężczyzna, widząc przerażenie na twarzy przyszłej matki- jesteś blada, jak ściana.
-Nie...- wydusiła ledwo słyszalnie, nie mogąc złapać większego oddechu- Po co... przyszedłeś...?
-Chyba mam prawo przyjść do swej małżonki- trzydziestoczterolatek prychnął cicho pod nosem, zbliżając się do królewny.
    Leokadia cofała się, patrząc mu z lękiem w oczy. Ciemne, jak noc tęczówki, patrzyły na nią pytająco, tajemniczo i... podejrzliwie... Księżniczka powoli wypuściła powietrze, by choć trochę się uspokoić. Pomogło. Na sekundę. Wzrok męża niczym nie przypominał tego codziennego spojrzenia. Nigdy tak na nią nie patrzył. Aleksander, bowiem był pełen podejrzeń, bo jego żona również nie zachowywała się tak, jak zawsze. Gdzie ten gniew, chęć zemsty, odwaga? Czy te emocje zasłoniły ból, strach i poczucie winy? Och, jak Leokadia chciała cofnąć czas, zapaść się pod ziemię, rozpłynąć, jak mgła... A najlepiej, umrzeć... Tu i teraz.
-Nie zachowujesz się normalnie...- mężczyzna zmienił ton głosu, na spokojniejszy, by uśpić jej czujność.
-Czyli... jak?- osiemnastolatka głośno przełknęła ślinę, nie spuszczając z niego wzroku.
-Dobrze wiesz. Ty sama najlepiej to wiesz- Aleksander podniósł brwi i gwałtownym ruchem, szarpnął ją za ręce.  
   Zobaczył, jak zaciskała palce na flakoniku, jednak go nie widział. Korciło go, by poznać prawdę, więc otworzył jej dłoń. Córka króla próbowała się przeciwstawić, lecz nie miała siły. Urzędnik zobaczył truciznę... Od razu zrzedła mu mina. Uśmiechnął się kpiąco, nie mogąc uwierzyć, w to co miał przed oczyma. Leokadia wstrzymała oddech. W komnacie zapanowała grobowa cisza. Było słychać kroki niewolnic, chodzących po haremie, huk rozbitego przez kucharza garnka, śmiechy sług, którzy mieli krótką przerwę na kolację... Wszyscy coś mówili, oprócz tej nieszczęśliwej pary. Niezakochani. Małżeństwo z woli władcy... Milczeli, nie wiedząc co powiedzieć. Wytłumaczyć się, pytać co to? Banał i bezczelność.
-Ty...- zaczął szeptem, Aleksander- Leokadio... Ty...- przeniósł na nią swój tajemniczy wzrok. Księżniczka nie mogła z niego nic wyczytać. Dopiero po chwili wiedziała, że ma się bać, gdy... mężczyzna podniósł rękę i już miał ją uderzyć! Dziewczyna zadrżała, chowając twarz w dłoniach- Ty bezczelna... - urzędnik państwowy ugryzł się w język- Jak mogłaś o tym pomyśleć?! Zabroniłem ci, pamiętasz?!
-Aleksa...
-Milcz!- przerwał jej sfrustrowany trzydziestoczterolatek, boleśnie wbijając palce w jej policzki. Osiemnastolatka pisnęła cicho z bólu- Nie myśl, że nie powiem tego twojemu ojcu!- wrzasnął pełną piersią, czując narastające napięcie w tym pomieszczeniu i coraz to większą złość- Do rozwiązania, nie będzie ani jednej chwili, gdy będziesz sama! Zadbam o to! Ja dotrzymuję słowa, ale jak się okazało, ty nie! Już myślałem, że jesteś mądrzejsza!- krzyczał mężczyzna, patrząc żonie ostrzegawczo w oczy. Wyrwał jej z dłoni buteleczkę i zgniótł w silnej dłoni. Szkło upadło na podłogę, kompletnie zmiażdżone. Idealne na ułożenie mozaiki. Trucizna zapachniała chwilę nieprzyjemnie. Leokadia i Aleksander oddychali ciężko, patrząc sobie w oczy z niezrozumieniem. Ona nie wiedziała, dlaczego tak się do niej odezwał, a on... nie miał na nią słów...
-Jak możesz...- wyjąkała bezradnie dziewczyna, patrząc na krwawiącą dłoń urzędnika państwowego. Mężczyzna nie czuł wtedy bólu fizycznego, lecz psychiczny. Nie mógł pojąć, tego co chciała zrobić ta kobieta. Na szczęście zdążył na czas!  
-A ty...? Masz prawo mnie tak ranić?!- odpowiedział pytaniem na pytanie, Aleksander.  
-Nie chcę tego dziecka!- rzuciła się na niego z pięściami, łkając bezsilnie. To był jeden wielki lament i modlitwa do nieba, by to piekło już zgasło, zniknęło na zawsze.  
-Uspokój się- mężczyzna mocno przytulił żonę, by nie mogła się wyrwać z jego uścisku.
-Puść mnie!- rozkazała królewna, szamocząc się w jego ramionach. Czuła się, jak mucha uwięziona w pajęczynie. Pająk dostał się do ofiary i spożył posiłek ze smakiem, gdyż nie jadł nic od dłuższego czasu... Czy nie tak było z Leokadią? Ona, mucha. On, pająk...  
-Uspokój się... Już dobrze...- wyszeptał zięć króla, gładząc małżonkę po gęstych włosach.
-Nie chcę...- przyszła matka wybuchła niepohamowanym płaczem.  
-Ciiii... Nie płacz. Kocham cię... Nigdy cię nie zostawię...  
-Nie kłam...- wydusiła przez łzy, patrząc mu w oczy.  
   Mężczyzna spojrzał na nią z miłością. Naprawdę było mu jej szkoda. Nie wiedział, jednak dlaczego. Nie żałował tamtej nocy, tego że była w ciąży... Otarł łzę, która spływała po jej policzku, nie spuszczając z niej swego ciepłego spojrzenia. Pocałował ją lekko w usta, na co ona zmarszczyła nos i odsunęła od niego swą zmęczoną twarz. Aleksander rozluźnił uścisk. Dopiero teraz poczuł piekący ból skaleczonej dłoni.  
Przeniósł wzrok na żonę i rzekł ze łzami w oczach:
-Tak bardzo je kocham... Chcę je przytulić... Nie pozwalasz mi...
   Leokadia nie mogła uwierzyć, w to co zobaczyła. Ten brutal, waleczny wojownik, kat, który nie jedną głowę ściął, płakał... Nie były to, jednak pojedyncze łzy, a całe morze łez. Jej serce po raz pierwszy od kilku lat przeszył ból na widok cierpiącej, płaczącej osoby. Ach, więc... Leokadia miała serce. Coś w niej pękło. Położyła roztrzęsione dłonie na policzkach męża i powiedziała:
-To dla mnie zbyt wielki ciężar... Nie rozumiesz?
-Nie- odparł całkiem poważnie urzędnik- Nie rozumiem cię i nigdy nie zrozumiem- odwrócił się na pięcie i wyszedł ciężkim krokiem z komnaty, pozostawiając osiemnastolatkę w kompletnym oszołomieniu.

