Ukojenie cz. 36

Ukojenie cz. 36– Trevor, przestań! – krzyknęła w końcu dziewczyna i pchnęła go z całej siły.
  Wtedy oprzytomniał. Spojrzał na sympatię – z jej oczu strumieniem wylewało się przerażenie.
      – Przepraszam. Za mocno na mnie działasz. – Momentalnie się spłoszył.  
–  Niepotrzebnie zapaliłem – tłumaczył się bezradnie, przytulając ukochaną.
      Wzdrygnęła się lekko. Czuł, że mocno drży. Zrobiło mu się niewyobrażalnie wstyd.
      – Kotku, wybacz, nie chciałem nic złego. – Obejmował ją czule. Był na siebie wściekły, jak nigdy.    
      Sam nie wiedział, jak to się stało. Emma stała jak posąg, trzęsąc się delikatnie.  
      – W porządku? – zapytał niepewnie.  
      – Tak – wycedziła przez ściśnięte gardło.  
      Gdy spojrzała na chłopaka, tego aż przeszły dreszcze. Jej wyraz twarzy był niewytłumaczalny, Trevor po raz pierwszy widział u niej taką minę.
      – Przepraszam, nie wiem, co we mnie wstąpiło. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził – wyjaśniał nieudolnie, patrząc błagalnie na dziewczynę.
      – Wiem – wybełkotała.  
      Młody mężczyzna był już bliski płaczu. Tulił ją do siebie, w końcu nie wytrzymał i się rozpłakał.
      – Kotku, ja naprawdę nie chciałem… – wystękał, nie wypuszczając ukochanej z uścisku.
      – W porządku. Uspokój się już. – Emma położyła mu dłonie na głowie, ale chłopak za nic nie mógł się opanować. Płakał już do tego stopnia, że teraz dziewczyna nie wiedziała, co zrobić.
      – Trevor, już dobrze. – Przytulała go mocno.
      Stali dłuższą chwilę i płacz powoli zanikał.
      – Pójdę zapalić. – mruknął Trevor, odrywając się od blondynki. Unikał jej wzroku.  
      Usiadł na schodkach i wsadził w zęby Marlboro. Ręce mu latały, nie mógł uwierzyć, że odwalił taki cyrk. Skręt, którego spalił, już dawno wyparował przez to zdenerwowanie. W zamian za to pojawił się dół. Dziewczyna wyszła i przysiadła obok. Trevor skończył papierosa i zapalił następnego. Emma chwyciła jego trzęsąca się dłoń.
      – Miśku, już w porządku. Zapomnijmy o tym. – powiedziała  łagodnie, obejmując chłopaka i przytulając głowę do jego ramienia.
      Trevor siedział ze spuszczoną głową. A co by było, gdybym był najebany albo mocniej naćpany? Czy posunąłbym się dalej? – pomyślał, wściekając się na siebie coraz bardziej.
      – Dochodzi szósta, pójdę do sąsiadów. Za godzinę przydałoby się zamówić jakąś kolację – rzekła Emma. Ton jej głosu podpowiadał, że już się uspokoiła.
      – Iść z tobą? – wybełkotał Trevor.
      – Nie. Wstaw wodę na herbatę, trafisz do kuchni. Zaraz wracam.
     Zrobił, o co prosiła i wrócił do salonu. Zajrzał do zakrytych folią dwóch zdjęć rodzeństwa. Były robione dość dawno, Emma miała osiemnaście, może dziewiętnaście lat. Dobrze pamiętał tą twarz. Uśmiechnął się, gdy zobaczył fotografię dziesięciolatka, lecz była to chwilowa radość. Sięgnął po piwo, otworzył i pociągnął nachalnie. Wypił ponad połowę i ruszył do samochodu. Wyjął trawę i chciał skręcić, ale zamyślił się chwilę... Nagle odwrócił się na pięcie, wyszedł na chodnik i z pełnym rozmachem rzucił zawiniątkiem przed siebie. To poleciało na drugą stronę ulicy i zniknęło w krzakach. Stał tam jak słup, lecz zaraz przypomniał sobie o czajniku i wrócił do domu. Złość go nie opuszczała. Spojrzał na zegarek  – osiemnasta dwanaście. Woda już się zagotowała, a dziewczyna nie wracała. Nie było jej już ponad dwadzieścia minut.  
