Miłość sensem życia cz. 54

Miłość sensem życia cz. 54Dziewczyna patrzyła na leżącego na podłodze męża z przerażeniem. Nie ruszał się... Co, jeśli umarł? Nie miała odwagi podejść i sprawdzić, czy żył. Dziewiętnastolatka spojrzała niepewnie na jego bladą twarz. Jego ciało zalane było potem, organizm bił się ze śmiercią... Czy wygrał tę bitwę? Wywalczył życie?
   Coś kazało Leokadii wołać o pomoc. Po kilku sekundach wydusiła z trudem:
-Lek... Lekarza! Zawołajcie lekarza!  
   Podbiegła do Aleksandra i szturchnęła go za ramiona. Krzyknęła w stronę drzwi komnaty najgłośniej, jak tylko potrafiła:
-Medyka, straże! Medyka, mój mąż umiera!!!
   Do pomieszczenia, jak poparzony wpadł Pan Dawid. Szybko podszedł do królewskiej córki. Uklęknął tuż przy niej.
-Wasza wysokość... ?- rzekł, z niedowierzaniem patrząc na urzędnika państwowego- Na Boga... Co się stało?
-Nie wiem...- Leokadia zalewała się łzami. Była przerażona tym, co zrobiła, a zarazem grała, byleby tylko nie zgonić tego haniebnego zachowania, na nią- Mieliśmy razem zjeść kolację... Zaczął spożywać i nagle... upadł... nic nie powiedział...- schowała twarz w dłoniach, by ukryć nieumiejętną w grze aktorskiej, twarz.  
-Pani, zdarzyłaś coś zjeść?- eunuch zareagował natychmiast, kiedy tylko zobaczył śpiącego w kołysce Szymona. Księcia trzeba było chronić. Tak kazała jego pani i tak nakazywało prawo.  
-Nie...  
-Nic nie jedz, wasza miłość! Medycy za chwilę przyjdą. Teraz wyjdź, proszę.
   Księżniczka powoli wstała z klęczek. Dłonie trzęsły się jej, jak galareta. Nie potrafiła powstrzymać emocji. Tak bardzo bała się konsekwencji. Wrogowie czekali na jej jeden najmniejszy błąd. Co, jeśli wykorzystają okazję? Jej ojciec był surowy. Gdy chodziło o prawo, nie zwracał uwagi na pozycję oskarżonego człowieka. Nie obchodziło go to, że ktoś kogo miała spotkać kara, nawet najbardziej surowa, pochodzi z jego rodziny. Leokadia zadrżała na myśl o wiszącym nad nią toporem kata... Zabójstwo było najgorszym, czego królewska córka mogła się dopuścić i bez względu na to, kim zamordowana osoba była, mogła stracić majątek, a nawet życie. Edward kierował się zasadą: "Za każde morderstwo trzeba zapłacić śmiercią."
-Dawidzie... Co jeśli umarł?- spytała drżącym głosem, dziewiętnastolatka.  
-Uratują go, pani...- odparł ze smutkiem w głosie kastrat, widząc wchodzących do komnaty trzech dobrze zbudowanych mężczyzn. Byli odziani w białe szaty i mieli ze sobą  
-Pani...- odezwał się jeden z przybyłych ludzi. Medycy ukłonili się przed Leokadią- Panie Dawidzie, księżniczka musi wyjść. Zabierzcie też księcia.  
   Leokadia niewiele myśląc zabrała syna z kołyski i czym prędzej opuściła komnatę. Eunuch poszedł razem z nimi. Wiedział, że jej wysokość jest zdolna do wszystkiego, dlatego, widząc na swojej drodze Aleksandrę, zatrzymał ją ostrożnie i po cichu.
-Powiedz naszej pani, że Pan Aleksander został otruty. Nie jest z nim dobrze- szepnął rudowłosy mężczyzna.
-Na Boga, życie ci nie miłe?- przeraziła się blondynka- Co ty wygadujesz? Mało nam smutków i śmierci?
-My już z tym skończyliśmy- przypomniał jej Dawid- Teraz pałeczkę przejęła Leokadia.  
-Więc... to ona?- spytała cicho służąca. Dawid jedynie kiwnął głową.
-Idź powoli do księżniczki Duygu i jej to powiedz. Ja zagram oddanego sługę jej wysokości. Bądźmy czujni!
   Rozeszli się w swoje strony, na trzęsących nogach. Marny los sług, skoro księżniczka morduje własnego męża!  

