Ukojenie – epilog

Ukojenie – epilogZłożył kartę podobnie, jak poprzednią, podpisał: Emma, położył obok rysunku i wrócił do piwnicy. Scott leżał półprzytomny, nie zareagował nawet, gdy chłopak do niego podszedł.
      – Daj mi adres swojego sługusa – rozkazał oschle Trevor.
      Natychmiast go dostał.
      – Bądź grzeczny – rzucił, zakneblował chłopaka, chwycił broń i wyszedł.  
      Schował rewolwer między fotele i po chwili był w drodze do Forrest Town. Naciskając od czasu do czasu sprzęgło, czuł przenikliwy ból przebitej kości, ale nie zwracał na to uwagi, jego myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół osoby policjanta. Po chwili minął kamienicę najdroższej. Rzucił krótkie spojrzenie na budynek i po około minucie zatrzymał się przy aptece. Ludzi nie było, więc szybko kupił mocne leki przeciwbólowe, w sklepie obok nabył dwie flaszki i ruszył w dalszą drogę.  
      Domyślał się, że takie tabletki na niewiele się zdadzą, niemniej jednak miał cień nadziei, że w połączeniu z whiskey choć trochę pomogą w cierpieniu.  
     Zaczęły się numery zbliżone do tego, który podał Scott, więc chłopak zwolnił. Jechał ostrożnie, przyglądając się numeracjom na budynkach, w końcu dojrzał właściwy. Zaparkował, schował pistolet z tyłu w spodnie i podszedł do drzwi. Facet mieszkał pod osiemnastką i ten guzik nacisnął szatyn. Czekał chwilę, ale nie było odzewu. Ponowił próbę, lecz gdy i tym razem się nie doczekał, wrócił do wozu i otworzył trunek. Włożył do ust dwie pigułki i łapczywie popił je alkoholem. Na zegarku widniała czternasta dwadzieścia trzy. Rozpiął spodnie i zajrzał do rany – nadal nie krwawiła. Nie był zdziwiony; zacisnął koszulkę bardzo mocno, więc nie spodziewał się niespodzianek. Kończyna nieco zsiniała od ściśniętego opatrunku, ale to chłopak również zignorował.  
      Posiedział jeszcze kwadrans, wypijając niecałe pół butelki, w końcu odpalił i zawrócił w kierunku domu. Kilka minut znów mijał kamienicę Emmy i nagle agresywnie zatrzymał Forda. Jego wzrok przykuła stojąca przed budynkiem, czarna Toyota. Zastanowił się i nagle zrozumiał – ten sam wóz wiózł go na komisariat. Migiem zaparkował za autem, wyjął broń i wyskoczył z Forda. Nie dał rady pobiec, aczkolwiek najszybciej jak mógł, pokuśtykał w stronę budynku. W okamgnieniu znalazł się na pierwszym piętrze. Przystawił ucho pod drzwi i od razu usłyszał jakieś niewyraźne dźwięki. Delikatnie nacisnął klamkę – drzwi były otwarte. Uchylił je cichutko i od razu zobaczył gliniarza – stał do niego plecami i przyciskał do regału wyrywającą się, płaczącą dziewczynę. Prawa ręka typa znajdowała się już pod jej bluzką, lewa natomiast na ustach, z których Emma wydobywała niezrozumiałe krzyki.  
      – Nie szarp się, suko! – ryknął gość, uderzając jej głową o kredens i jeszcze brutalniej przydusił do mebla.  
     Blondynka szarpała się i miotała w panice, bezsilnie próbując wzywać pomocy. Typ był tak zajęty dziewczyną, że nie usłyszał wkradającego się chłopaka. Ten podszedł i przystawił mu broń do głowy.
      – Zostaw ją! – rozkazał i gliniarz momentalnie znieruchomiał.
      Emma natychmiast wyrwała się z uścisku i przykucnęła przy oknie. Trevor sięgnął lewą ręka, wyjął broń z kabury mężczyzny i wsadził w spodnie.
      – Ręce na widoku! – nakazał i gliniarz posłusznie położył dłonie na mebel.