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Wezwałam do siebie Aleksandrę. Musiałam z nią porozmawiać o Hasanie. Została jego sługą, być może ona wiedziała więcej, niż Natalia? Wątpiłam w to, ale lepiej było się upewnić.
   Przyszła po chwili. Ukłoniła się nisko i rzekła z uśmiechem:
-Wzywałaś mnie, księżniczko.
-Wejdź- odparłam przyjaźnie. Dziewczyna stanęła przede mną i patrzyła na mnie z zaciekawieniem- Zauważyłaś coś dziwnego w zachowaniu Hasana?
-Książę był senny, przygnębiony. To zasługa trucizny.
-Nie tylko...- szepnęłam, przysuwając się do niej- Ponoć bardzo martwi się o Leokadię.
-Ma powody...- blondynka podniosła brwi, patrząc na mnie z zadowoleniem.
-Co to znaczy?
-Strażnik księżniczki Leokadii powiedział mi, że chciała popełnić samobójstwo. Na szczęście Pan Aleksander jej przeszkodził.
-Zwariował?!- wrzasnęłam poirytowana tym faktem- Tyle czasu kombinowaliśmy jak się jej pozbyć...!
-Pani, ona nie chce tego dziecka- przerwała mi służąca- Pan Aleksander je kocha.
-Ach, wiem...- złapałam się za głowę, kompletnie nie wiedząc co począć- Ile to jeszcze potrwa?
-Zajęliśmy się już księciem Hasanem. Pytanie co z Emmą.
-Nikt nie kiwnie palcem, by ją tu sprowadzić z wygnania- prychnęłam z pogardą.
-Nie jestem taka pewna, pani... Księżniczka Leokadia stoi za nią murem.
-Mówiłam ci już, że teraz ma swoje własne problemy- puściłam jej oczko- Co robi teraz Dawid?
-Z tego co wiem, pojechał po truciznę.
-Doskonale. Chrystian zostanie królem, nie Hasan- pokiwałam głową- Nie gratulowałam jeszcze Leokadii, chodź ze mną- uśmiechnęłam się cwaniacko.  

