Miłość sensem życia cz. 84

Miłość sensem życia cz. 84-To ty to zrobiłaś, prawda?- spytała Emma, gdy tylko upewniła się, że Ola i moje dzieci opuściły pomieszczenie. Zadała to pytanie tak szybko i bez najmniejszego wahania, że miałam wrażenie, iż naprawdę zrobiłam coś złego. Patrzyła na mnie podejrzliwym i cały czas tym samym gniewnym spojrzeniem. Nie wiedziałam, o czym mówi. W mojej głowie nieustannie krążyło motto: tłumaczą się tylko winni.  
-Co takiego? Znów coś wymyśliłaś- prychnęłam z pogardą, patrząc jej w oczy, z wyraźną kpiną wymalowaną na twarzy.
-Ktoś kazał zabić mojego syna- rzuciła hardo, przyglądając mi się uważnie.
    Zatkało mnie. Zaniemówiłam. Totalnie. Cicho. Jak mysz pod miotłą. Milczenie. Słychać było tylko niespokojne i szybkie bicie mojego serca. Czym się stresowałam? Przecież to nie ja kazałam zabić Oskara! Nikt z moich ludzi nie usłyszał takiego rozkazu z mych ust. Kłóciłam się sama ze sobą. Z jednej strony było mi szkoda chłopca, a z drugiej… gdy widziałam cierpienie jego matki, miałam ochotę skakać z radości. „Nie możesz cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia, tym bardziej, że ucierpiał młody człowiek.” „W końcu i Emma zaznała bólu!...”- krzyczały głosy wewnątrz mnie, gotowe zabić się choćby w tej samej chwili, bez żadnych ceremonii. Zbędne słowa nie dawały ani ukojenia ani bólu. Co miałam powiedzieć? A może stać, niczym słup soli i patrzeć na nią, jak na rzadki gatunek rośliny?
-Skąd… skąd ten pomysł…?- wydusiłam po dłuższej chwili milczenia.- Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego! Oskar to jeszcze dziecko, dobry człowiek. Sama jestem matką… Nie zrobiłam tego, nie mam serca, by zabić człowieka!
-A co z Sylwią?- podeszła do mnie i gwałtownie szarpnęła za rękę.  
-To nie twoja córka.
-Zwykła dziewka do ścierania podłóg?!- wrzasnęła, czerwieniejąc na twarzy.
-Dałam ci wybór. Wolną rękę. Mogłaś wybrać.  
-Groziłaś mi!
-A ty prawie mnie udusiłaś i nasłałaś na mnie swoich ludzi, bym poroniła. Zapomniałaś? Byłaś tak zazdrosna, że nie wiedziałaś, co robisz!- podniosłam głos. Nie będę uginać przed nią karku!
-Kim ty jesteś, żeby tak do mnie mówić?!-mocniej ścisnęła moje ramię. Nie czułam bólu. Widocznie stałam się odporna na kolejne ciosy, które mi zadawała.
-Jestem matką księcia i księżniczki. Nie jestem niewolnicą od kilku lat. Przypominam ci o tym, bo widzę, że jeszcze nie przyjęłaś tego do wiadomości- wycedziłam przez zęby, wściekła, że jeszcze śmie mówić do mnie w ten sposób.- To, że jesteś żoną księcia nie obchodzi już nikogo. Nikogo! Dlaczego? Bo każdego stawiasz po kątach i nie masz szacunku do ludzi. I jeszcze się zastanawiasz, dlaczego nikt nie chce z tobą współpracować… Ostatnio zrobiłaś Fryderykowi łaskę. Ostatnia deska ratunku? Przykro mi.- wypowiedziałam to wszystko, patrząc jej z odwagą w oczy.
