Miłość sensem życia cz. 43

Miłość sensem życia cz. 43Blondyn leżał obok nastolatki, oddychając ciężko. Pół godziny. O pół godziny za długo dla Aleksandry. Nie chciała, by taka była jej kara. Nie tak to sobie wyobrażała. Nie patrzyła na niego, brzydziła się nim. Brutal, bezwstydnik. Łzy lały się z jej oczu strumieniami, od momentu, gdy ją pocałował. Zrobił coś gorszego... Coś, czego dziewczyna się nie spodziewała. Myślała, że jedynie się pokłócą, a potem wyjdzie: z uniesioną głową, dumna z siebie lub przegrana. Jeszcze zanim przekroczyła próg tego pomieszczenia, było to dla niej piekielnie ważne, nie mogła zdradzić, doprowadzić do kresu przyjaźni, zawieść... Wstyd- to to, co czuła od pół godziny. O pół godziny za długo...
-Powiesz mi w końcu, czy nie?- spytał cicho, ale stanowczo Fryderyk, gdy jego oddech się już uspokoił. Patrzył w sufit, nie wiedząc co powiedzieć. Postąpił pochopnie, ale nie żałował tego. Nie uzyskał odpowiedzi. Dziewczyna była silna. Jeszcze...
-Nie powiem...- załkała, przykrywając dokładniej swoje nagie ciało. Nie panowała nad emocjami, od szlochu bolała ją głowa.
-Więc cię nie wypuszczę. Pogrążasz się... To logiczne, że będzie z tobą coraz gorzej, Aleksandro- rzucił na nią beznamiętne spojrzenie. Blondynka zaszlochała głośno- To już jest nudne!- podniósł głos,  a to tylko spotęgowało jej płacz- Przestań!
-Nie krzycz na mnie...!- spojrzała na niego zmęczonymi oczyma- Nie tak miało być...!
-A jak?- zadrwił z niej, patrząc jej w oczy z kpiącym uśmieszkiem. Zbliżył się do niej i otarł jej łzy z policzków. Odwróciła głowę. Dobry aktor. Bardzo dobry.
-Nie masz prawa...- wypowiedź Aleksandry przerwał głośny głos szambelana, roznoszący się po całym pomieszczeniu:
-Ja, nie mam prawa? Kim ty jesteś, aby mi mówić co mogę robić?
-Nieważne... Jesteś potworem... Nie wstyd ci?
-Posłuchaj, dziewczynko...- szepnął Fryderyk, łapiąc Olę za ramię. Szarpnął ją za włosy i zmusił ją, by na niego patrzyła. Delektował się jej bólem, bardziej niż jej ciałem- Nie możesz się tak do mnie odzywać... Chcesz być żywa?
-Nie wiem...- szarpnęła się.
-Będziesz żyła...- rzekł, po czym pocałował ją w usta- Będziesz żyła wstydząc się swojego odbicia...
-Ty też!- krzyknęła, wyrywając mu się. Usiadła na łóżku i zmierzyła go gniewnym spojrzeniem- Jeśli nie masz wyrzutów sumienia, to znaczy, że jesteś nikim! Jesteś zwykłym potworem! Nie jesteś człowiekiem!
-Milcz!- przerwał jej wypowiedź, podnosząc dłoń, by ją uderzyć. Zadrżała z przerażenia. To nie byłby pierwszy raz tego wieczoru...- Nie pozwoliłem ci mówić. Ja zadecyduję kiedy to się skończy!- popchnął ją na łóżko i położył się obok niej- Miałaś taki rozkaz?
-Prawie wymiotuję tym pytaniem!- wyznała szczerze Aleksandra.
Ja również- Fryderyk uśmiechnął się cwaniacko-Więc... może w końcu powiesz?
-Nie. Nie powiem- stwierdziła stanowczo. Dwudziestoczterolatek złapał ją w talii i pocałował mocno.
-Powiesz... Tyle, że...- w tym momencie strażnik zapukał do drzwi. Fryderyk i Aleksandra spojrzeli na siebie zmieszani. Dziewczyna w pośpiechu założyła suknię. Szambelan powoli otworzył drzwi i wyszedł.  