*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Dawid dotarł na umówione ze swoim starym przyjacielem, miejsce. Znalazł się w gęstym, liściastym lesie, w którym żyły stada wilków, wiele saren i jeleni, po drzewach skakały wiewiórki, nad koronami drzew latały przeróżne gatunki ptaków. Było ciemno, nadeszła późna noc. Kastrat podszedł bliżej zakapturzonej osoby z dwoma sługami. Narzucił na głowę ciemnobrązowy materiał, gdyż miał wrażenie, że kaptur nie wystarczał, by się ochronić przed spojrzeniem wroga. Kiedy stanął obok znajomego, odezwał się jako pierwszy:
-Jestem, Arturze.  
-Witaj, Dawidzie- odezwał się mężczyzna i niskim wzroście i bujnym, ciemnym zaroście- Mam to, o co prosiłeś.
-Raczej, moja pani.
-Kompletnie ci odbiło na punkcie dynastii- zażartował ciemnowłosy, wyjmując trzy flakoniki z bezbarwnym płynem- Tak jak zawsze, tyle że drożej. Niełatwo jest zdobyć tę roślinę, rzadki okaz... Sześćdziesiąt pięć monet- zażądał Artur, wyciągając dłoń do haremowego sługi. Rudowłosy mężczyzna jedynie westchnął ciężko, dając mu sakiewkę z pieniędzmi i zabrał truciznę. Schował buteleczki do rękawa i szepnął:
-Nic o tym nie wiesz, jasne?
-Oczywiście, milczę jak grób- odparł cicho, jego przyjaciel. Dawid kiwnął głową i podszedł do służących. Oddalili się w głąb lasu, w drodze do zamku.  

*#*#*#*#*#*#*#*

   Edward wezwał do siebie Chrystiana. Młodzieniec był nieco zaskoczony tym, że ojciec wezwał go o tej porze. Każdy członek dynastii powinien już dawno spać.  
   Wszedł majestatycznym krokiem do komnaty monarchy i oddał mu pokłon.
-Wzywałeś mnie, panie- uśmiechnął się lekko książę.
-Wejdź, mój wspaniały synu- panujący mężczyzna odwzajemnił uśmiech. Dwudziestotrzylatek podszedł bliżej rodziciela.
-To musi być coś ważnego, skoro wezwałeś mnie o tej porze...- przypuścił królewicz, patrząc na ojca pytająco.
-Wydaje mi się, że to ważne... Nawet bardzo- czterdziestosiedmiolatek przeczesał swoją gęstą, siwą brodę- Myślałem o tym już długo, ale dziś zatwierdziłem tę decyzję, po tym co usłyszałem.
   Następca głośno przełknął ślinę, słysząc ostrzegawczy i poważny ton głosu ojca. Spojrzał na niego zmieszany, nie wiedząc co myśleć. Nie chciał zawieść króla. Nie mógł tego zrobić. Był jego synem, najstarszym dzieckiem, dumą. Czy władca w niego zwątpił? On sam czasem w siebie nie wierzył tak do końca. Czuł, że nie był tak samo silny, jak ojczym.
   Monarcha widząc strach w oczach swojego dziecka, powiedział spokojniej:
-Nie chodzi o ciebie, lecz o Oskara. Rozmawiałem z Leokadią...
   W tamtej chwili dla królewicza wszystko stało się jasne., Nie słuchał już władcy. Nie potrzebował usłyszeć nic więcej.
-Ojcze...- Chrystian ośmielił się przerwać panującemu-  Leokadia przesadza. Daję synowi całe swoje serce.
-Wierzę- uśmiechnął się monarcha- Oskar powiedział mi, że bardzo cię kocha. Nie wątpię w to, jednakże matka jest mu potrzebna.
-Wasza...
-Już odpokutowała swoje winy. Ma tu natychmiast wrócić. Książę nie może wychowywać się bez matki. Oskar musi być w zamku, więc Emma musi tu wrócić- rozkazał Edward, po czym skinął do syna głową, patrząc mu stanowczo w oczy.
-Emma wyrządziła wiele krzywd...  
-Odwołuję jej wygnanie- król podniósł dłoń- Możesz odejść.
   Chrystian westchnął ciężko, przypomniawszy sobie ile bólu zadała mu ta kobieta. Niepewność nie dawała mu zasnąć. Emma nienawidziła Duygu, dobrze o tym wiedział. Miał, również świadomość tego, że jego żona była gotowa zabić jego ukochaną gołymi rękoma. Rzucił na ojca beznamiętne spojrzenie i opuścił jego komnatę z ukłonem.


**************************
Tak, kochani wybiła 40! :) Starzejemy się, ale to powód do radości. Mam nadzieję, że część Wam się podobała. Dziękuję!  :*

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2126 słów i 12032 znaków.

3 komentarze

 
  • Margerita

    łapeczka w górę bardzo słusznie Aleksandrze, że masz pewne podejrzenia, gdyż twoja małżonka chce kogoś otruć  :pissed:

    10 paź 2018

  • Duygu

    @Margerita Dziękuję :) To się nazywa intuicja! :)

    12 paź 2018

  • AuRoRa

    Edward ma ostatnie słowo, oj szykuje się burza.  :O

    21 cze 2018

  • Duygu

    @AuRoRa W końcu to król i trzeba go słuchać, bo inaczej... Grrr!  :whip:

    22 cze 2018

  • Somebody

    Mam nadzieję, że Aleksander czegoś nie spie**** przez zaślepienie żoną. No i Emma... Czuję że będzie się dużo działo... Jak zawsze zresztą. Cudowna 40. <3

    5 lis 2017

  • Duygu

    @Somebody Miejmy nadzieję. Ach, ta... Emma  :P Oj, obiecuję że będzie się działo  :) Dziękuję, kochana  :yahoo:

    5 lis 2017