      Trevor, niewiele myśląc, trzy razy uderzył faceta kolanem w plecy, chwycił za włosy i z pełną siłą łupnąwszy jego głową o drzwiczki, powalił go na dywan. Nie czekał, tylko od razu zaczął kopać mężczyznę. Kilka razy przyłożył mu w twarz, po czym zaczął walić po głowie, żebrach, brzuchu – gdzie popadnie. Z każdą sekundą robił to coraz wścieklej, o nodze całkowicie zapomniał.
      – Trevor! – krzyknęła w końcu Emma, dopiero wtedy się zatrzymał.  
      Spojrzał na dziewczynę – siedziała skulona przy oknie i płakała. Przykucnął obok i mocno ją przytulił.
      – W porządku?
      – Tak – wydusiła.
       Wstał i zawisł nad gliniarzem, który trzymał się za bolący żołądek.
      – Wstawaj! – Wycelował do niego.
      – Nie rób nic pochopnego – powiedział mężczyzna i powolutku uniósł się na rękach.
      – Szybciej, gnoju! – ryknął chłopak i kolejny raz kopnął go w twarz, ponownie powalając na dywan.
      – Trevor! – powtórzyła przerażona dziewczyna.
      – Ruszaj się grubasie, migiem! – wydarł się do policjanta, który ciężko zaczął się podnosić.  
      Miał odrobinę zakrwawioną twarz i cały czas trzymał się za brzuch. Był wielkim facetem, ale ilość uderzeń musiała dać o sobie znać.
      – Idziemy! – Chłopak skinął w stronę drzwi i facet powoli ruszył przed siebie.
      – Trevor! – krzyknęła Emma, doskakując do niego i obiema rękoma obejmując go za ramię.  
      – Stój! – zagrzmiał do mężczyzny szatyn i spojrzał na ukochaną.
      – Nigdzie nie idź. Zadzwonimy po policję – apelowała wystraszona jego zachowaniem dziewczyna.
      – Na policję?! Kurwa, tu masz policję! – wrzasnął chłopak, wskazując bronią faceta i uwolnił się z uścisku.      
      – Trevor, co ty chcesz zrobić?! – krzyknęła płaczliwie Emma, łapiąc go ponownie.
      – Puść mnie! – syknął szatyn i wycelował do niej, nie spuszczając wzroku z policjanta.
      Natychmiast się cofnęła, zszokowana.
      – Idź! – rzucił do faceta i zaraz wyszedł za nim z mieszkania. – Zamknij drzwi! I nie waż się za mną iść, rozumiesz?!  Jeśli cię zobaczę, zabiję go! – oświadczył złowrogo dziewczynie i skręcił na schody.
      – Trevor! – Emma próbowała jeszcze z progu, lecz bezskutecznie. – Treeevooor!
      Nawet się nie odwrócił, tylko zaraz wyszedł z gliniarzem na zewnątrz. Chwycił go z tyłu za fraki, przycisnął mu broń do pleców i poprowadził do swojego wozu. Otworzył drzwi kierowcy.
      – Wsiadaj! – rozkazał. – I nie próbuj żadnych sztuczek, jestem bardzo szybki – ostrzegł.
      Typ usiadł za kółkiem, a chłopak na tylnym siedzeniu, za fotelem pasażera.
      – Zawróć i jedź! – syknął szorstko, rzucając mu kluczyki.
      Policjant uruchomił silnik, zakręcił i ruszył w kierunku domu chłopaka.
      – Nie rób nic głupiego. Pamiętaj, że jestem policjantem – powiedział w końcu mężczyzna.
      – To już najmniej istotne.
      Po dziesięciu minutach byli na miejscu. Trevor wziął butelkę, wysiadł pierwszy i cały czas trzymając faceta na muszce, kazał mu opuścić pojazd.
      – Otwieraj! – nakazał, wskazując głową wejściowe drzwi i gliniarz zaraz to zrobił.
      Weszli do środka. Szatyn cały czas trzymał się na dystans od kolesia i po chwili doszli do piwnicy.
     – Idź tam! – Pokazał bronią koniec korytarza.
      Facet stanął przy łazience, dopiero wtedy chłopak otworzył drzwi na oścież.
      – Właź! – nakazał wkurzony, odsuwając się do tyłu.