    Emma zbyt szybko ustawiła się w swojej wyobraźni na samym szczycie. Zwycięstwo, do którego dąży już czternaście lat, nie przyszło, lecz ona, założywszy różowe okulary, widziała siebie, jako królową. Czy osoba panująca oskarża ludzi bezpodstawnie na każdym kroku? Zabija z zazdrości? Nęka, gnębi i zatruwa życie? Grozi? Nikt nie jest święty, ale to, co robiła Emma przez te lata, to przesada.
    Moja nobilitacja była zbudowana na zasadach i faktach. Zawsze dążyłam do celu, stosując najmilsze metody, jakie tylko mogłam. Podtruwanie Hasana było dla mnie niegdyś konieczne. Po jakimś czasie przestałam, w imię przyjaźni, dla Aleksandry. Teraz, gdy miałam Jakuba, wiedziałam, że nic mi nie grozi, a jeśli ktoś spróbuje nas tknąć, zostanie stracony.  Zabicie Sylwii nie było niczym niezbędnym, to Emma wybrała to rozwiązanie. Kłamała w żywe oczy. Nie umiała grać. Dlatego, zauważyłam w jej oczach, że naprawdę podejrzewa mnie o tę zbrodnię.  
-Chcesz, by to Jakub został królem. Ty chcesz być królową. Nie zabiłaś mojego syna tutaj, przy mnie, bo się boisz. Jesteś tchórzem. Przyznaj, Duygu. Trzęsiesz się, jak osika- puściła moją rękę i zacisnęła dłonie w pięści, jakby chciała mnie uderzyć najmocniej, jak umie.  
-W przeciwieństwie do ciebie, ja marzę o szczęściu swoich dzieci. Daję im miłość, bezpieczeństwo i pragnę tego, by ludzie okazywali im należny szacunek. Nie chcę rozpieszczać Antoniny i Jakuba klejnotami, wielkimi komnatami, czy też władzą. To nie da im szczęścia. Szkoda, że ty tego nie wiesz.
-Nasłuchałam się już Otylii. Nie praw mi tego, co ona ci naopowiadała- warknęła wściekła, czując, że jeszcze bardziej podnosi jej się ciśnienie.
-A tobie, kto naopowiadał głupot? Fryderyk stwierdził, że to ja kazałam zabić Oskara?
-Nie. To czysta prawda…  
-Czystą prawdą jest to, że sama już pogubiłaś się w tych intrygach i nie wiesz, jak się z tego wydostać…- moja riposta natychmiast uciszyła jej niewyparzony język.- Wyjdź i nigdy tu nie wracaj. Nie dotykaj moich dzieci i nie oskarżaj bezpodstawnie!- szepnęłam prosto jej ucha. Gęsia skórka pojawiła się na jej ciele.- Wynoś się!- wskazałam jej drzwi, mając jej serdecznie dosyć. Wyszła powoli, wahając się. Chciała jeszcze zostać i dyskusować. Jednak po krótkiej chwili, wyszła, pozostawiając mnie samą w tym, teraz cichym, pomieszczeniu. Emma nie rzuciła najkrótszego spojrzenia na strażników, stojących przy drzwiach mojej komnaty. Nie popatrzyła nawet na Aleksandrę i moje dzieci, a stali przecież zaraz obok wejścia do mojego pokoju… Zazdrość niszczy człowieka, niczym morskie fale piękne wybrzeża- raz delikatniej, a raz- gwałtowniej i mocniej, aż z godności, zostaje małe ziarenko piasku…

