Miłość sensem życia cz. 68

Miłość sensem życia cz. 68***Zamek księżniczki Leokadii…***

„Moja, droga, córko!
Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej. Nasza rodzina żyje w dobrym zdrowiu. Znalazłem męża dla twej siostry, niebawem odbędzie się ślub, na który jesteś, oczywiście zaproszona. Twój syn jest bezpieczny i ma się doskonale. Pan Dawid znalazł dla niego mamkę. To dobrze wychowana i przyjazna kobieta. Zawsze możesz liczyć na moje wsparcie, więc jeśli coś leży ci na sercu, napisz do mnie… Pamiętaj o zakazach i pozwoleniach. Nie jesteś już dzieckiem…”
-Co za bzdury i brednie!- matka Szymona krzyknęła głośno, gniotąc list od ojca w małą kulkę nieprzydatnego papieru. Czuła się tak, jak ona- ktoś coś napisze, a później i tak się ją wyrzuca…  
-Co się stało, pani?- spytała z ciekawością i troską w głosie Zuzanna, patrząc na królewnę szeroko otwartymi oczyma. Od tych kilku dni poza zamkiem nic się nie zmieniło: to samo zimne spojrzenie, niczym u królowej śniegu, kamień zamiast serca i blada twarz. Widok takiej Leokadii nie dawał spać służącej. Korciło ją, by napisać o tym do Emmy…
-Nie twój interes!- warknęła wściekła dziewiętnastolatka- Niech lepiej napisze, kiedy mogę przyjechać! To, że Szymon ma dobrą mamkę u boku w ogóle mnie nie pociesza!  
-Dlaczego?- blondynka już nic z tego nie rozumiała.
-Dawid ją znalazł…- westchnęła, czując, że ma ochotę powybijać wszystkich dokoła- A on służy Duygu. Co w tym dobrego? Znajdź mi jakieś plusy tego, ze nie ma mnie przy dziecku!
-Pani… powinnyśmy zachować spokój… Być może to nie są podstawne podejrzenia…
-Faktycznie!- w jej głosie zabrzmiała wyraźna ironia- Poczekajmy, za chwilę stanie się cud! Ojciec pozwoli mi wrócić do stolicy na zawsze, wszyscy zapomną o tym, że zabiłam własnego męża, zwrócą mi cały mój majątek i wszyscy będziemy się kochać, jak dawniej!- wrzasnęła Leokadia na wręcz jednym wdechu i wydechu.- Zapomnimy o naszych błędach i nienawiści do siebie… Tak to sobie wyobrażasz?
-Księżniczko, napisz do króla. Ubłagaj go i pojedź, choć na jeden dzień do zamku.
-Milcz! Nie wiesz jak to wygląda, to się nie odzywaj! Rozmawiając z nim twarzą w twarz nie uzyskałam zgody! Nie będę wysyłała dziesięciu listów dziennie. „Nie jesteś już dzieckiem”- tak napisał ojciec.  
-Nadal jesteś jego córką.
-Podejmuję samodzielnie decyzje i ty dobrze o tym wiesz! Wszyscy wiecie! Znacie mnie od podszewki, odczepcie się!- Leokadia nie panowała nad emocjami. Usiadała szybko i ciężko na łożu i kontynuowała wywody:
-Wygnali mnie, jakbym była zwykłą dziewką z haremu! Jestem pod kluczem i muszę pytać straży, czy mogę wyjść za potrzebą. Nie mam pieniędzy i jestem sama, jak palec. Co to za życie?...
-Obyś nauczyła się na błędach, pani. Twe decyzje, o których mówisz, nie zawsze są dobre… Patrzmy na swoje dokonania i czyny…- pouczyła ją Zuzanna.
-Tyle, że my na razie nie robimy nic w naszym ustalonym celu!…- przewróciła oczyma, odgarniając gęste pukle z twarzy- Nie wiem, co robić… Nie mogę siedzieć z założonymi rekami. Stoję w miejscu!…- była zła na samą siebie.  
