Miłość sensem życia cz. 37

Miłość sensem życia cz. 37Dawid wpadł, jak poparzony do pokoju Aleksandra. Zastał go siedzącego za biurkiem i jedzącego kurczaka. Było bardzo wcześnie rano, a on już jadł śniadanie. To, jednak nie zdziwiło rudowłosego mężczyzny. Miał do przekazania ważną wiadomość i nie zwracał uwagi na dziwne zjawiska, które napotkał po drodze.
-Co tu robisz o tej porze?- trzydziestoczterolatek nie krył zdziwienia. Patrzył na niego z zniecierpliwieniem, nie usłyszawszy odpowiedzi- Dawidzie!
-Wybacz...- wyjąkał z  zakłopotaniem, sługa- Kazano mi przekazać natychmiast, że...- uciął, gdyż musiał nabrać powietrza. Zmęczony biegiem, westchnął ciężko- Twoja żona... jest w ciąży.
   Urzędnik miał wrażenie, że świat się zatrzymał. Zapadła grobowa cisza. Słychać było, jak drobne kropelki wiosennego deszczu, uderzają o stojące w zamkowym ogrodzie, drogocenne dekoracje. Mąż Leokadii patrzył na kastrata z niedowierzaniem. Nie za bardzo wiedział, co tak naprawdę czuł. Nie miał wyrzutów sumienia, cieszył się, ale czuł w głębi serca, że ciąży na nim duża odpowiedzialność. Dobrze wiedział, że księżniczka nie chciała tego dziecka... Jego zadaniem było chronić rodzinę królewską. W tamtym momencie dotarło do niego, że jego potomstwo również jest częścią dynastii.
-Król o tym wie?- spytał oszołomiony Aleksander.
-Poleciłem przekazać władcy tę radosną wiadomość- odparł z uśmiechem Dawid.
-Księżniczka Duygu też już wie?
-Aleksandra ma jej przekazać.
-Doskonale- uśmiechnął się otyły mężczyzna.
-Przekazałem wieści także księciu Chrystianowi i Hasanowi.
-Hasanowi?- zdziwił się mąż Leokadii, patrząc pytająco na eunucha.
-Tak. Był u brata.
Trzydziestoczterolatek prychnął pogardliwie pod nosem:
-Piękne rodzeństwo...
-Słucham?
-Nieważne- urzędnik spojrzał na Dawida z rozbawieniem- Jak się czuje moja żona?
-Straciła przytomność, ale medyczki mówią, że to normalne.