    Matka Oskara wywróciła oczyma, wyraźnie zdenerwowana widokiem, który, niestety, nie był widmem. Fryderyk podchodził do niej o swojej, troszkę już zniszczonej, laseczce. Miała ochotę zawrócić i odejść, udawszy, że go nie zauważyła, ale stwierdził, że głupio będzie wyglądać to, jak chory człowiek próbuje ją dogonić. Dotrzymać kroku jej chodom, szczególnie w tak beznadziejne dni, jak ten, to prawdziwe zwycięstwo, godne złotego medalu. Pędziła, jak burza, byle tylko być już u siebie i uniknąć drwiącego spojrzenia ludzi.
-Pani…- szambelan ukłonił się przed nią, dotarłszy do jej wysokości z wyraźną trudnością.- Jak się ma książę?
-Nie denerwuj mnie…- wycedziła przez zaciśnięte zęby.- Obiecałeś mi, że mnie nie zawiedziesz!  
-Wasza miłość… Nie wiedziałem, że ktoś planuje zamach na księcia... Ja… Twoi ludzie mieli go chronić… Ale nagle stracili go z oczu, bo książę chciał uciec z pola walki…- zaczął się tłumaczyć, chaotycznie wyrzucając z siebie słowa.  
-Dość! Dziwisz mu się? To jeszcze dziecko! Taki widok, jak na pierwszą wyprawę wojenną, to za dużo! Nie miałam wpływu na decyzję króla, a przecież jestem matką Oskara!
-Książę Chrystian też nie miał nic do powiedzenia.
-Nie opowiadaj bajek! Znowu ratujesz swoją skórę, nie pomyślisz o mnie! Może te baty cię czegoś nauczyły. Nie pisz do mnie, wyjeżdżam!- wykrzyczała, biegnąc w tylko sobie znanym kierunku.  
    W mgnieniu oka doszła do komnaty męża i weszła do środka, nie pytając o pozwolenie. Nie zwróciła uwagi na prośby strażników: „Książę jest zajęty, zawróć, pani.”, „Królewicz nie może teraz rozmawiać.”
    Chrystian uniósł wzrok znad papierów i spojrzał na żonę ze zdziwieniem. To zimnie obojętne spojrzenie już dawno stało się rutyną. Następca tronu patrzył na nią, oczekując na jakieś słowo, choćby jedno. Mogłaby się chociaż przywitać, co byłoby kwestią jedynie kultury. Słowo „witaj” brzmiałoby sztucznie, a jeszcze gorzej: „Witaj, ukochany”. Oboje patrzyli na siebie bez słowa. Królewicz postanowił przerwać milczenie, twierdząc, że jak tak dalej pójdzie, zestarzeją się tu:
-Coś się stało? Weszłaś bez uprzedzenia…
-Wybacz…- jęknęła słabym głosem księżniczka.- Nie zajmę ci dużo czasu. Jestem prawie pewna, że nie będziesz miał nic przeciwko…  
-O co chodzi?- spytał beznamiętnym tonem, ponawiając pracę.  
-Muszę wyjechać… Wrócić. Nie dam rady dłużej tego ciągnąć…- do oczu napłynęły jej łzy.
-Słucham?- chciał się upewnić, czy dobrze usłyszał. Przyjrzał się jej uważniej niż przed chwilą.
-Nie zwracasz na mnie uwagi, odkąd pojawiła się Duygu… Straciłam wiele drogich mi osób. Ktoś chciał zabić Oskara. Nie ochroniłam go, jestem słaba. Nie mam nikogo, prócz naszego syna. Nie potrafię tak żyć… Mój wyjazd nie zrobi nikomu różnicy. Nikt nie zauważy, że mnie nie ma…
-Oskar jest twoim dzieckiem... Chcesz go opuścić? Wyjechać, tak po prostu?
-Nie, nie chcę.- zaprzeczyła stanowczo, czując pierwsze łzy na policzkach.- Wcale nie chcę, ale nie pozostawiłeś mi wyboru.
    Chrystian westchnął ciężko, czując… znużenie tymi słowami, tym dialogiem… Wstał powoli i podszedł do niej patrząc na nią spokojnymi oczyma.
-Wiesz, że nie może z tobą jechać? To zgodne z zasadami.
-Wiem…- głośno przełknęła ślinę, próbując dusić w sobie łzy.- Nie potrafię już walczyć…
-O co walczyć?
-Więc nie mam, o co…? Nie ma już nas? Jesteśmy małżeństwem tylko na papierach…
-Nie o to mi chodzi. To ty zaczęłaś tę wojnę, szukając Duygu. Próbowałaś ją zabić, ale na szczęście ci się nie udało. Nasłałaś na nią swoich ludzi. Pragniesz zemsty. Intrygowałaś z fryderykiem o Leokadią. Miałaś w głowie plan, by ją zabić. To nie ona zaczęła. Ja też nie. Mogę więcej niż ty. Mogę zakochać się w każdej i ty powinnaś to zaakceptować, ale tego nie zrobiłaś. Zamiast żyć z nią w zgodzie, zaczęłaś wojnę. Co robi się na wojnie? Walczy się. Nie wiedziałaś o tym? Nie można tego zetrzeć, podrzeć na kawałeczki i zapomnieć. To ty wybrałaś walkę, Emmo. Świadomie składasz broń i uciekasz ze swojego pola walki. Przestraszyłaś się samej siebie- te słowa doprowadziły rudowłosą kobietę do rozpaczy.
-Ranisz mnie…
-Prawda jest czasem bolesna. Ja cię nie zraniłem. Żyłem z tobą w zgodzie.