-Wasza wysokość!- zawołała służąca, podbiegając do córki Edwarda, natchniona przez swój sprytny umysł. Usiadła na podłodze i chwyciła jej delikatne, piękne dłonie- Pojadę do zamku i ubłagam króla o twój powrót. Jeśli na to nie zezwoli, pójdę i będę prosić o ty, by przywieziono tu twego syna. Potrzebuje matki, nie mamki, w dodatku tej małpy, którą wynalazł spod ziemi Dawid!- powiedziała przekonująco, patrząc jej głęboko w oczy.
-Nie, to nic nie da. Skoro ja nic nie zdziałałam, ty również nie zdziałasz.
-Dlaczego nie zwrócisz się z prośbą o powrót do księcia Hasana?
-To byłby bunt, a tego nie chcę. Poza tym, co on może? Teraz zajmuje się swoją Natalią i Barbarą…- wzruszyła ramionami, drwiąc nieco z miłości brata.
-Tylko on z twego rodzeństwa nie sprzeciwił się władcy. Książę Chrystian zagroził królowi, księżniczka Otylia wzbudziła gniew, gdy próbowała cię ratować… Wrogowie zacierają ręce, nie możemy czekać na zbawienie, bo tu go nie ma!...- szeptała, próbując przekonać królewnę do swego wyjazdu.- To nie jest szykowny loch, to piekło na ziemi! Zrozum, pani: zamek cię potrzebuje, twój syn cię potrzebuje, jesteś córką króla i królowej, nie zwykłą kobietą, która myje podłogi! Uginasz karku przed Duygu i swoją siostrą. Teraz jest najlepszy moment, oni nie mogą się z nami kontaktować, nie wiedzą, co robimy.
-My nie wiemy, co robią oni…- Leokadia zaczęła się trochę przełamywać na tę decyzję...
-Wystarczy, że tam pojadę! Obiecuję, że jeśli nie przywiozę ci syna albo król nie zezwoli na twój powrót, nie wrócę żywa!
    W komnacie zapadła cisza, wśród której Leokadia chciała znaleźć siebie i poprawną odpowiedź… Nie wiedziała, co ma robić, mimo że znała swój cel. Związane ręce nie pomagają w ucieczce z więzienia. Tkwiła w swoich przewinieniach, sumienie nie dawało jej spokoju. Grzech za grzechem ciągnął się, jak prawdziwy nieprzyjaciel, który nie słucha błagań o odejście, po chwili staje się głuchy na wrzaski, wyrażające nienawiść… I wtedy serce twardnieje. Człowiek tonie w otchłani ciemności i powoli umiera… Zabija sam siebie… On sam, któremu powinien ufać…
-Matka zawsze powtarzała: „Na tym świecie możesz ufać, tylko samej sobie”- wyszeptała Leokadia. Patrzyła zamyślona na Zuzannę, która nie traciła wiary w to, ze zezwoli jej na wyjazd.
-Pani…- szepnęła czarnooka dziewczyna, wpatrując się w jej bladą, zmęczoną twarz.
-Nie! Nie pozwalam ci!- zerwała się nagle z łoża. Służąca otwarła szeroko oczy i wstała równie szybko.- To zbyt ryzykowne, jeśli Aleksandra lub Dawid cię tam zobaczą, od razu powiadomią Duygu! W tej chwili mogę liczyć jedynie na Emmę i Fryderyka. Są moimi oczami i uszami w zamku.
-Ależ, pani… Nie ufasz…
-Powiedziałam ci coś! Zostaw mnie samą, mam dość wszystkiego i wszystkich!
    Zuzanna pokręciła z niezadowoleniem głową, nie dowierzając słowom królewny. Miała w głowie niecny plan, który musiał, jej zdaniem, wejść w życie! Wiedziała, że szambelan i żona Chrystiana się nie dogadają i musi działać na własną rękę, skoro Leokadia nie zostawia jej wyboru… Ukłoniła się i cicho wyszła z komnaty, by nie drażnić uszu mieszkańców zamku, którzy mieli dosyć karygodnego zachowania matki Szymona: ciągle tłukące się szklanki, wybijane lustra, rzucany drewniany stół i krzesła, trzaskanie drzwiami, to było dla nich za dużo.
-I tak to zrobię!...- Zuzanna szepnęła sama do siebie, gdy już zamknęły się za nią drzwi. Odeszła, a straże, stojące przy pokoju księżniczki, odprowadziły ją wzrokiem…