   Nastolatka spojrzała na otwarte drzwi. To była jedyna okazja! Nie zastanawiając się długo, rzuciła się do ucieczki i wyminęła mężczyzn, stojących przy wejściu do pokoju Fryderyka.
-Łap ją!- wrzasnął zbulwersowany szambelan, czerwieniejąc na twarzy.  
   Dwaj ochroniarze pobiegli za Olą. Blondyn podążył w ślad za nimi, nie mogąc ustać w miejscu. Nastolatka biegła ile tylko sił w nogach, przewracając po drodze stoliki i świece, nawet popchnęła jedną służącą, która krzyknęła na nią wściekła. Dziewczyna nie miała czasu się tłumaczyć, tym bardziej, że trafiła... w ślepy zaułek! Rozejrzała się przerażona, jakby miała wrażenie, że może jednak uda jej się uciec. Tajne przejście? Przeleciało jej to przez głowę, ale po chwili zaśmiała się sama z siebie, uświadamiając sobie, że to istnieje jedynie w bajkach. Jej serce zaczęło bić szybciej, gdy usłyszała kroki. Zbliżali się... byli coraz bliżej, chód był coraz głośniejszy! Nerwowo przełknęła ślinę.
-Tam jest!- krzyknął dobrze zbudowany blondyn. Dopadł do Aleksandry i wykręcił jej ręce do tyłu.
-Błagam, nie!!!- krzyknęła, zdzierając sobie gardło- Pomocy! jest tu ktoś?!
-Ja jestem...- szepnął Fryderyk, stojący na końcu korytarza. Uśmiechnął się do niej pogardliwie. Żal. Prychnął pod nosem, widząc jak była bezradna. Podszedł do dziewczyny i szarpnął ją za ucho. Nastolatka krzyknęła z bólu:
-Boli! Zostaw!
-Milcz!- warknął blondyn i wymierzył jej policzek- Jakim prawem uciekłaś?!- szarpnął ją za włosy. jej lśniące od łez oczy nie zrobiły na nim żadnego wrażenia- Pozwoliłem ci?! Pytam, czy pozwoliłem!!!
-Ja...
-Milcz!- uderzył ją ponownie, uciszając cichutki głos dziewczyny- Nie ujdzie ci to na sucho!- wyszarpnął ją oszołomionemu strażnikowi.  
   Fryderyk spojrzał na niego z zadowoleniem. Zarazem był dumny z siebie, bo ochroniarz trząsł się ze strachu... Blondyn chwycił dziewczynę za nadgarstki i odwrócił się... Głośno przełknął ślinę, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Aleksandra patrzyła na mnie ze szczęściem w oczach. Spojrzałam na tę scenę, nie wiedząc co myśleć... Zapłakana twarz mojej przyjaciółki, wściekły Fryderyk... Furia. Chaos.
-Pani...- jęknął szambelan, puszczając powoli dziewczynę.
-Co ty robisz?- spytałam całkiem poważnie, patrząc na niego z góry. Miałam wrażenie, że zwariuję!
-Księżniczko, ja...
-Jakim prawem traktujesz w ten sposób moją służącą?!- przerwałam mu, zbliżając się do niego.  
   Dałam Oli znak, by odeszła. Mój strażnik wziął ją pod rękę i odeszli z tego ciemnego korytarza. Podszedł do nas Dawid. Spojrzał na Fryderyka z kpiącym uśmiechem, kiwając głową. Oboje mieliśmy to samo w głowie: to koniec wielkiego panowania szambelana.
-Zadałam ci pytanie- upomniałam go.
-Pani, ja... Rozmawiałem z nią...
-Tutaj?!- spytałam oszołomiona- Idealne miejsce na rozmowę, przyznam! Aż miło popatrzeć na te pająki i myszy!
   Dawid parsknął śmiechem.
-Wasza miłość...- wydusił blondyn- Ona uciekła...
-Cóż, nie dziwię się jej- przerwałam mu ponownie- Co jej zrobiłeś?
-Pani...
-Pytam!- wrzasnęłam, marszcząc brwi.
-Nic złego...
-Ona mi wszystko wyjaśni... Módl się, aby to była prawda!- zmierzyłam go ostrzegawczym wzrokiem i odeszłam wraz z Dawidem do siebie.

