Miłość sensem życia cz. 75

Miłość sensem życia cz. 75Sebastian czekał przed drzwiami pokoju narzeczonej. Szczerze mówiąc, nie przypuszczał, że dziewczyna tak długo się stroi. Była dla niego piękna bez tego makijażu, z niefortunnie ułożonymi włosami i starej sukience. Jedyne czego chciał, to jej piękny uśmiech i ciepłe spojrzenie, które odganiało czarne chmury nad jego niebem. A tych było niemało. Szczególnie, gdy, tak jak w tamtej chwili, napotkał się na siostrę Otylii. Była tu dopiero dwie godziny, a dała mu w kość swoim panoszeniem się po całym zamku i zimnym spojrzeniem. Szatyn mimo że był magnatem i widział w swoim życiu wiele, szczególnie podczas licznych wypraw, to nie miał okazji poznać tak denerwującej osoby. Przed chwilą go minęła, rzucając tylko: „Witaj, Sebastianie!” i poszła przed siebie, jak burza. Nie przypominała księżniczki. Nie. W ogóle. Teraz, nie wiadomo, jakim cudem, znów tu była i tym razem, również nie przeszła obok niego bez słowa. Jak to Leokadia, musiała się przywitać i zagadać. Tego wymaga kultura- przywitać gościa!
-Sebastianie…- skinęła do niego głową z drwiącym uśmiechem na twarzy.- Ojciec wiele mi o tobie pisał. Moja siostra ma wielkie szczęście…
-Pochlebiasz mi, wasza wysokość- trzydziestolatek udał, że nie usłyszał wyraźnej kpiny w jej głosie.- Mam tylko nadzieję, że nie zasmucę księżniczki i będę dobrym mężem.  
-Obyś miał rację! Małżeństwo w kłótniach nie wychodzi nikomu na dobre! Ale! Nie wyglądasz na zbója…- zmierzyła go tym samym chłodnym spojrzeniem od góry do dołu, jakby chciała znaleźć w nim jakieś wady. Sebastian jednak zawsze wyglądał idealnie. I wypowiadał się jak należy, nie tylko w towarzystwie kogoś z dynastii. Tego Leokadia mogła mu pozazdrościć.  
-Nigdy nie kłóciłem się z rodziną… Miałem do niej szacunek- mężczyzna nie do końca rozumiał to, co powiedziała królewna. Patrzył na nią zdziwiony, słysząc w jej głosie trud wypowiedzenia tych słów.  
-To dobrze. Masz szczęście. Dam ci radę: bądź ostrożny i dobry dla Otylii. Inaczej król nawet ciebie nie oszczędzi.
-Więc… to prawda, co mówią ludzie?- Sebastian stanął, jak słup soli, wbiwszy niepewny wzrok w jej wysokość. Niejednokrotnie słyszał od poddanych Edwarda, jak opowiadali sobie nawzajem, że królewna zabiła swojego męża. Nieraz skarcił jakiegoś chłopa za te słowa, nie mogąc słuchać tych… bredni, które w tamtym momencie zaczęły stawać się w jego głowie prawdą. Leokadia sama to potwierdziła. Oczywiście nieoficjalnie, gdyż nie powiedziała: „Owszem, tak, zrobiłam to! Zabiłam Aleksandra”, lecz wyczytał to z jej wyrazu twarzy. Jej wzrok umknął gdzieś na bok i nie była już taka pewna siebie. Po chwili wydusiła mało przekonująco:
-Nie wierz w plotki. Ludziom bardzo się nudzi. Masz z nimi do czynienia, jak każdy, znasz plotkarzy i ich słuchaczy. Mówią, co ślina na język przyniesie, albo wymyślają niestworzone historie o potworach, których nie było, nie ma i nie będzie.
-Nie wierzyłem… ale teraz…- wydukał, jakby ktoś go zahipnotyzował. Królewna już chciała zrobić mu awanturę, na co wskazało jej zmarszczone czoło i zaciśnięte pięści, ale w tym momencie przyszła do nich Otylia. Jak zawsze była uśmiechnięta i jak zawsze, gdy ujrzała na horyzoncie swoją siostrę, ten słodki wyraz twarzy, który wprawiał Sebastiana w zachwyt, znikał i dziewczyna wyglądała, jak widmo.  
-Leokadio…?- blondynka nie kryła zaskoczenia, widząc siostrę z jej narzeczonym.- Co tu robisz? O czym rozmawiacie?
-Jesteś zazdrosna, siostrzyczko?- prychnęła z pogardą Leokadia. Sebastian wywrócił oczyma, nie mogąc zrozumieć tej tykającej bomby. Matka Szymona raz się śmiała, po chwili, nie wiedzieć czemu, płakała, a trzy sekundy później była wściekła.  
-A powinnam?- spytała, patrząc na Sebastiana, który wytrzeszczył na nią oczy, przerażony. Chciał już ratować sytuację, ale Otylia uśmiechnęła się do niego, chcąc dać mu znać, że tylko żartowała. Przeniosła wzrok na siostrę- Radzę ci nie wtrącać się w moje przyszłe małżeństwo. Pragnę spokoju, nie wojny. Nasza rodzina nieustannie dzieli się na coraz mniejsze elementy. Wiesz, dlaczego? Tylko dlatego, że ty i Emma jesteście w tej rodzinie! Gdyby nie to, wszyscy spaliby spokojnie. Tym czasem Duygu nie może w spokoju cieszyć się tym, że jest w ciąży! Niech was piekło pochłonie! Nie chcę cię wiedzieć na moim ślubie!- pociągnęła Sebastiana w stronę drzwi, nie chcąc słuchać bezsensownych tłumaczeń Leokadii.  