-Dlaczego ona jest ważniejsza ode mnie?
-Upominałem cię wiele razy- odwrócił się i podszedł do biurka. Oparł się o nie i powoli odetchnął.- Nie jest ważniejsza. Stałaś się potworem bez serca. Nie jest mi lekko o tym mówić, wiesz?...
-Nie, nie wiem… Nie wierzę!
-Ja też nie… Możesz jechać. Na ile tylko chcesz- wzruszyła ramionami.
-Na zawsze.- z jej ust padło krótkie twierdzenie. Nie mogła oddychać. Coraz bardziej robiło jej się duszno.- Pozwól mi od czasu do czasu spotykać się z Oskarem.
-Nie pytaj o pozwolenie. To twoja decyzja, nie wygnanie.  
    Emma rzuciła ostatnie spojrzenie na tę małą komnatę. Niewielkie pomieszczenie pełne wielu wspomnień. Pięknych i obrzydliwych. Radosnych i przygnębiających. Zapach bezgranicznej miłości i nie znającej końca, nienawiści. Retrospekcje, spojrzenie wstecz, w swoją przeszłość, stare, dobre czasy, minione lata, zapomniane chwile… Ten pokój raz drżał wśród ich śmiechów, a innym razem, prawie burzył się, słysząc kłótnie. Emma czuła się lekka, jak piórko, a zarazem było jej ciężko, słysząc, jak serce każe jej zostać. Otarła łzy ze zmęczonej twarzy i głęboko wciągnęła powietrze. Ukłoniła się przed księciem, który patrzył przed siebie, całkowicie nie zwracając już na nią uwagi. Czuł, że to tylko pogorszyłoby jej stan emocjonalny. To samo zimne spojrzenie…  
    Księżniczka wyszła powoli z komnaty, ponownie zalewając się łzami. Bezradność i smak straty nie dawały jej spokoju. Chciała w końcu odpocząć, czemu miał służyć wyjazd, lecz… Oskar zostanie tu, w zamku, a ona wyjedzie do Fantylii. Cały dzień drogi… Granica. Odległość. Mur. Westchnęła ciężko i poszła do syna, nie chcąc rozpamiętywać przeszłości. Pragnęła zobaczyć go po tym długim rozstaniu.  
    Weszła do jego pokoju i zobaczyła go, leżącego na łożu. Spojrzał na nią z szerokim uśmiechem na twarzy. A miała tak wielką nadzieję, że śpi… Że nie będzie musiała się z nim żegnać, tonąc we łzach, tłumacząc mu, dlaczego, mówiąc, jakie piekło tu przeżyła. On, patrzył na nią, uśmiechał się. Ona, unikała jego wzroku i płakała…  
-Matko… Nie martw się, nic mi nie jest- powiedział od razu, gdy tylko zamknęły się drzwi.- Usiądź, proszę.
    Emma nie protestowała. Spełniła jego prośbę… Ujęła jego twarz w swoje roztrzęsione dłonie i uśmiechnęła się blado, nie kryjąc radości, ani smutku.
-Dlaczego płaczesz? Naprawdę dobrze się czuję. Za kilka dni będę zdrowy.
-Wiem, synu- odparła słabym głosem księżniczka.- Rozmawiałam z twoim ojcem. Wszystko mi powiedział.
-Kto cię zranił? Kto nakrzyczał? Powiedz, pomówię z nim.
-Nic się nie zmieniłeś…- zaśmiała się cicho i pocałowała go z czułością w czoło.- Synu… Mój wspaniały, książę… Muszę wyjechać. Odpocząć. Zgodnie z zasadami… zostaniesz tu. Wyjeżdżam na własną prośbę. Nie obwiniaj ojca. Zniszczyłam siebie i muszę się odnaleźć. Będziemy mogli się spotykać, kiedy tylko zechcemy. Naprawdę. Napisz, a przyjadę. Nie bój się pisać do mnie kilka razy tygodniowo. Każdy list przeczytam z wielką radością.  
-Mamo… Jak to?- jęknął Oskar, patrząc na matkę szeroko otwartymi oczami. Nie wierzył w to, co usłyszał. Kobieta, która dała mu życie, wykarmiła go, nauczyła chodzić, dała mu wiele ciepła, śmiała się, bawiła z nim, wyjeżdża… Tak nagle, niespodziewanie. Z dnia na dzień. A przecież… dopiero przyjechał… Wrócił cały i zdrowy.- Mamo, dlaczego?- zaczął płakać. Ten widok rozerwał serce Emmy na kawałeczki, jak upuszczona z dużej wysokości krucha, drobniutka, maleńka, porcelanowa, delikatna laleczka.    
-Synu, muszę wypocząć. Dużo przeszłam…- przytuliła go mocno.  
-Kiedy wrócisz?
-Bardzo długo mnie nie będzie. Może już nigdy nie wrócę… Nie mogę dłużej żyć w ten sposób, Oskarze. Jesteś prawie dorosły, zrozum pragnienia matki. Będziemy do siebie przyjeżdżać. Obiecuję. Nie wytrzymałabym bez ciebie miesiąc, a co dopiero kilka lub kilkanaście lat.
-Nie, nie tak długo, matko!- spojrzał jej błagalnie w oczy.
-Kiedyś to zrozumiesz, synu… Człowiek ma wiele problemów i czasem musi wyjechać, by nie zepsuć się jeszcze bardziej… Zostanę tu z tobą tej nocy. Jutro rano mnie już tu nie będzie- ponownie ucałowała go w czoło.