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

-Mamo, kiedy wróci ciocia Leokadia?- z ust Oskara niemal codziennie od wyjazdu królewny padało to pytanie. Matka nie wiedziała, co odpowiedzieć dziecku. Codziennie modliła się o to, by córka Edwarda wróciła do zamku i, by ich rodzinę ponownie połączyła miłość, zrozumienie, szacunek…
-Synu… Módlmy się, by wróciła szybko. Jest potrzebna nam wszystkim.- odparła ostrożnie rudowłosa kobieta.  
-Jestem wujkiem Szymona i będę się nim zajmował!
-Nie jesteś jego wujkiem, ale możesz pomagać jego mamce.- dwudziestolatka pogłaskała chłopca w czubek nosa.
-Powiedziałaś, że jestem jego wujem, kiedy dziadek go chrzcił!- oburzył się siedmiolatek.
-Tak się czasem mówi, gdy ktoś jest komuś bliski, mój książę. Możesz się nim opiekować.  
-A, dlaczego Szymon ma mamkę? Przecież Antosia też jeszcze pije mleko.
    Emma spojrzała na syna mocno zdziwiona. Od chwili, gdy dowiedziała się, że Duygu była nałożnicą jej męża, nie podobało jej się to, iż Oskar bardzo lubił tę kobietę. Siliła się przy nim na spokój, by nie popaść w jeszcze większą zazdrość i histerię. Nie chciała niepotrzebnego jej dziecku, chaosu.  
-Duygu ma swoje dziecko i musi wykarmić przede wszystkim je, nie Szymona…- wydusiła z wielkim trudem żona Chrystiana.
-Rozumiem… A kiedy będę mógł pójść do Antoniny i Szymona?  
    Emma westchnęła ciężko, przygryzając wargi. Wstała i podeszłą do biurka. Wzięła do rąk flakonik z maściami na ból głowy i zaczęła powoli nacierać skronie. Uśmiechnęła się z uczuciem ulgi, twierdząc, że zioła leki pomagają.
-Nie dzisiaj. Za chwilę wieczór. Byłeś na lekcjach, jesteś zmęczony…
-Och, szkoda…- zajęczał zrezygnowany książę, siadając na łożu- Tak bardzo lubię tam chodzić i rozmawiać z Duygu. Zawsze była miła. Szkoda, że mnie nadal nie uczy.  
    Księżniczka upuściła flakon, słysząc smutny głos dziecka i wypowiedziane przez niego zdanie. Szkło rozpadło się na malutkie kawałeczki, a płyn rozlał się na dywanie. Coś zawrzało w dwudziestolatce. Poczuła się gorsza od rywalki.
-Ona już cię nie uczy i nie wymawiaj przy mnie jej imienia!- Emma podniosła głos, mierząc syna surowym spojrzeniem- Kazałam ci iść spać!
    Chłopiec ułożył się do snu, wciągając zapach ziół, unoszących się w komnacie. Emma wyrzuciła rozbite szkło na zewnątrz. Złamane, jak jej serce. Rozdarte… Spojrzała na swoje dłonie. Gdzieniegdzie płynęła krew po spotkaniu z ostrym przedmiotem. Zacisnęła pięści i spojrzała z bezradnością w niebo, które z każdą kolejną sekundą coraz bardziej przypominało kolor jej myśli- czerń… Nie miała już nikogo prócz syna, na kim mogłaby polegać. Ale cóż mogła powiedzieć dziecku? Nie chciała go zasmucać, on też niewiele rozumiał z życia. W sumie, to… nic…  
-Wszystkich mi zabrałeś, Boże…- z jej oczu spłynęły łzy- Zesłałeś tu tę żmiję, która skradła mi męża, z Fryderykiem nie rozmawiam już długi czas, Leokadia wyjechała i nie możemy się kontaktować, Zuzanna jest razem z nią oddalona o tyle dróg… Został mi syn. Tylko jego mam. Nie zabieraj mi go… Niech śmierć nas omija szerokim łukiem!...