*** 8 miesięcy później… ***

-Jak przygotowania do ślubu mojej córki?- spytał Edward, patrząc z dumą na Otylię, która cieszyła się, jak dziecko, na widok nowo uszytych sukni. Przeglądała je, szukając idealnej, takiej, która wyraziłaby jej radość tego dnia, który zbliżał się wielkimi krokami. Dostawała oczopląsu od barw bardzo drogich biżuterii i kolorowych wstążek do włosów. Władca śmiał się z niej pod nosem, przypominając sobie, że dokładnie tak samo się cieszyła, mając kilka lat. Skakała z radości, klaskała w dłonie i piszczała, podekscytowana.  
-Ojcze, ta jest piękna!- zawołała blondynka, pokazując ojcu śnieżnobiałą, rozłożystą suknię. Uśmiechnęła się szeroko, oczekując na reakcję króla, który tylko śmiał się z zachowania córki.- Co cię tak śmieszy?
-Jesteś taka roześmiana, jak twoja matka!- odparł monarcha. Otylia spodziewała się porównania do Rozalii. Leciutko wzruszyła ramionami i ponowiła przeglądanie świecidełek.- Więc?
-Panie, ślub może odbyć się nawet jutro!- odparła krawcowa, która usiłowała ustawić królewnę w bezruchu, chociaż na sekundę. Prosiła Otylię chyba dziesięć razy: „Pani, musze zmierzyć, bo suknia będzie za długa”, „Wasza miłość, bo suknia będzie za szeroka”; „Na miłość boską, księżniczko!”. Nic nie pomagało. Blondynka z radości zaczęła tańczyć i śpiewać.  
-Doskonale! Wszystko jest idealne i spodoba się gościom?
-Panie, nawet najbogatsi władcy tego świata nie marzą o takich bogactwach!- westchnęła zrezygnowana kobieta, patrząc na jej wysokość z lekkim rozbawieniem.- Nie sądziłam, że te stroje sprawią tak wielka radość królewnie.
-Otylio, moja córko, jest już późno. Idź spać. Oglądasz te same suknie już trzeci raz- powiedział Edward, uśmiechając się do córki, szczęśliwy.  
    Dziękował Bogu, że dał mu siłę do walki i pomógł w znalezieniu lekarstw, dzięki którym czuł się znacznie lepiej. Teraz modlił się tylko o to, by zdążył zobaczyć wnuka i, by poprowadził córkę przed ołtarz. Chciał widzieć ją szczęśliwą, nie zalaną łzami, tak jak wszyscy zebrani zapamiętali Leokadię. Nic nie pasowało. To był kontrast. Grano radosną muzykę, a dziewczyna miała wrażenie, że umiera. Ubrano ją w białą, jak śnieg suknię, a czuła, że lepiej byłoby jej w głębokiej czerni. Słońce świeciło i ogrzewało złotymi promieniami niemalże cały kraj, a ona swymi oczyma widziała prawdziwą ulewę.  
    Nagle, radość panującą w królewskiej komnacie, przerwało głośne otwarcie drzwi. Dawid wpadł, jak strzała do sali władcy i zawołał z radości, nie czekając na pozwolenie monarchy:
-Panie! Mam wspaniałą wiadomość! Księżniczka Duygu zaczęła rodzić!
-Chwała Bogu! Nareszcie!- zawołała Otylia, wybiegając z pokoju.  
-Wspaniale!- Edward miał ochotę podskoczyć z radości. Krawcowa wyszła, niosąc kilkanaście sukien i skrzyń z biżuterią.  