    Rudowłosa kobieta włożyła pióro do atramentu, skończywszy pisać list. Spojrzała na śpiącego dwunastolatka. Zasnął dopiero nad ranem, chcąc spędzić z nią jak najwięcej czasu, jakby żegnali się na zawsze… Emma rozmyślała całą noc nad swą decyzją i doszła do wniosku, że to jedna z lepszych decyzji w jej życiu. Syna nie zabierze jej nikt, wspomnień, też nie, lecz niektórych straciła. Już dawno temu… Wolała do tego nie wracać, nie cierpieć. Westchnęła, czując, że otwiera nowy rozdział w swoim życiu. Otrzymała wiadomość, że powóz już gotowy. Rzeczy, spakowane w skrzynie, stoją przed zamkiem, służba i strażnicy czekają. Tylko oni… Nie było ani Chrystiana, ani Fryderyka, ani króla… Nikt się z nią nie pożegna… Nikt nie czuł takiej potrzeby. Wszyscy zauważyli, że Emma dawno zmieniła się na gorsze. Szkoda tylko, że jej musiał to uświadomić mąż w tak brutalny sposób…  
    Wstała i ucałowała syna w czoło, uśmiechając się do niego ciepło. Zarzuciwszy na siebie cienki płaszcz, wyszła z komnaty i skierowała się ku wyjściu z zamku. Idąc, czuła na sobie wzrok wszystkich niewolnic, sług i strażników. Nie napotkała na drodze Duygu, Otylii, Antosi… Wszyscy jeszcze spali. Emma najwidoczniej chciała mieć to za sobą i uważała za zbędne plotkowanie wśród księżniczek.    
    Doszła do drzwi wyjściowych. Po raz pierwszy otworzyły się tak powoli… Słońce rozjaśniło zamek i oślepiło ją na moment. Majestatycznym krokiem zeszła po schodach…
„Wasza wysokość!
Piszę po raz ostatni i Ciebie proszę o to samo. Pragnę zapomnieć o tym, co łączyło nas przez te kilka lat. Nie chcę pamiętać o tych, którzy wyrządzili mi krzywdę, zranili i zabrali resztki sił. Wyjeżdżam ze stolicy. Wracam do Fantylii. Kontakt będę utrzymywała tylko z mym synem, bo tylko on mi pozostał. Inni mnie zawiedli lub opuścili na zawsze. Nie ufam dawnym sojusznikom i nienawidzę tych, których kochałam i szanowałam. Żywię urazę, lecz nie pragnę zemsty. Od teraz, nie ma już dawnej Emmy. Będę szukać siebie. Tej dziewczyny sprzed lat. Jeśli się zmienię, być może wrócę do domu i będę żyła w zgodzie ze wszystkimi, nawet z tymi, których jeszcze dziś uważam za wrogów. Postaram się poprawić dla dobra mojego syna, całej rodziny i państwa.  
Możesz ponownie mnie wyśmiać, nakrzyczeć i planować… Możesz stwierdzić, że złożyłam broń i się poddałam. Ja już nie chcę walki. Idę znaleźć siebie, bo zgubiłam się. Nie pisz do mnie, błagam. Możesz to spalić, wyrzucić lub schować do pięknego pudełeczka. Zrób z tym listem, co chcesz. Jadę z własnej woli. Z honorem.
                                                                                Z wyrazami szacunku i niskim pokłonem
                                                                                                          Księżniczka Emma”
Ten list matka Oskara dała swojemu zaufanemu posłowi, który przyrzekł dostarczyć to księżniczce Leokadii do rąk własnych.

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 3214 słów i 17621 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    Łapka  w górę kto śmiał wydać wyrok śmierci na Oskara

    27 gru 2020

  • Somebody

    Zadziwiająco szybko sobie odpuściła całą walkę. Ale to dobrze  :przytul: Jak zawsze miło było cię czytać  :kiss:

    7 cze 2018

  • Duygu

    @Somebody Troszkę się to ciągnęło  ;)  Ładne 80 części  :lol2:  Dobrze, dobrze :) Dziękuję za miłe słowa, słońce  :kiss:

    7 cze 2018