      Kręcił się po kuchni, w końcu ponownie wyszedł zapalić; nie mógł usiedzieć w miejscu. Skończył piwo i z papierosem w zębach ruszył po następne. Po minucie znów był przed domem. Alkohol przyjemnie rozgrzał mu żołądek, ale nie zadowalał chłopaka. Znów miał wielką chęć na whiskey. Skończył drugi trunek i wyrzucił butelkę do śmieci. Spojrzał na godzinę – minęło dopiero dziesięć minut, choć jemu wydawało się, że pół godziny. Ogarniało go coraz większe zniecierpliwienie i złość. Ochota na coś mocniejszego z sekundy na sekundę się nasilała, nosiło go już całego. Po chwili rodzeństwo się zjawiło.        
      – Idę się napić – mruknął byle jak, ruszając w stronę ulicy.
      Podbiegł do niego Tommy.
      – Co jest?
      – Nic, wracaj do domu. Niedługo wrócę.
      Młody wyczuł, że przyjaciel nie potrzebuje towarzystwa, więc odpuścił. Zatrzymał też Emmę, która chciała biec za chłopakiem.


      Dość wolno szedł do miasta. Gdy już był na miejscu, skierował się do pierwszego lepszego pubu. Podszedł do lady.
      – Butelkę Walkera i paczkę Marlboro – burknął obojętnie.
      Wziął wszystko i usiadł przy stoliku w rogu lokalu. Po pół godzinie nie było już połowy trunku i chłopak poczuł się lekko odurzony. Tkwił nad blatem, obserwując gości w knajpie i myśląc o swoim niedawnym wyczynie. Po chwili oczywiście wlazł mu do głowy Scott, zabita dziewczyna, gliniarz i znienawidzony ojciec. Myślał o wszystkim naraz, za żadne skarby nie mógł skupić się na jednej rzeczy. Gdy butelka się wyczerpała, dochodziła dwudziesta. Mocno już chwiejnym krokiem udał się po następną.  
      Sączył alkohol w zadumie, a czas płynął... Opróżnił następne pół i odpalił papierosa. Był już kompletnie pijany. Zaciągał się mocno, przy czym nikotyna jeszcze gorzej wywracała mu mózg.  
      – Myślę, że na dziś ci już wystarczy. – Usłyszał nagle.
      Leniwie spojrzał  w górę – obraz skakał i się rozmazywał. Dostrzegł uśmiech Sandry, koleżanki z jego byłej klasy, która chyba jako jedyna kiedykolwiek z nim rozmawiała i była dla niego miła. No i uwielbiała jego szkice. Byli, można by powiedzieć... przyjaciółmi?
      – Co tu robisz? Dawno cię nie widziałam – zapytała dziewczyna, wisząc nad Trevorem z ciepłym wyrazem twarzy.
      – Przyszedłem się nawalić – mruknął.
      – Mogę usiąść?
      – Siadaj – rzekł obojętnie.
      Znajoma ulokowała się na krześle obok.
      – Co u ciebie? Kilka lat temu tak nagle zniknąłeś – wznowiła rozmowę, patrząc na chłopaka, który gapił się w szklankę.
      – Nie zniknąłem, po prostu się wyprowadziłem – odparł sucho.  
      Nie zalatywało od niego chęcią na rozmowę. Rówieśniczka wpatrywała się w Trevora, wyglądając na pozytywnie zaskoczoną zmianą jego wyglądu. Chłopak od zawsze podejrzewał, że podoba się dziewczynie, ale kiedyś był, jaki był, dlatego chyba nie wychodziła z inicjatywą.
      Siedział i milczał. Chwycił papierosy i wyciągnął do niej rękę z pudełkiem. Poczęstowała się.
      – Od kiedy palisz? – bąknął niemrawo.
      – Już dość długo.
      – Napijesz się ze mną?
       Sandra przyniosła szklankę i Trevor napełnił ją całą.
      – Nadal rysujesz, czy zmieniłeś upodobania? – spytała dziewczyna.
      – To się raczej nigdy nie zmieni. – Chłopak uśmiechnął się ospale i napełnił do połowy swoją pustą literatkę.
      – Dlaczego mnie nie uprzedziłeś, że się wyprowadzasz? Od czasu do czasu pojawiałeś się w mieście i nagle zapadłeś się jak kamień w wodę. Wiesz, co można w takiej sytuacji pomyśleć? Szczerze mówiąc zdziwiłam się, widząc cię tu. Od tamtej pory myślałam o najgorszym – stwierdziła smutno przyjaciółka, niestrudzenie wpatrując się w Trevora.
