Miłość sensem życia cz. 58

Miłość sensem życia cz. 58-Chrystianie…- szepnęłam, łapiąc jego silną dłoń. Patrzyłam mu w oczy ze zrozumieniem. Najbliższy czas nie będzie dla nas łatwy…- Wiem, że to trudne, ale powiedz coś w końcu.  
-Wola mojego zmarłego przyjaciela jest dla mnie najważniejsza…- z oczu spłynęły mu łzy- Tęsknię za nim bardziej, niż jego żona!- spojrzał z wyrzutem na siostrę, która nic nie rozbiła sobie z jego zachowania i słów, wypowiedzianych w gniewie.
-Rozumiem, że jest ci ciężko, ale powiedz, co ma zrobić twój ojciec… Mam zostać… ukarana?...- z trudem przeszło mi to przez gardło.  
-Nie wiem czyja to wina, że Aleksander nie żyje…- skłamał, patrząc kątem oka na Leokadię. Pokręcił niedowierzająco głową. Wpatrywał się w nią, jakby ujrzał zjawę, jakby widział swoje odbicie w powietrzu, coś co było niesamowite… Faktycznie było to nie do wyobrażenia, że matka Szymona tak na niego podziałała. Skłamał, widząc jej triumfalny wyraz twarzy, jakby nie chciał psuć jej nastroju.
-Chrystianie…- wydukałam przerażona, tym co usłyszałam- Przecież znasz prawdę…- szepnęłam.
-Aleksander też ją znał, ale nie miał pretensji do swej żony. Skoro on nie ma jej tego za złe, ja tym bardziej nie żywię urazy. Mogę ją tylko znienawidzić i milczeć…- odparł równie cicho. Stałam jak słup soli i nie wiedziałam, co zrobić. Jego stan mnie przerażał.  
-Tak, więc…- zaczął z wolna Edward- Księżniczka Duygu zostanie ukarana zgodnie z zasadami, panującymi  w moim kraju- powiedział odważnie, patrząc mi hardo w oczy. Nerwowo przełknęłam ślinę, puszczając dłoń królewicza. Do oczu napłynęły mi łzy, gdyż nie słyszałam sprzeciwu z jego ust…  
-Panie…- jęknęłam zlękniona- Błagam, wybacz mi me słowa… Ja nie osądzam twej córki… To szczera prawda! Mam za nią zginąć?
-Milcz!- ryknął zdenerwowany król- Jak śmiesz tak do mnie mówić?!
-Spytaj o to księżniczkę Leokadię, nie mnie…- uśmiechnęłam się drwiąco- To ona cię okłamała. Zostanie wynagrodzona i wspierana za morderstwo, a ja za sprawiedliwość i szczerość- mam stracić życie?  
-Duygu…- zaczął władca, lecz łagodnie mu przerwałam:
-Wybacz, wasza królewska mość, ale pragnę przypomnieć, że jeszcze wczoraj sprzedała twojego wnuka jakiejś kobiecie. Gdyby nie Pan Aleksander, Szymon zostałby z nią. Jesteś w stanie jej to wybaczyć?
-O czym ty mówisz?- Edward zmarszczył brwi. Spojrzał zaskoczony na córkę, która zaczęła się trząść z przerażenia. Nie spodziewała się tego… Rzuciła pełne strachu spojrzenie na ojca, po czym szepnęła:
-Ta żmija kłamie… Nie wierz jej, panie…
-Miałaś powód do złości, gdy twój mąż przyniósł go do zamku tego samego dnia- uśmiechnęłam się z satysfakcją.
-Duygu…- warknął Chrystian, wyraźnie niezadowolony z mojego zachowania przy jego ojcu- Opanuj się.  
-O reszcie lepiej nie wspominać, pani…- nie zareagowałam na słowa następcy tronu- Wasze małżeństwo nie było idealne, ale on cię tak kochał… Zamordowałaś Sylwię, bo myślałaś, że mieli romans. W twoim świecie, widocznie nie ma czegoś takiego jak przyjaźń. Wykorzystujesz Emmę do swoich brudnych gier. Szczerze jej współczuję, w co trudno uwierzyć.  