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Chrystian siedział w swojej komnacie wraz z Oskarem. Oglądali mapy. Edward czuł, że jego koniec jest bliski. Nie czuł się dobrze. Chciał zdobyć wymarzoną wyspę przed śmiercią. Żaden z jego pięciu poprzedników nie zdołał zdobyć Tynopii. Było to miejsce , w którym prawdopodobnie znajdowały się rzadko spotykane, lecznicze zioła.  
   Najstarszy syn króla zawsze fascynował się wyprawami wojennymi. Był łakomym kąskiem dla zagranicznych władców, urzędników państwowych, posłów. Każdy wykorzystywał najmniejszy błąd jego ojca, a takim był na przykład pozostawienie go z dwoma strażnikami w namiocie, wysłanie go w sam środek bitwy. Chrystian nigdy nie drżał o własne życie. Matka zawsze mu powtarzała, że musi mu zaufać, a wtedy nic nie będzie mu straszne. Królewicz kochał ojca, wierzył w jego słowa. Kiedy Edward kazał mu iść i walczyć, młodzieniec nawet nie myślał o klęsce, a co dopiero o śmierci. To pokazywało władcy, jak bardzo Chrystian jest dla niego ważny i jak on jest bezcenny dla syna. Często z jego oczu lały się łzy wzruszenia. Oddanie i szacunek, jakim darzył go Chrystian to jedna z jego piękniejszych cech. Nigdy się mu nie sprzeciwiał, zawsze słuchał, nawet jeśli go to nudziło.  
-Tato, kiedy jedziecie na wojnę?- siedmiolatek przerwał ciszę. Stali i wpatrywali się w leżącą na stole mapę, w skupieniu.
-Niedługo, mój książę. Zwyciężymy. Wierzę w to- dwudziestoczterolatek uśmiechnął się szeroko głaszcząc syna po głowie. Kochał jego gęste, ciemne włosy.  
-Zabierz mnie ze sobą! Zawsze to więcej ludzi. Jestem księciem i muszę jechać z wami!- krzyknął Oskar.
-Jesteś jeszcze za mały, synu- zaśmiał się Chrystian- Kiedy będziesz miał szesnaście lat, zabiorę cię. Nie teraz.  
-Ile jeszcze mam się uczyć?! Nie chcę już tego drewnianego miecza, chcę prawdziwy! taki jaki masz ty i wujo Hasan! Mama mówi, że mam takie samo prawo do tronu, jak ty!- zdenerwował się chłopiec. Każde słowo wypowiedział, patrząc ojcu hardo w oczy. Synowi króla od razu zrzedła mina. Od jakiegoś czasu nie podobało mu się zachowanie syna. Za dużo krzyczał, miał za wiele do powiedzenia.  
-Synu- trzydziestoczterolatek przykucnął przed dzieckiem. Spojrzał na niego beznamiętnie i rzekł stanowczym tonem:
-Jesteś księciem, owszem. Pamiętaj jednak kim jest twój ojciec. Na razie nie jesteś królewiczem. Jeśli Bóg da, zasiądę na tronie i nim zostaniesz. Po za tym jesteś za mały. Tam toczy się walka o ziemie, ludzie mordują się wzajemnie w imię Boga i w imię króla. Leje się krew, w powietrzu czuć zapach piachu wysuszonego w słońcu, ludzie są zmęczeni, słychać krzyki ludzi przebijanych na wskroś, mieczem. To okrutne. Na wojnie nie ma miejsca na naukę, dlatego się uczysz, by w przyszłości nie paść łupem wroga. Nie używasz prawdziwego miecza, bo jest ciężki i ostry. Rozumiesz?
   Oskar słuchał słów ojca z zapartym tchem. Pochłonął to, jak gąbka i zamknął w swoim sercu. Zrobiło mu się żal tych wszystkich ludzi, znajdujących się na wojnie.  
-Boję się, tato...- szepnął Oskar, patrząc na ojca ze łzami w oczach.
-Chodź do mnie- Chrystian mocno przytulił syna- Nie bój się. Jesteś ze mną. Na razie nie jedziesz na wojnę. Tu jesteś bezpieczny.
   Nagle otworzyły się drzwi i wszedł Dawid. Ukłonił się w pas przed następcami tronu.
-Co się stało?- spytał zaniepokojony królewicz, widząc strach w oczach służącego.
-Książęta... Wy..Wybaczcie, że... przeszkadzam- wydukał kastrat.
-Co się stało?
-Pan Aleksander został otruty. Medycy już tam są.
   Chrystian wstał i spojrzał niedowierzająco na eunucha.  
-Jak to? Wczoraj nic mu nie było... Może umrzeć...?- przypuścił syn Edwarda, patrząc mu z lękiem w oczy. Aleksander zawsze był dla niego wsparciem, pomagał mu w każdej sytuacji. Z nim wszystko wydawało się łatwiejsze.
-Niestety, tak...- jęknął ze smutkiem w głosie, eunuch- Nie wyglądał dobrze. Miejmy nadzieję, że medycy zastali go żywego...
-Jak to? Nie rozumiem...- zadrżał mu głos.
-Leżał i nie ruszał się.  
-Co z moją siostrą?
-Zaprowadziłem ją do osobnej komnaty. Jest tam razem z księciem Szymonem.
-Zostawiłeś ją samą?
-Bez obaw, królewiczu. Są z nią jej wierne służące.
-Chodź ze mną!- Chrystian chwycił syna za dłoń i razem z Dawidem opuścili komnatę.