      Sam wszedł dopiero, gdy policjant był na trzecim schodku. Facet jeszcze nie dojrzał Scotta, gdyż cały czas oglądał się na szatyna. Po chwili zatrzymał się jednak, nie kwapiąc się iść dalej.  
      – Kurwaaa! Właź, powiedziałem! – ryknął chłopak i kopnął go w plecy.  
      Gość z głośnym hukiem stoczył się ze schodów. Wstał i dopiero wtedy zobaczył skatowanego blondyna. Momentalnie zrobił kilka kroków w tył, przerażony tym, co widzi. Scott błagalnie spojrzał na kolegę, wydobywając z zatkanych ust cichy pomruk. Gliniarz stał jak kołek, kompletnie zszokowany. Nie odrywał wzroku od bestialskiego widoku.
      – Odsuń się! – ryknął Trevor, pokazując mężczyźnie koniec piwnicy, od strony nóg uwięzionego.
      Zatrwożony facet bez słowa wykonał polecenie. Szatyn odpiął kajdanki od łańcucha i wycofał się na środek schodów.
      – Siadaj i przykuj się! – rozkazał, wskazując na wspornik.
      – Burnes, zastanów się – wyjechał gość.  
      – Kurwa, siadaj, powiedziałem! – zawył Trevor i strzelił mu w nogę.
       Gliniarz krzyknął głośno i przyklęknął na kolanie, łapiąc się za udo.
       – Długo mam czekać?! – Rozjuszony chłopak grzmiał coraz głośniej.
       Policjant kulejąc ruszył w stronę słupka, przy którym zaraz usiadł.
      – Burnes, będziesz tego żałował! – odgrażał się, zakuwając z tyłu dłonie.
      Dopiero teraz chłopak schował rewolwer w spodnie i zszedł na dół. Bez słowa wziął szlauch i dał wody przywiązanemu do stołu więźniowi. Usłyszał wyszeptane z rezygnacją: Dziękuję, ale nie bawiło go to już. Zadzwoniła komórka. Wiedział, że to Emma, więc nawet nie sięgnął po telefon. Urządzenie zamilkło, lecz za chwilę zagrało ponownie.
      – Kurwa! – ryknął szatyn, wyjął telefon i roztrzaskał go o ścianę.  
      Ukucnął przy skutym mężczyźnie i zaczął obszukiwać jego kieszenie.
      – Co robisz?! – krzyknął facet.
      Trevor milczał. Wyciągnął jego komórkę i zakończył jej żywot podobnie, jak żywot telefonu Scotta.  
      – Burnes, jeszcze nic się nie stało. Wypuść mnie, zanim zrobisz coś głupiego! – Policjant ponowił próbę.
      – Kurwa, zamknij w końcu ryj, jebany cwelu! – Chłopak się zdenerwował, doskoczył do gliniarza i zaczął okładać go pięścią po twarzy.  
      Nie wiadomo, ile ciosów zadał, ale przestał dopiero, kiedy się zmęczył. Głowa mężczyzny opadła bezwładnie na bok.  
      – Kurwa, nie ma chwili spokoju – burknął pod nosem i podszedł do stołu.  
      Scott leżał jak kukła, nawet się nie poruszył. Oczy miał zamknięte i ciężko oddychał. Kurwa, nie zdychaj mi tu jeszcze – pomyślał Trevor.  
      Widząc, że uwięziony z trudem łapie powietrze, nie zatykał mu już ust. Ponownie ukucnął przy policjancie i wyjął gaz zza jego paska. Zaczął poklepywać go po twarzy i facet po kilku chwilach odzyskał przytomność. Chłopak prysnął mu gazem po oczach.
      –  Kurwa! – krzyknął mężczyzna i natychmiast odwrócił głowę, z całej siły zaciskając powieki.
      – Żebyś się nie nudził – zacytował złośliwie Trevor, zakneblował gliniarza i wyszedł z piwnicy, zamykając drzwi.  
      Wyrwał obrazek, chwycił wszystkie kartki, schował do jednej dużej koperty, na której napisał: Emma i z butelką w ręku ruszył do Forda. Niedługo potem był już pod kamienicą. Drzwi na dole były zepsute i teraz akurat otwarte, więc chłopak wszedł do klatki. Cicho podszedł do drzwi i przyłożył doń ucho. Usłyszał jakiś szmer, ale nie miał pojęcia, czy to u ukochanej, czy u sąsiadów. Wsunął kopertę pod drzwi i szybko opuścił budynek.  