*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Chrystian i Hasan szli do komnaty Leokadii, sprawdzić jak się czuje. Obydwaj kochali ją tak samo mocno. Nie chcieli, by czuła się  z tym źle. Mieli nadzieję, że dziecko nie sprawi jej większego kłopotu.  
   Książęta weszli do sali siostry.  
   Królewna siedziała na łożu z założonymi rękoma na klatce piersiowej. Miała podkrążone oczy. Nie patrzyła na nikogo: ani na braci, ani na medyczki, które ukłoniły się nisko na widok następców tronu. Leokadia niczym nie przypominała roześmianej dziewczynki z dzieciństwa. Była kompletnie innym człowiekiem. Małżeństwo, które było dla niej gorszym piekłem, niż śmierć matki, zniszczyło jej życie. Ciągłe kłótnie, awantury, kłamstwa, bluzgi, a teraz jeszcze to nowe życie, które osiemnastolatka nosiła pod sercem od dwóch tygodni... W głowie miała tylko jedno: chęć zemsty na mężu. Kompletnie zapomniała o Duygu i jej córce, Antoninie, jej sługach, intrygach i o tym, że musi czym prędzej sprowadzić to Emmę... Tak, jakby od pstryknięcia palcem o wszystkim zapomniała. Od tamtej chwili musiała żyć z tym, że za dziewięć miesięcy urodzi dziecko. Będzie musiała je wychować, wykarmić, nauczyć chodzić... Wydawałoby się, że nie nadaje się na matkę. Owszem, ludzie darzyli ją szacunkiem, ale była bardzo zadufana w sobie, bezczelna. Taka, jak matka...
-Leokadio...- Chrystian podszedł do siostry powolnym krokiem. Usiadł na łożu, obok niej.
   To jedno słowo wystarczyło, by osiemnastolatka popadła w rozpacz. Przez chwilę po przebudzeniu miała nadzieję, że to nieprawda, że nie jest w ciąży. Jak to mówią: "nadzieja matką głupich"...
-Dlaczego płaczesz?- zmartwił się Hasan. Podbiegł do dziewczyny i mocno ją przytulił- Pomożemy ci- zapewnił ją i ucałował w czoło.
-Wyjdźcie...- załkała zrozpaczona. Spojrzała na braci z bezradnością w oczach- Chcę... Chcę być... sama...- słowa siedemnastolatka spotęgowały jej płacz. Wiedziała, że nikt jej nie pomoże. Nikt i nic.
-Powiedz, ktoś ci sprawił przykrość?- dwudziestotrzylatek pogładził przyszłą matkę po puszystych włosach.
   Ach, gdyby tylko Leokadia mogła im wyznać co czuła tamtej nocy... Miała wielką ochotę im to powiedzieć ze szczegółami, ale jakby to zabrzmiało? To małżeństwo trwało już długo. Jak dla niej, o wiele za długo... Jednakże nie dziwiła się reakcjom braci na jej łzy. Spojrzała krótko po ich twarzach, po czym jedynie pokiwała głową. Co miała powiedzieć? Jak podle się czuła? Jak bezsilna była? Oni by tego nie zrozumieli. Nie odzywała się, ani słowem. Gdyby zaczęła snuć opowieści o tym, jaka była bezradna, tworzyć jakąś balladę, wyszłaby z tego totalna bzdura. Nie da się opisać słowami tego, co przeżywała Leokadia...
-Nie płacz moja piękna, siostro- Hasan otarł królewnie łzy z policzków.  
-To szkodzi tobie i twojemu dziecku- dodał zmartwiony Chrystian.
-Wyjdźcie stąd...- wyjąkała, patrząc im bezradnie w oczy.
-Skoro księżniczka chce być sama, nie przeszkadzajmy jej- rzekła łagodnie, medyczka.
-Uspokój się już. Śpij dobrze- powiedział z uśmiechem brunet, chcąc dodać siostrze otuchy, lecz ona nie spojrzała na niego nawet na sekundę. Synowie króla jako pierwsi opuścili komnatę, a za nimi wyszły lekarki.  

*#*#*#*#*#*#*#*

   Spałam smacznie, otulona grubą, satynową pościelą, gdy nagle strażnik zapukał do drzwi. Od razu po tym, jak to uczynił, usłyszałam płacz Antosi. Kolejny raz! Myślałam, że ich zabiję! Wstałam zdenerwowana z łoża i szybko zarzuciłam na siebie długi, błękitny materiał. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Stała tam Aleksandra. Zdziwiłam się, że zastałam ją tu o tej porze.
-Wejdź- przetarłam zaspane oczy. Dziewczyna przekroczyła próg komnaty. Wzięłam płaczącą córeczkę na ręce i zaczęłam kołysać, by się uspokoiła.  
-Wybacz, pani...- wydukała Ola- To strażnik tak głośno...
-Nie tłumacz się za kogoś- przerwałam jej z uśmiechem na twarzy- Obudziła się pierwszy raz tej nocy. I mnie przy okazji.
-Myślałam, że obudzisz się, słysząc krzyki i chód ludzi...- zaczęła z wolna, blondynka.
-Nie- pokręciłam głową- Spałam, jak zabita- zaśmiałam się.
-Księżniczko... Królewna Leokadia jest w ciąży.    
    Spojrzałam na przyjaciółkę zszokowana. Otwarłam szeroko oczy, mimo że  byłam śpiąca. "Boże, ona w ciąży?!"- zawołałam z radością w duszy. Uśmiechnęłam się triumfalnie i przeniosłam wzrok na córkę, która powoli zaczęła się uspokajać:
-Widzisz, mój najpiękniejszy kwiecie? Los ponownie się do nas uśmiechnął.
-Masz rację, pani- służąca ukazała lśniące zęby w szeroki uśmiechu- Ponoć płacze odkąd się ocknęła.
-Ma za swoje...- rzekłam przyciszonym głosem- Całe jej plany na przyszłą karierę czarownicy poszły w niepamięć.  
-Myślisz, że nie będzie ci zatruwała życia?- spytała z nadzieją w głosie, nastolatka.
-Oczywiście, że nie- zaśmiałam się cicho- Nie spocznie, póki się mnie stąd nie pozbędzie.
-Królewna na pewno chce stąd sprowadzić księżniczkę Emmę- wycedziła przez zęby, Aleksandra.
-I, że niby ona miałaby jej w tym pomóc?- zadrwiłam z kpiącym uśmiechem na twarzy- Leokadia ma teraz swoje własne problemy. Z pewnością nigdy nie chciała tego dziecka. Skoro już zaświta... pójdziemy jej powinszować!- uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Ciekawe co na to Pan Aleksander...
-Nie zabraniajmy mu radości- rzekłam szczerze- Ma prawo być zadowolonym. Zostanie ojcem.