*#*#*#*#*#*#*#*#*

-Jak to go otruli?!- zerwałam się z łoża. Siedząca na łóżku Antosia, patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Chodziłam niespokojnie po komnacie. Od razu zaczęła mnie boleć głowa. Nerwy nie dawały mi spokoju- Co ja bez niego zrobię?- szepnęłam ze łzami w oczach, patrząc na Olę- Miał mi pomóc. Tylko on wspiera Chrystiana. Sama nie dam rady powstrzymać lwów... Rzucili się na nas, jak głodne zwierzęta na najmniejszą i najchudszą owcę!
-Pani, spokojnie. Medycy go ocalą- przyjaciółka próbowała mnie uspokoić. Było jej przykro, nie lubiła ze mną rozmawiać o takich sytuacjach.
-Hasana nie udało się otruć, Fryderyk przeżył biczowanie, Emma wróciła do zamku, Leokadia urodziła następcę tronu i jeszcze teraz umiera Aleksander!- złapałam się za głowę. Nie miałam już na to wszystko siły...
-Za tym otruciem na pewno stoi księżniczka Leokadia.
-Niczego jej nie udowodnimy. Trzymaj się od tego z daleka, albo skończysz jak Sylwia!- upomniałam przyjaciółkę- Chcę wiedzieć co się tam dzieje! Niech Dawid idzie pod pretekstem, że księżniczka Leokadia chce wiedzieć co z mężem!- rozkazałam, siadając obok córki. Wzięłam ją na kolana.  
-Dawid poszedł do księcia Chrystiana.
-Po co zasmucać mojego ukochanego, gdy ma dosyć tych wszystkich intryg?- westchnęłam ciężko.