      – Wiem. Powinienem dać znać przynajmniej tobie, ale jakoś nie wyszło.
      Nalał jej drugą porcję, bo szybko wypiła. Siedzieli kilka chwil z milczeniu. Sandra chyba zauważyła, że chłopak nie ma chęci na rozmowę, ale nadal tkwiła przy stoliku. Trevor skończył drinka i zgasił niedopałek. Wstał. Machnęło nim dość mocno, ale jakoś udało mu się dotrzeć do łazienki. Załatwił sprawy, przemył twarz i zwilżył nieco czuprynę. Gdy wrócił na miejsce, od razu sięgnął po Marlboro.
      – Trevor, nie za dużo tych fajek? Dlaczego tyle palisz? – zapytała towarzyszka.
      – Nie wiem, jakoś tak…
      – Masz jakieś problemy?
      – Nie.
      – Na pewno? Bardzo się zmieniłeś – ciągnęła konsekwentnie dziewczyna.
      – Dziwne by było, gdybym po siedmiu latach był taki sam – syknął chamsko szatyn, jej podsumowania zaczynały go powoli drażnić.
      Rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Spojrzał na urządzenie – przewidywania się sprawdziły – dzwoniła Emma. Za chwilę komórka zadźwięczała ponownie, lecz i tym razem ją zlekceważył. Koleżanka patrzyła na zobojętniałego chłopaka, nieco zasmucona jego stanem; dół był bardzo widoczny. Trevor nawet nie próbował stwarzać pozorów. Melodia zagrała po raz trzeci.
      – Kurwa! – krzyknął w końcu, odrzucił połączenie i wyłączył telefon.
      – Trevor, co się z tobą stało? Nie pojmuję. Gdzie się podział ten skromny facet ze szkoły? –Sandra wznowiła temat.
      – Nic się nie stało. Nie mogę już nawet wypić w spokoju? – rzucił ze złością chłopak.
      Whiskey się skończyła i dziewczyna zaproponowała:
      – Chodź, przejdziemy się. Otrzeźwiejesz trochę.
      – Nie jeszcze jestem wystarczająco pijany – warknął, a raczej wymamlał Trevor.
      – Nie chcesz ze mną rozmawiać? Jeśli nie życzysz sobie towarzystwa, powiedz, zostawię cię samego – rzekła Sandra, była już chyba bliska rezygnacji.
      – Tu nie chodzi o ciebie – bąknął chłopak, spojrzawszy na nią zmęczonym wzrokiem.
      Znów zapadła cisza. Siedzieli tak dłuższy czas, w końcu Trevor się „obudził”.
      – Jak chcesz, to chodźmy. – Ruszył się z krzesła.  
      Dziewczyna wstała. Chłopakiem bujało we wszystkie strony. Wyszli na zewnątrz i ruszyli w głąb miasta. Młody mężczyzna pokonywał chodnik od lewej do prawej, był już potężnie nagrzany; w końcu Sandra wzięła go pod rękę, bojąc się chyba, że się przewróci. Doszli do jakiegoś budynku i dziewczyna chciała wciągnąć kumpla do środka, ale się zatrzymał.
      – Gdzie idziemy? – zapytał.
      – Chodź, zdrzemniesz się. W takim stanie spacer nie jest raczej wskazany.
      – Nie chcę. – Wyszarpnął się.
      – Trevor, chodź, chcesz, żeby cię zgarnęli?
      Na wspomnienie o policji natychmiast ustąpił i poszedł za dziewczyną. Weszli do mieszkania na parterze. Było nieduże, za to bardzo zadbane. Trevor nie załapał nawet, że ma identyczny rozkład jak mieszkanie Emmy.
     – Siadaj. – Sandra wskazała mu ogromne łóżko.
      Zdjął buty i usiadł na tyłku.
      – Chcesz drinka? Wiem, że już ci wystarczy, ale sama się chętnie napiję.
      – Nie, mam już dość.
      Dziewczyna nalała sobie szklankę czerwonego płynu i poczęstowała Trevora papierosem. Zanim spalili, Sandra już wypiła trunek i nalała drugi. Trevor nieustannie przyglądał się znajomej.