*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Spotkałam się z Otylią, gdy na niebie zaświeciło słońce. Siedziałyśmy w ogrodzie i rozmawiałyśmy zajadając owoce.
-Rozmawiałaś już z siostrą, pani?- spytałam z zadowoleniem.
-Nie- odparła szesnastolatka z równie kpiącym uśmiechem na twarzy- I nie mam zamiaru jej pocieszać, ani cieszyć się w zamku wraz z innymi.
-Wspaniały pomysł!- złapałam ją za dłoń- Urządźmy zabawę pod pretekstem radości na wieść o jej ciąży.
-Dlaczego pod pretekstem?- spytała rozbawiona.
-Kto się cieszy z tego powodu?
-Mój ojciec- szepnęła, "puszczając" mi oczko. Zaśmiałam się w głos:
-Tylko on!
-Pan Aleksander również.
-To chyba wiadome, bardziej chodziło mi o mnie.
-Martwisz się tym?
   Spojrzałam jej w oczy z bólem w sercu. Cieszyłam się na wieść o tym, że moim wrogom się nie układa. Taki już jest człowiek. Jednakże, gdy głęboko się nad tym zastanowiłam, ogarniał mnie niepokój...
-Jeśli Leokadia urodzi syna, urośnie w siłę...- wydusiłam, kiwając głową.
-Nie przejmuj się tym teraz- powiedziała Otylia, ujmując moje dłonie w swoje. Spojrzałam jej z uśmiechem w oczy- Ciesz się tym co masz. resztą zajmę się ja.
-Co masz na myśli?
-Zajmij się moją piękną bratanicą. Pozbędę się Emmy i Leokadii.
-Pomogę ci.
-Mam większe prawa, niż ty. To nie oznacza, że się nie przydasz. Moja siostra zapewne niedługo oskarży cię o tę ciążę. Niesłusznie, bo nie miałaś na to wpływu, ale taka już jest moja siostra. Wariatka. Będzie opowiadała, że  ściągnęłaś na nas klątwę, ale nie przejmuj się tym.
-I tak już jestem przeklęta...- westchnęłam ciężko- Nie mam nikogo prócz ciebie, Chrystiana, Antosi, Dawida, Aleksandry i Aleksandra.  
-A Natalia?
-Jestem ostrożna- spojrzałam przed siebie- Nie ufam jej do końca. Bardzo kocha Hasana, to dla niej trudne.
-To było wiadome. Coś za coś, Duygu. Niedługo wszystko się ułoży.