*#*#*#*#*#*#*#*#*

-Podaj mi maść z pokrzywy i mięty!- powiedział poddenerwowany medyk o długich blond włosach i gęstej brodzie. Młody lekarz podał mu potrzebne lekarstwo.
-I co z nim?- spytał trzeci mężczyzna, nerwowo głaszcząc swoją bujną, ciemną brodę.
-Nie jest dobrze. Ma wysoką gorączkę, jest osłabiony i kaszle krwią. Wygląda mi to na chorobę...
-Spowodowaną zatruciem- przerwał mu młodzieniec.
-I stresem- dodał główny medyk, smarując maścią skronie Aleksandra- Przynieś jakieś szaty. Pan Aleksander walczy o życie, jest cały mokry. Niech przyniosą lodu, przyda się.
   Młody lekarz wybiegł z komnaty.  
-Da się to wyleczyć?- spytał ciemnowłosy mężczyzna.
-Jest to trudne, ale do zrobienia z bożą pomocą.
   Medycy sprawdzili tętno. Nie byli zadowoleni. Serce biło wolno i nie miało siły do pracy. Westchnęli ciężko, twierdząc, że dobrze byłoby wezwać kapłana...  
-Jeśli teraz nie zwymiotuje, umrze tej nocy- stwierdził blondyn, podsuwając pod nos Aleksandra nieładnie pachnącą substancję. Pomocnik głównego medyka postawił michę obok łóżka, na którym leżał urzędnik. Aleksander kaszlnął ciężko, po czym zwymiotował silną truciznę.
-Och, dzięki Bogu!- westchnął ciemnowłosy lekarz.  
   Mąż Leokadii oddychał ciężko. Miał rozmazany obraz, widział tylko kolorowe plamy i rażące światło.
-Spokojnie- medyk złapał go za ramię, widząc panikę w jego oczach- Wszystko będzie dobrze.
   Po kilku minutach przyszłam do Aleksandra. Medycy pozwolili mi go odwiedzić. Musiałam tam być. Krótko, ale musiałam. Zastałam go leżącego na łożu i patrzącego tępym wzrokiem w sufit.  
-Aleksandrze...- odezwałam się cicho.
-Pani...- rzekł ledwie słyszalnie, urzędnik, chcąc usiąść, lecz gestem ręki kazałam mu leżeć.
-Leż, jesteś słaby- usiadłam obok niego- Lepiej się czujesz?
-Lepiej, wasza miłość...- uśmiechnął się blado- Mniej boli mnie żołądek...
-Cieszę się. Bóg da ci stanąć na nogi za kilka dni.  
-Pani... Jesteś taka dobra... To, że chciałaś śmierci wroga, nie znaczy, ze nie masz serca... Chcesz chronić księcia i waszą córkę... błagam... nie miej sobie za złe podtruwania Hasana...
   Głośno przełknęłam ślinę z przerażenia. To brzmiało tak, jakby się ze mną żegnał!
-Nie umrzesz. Nie mów tak- kręciłam przecząco głową- Musisz mnie wspierać.
-Me dni są policzone, tak jak każdego człowieka, pani... Moje dni dobiegają końca... Obiecaj mi, że jeśli umrę, zaopiekujesz się mym synem... Leokadia go nie chce...
   Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Czułam jak do oczu napływają mi łzy.
-Pomogę twojej żonie. Szymon będzie dobrym człowiekiem.
-Niech ci Bóg wynagrodzi, pani...- z oczu Aleksandra lały się łzy- Nie zdołałem jej zmienić. Moja żona już zawsze będzie miała kamień zamiast serca.  
-Zmieni się. Dziecko ją zmieni. Uwierz w to.
-W co mam wierzyć? W ludzkie uczucia? Mam jej wierzyć, skoro podała mi truciznę do spożycia?
   Wzdrygnęłam się na te słowa. Był piekielnie mądry.
-Spróbuj uwierzyć. Nie trać wiary- szepnęła, ocierając łzy.
-Pani... Poradzisz sobie beze mnie...
-Nie umrzesz- z moich ust padło to samo zdanie, co przed chwilą. Jego stan nie zabił mojej nadziei. Wierzyłam w to, że będzie żył.
-Wiesz co musisz zrobić, by mieć spokój i żyć w wolności, z dumą i uniesioną głowa patrzeć w przyszłość?
   Spojrzałam na niego pytająco. Widziałam w jego oczach odpowiedź...
-Musisz dać księciu Chrystianowi syna. Nie najważniejsze, bowiem jest dla mego królewicza to ile ma lat jego syn, a kim jest i jakim jest człowiekiem.

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2295 słów i 13062 znaków.

4 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę mam nadzieję, że Aleksander wyjdzie z tego wystraszyłaś mnie

    12 lip 2019

  • Duygu

    @Margerita Dziękuję :)  Oj, nie chciałam, wybacz  :lol2:  Zobaczymy, jak to będzie  ;)

    12 lip 2019

  • Margerita

    @Duygu  :kiss:

    12 lip 2019

  • AuRoRa

    Kiepsko z nim, oby z tego wyszedł.  :woot:

    19 lip 2018

  • Duygu

    @AuRoRa Tak, biedny Aleksander  :cray:

    19 lip 2018

  • Somebody

    No fajnie, myślałam że zabijesz Aleksandra... Trudno. Z Oskara mały diabełek wychodzi, podoba mi się  ;)

    7 sty 2018

  • Duygu

    @Somebody Przypominam, że nie jest z nim dobrze, więc wszystko może się wydarzyć  ;)  Widzę, że lubisz ludzi, walczących o swoje.  :rotfl:  Całuski  :kiss:

    8 sty 2018

  • Somebody

    @Duygu Oczywiście, kocham silne charaktery. Trzymaj się  ;)

    8 sty 2018

  • Fanka

    Witaj Kochana  :kiss:  
    Pięknie  :bravo:  
    Biedny Aleksander :glaszcze:

    7 sty 2018

  • Duygu

    @Fanka Witaj, miło Cię tu widzieć  :jupi:  Dziękuję. Oj, biedny... Miejmy nadzieję, że będzie lepiej  <3

    8 sty 2018