**** Następnego dnia rano ****

   Otylia siedziała z ojcem. Rozmawiali, pijąc gorącą, aromatyczną kawę. Ciemna, taka jaką lubiła królewna. Zawsze, gdy patrzyła w pełną filiżankę widziała oczy siostry. Wydawały się być, jak ta kawa- smutne, płonące z bólu, mokre od płaczu. Szesnastolatka przeniosła zatroskany wzrok na ojca:
-Panie... Z moją siostrą nie jest dobrze.
   Władca ujął łyk idealnie smakującej kawy i spojrzał na córkę ze zrozumieniem:
-Mnie również jest ciężko... Przejdzie jej, nie martw się.  
-Ach, gdybyś...- księżniczka ugryzła się w język.  
   Nie chciała, by ojczym zachorował z rozpaczy. Tak bardzo go kochała i nie chciała go stracić. Wiedziała, że stan zdrowia króla nie był najlepszy, nie chciała pogarszać sytuacji. Wiedziała, że niedługo wróci Emma. Wraz z nią, zacznie grzmieć, pioruny nie będą omijały celu. A jej celem była Duygu i Antonina...
-Medyczki powiedziały mi, że Leokadia podoła roli matki.
-Skąd to wiedzą?- monarcha nie krył zdziwienia.
-Kiedy poczuje ruchy maleństwa, przytuli je, usłyszy jego płacz, przestanie się gniewać...- odparła blondynka, patrząc za okno.  
   Ojciec spojrzał na nią z promiennym uśmiechem na twarzy. Kochał ją. Była tak bardzo podobna do matki. Widział w niej Rozalię: jej piękne włosy, niebanalną urodę, filigranową laleczkę, którą traktował, jak porcelanę: obchodził się z nią delikatnie, by jej nie urazić, nie sprawić najmniejszego bólu. Patrząc na swoje najmniejsze dziecko, odnajdował spokój, czując bijące od niej ciepło i dobre serce.  
-Czas na ciebie- czterdziestosiedmiolatek przerwał ciszę- Powinnaś wyjść za mąż i założyć własną rodzinę.
   Otylia spojrzała na niego zaskoczona. Nie wiedziała co powiedzieć.  
-Za... za kogo?- wydusiła oszołomiona.
-Wybiorę ci dobrego męża, moja pięknowłosa królewno- położył jej swoją zimną dłoń na policzku. Uśmiechnęła się lekko.  
   Do komnaty króla wszedł strażnik. Ukłonił się i rzekł:
-Wybacz, panie...
-Co się stało?- spytał Edward.
-Przyjechała księżniczka Emma.