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

    Kiedy nadszedł wieczór, Zuzanna czym prędzej opuściła zamek. Przedtem zarzuciła na siebie podarty, czarny płaszcz, by nikt nie uważał ją za bogatą. Chciała dostać się do stolicy, nie potrzebowała przygód. Co chwila, biegnąc wśród gęsto rosnących drzew, rozglądała się niespokojnie, myśląc, że ktoś za nią idzie. Słyszała swoje kroki, głośne bicie własnego serca i niespokojny oddech. Przedzierała się przez gęste krzaki i przeskakiwała kolejne gałęzie.
    Po chwili zatrzymała się, by złapać oddech, Powietrze było zimne, źle jej się oddychała.
-Muszę jechać do zamku!...- wysapała sama do siebie. W oddali zobaczyła jak księżyc odbija się w tafli wody. Podeszła do rzeki i umyła zaspaną twarz. Wiedziała, że nie może spać, nie było na to czasu. Napiła się trochę i wróciła na obraną ścieżkę. Szła wolniej, by się nie zmęczyć, była pewna, że nikt już jej nie dogoni, nie śledzi. Odetchnęła z ulgą.  
    Zaczęła szukać sakiewki ze złotem, którą schowała w rękawie sukni. Wzięła pieniądze, by zapłacić za konia. Doskonale znała okolicę, wiedziała, że niedaleko już do stadniny. Miała dać pieniądze stajennemu, wziąć konia, wsiąść i odjechać w celu ocalenia Leokadii. Plan idealny… i ryzykowny. Ustaliła sama ze sobą, że jeśli nie zdoła przekonać króla, odejdzie z tego świata.  
    Idąc, nuciła przyjemne jej uszom piosenki z dzieciństwa, by się uspokoić, gdyż towarzyszył jej niemały stres. Nagle... świsnęła obok niej strzała! Spojrzała z przerażeniem w oczach na broń, tkwiącą w drzewie, które stało dosłownie kilka centymetrów od niej… Głośno przełknęła ślinę. Rozejrzała wokół, ale nikogo nie widziała. Po chwili krzyknęła przestraszona, gdy ktoś wykręcił jej ręce boleśnie do tyłu i związał mocnym sznurem. Zatkał jej usta dłonią, by nie wołała o pomoc. Dziewczyna zaczęła płakać, czując niepohamowany strach przed tym, co się stanie i przed człowiekiem, który ją napadł. Miała ochotę spojrzeć mu w twarz, ale również, bała się. Jęknęła z bólu, gdy napastnik popchnął ją na ziemię i zawiązał jej oczy. Straciła wszystkie kolory, a wydawało jej się, że to najczarniejsza noc, jaką do tej pory widziała… Próbowała coś z siebie wykrztusić, po czym usłyszała niski, męski głos:
-Siedź cicho! Jeszcze się nagadasz.
    Po tych słowach poczuła mocne uderzenie w głowę i zemdlała, padając na mokrą od deszczu ziemię…

******************
Kochani!

Wybaczcie dość długą nieobecność, ale przez ostatnie 6 dni miałam internet, jedynie w telefonie i nie mogłam dodać kolejnej części. Byłam z Wami serduszkiem :* Na kolejną część nie będziecie musieli czekać tak długo ;) Całuski! :*  :*  :*

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2381 słów i 13018 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Margerita

    łapka w górę

    1 cze 2020

  • Użytkownik Duygu

    @Margerita Dziękuję!

    1 cze 2020

  • Użytkownik dreamer1897

    Lekkość pisania wrodzona. Kolejna osoba jaką spotkałem z potencjałem do wydania książki. :dancing:

    16 mar 2018

  • Użytkownik Duygu

    @dreamer1897 Ach, dziękuję za miłe słowa :)   :danss:  Wiążę z pisaniem swoją przyszłość, więc być może się uda spełnić marzenia  ;)  Pozdrawiam ciepło!  :rotfl:

    16 mar 2018

  • Użytkownik mydream2017

    Przyjemność z czytania najważniejsza. Dobry tekst.

    16 mar 2018

  • Użytkownik Duygu

    @mydream2017 To mój cel, by czytelnik miał przyjemność z czytania  :)  Dziękuję bardzo! Pozdrawiam ciepło!  :rotfl:

    16 mar 2018

  • Użytkownik Somebody

    A ja już myślałam, że o nas zapomniałaś. Pięknie i ciekawie napisane. Dobrze, że wróciłaś do wątku Hasana, dawno go nie było. Mam nadzieję, że Zuzannę czeka wszystko, co najgorsze. Dość już krwi napsuła.  :przytul:  :kiss:  <3

    15 mar 2018

  • Użytkownik Duygu

    @Somebody O, nie kochana, nie da się o Was zapomnieć, jesteście wspaniali!  <3  A, dziękuję ślicznie. :) Trochę jeszcze o nim będzie. Zobaczymy, na razie drży o własne życie. Ma dziewczyna dużo na sumieniu  :ninja:  Och, ile ciepła i miłości!  :przytul:   <3   :kiss:

    15 mar 2018