    W komnacie zapanowała grobowa cisza. Słychać było jedynie szybki oddech i szloch dziewiętnastolatki. W głowie Edwarda panował chaos. Dowiedział się tego wszystkiego dopiero teraz. Prychnęłam z pogardą pod nosem, widząc jego wyraz twarzy, wyrażający niemałe zaskoczenie. W duszy drwiłam z Leokadii. Doprawdy? Myślała, że ile będzie kłamać w ten sposób? Do końca życia?... Spojrzałam Chrystianowi głęboko w oczy. Nie był usatysfakcjonowany tym, że powiedziałam prawdę za niego. Wiedziałam, że sprawiedliwości musi stać się za dość i chciałam żyć dla córki. Ta cisza i milczenie czworga osób było przerażające. Miałam gęsią skórkę na całym ciele. Zaczęłam się stresować, bo nikt nie wydawał rozkazów.  
    Edward przeczesał gęstą brodę, myśląc: „Oddam własną córkę w ręce katów? Skąd moja pewność, że usłyszałem prawdę?”. Głęboko zamyślony, przeniósł zabłąkane spojrzenie na córkę. Odnalazł to, czego szukał: odpowiedź na pytania, dotyczące śmierci Aleksandra, kryły się w Leokadii. Pokiwał głową, po czym spytał słabym głosem:
-To prawda, córko?
    Książę spojrzał na siostrę z zaciekawieniem. Wyznała mu, że nie ma i ma wyrzuty sumienia. „W końcu, tego chciałam…”- powiedziała bez wahania.  
-To nie ja zabiłam… Sylwię…- wydukała matka księcia, siląc się na spokój, gdyż czuła, że zbiera jej się na płacz.
-Nie o tym mówimy- przerwał jej zdecydowanym głosem, ojciec- Mówimy o śmierci twego męża. Usłyszałem słowa Duygu, która ani chwili się nie zawahała, wypowiadając takie oszczerstwa!- krzyknął- Czy mogę liczyć na twoją szczerość, skoro Chrystian milczy?- spytał, zerkając na syna, który jedynie wzruszył ramionami.  
-Masz wątpliwości, co do własnej córki?- przeraziła się jasnowłosa dziewczyna, patrząc ojcu błagalnie w oczy.
-Mam- odparł twardo czterdziestoośmiolatek- Nie zaprzeczyłaś temu, że go zabiłaś i temu, że oddałaś syna jakiejś biednej dziewce.  
    Uniosłam głowę dumnie do góry, czując zapach zwycięstwa. Potrzebowałam go bardziej, niż tlenu. Chciałam zasnąć spokojnie przy Antosi i nie mieć złych snów, przynajmniej tej jednej nocy.
-To był jeden wielki koszmar…- jęknęła z przekonaniem Leokadia.
-To wystarczy- stwierdził groźnie monarcha. Był wściekły. Przyszła i zagrała przed nim, a on się na to nabrał!- Straż!
    Ja i mój ukochany spojrzeliśmy zaskoczeni na króla. Dwaj ochroniarze weszli z ukłonem do jego komnaty…
-Zabierzcie stąd księżniczkę Leokadię i wtrąćcie ją do lochu!- rozkazał władca, mierząc córkę surowym wzrokiem.  
-Ależ, panie…- jęknęła przerażona dziewczyna. Z jej oczu zaczęły lać się łzy- Nie zasłużyłam na to! Nie dał mi wyboru!
-Milcz!- wrzasnął Edward, podchodząc do córki. Poczuł jej szybki, zimny, jak lód oddech na swojej skórze. Leokadia mroziła wzrokiem, łzy wydawały się być wodospadem, który bezlitośnie zabierał to, co napotkał na drodze i nie dawał szansy na wygraną ofierze. Nie pozwalał żyć… Krople słonej wody spływały po jej policzkach coraz szybciej.  
-Wybacz mi…
-Wiesz, jaki jestem. Jestem sprawiedliwy, a lud oczekuje sprawiedliwości…- odparł panujący mężczyzna, zaciskając zęby- Nie sądziłem, że kiedykolwiek potraktuję w ten sposób swoje dziecko…
    Uśmiechnęłam się zadowolona z obrotu spraw. Mój uśmiech stał się jeszcze większy, gdy strażnicy wyprowadzili siłą z komnaty, szarpiącą się Leokadię. Chciała wyrwać się z więzów śmierci i rozpaczy. Niestety, stała się ich przyjaciółką, gdy zamordowała męża i tym samym doprowadziła do łez brata i mnie.  
-Panie…- odezwał się Chrystian- Co z nią zrobisz?
-Wyjdźcie. Chcę być sam- król zignorował pytanie syna. Posłusznie opuściliśmy komnatę władcy, który po naszym odejściu, zaczął ronić łzy. To nie była łatwa decyzja…