      
      Gdy już usiadł na swojej kanapie, wyjął pistolet i zaczerpnął Johnniego Walkera. Długo przyglądał się broni, raz po raz popijając. Myślał o dziewczynie: co zrobi, jak zareaguje? Dobrze wiedział, że dogłębnie ją wystraszył i miał nadzieję, że może to sprawi, że podejdzie mniej emocjonalnie do przyszłych wydarzeń. Nie mógł znieść faktu, że już jej nie zobaczy, a jeszcze bardziej tego, że sprawi jej ból. W tej chwili nienawidził sam siebie bardziej, niż kogokolwiek.
      Opróżniał butelkę coraz szybciej, bijąc się z myślami, w końcu pękł i uderzył w płacz. Wył jak dziecko, z każdą sekundą coraz mocniej. Alkohol się skończył, otworzył więc kolejny. Usiadł na schodkach i odpalił skręta. Płakał nadal, opanował się dopiero, gdy wypił ćwierć butelki, wypalając przy tym kilka papierosów.
      Przez myśli o Emmie kompletnie zapomniał o mieszkańcach piwnicy. Zapalił drugiego jointa i ruszył do „gości”. Gliniarz nadal siedział z zaciśniętymi oczyma, natomiast Scott tylko spojrzał na chłopaka zmęczonym wzrokiem i skonany, opuścił powieki. Trevor chwycił bicz i zawisł nad przykutym mężczyzną.
      – Burnes, nie rób nic głupiego – powtarzał się stróż prawa, słysząc stającego przed nim chłopaka.
      – Skurwysynu, co chciałeś jej zrobić?! – ryknął szatyn. – Wiesz, że to był wielki błąd? Cieszę się tylko, że zdążyłem. Nie wiem, co bym ci zrobił, gdyby doszło do czegoś więcej. Ale spokojnie, swoje dostaniesz, dotrzymasz towarzystwa swemu bogatemu panu. Nie wypada, żeby cierpiał sam, prawda? W końcu jesteście kumplami – zaśmiał się chłopak.
      – Burnes, dobrze ci radzę, zakończ tę farsę. Już powinienem być na służbie. Ostrzegam! Mój partner jest bardzo domyślny – zagroził facet.
      – O kurwa, następny mnie straszy! – Trevor zawył jeszcze głośniej i odpalił papierosa. – Szkoda, że nie mam twojej pały, pokazałbym ci, co czułem, gdy mnie lałeś. Ale nie martw się, narzędzia się znajdą – oznajmił i trzasnął mężczyznę pejczem po twarzy.
      – Kurwa, Burnes, uspokój się! – wrzasnął typ, spuszczając głowę.
      – Zamknij ryj! – warknął Trevor, uderzając mężczyznę drugi i trzeci raz.
      Ten wydał głośny okrzyk bólu, ale już nie mówił nic do chłopaka.  
      – Już nie jesteś taki hardy, co? – zapytał Trevor.
      – Wal się! – burknął więzień.
      Zirytowany szatyn powalił go na ziemię i zaczął okładać batem po plecach. Tłukł go bardzo mocno, a facet darł się w niebogłosy. Zabiłby go chyba, lecz nagle usłyszał dobiegający z góry, cichy zgrzyt. Podniósł głowę i zobaczył stojącą w drzwiach piwnicy, zasłaniającą twarz ukochaną. Zdębiał. Kurwa, nie zamknąłem drzwi – pomyślał, zszokowany jej wtargnięciem. Dziewczyna widząc, co się dzieje, nie czekała, tylko natychmiast rzuciła się do ucieczki. Trevor zerwał się jak oparzony i biegiem ruszył za nią. Z nerwów zupełnie nie czuł bólu zranionej nogi. Gdy wybiegł na górę, Emma była już na zewnątrz. Nie odbiegła jednak daleko, dorwał ja po kilkudziesięciu metrach, mocno ścisnął jej ramię i zaczął ciągnąć do domu.  
      – Puuuuść mnie! – wrzasnęła przerażona, ale on nie reagował. – Trevor, zostaw mnie! – apelowała, lecz nadal bez skutku.
      Szarpała się w napadzie paniki, ale nie miała szans z silnym chłopakiem. Po chwili sprowadził ją po schodach piwnicy i popchnął w stronę końca pomieszczenia, od strony głowy Scotta.
      – Boooże! – krzyknęła przerażona dziewczyna, widząc byłego i natychmiast cofnęła się do samej ściany.
      – Pomóż mi – zamruczał półprzytomny blondyn.
      Emma podobnie jak policjant stała jak zahipnotyzowana i patrzyła to na Scotta, to na gliniarza. Trevor zaraz do niej podszedł. Zatrwożona ukucnęła przy ścianie. Gdy chłopak przykucnął obok, skuliła się, bojąc jego bliskości.
      – Nie powinnaś tu być – powiedział łagodnie szatyn.
      – Boże, Trevor, co ty robisz?! Boże! – wydusiła oszołomiona dziewczyna i uderzyła w płacz.
      – To, co im się należy – odparł spokojnie Trevor.