*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Leokadia nadal siedziała skulona na łóżku. Przetarła zmęczone płaczem oczy. To była pierwsza czynność od kilku godzin, która różniła się od oddychania i wołania o pomstę do nieba. Nie ruszała się, gdyż pozbawiono jej na to sił. Osiemnastolatka miała wrażenie, że popadnie w depresję jeszcze przed porodem. Jednakże w ogóle się tym nie przejmowała. Najgorsza była świadomość, że nie kochała tego dziecka... Nie chciała go urodzić i zobaczyć... Westchnęła ciężko, czując jak do oczu ponownie napływają jej łzy. Okropnie czuła się ze świadomością, że nowe życie, które nosiła pod sercem nie pojawiło się w wyniku bezgranicznej, pięknej miłości. Jak mu to powie, gdy już będzie dorosłe? Nie potrafiła kłamać. Na jej nieszczęście nigdy nie była w tym dobra. Łza spłynęła po jej zimnym policzku. Szybko ją wytarła, by przekonać raczej samą siebie do tego, że jeszcze wszystko się ułoży, że nie jest tak słaba i to tylko pozory... Przejściowe zachowanie.  
   Z pewnością by w to uwierzyła, gdyby nie to, że do jej komnaty wszedł Aleksander. Spojrzała na niego z nienawiścią w oczach i... zerwała się z łóżka. Podeszła do męża szybkim krokiem i nim zdążył cokolwiek powiedzieć, wymierzyła mu policzek.
-Ty baranie!- nie wiadomo skąd znalazła siłę, by krzyknąć- Nienawidzę cię, ty barbarzyńco! Zniszczyłeś mi życie! Przyjdzie taki dzień, że odbiorę ci życie! Zrobię to bez wahania! Bez wstydu! Nie obchodzą mnie zasady! Będę się śmiała i płakała na raz, ze szczęścia! Nadejdzie ten dzień, gdy wypruję ci flaki za to co mi zrobiłeś! Spójrz, do czego mnie doprowadziłeś, łotrze! PATRZ NA MNIE!!!- wrzasnęła, szarpiąc jego koszulę. Rzuciła w kąt guzik, który oderwała.
-Uspokój się...- zaczął spokojnym głosem Aleksander, ale ona mu przerwała:
-Milcz, łajdaku...! MILCZ! Zniszczę cię, rozumiesz?! Zniszczę tak, jak ty zniszczyłeś mnie! Nie będę zważała na to co czujesz i kim jesteś! Tak zrobiłeś ze mną! Nigdy nie zapomnę tamtej nocy!- królewna kompletnie oszalała. Niewiele myśląc chwyciła stojący na stoliku dzban z wodą i uderzyła nim męża. Szkło rozpadło się na drobne kawałki, rozrzucając się na podłodze, gdzie popadło. Aleksander poczuł ból na prawym ramieniu. Krwawiło... Spojrzał na dłonie małżonki. Były całe we krwi. Leokadia nie zdawała sobie z tego sprawy.
-Przestań!- krzyknął mężczyzna, łapiąc dziewczynę za nadgarstki. Próbowała się mu wyrwać, ale była bezradna. Roztrzepane włosy opadły jej na twarz. Wyglądała, jak statek po sztormie: zniszczona, zmęczona, bezsilna, cała mokra. Zmęczona twarz, obolałość, brak sił i chęci do życia, łzy...
-Puść!- rozkazała Leokadia, patrząc mężowi hardo w oczy.
-Spójrz co robisz, na Boga!- potrząsnął jej zakrwawionymi dłońmi przed jej oczyma. Spojrzała na nie z przerażeniem i załkała, czując piekący ból- Straż!- ryknął wściekły urzędnik państwowy. Ochroniarz wszedł i czekał na rozkaz- Wezwij medyka, natychmiast!
Służący ukłonił się i wyszedł szybkim krokiem.
-Zabiję cię...- Leokadia kontynuowała swoje żale, ale trzydziestoczterolatek przerwał jej, zatykając jej usta, dłonią:
-Uspokój się, mówię po raz kolejny...! To nie służy, ani tobie, ani naszemu dziecku.