-Książę, może pójdziesz do siebie?- spytał jeden ze strażników.- Jesteś tu całą noc.
-Nie…- odparł Chrystian, kręcąc przecząco głową.- Duygu mnie potrzebuje.
-Akuszerka powiedziała, że…
-Ogłuchłeś? Nie idę!- nerwowo bawił się swoimi palcami, oddychając głęboko. Siedział pod drzwiami mojej komnaty te okropnie długie kilkanaście godzin i nie usłyszał nic konkretnego. Dostawał szału. Chciał już się czegoś dowiedzieć. Jakiś konkret, który uspokoiłby go byłby wybawieniem dla jego umysłu. Słyszał jedynie krzyki i szloch, a to tylko przyprawiało go o gęsią skórkę.  
    Po kilku minutach, słysząc płacz dziecka, wbiegł do komnaty, chcąc w końcu zobaczyć ukochaną i ich dziecko. Jego serce zaczęło bić mocniej, gdy wziął w ramiona malutkie niemowlę. Uśmiechnął się, mimo że ono głośno płakało. Spojrzał pytająco na akuszerkę…
    Emma przybiegła z Oskarem pod drzwi komnaty, dowiedziawszy się, że jej rywalka urodziła. Każda informacja rozprzestrzeniała się tu w oka mgnieniu.  
    Rudowłosa kobieta patrzyła na męża, trzymającego swoje nowo narodzone dziecko. Westchnęła ciężko, czując ukłucie w sercu. Oskar patrzył z zaciekawieniem na kruszynę, którą tato tulił do siebie i kołysał, by nie płakało. Chciał pobiec i je zobaczyć, ale widział, że mama była smutna i czuł, jak trzęsą jej się ręce. Ta niepewność ją zabijała!...
-Synu…- Chrystian ucałował nasze dziecko w czółko.

**************

Kochani!
Miło mi Was tu widzieć! Pragnę Was powiadomić, że te 4 tygodnie „spowolnienia” już za nami. :)  Mam nadzieję, że teraz już nie będzie tylu popraw i sprawdzianów. Dziękuję Wam za wytrwałość i Waszą obecność. Jesteście wspaniali!  :*

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 1672 słów i 9416 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    Łapka Sebastian został ojcem?

    8 lip 2020

  • Duygu

    @Margerita Dziękuję. Duygu i Chrystian zostali rodzicami po raz kolejny.

    8 lip 2020

  • Somebody

    Hurra! Jest dzidziuś  :rotfl: Dobrze, że mają chwilę szczęścia. Należało im się  :bravo:

    21 kwi 2018

  • Duygu

    @Somebody Jest!  :rotfl:  Tak, już trochę lżej. Kamień z serca  <3   :kiss:

    22 kwi 2018