      – Jezu, Trevor, przecież on umiera – wycedziła blondynka.
      – I bardzo dobrze, niech zdycha! – ryknął chłopak, wstając z miejsca.
      – Powstrzymaj go! – wtrącił się policjant.
      – Miałeś się zamknąć! – zawył kat, kopiąc go w twarz.
      – Dziewczyno, zrób coś! – zagrzmiał gliniarz.
      Trevor wyjął broń i przystawił mu ją do twarzy.
         – Chcesz zdechnąć już teraz?! – wrzasnął, agresywnie przyciskając lufę do policzka mężczyzny.
         – Trevor, nie rób tego! – wrzasnęła Emma, zebrała się na odwagę i powoli ruszyła w jego stronę. – Miśku, oddaj broń – poprosiła łagodnie, wyciągając dłoń.
      – Nie podchodź! – syknął chłopak, przystawił pistolet do swojej skroni.
      – Trevor, spokojnie. – Dziewczyna się zatrzymała. – Proszę cię, oddaj pistolet, wszystko będzie dobrze – mówiła przymilnie, robiąc kolejne dwa kroki i patrząc błagalnie na ukochanego.
      – Strzelę! – zagroził szatyn, dłoń mu drżała.  
      Blondynka stanęła, nie dowierzając w to, co się dzieje.
      – Cofnij się! – Wymierzył do niej.
      Zrobiła to. Trevor spojrzał na Scotta i wyciągnął broń w jego kierunku.
      – Treeevor, nieee! – zaapelowała rozhisteryzowana dziewczyna, ponownie zasłaniając twarz.
      Padł głośny strzał.
      – Boże! – krzyknęła Emma, w okamgnieniu cofając się do końca piwnicy.
      Z piersi blondyna polała się strużka ciemnowiśniowej cieczy.
      – Co się dzieje?! – wrzasnął spanikowany policjant.
      Trevor stanął nad nim i przestrzelił mu drugą nogę. Mężczyzna zawył na całe gardło i powalił się na ziemię, chwytając drugą kończynę. Emma już nic nie mówiła, płakała tylko rozpaczliwie. Chłopak chwycił kij i huknął nim w zranioną przed chwilą nogę uwięzionego.
      – Nie wyj! Straszysz mi kobietę! – zagrzmiał.
      To nic nie dało, facet po tym ciosie wydał z siebie jeszcze donośniejszy krzyk.
      – Kurwa, zamkniesz się wreszcie?! – ryknął Trevor i łupnął go baseballem po plecach.
      Teraz poskutkowało, facet jęknął tylko niewyraźnie, kuląc się z bólu.
      – Boże, Trevor, przestań, proszę cię – wybełkotała blondynka.
      Stanął przed nią z obłąkanym wyrazem twarzy i wyciągnął rękę, chcąc ją dotknąć. Znów zwinęła się w kłębek, kucając w rogu piwnicy. Trzęsła się cała.
      – Nie bój się – rzekł spokojnie i pogłaskał ją po włosach.  
      Emma milczała, łkała tylko przejmująco.  
      – Nie powinno cię tu być – oznajmił chłopak. – Czemu przyjechałaś?  
      – Przeczytałam twój list – wydusiła dziewczyna. – Nie możesz tego zrobić, znajdziemy jakieś wyjście. – Chlipała, nie patrząc na ukochanego.
      – Kurwa, jakie wyjście?! – Trevor zerwał się do pionu. – No powiedz, jakie?! Mam siedzieć do końca życia, albo nadal krzywdzić ludzi?! A jak skrzywdzę ciebie?! Ja nie zasługuję na to, by żyć, rozumiesz?! On też nie! – stwierdził szatyn, podszedł do policjanta i bez zastanowienia strzelił mu w głowę.
      W tej chwili Emma uderzyła jeszcze głośniejszym, tym razem wręcz histerycznym płaczem.
      – Przepraszam cię. – Chłopak ukucnął przy niej i mocno ją przytulił.
      Dygotała cała, totalnie roztrzęsiona.
      – Powinnaś już iść – rzekł, wkładając w jej dłoń kluczyki od Forda.
      Spojrzała na niego – jej wyraz twarzy ścisnął go za serce. Milczał, patrząc na nią ze łzami w oczach.  
      – Trevor, proszę cię... – próbowała jeszcze.
      – Idź już! – warknął Trevor i podniósł dziewczynę za ramię.
      – Trevor...
      – Wypierdalaj! – ryknął i wymierzył do niej z broni. Już! – Pchnął ją mocno w stronę schodów.
      Ruszyła wolno, oglądając się co chwila na chłopaka, który szedł za nią. Po chwili byli już przy wyjściu z domu.
      – Wybacz mi – rzucił szatyn, wypchnął dziewczynę na zewnątrz i zatrzasnął drzwi, przekręcając zamek.
      Nie czekała długo, odgłos wystrzału rozległ się po kilku sekundach.
      – Trevor! – wrzasnęła i natychmiast otworzyła drzwi swoim kluczem. – Bożeee, nieee! – padła na kolana, wtulając głowę w martwego chłopaka. – Dlaczego...?  
      