   Osiemnastolatka wyrwała się z jego uścisku, po czym wrzasnęła:
-Nie kochasz go! Mnie też nie! Nie kłam, nie masz prawa tego robić!
-Kocham, czego nie rozumiesz?- podszedł do niej powoli, patrząc ze spokojem w oczy. Furia zniknęła szybko, jak dusza uleciała z ciała zmarłego człowieka.
-Nie okłamuj mnie... Robisz to codziennie...- załkała, patrząc w jego ciemne oczy.
-Wasza wy...
-Gdybyś mnie kochał to dziecko nie byłoby teraz pod moim sercem!!!- krzyknęła, dopadając do niego. Mocno zacisnęła pięści na jego koszuli.  
   Słowa Leokadii odbijały się w głowie Aleksandra przez następną, dobrą minutę. Rozumiał, że mogła nie chcieć tego dziecka, ale żeby powiedzieć coś takiego? To ogromny grzech. Czy to dziecko było czemuś winne? Nie... Dlaczego tak bardzo je rani? To nic, że nie słyszało słów matki, słyszał je jego ojciec...
-Jak możesz mówić coś takiego...?- wydukał urzędnik, patrząc żonie niedowierzająco w oczy.
-Aleks...- zaczęła donośnym głosem, ale on jej przerwał:
-Kim trzeba być, by wypowiedzieć tak okrutne słowa...?!
-Nie pouczaj...- ucięła osiemnastolatka, bo ponownie w zdanie wszedł jej mąż:
-Jesteś potworem! Bezczelna...! Kto cię tak wychował?
-Nie pozwalaj sobie...
-Zabiłem wielu ludzi, ale nigdy nikogo nie skrzywdziłem w ten sposób!
   Leokadia zamilkła natychmiast, jakby ktoś właśnie zatkał jej usta dłonią. Nie czuła, jednak że powiedziała za dużo. Nie miała wyrzutów sumienia. Czy Aleksander miał rację?
-Nie będę cię przekonywał... Kocham cię i nasze dziecko... Ty, jednak tego nie pojmujesz.
-Nienawidzę cię...- zaczęła, puszczając jego koszulę- Zamilcz wreszcie!
-Ty zamilcz, Leokadio!- podniósł głos, trzydziestoczterolatek- Zastanów się, zanim coś powiesz! Nie życzę sobie, byś powiedziała to po raz kolejny!
-Dlaczego?
-Dlatego, że jestem twoim mężem i to również moje dziecko! Czuję się za nie odpowiedzialny i nikt, nawet ty nie będziesz mówiła o nim w ten sposób!- wrzasnął Aleksander, ile tylko miał sił w płucach.  
-Ten bękart zniszczył mi życie...- ucięła, bo małżonek mocno chwycił jej szczękę i wycedził przez zęby:
-To mój potomek, nie żaden bękart! Nie masz prawa nazywać tego dziecka w ten sposób! Myślałem, że ta sytuacja zmieni cię na lepsze! Miałem nadzieję, że zmięknie ci serce i popłynął łzy radości, ale to TY wszystko zniszczyłaś, nie ja!
   Leokadii odebrało mowę. Patrzyła na męża z niedowierzaniem  strachem w oczach. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Wściekł się. Oddychali ciężko. Aleksander puścił ją i powiedział ciszej, niż przed chwilą:
-Kocham cię i nic tego nie zmieni. Ty również!

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2819 słów i 15659 znaków.

3 komentarze

 
  • Margerita

    łapaka w górę, ale mnie u ciebie dawno nie było

    25 wrz 2018

  • Duygu

    @Margerita Dziękuję :) Cieszę się, że wróciłaś :)

    25 wrz 2018

  • AuRoRa

    Nie kocha go, ale szkoda w tym dziecka, które jest niewinne kłótni.

    19 cze 2018

  • Duygu

    @AuRoRa Prawda. Leokadia ma trudny charakter  :smh:

    19 cze 2018

  • Somebody

    Wspaniale. Na taki finał liczyłam.  :bravo:

    27 paź 2017

  • Duygu

    @Somebody Dziękuję  :jupi: Cieszę się, że ci się spodobało  :rotfl:

    28 paź 2017