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

    Fryderyk siedział zmartwiony na kanapie. Z jednej strony nie krył radości ze śmierci urzędnika państwowego, ale z drugiej strony, martwił się o Leokadię. Widział w jej oczach smutek i zabłąkanie. Przekazanie jej wysokości przygnębiającej wiadomości, nie należało do przyjemnego zajęcia. Choć podejrzewał Aleksandra o zdradę księżniczki i złe relacje w ich małżeństwie, miał obawy, jak jej to przekazać. Widząc zmartwienie w oczach królewny, patrząc na malutkiego, niewinnego Szymona, jego serce krwawiło. Nie wiedział, że Leokadia była w tym stanie, bo bała się o swoje życie… Żył w błędzie, myśląc że rozpaczała, gdy leżał na łożu śmierci…
    Szambelan sięgnął po laskę i powoli wstał z tapczanu. Ten sam silny ból, który towarzyszył mu na torturach, przeszył jego ciało. Podszedł do biurka i usiadł ociężale na krześle. Miał dwadzieścia siedem lat, a czuł się, jakby był starcem i za chwilę miał umrzeć. W samotności… Wśród czterech zimnych ścian… W bólu i ciszy, w krzyku jego odizolowanej od ludzi, duszy… Nie miał nikogo, prócz Hasana i Leokadii.  
    Siedział, wpatrując się w drewniane biurko, gdy nagle otworzyły się drzwi jego pokoju. Spojrzał w ich stronę i nie krył zdziwienia, gdy zobaczył, kto do niego przyszedł.
-Pa… Pani?- rzekł słabym głosem, widząc Emmę- Co tu robisz?
-Nie mamy czasu na wyjaśnienia- odparła szybko, podchodząc do niego pospiesznie- Król wtrącił do loch księżniczkę Leokadię!
-Jak to?- blondyn wpatrywał się w nią zszokowany- Jej wysokość powiedziała za dużo?...
-Za dużo zrobiła- poprawiła go świadoma grzesznego uczynku królewny- Musisz coś z tym zrobić! Ona ma tylko nas, a co ja mogę przy strażnikach?  
-A ja?... Kaleka…?- zaśmiał się sam z siebie.
-Odgrywasz się na mnie, za to, że już z tobą nie rozmawiam i nie współpracujemy?
-„Nie współpracujemy”?- nie krył zaskoczenia jej słowami- Więc… co tu robisz?
-Ratuję księżniczkę…- westchnęła podenerwowana- Zamiast mi się przeciwstawiać, ratuj ją, albo straci życie!
-Niby, dlaczego ma zostać stracona?
-Domyśl się… Zabiła Aleksandra- szepnęła roztrzęsiona. Dobrze wiedziała, że z samym Oskarem nie wygra. Owszem, był księciem, ale to nie wystarczało.  
-Jak to?- Fryderyk prawie krzyknął, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.
-Chodźmy już! Król nie będzie czekał. Być może już coś postanowił…- po tych słowach wybiegła z komnaty, a szambelan podążył za nią, najszybciej jak mógł.