      
      Siedziała przy nim bardzo długo, na zewnątrz już dawno zapadł zmrok
      – Dlaczego ci nie powiedziałam? – mruknęła, tkwiąc w bezruchu przy ukochanym, po czym wyszeptała: – jeśli to będzie chłopak, dam mu na imię Trevor...
  
       ***

      Dziękuję wszystkim za odwiedziny :kiss:

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i thrillery, użyła 3146 słów i 19216 znaków, zaktualizowała 22 paź 2023.

2 komentarze

 
  • Somebody

    A moim zdaniem dobrze, że umarł. Nie bardzo miał inną opcję, więc nie było sensu tego ciągnąć. Jakby mu nie współczuć, był potworem. Emma popłacze i zapomni, umysł zawsze wymazuje niemiłe wspomnienia albo je przynajmniej przytępia. Zresztą zobaczymy w kolejnych częściach jak sb poradzą ci, którzy zostali. Ostatecznie, sometimes life is a bitch and then you keep livning  ;)

    17 maj 2020

  • agnes1709

    @Somebody Musisz żyć... niestety :sciana: Dziękuję za odwiedki i komentarz :kiss:

    17 maj 2020

  • Duygu

    Kurwaaa!!! Nieeeee!!! Proszę, nieeeee!!!  :pissed:  Trevor, chłopie!... Nieeeee... To boli, Boże, to boli... Ryczę znowu. Nie. Boże. Oni będą mieli dziecko... Ona... Ja już nie wiem... Miałam jednak cichą nadzieję, że on nie umrze... Kuffa, tak mi przykro...  

    To najbardziej emocjonujące opowiadanie, jakie czytałam. Chcę zobaczyć film. Ktoś chętny, utalentowany?...  
    Agnes, jesteś wspaniałą pisarką  <3

    17 maj 2020

  • agnes1709

    @Duygu Och, dziękuję :kiss: A może chcesz jeszcze? :ninja: ;)

    17 maj 2020

  • Duygu

    @agnes1709 Co to za pytanie? Oczywiście, że chcę, ale... Trevor nie żyje  :cray:

    17 maj 2020

  • Duygu

    @agnes1709 Smutno mi. Był wspaniałym charakterem w tym opowiadaniu  <3  Ale... Każdy kiedyś umrze. No, ale nie potrafię się z tym pogodzić. Dobra, już nie będę Ci smutać, bo popadniesz w depresję.

    17 maj 2020

  • agnes1709

    @Duygu Ja i depresja? Ciężko z tym:lol2: Możesz smucić, to motywujące, że opko wzbudziło emocje :kiss:

    17 maj 2020