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

-Witaj, pani! Miło cię tu znowu widzieć! Jak minęła podróż?- dziewczęta w haremie przekrzykiwały się miedzy sobą i całowały Emmę po dłoniach. Ona jedynie uśmiechała się szeroko, nie kryjąc zaskoczenia tym ciepłym powitaniem.
-Dziękuję wam- wydusiła po dłuższej chwili matka Oskara- Muszę iść do syna. Stęskniłam się za nim.
-Niech Bóg ma was w opiece.  
-Amen- odparła księżniczka z uśmiechem. Odeszła, kierując się w stronę swojej dawnej komnaty. Stanęła przed drzwiami. Uśmiechnęła się na wspomnienia o tym, jak dużo czasu spędziła w tym pomieszczeniu, tyle ciepłych wspomnień... Jednakże rzeczywistość, dała o sobie znać i przypomniała sobie o wrogach. Otworzyła drzwi i weszła do środka na trzęsących się nogach. Nikogo nie było. Pustka. W powietrzu unosił się kurz. Nikt nie dbał o to miejsce. Nikt nie wierzył w jej powrót...
   Odwróciła się na pięcie, by odejść, ale do komnaty wbiegł Oskar.
-Synu!- rudowłosa kobieta zaczęła płakać z radości. Mocno przytuliła syna. Tak mocno, że czuła, jak szybko biło mu serce. Ucałowała chłopca w gęste, ciemne włosy. Położyła roztrzęsione z emocji dłonie na jego piegowatych policzkach. Ponownie ujęła go w ramiona i westchnęła cicho:
-Tak bardzo cię kocham, Oskarze... Już nigdy cię nie zostawię!     
-Nie jedź już, mamo- szepnął książę- Zostań z nami. Tęskniłem za tobą. Nie jedź...
-Nie pojadę- pokręciła przecząco głową, patrząc mu stanowczo w oczy- Nie bój się, nie zostawię cię tu samego.  
   Do sali wszedł Chrystian. Jak zawsze od jakiegoś czasu, przy swojej żonie zachowywał się wyniośle: stał przed nią wyprostowany, dumny jak paw. Patrzył na nią z góry. Bał się. Wcale tego nie żałował. Czuł się odpowiedzialny za swoją rodzinę.  
-Książę...- Emma ukłoniła się nisko. Spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęła się na jego widok. Mimo wszystko.  
-Witaj- powiedział beznamiętnym tonem, królewicz- Jak minęła podróż?
-Spokojnie, dziękuję- rudowłosa dziewczyna nadal tuliła do siebie syna. Ten widok poruszyłby serce największego twardziela... Ból i tęsknota, ukojenie i radość.  
-Dobrze, więc... Odpocznij- wydusił dwudziestotrzylatek, czując jak łzy wypełniają jego oczy. Odwrócił się, by wyjść.
-Wasza miłość...!- zawołała nieśmiało Emma- Czy... coś się stało?
-Nie...- następca tronu wzruszył ramionami- Kompletnie nic- otworzył drzwi i opuścił jej komnatę.

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2016 słów i 11288 znaków.

6 komentarzy

 
  • Margerita

    Co za szuja z tego Fryderyka a żeby go piorun strzelił tak traktować biedną Aleksandrę łapeczka w górę

    11 lis 2018

  • Duygu

    @Margerita Dokładnie to samo myślę... :/ Dziękuję :)

    12 lis 2018

  • AuRoRa

    *igra , taki jest efekt pisania z komórki  :P pozdrawiam

    22 cze 2018

  • Duygu

    @AuRoRa Znam ten ból  :lmao:  Ale mimo żarcików telefonu, dziękuję  :)

    22 cze 2018

  • AuRoRa

    Fryderyk igła z ogniem. Emma wróciła, widać nie wszystkich to cieszy.

    21 cze 2018

  • Fanka

    Piękne <3 Po prostu piękne <3

    17 lis 2017

  • Duygu

    @Fanka Dzięki  <3

    18 lis 2017

  • Fanka

    @Duygu <3

    18 lis 2017

  • Milady

    Mi też się bardzo podoba. Tworzysz naprawdę fajny klimat ;)

    17 lis 2017

  • Duygu

    @Milady Dziękuję bardzo  :yahoo:

    17 lis 2017

  • Somebody

    Wspaniała część. Zresztą nie mogłoby być inaczej. Nigdy nie zawodzisz wiernych czytelników. <3  <3  <3

    17 lis 2017

  • Duygu

    @Somebody Dziękuję, kochana. To bardzo miłe z Twojej strony :rotfl: Z całego serducha dziękuję Ci za czytanie tego opka  <3  <3  <3

    17 lis 2017