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

    Stanęłam przed drzwiami komnaty Chrystiana. Poprawiłam kręcone, długie włosy i ciemnofioletową suknię, zdobioną czarną koronką. Na mojej szyi lśnił srebrny łańcuszek, który podarował mi kiedyś mój ukochany. Dostałam od niego wiele drogiej biżuterii, którą nosiłam codziennie. Dzięki niej, nawet, gdy go nie było przy mnie, czułam jego obecność.  
    Powoli weszłam do środka. Królewicz siedział na łożu i parzył za okno.
-Wasza miłość…- powiedziałam z uśmiechem na twarzy- Mogę wejść?
-Proszę…- szepnął, nadal, patrząc na krajobraz za szybą. Podeszłam i usiadłam obok niego.
-Jak się czujesz?
-Lepiej… Cieszę się, że przyszłaś…- uśmiechnął się lekko.
-Nie jesteś na mnie zły?
-Sam nie wiem co czuję, moja zielonooka pani- przysunął się do mnie. Spojrzałam mu głęboko w oczy- Powiedziałaś prawdę. Nie mam wyrzutów sumienia, że nie posłuchałem jego prośby… Ale myślę o Leokadii.
-Twój ojciec nie skarze jej na śmierć- położyłam dłonie na jego policzkach- Nie martw się… Jestem z tobą. Zawsze będę, nie tylko wtedy, gdy będziesz mnie potrzebował- szepnęłam, po czym pocałowałam go w usta.  
-Kocham cię. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby cię nie było…
    Odgarnął mi włosy z twarzy i zaczął całować namiętnie. Położyłam dłonie na jego silnych ramionach. Rozpięłam jego koszulę, zdjęłam i rzuciłam w kąt komnaty. Położył mnie na łożu i pocałował. Spojrzeliśmy sobie z miłością w oczy. Pogłaskałam go po jego silnym ramieniu, które nieraz mnie obroniło i objęło w trudnych chwilach.
-Bardzo cię kocham…- szepnął mi do ucha i zaczął zdejmować moją biżuterię…

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2065 słów i 11566 znaków.

4 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę biedny Christian

    19 wrz 2019

  • Duygu

    @Margerita Dziękuję :) Niestety, ciężkie miał życie...

    19 wrz 2019

  • AuRoRa

    Mało brakowało , a Leokadia postawiła by na swoim. Chrystian ją ceni, ale w obliczu ojca staje się małomówny. Dobrze, że się pomyślnie skończyło. Tylko Emma znów miesza.  :rolleyes:

    28 sie 2018

  • Duygu

    @AuRoRa Jest uparta  :faint:  Chrystian nie lubi się z nim kłócić. Taki szczęśliwy fragment  :lol2:  Zawsze ktoś tu miesza, oj zawsze...  :ninja:

    2 wrz 2018

  • Somebody

    I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że Leokadia zakończy tu swoją przygodę z intrygami. Brawo  <3

    1 lut 2018

  • Duygu

    @Somebody Ach, nie masz dla niej litości  :D  Ja też nie  :D  Dziękuję, kochana  <3

    2 lut 2018

  • Fanka

    Wielkie  :bravo: dla Duygu za odwagę  :bravo:  
    Piękna emocjonująca część  :bravo:

    1 lut 2018

  • Duygu

    @Fanka A, dziękuję  <3   :D  Starałam się, dzięki wielkie!  :kiss:

    2 lut 2018

  • Fanka

    @Duygu  :kiss:

    2 lut 2018