      – Nie patrz tak. Nie piję dużo, po prostu dziś miałam ochotę – wyjaśniła szatynka, operując lekko poalkoholowym uśmiechem.  
      Zgasiła peta, dopiła drinka i usiadła przy chłopaku.
      – Na pewno nie chcesz pogadać? – Ponowiła próbę.
      – Nadal go trzymasz? – Trevor szybko zmienił temat, podchodząc, a raczej kiwając się do czarno-białego obrazka, który stał na regale. Tkwił za szybką, w brązowej ramce i przedstawiał klacz i źrebaka, przytulonych do siebie łbami.  
      – Jasne. Kocham go – roześmiała się dziewczyna.
      Pogapił się chwilę na szkic i już chciał wracać, ale znów nim machnęło. Gdyby nie oparł się o regał, zatrzymałby się pewnie na ścianie lub podłodze. Sandra wstała, wzięła go pod rękę i posadziła na miejsce.
      – Dasz mi swój numer? – poprosiła.
      – Daj coś do pisania.
      Dostał kartkę, długopis i zapisał cyfry.  
      – Co to za hieroglify? – roześmiała się dziewczyna; z jego pijackich bazgrołów nie dało się niczego rozczytać. – Podyktuj, sama zapiszę.
      Podał numer.
      – Dzięki. – Szatynka się uśmiechnęła i wzięła go za rękę. – Jak będziesz chciał porozmawiać, wiesz, że możesz na mnie liczyć.  
      – Wiem.
      – Chcesz coś zjeść?
      – Nie.
      – Na pewno? Nie krępuj się.
      – Nie krępuję się, nie jestem głodny.
      – Jak będziesz miał na coś ochotę, wal śmiało – rzuciła gospodyni, cały czas trzymając go za dłoń. Trevor nie zwracał na to uwagi, nie było to po raz pierwszy.
      – Nie sądziłem, że go oprawisz. Myślałem, że to tylko chwilowy kaprys – rzekł chłopak i wreszcie się uśmiechnął, ponownie patrząc na szkic.
      – To moja jedyna pamiątka, poza tym jest cudowny – pochwaliła dziewczyna, podobnie jak Emma, wpatrując się w jego włosy. Trevor nawet nie poczuł, kiedy wplotła swoje palce w jego.  
      – Każda twoja praca stałaby u mnie w ramce – dodała zadowolona.
      Chłopak znowu się uśmiechnął, ale i trochę zawstydził. Spojrzał na Sandrę – miała przyjemny wyraz twarzy. Był przekonany, że tęskniła. On też bardzo lubił przyjaciółkę, ale z czasem chlanie i ćpanie stało się ważniejsze niż znajomi. Poza tym unikał rodzinnego miasta, co też było powodem, przez który się nie spotykali.
      – Wszystko w porządku? – zapytała szatynka, odwracając do siebie jego twarz.
      – Tak.
      I w tym momencie nastąpiło coś, czego Trevor w życiu by się nie spodziewał – Sandra się zbliżyła i delikatnie go pocałowała. Też już była pod lekkim wpływem alkoholu, co pewnie spowodowało jej takie, a nie inne zachowanie. Nie odsunął się, tylko odwzajemnił pocałunek. Poczuł coś zupełnie innego, niż z ukochaną, dziewczyna robiła to całkiem inaczej.  
      Powoli ułożyła chłopaka na łóżku i położyła się na nim. Z każdą sekundą pieściła go ustami coraz namiętniej i Trevora opanowały przyjemne dreszcze. To było zupełnie nowe doświadczenie. Położył lewą rękę na plecach młodej kobiety, aby chwilę później wsunąć dłoń pod jej stanik. Lekko zadrżała i jeszcze mocniej wpiła się w jego usta. Za moment jej palce dziewczyny wjechały pod koszulkę chłopaka i zajęły miejsce na piersi. Całowali się coraz żarliwiej. Kiedy prawa dłoń Sandry powoli zjechała na jego jeansy, Trevor cicho westchnął. Ręka opuściła pierś, wsunęła się w spodnie dziewczyny i chwyciła pośladek, ściskając go delikatnie. Przyjaciółka natychmiast przykleiła usta do szyi kolegi – były niesamowicie miękkie. Trwała tak chwilę, po czym Trevor obrócił przyjaciółkę i legł obok. Dłoń ponownie zawędrowała na pierś, lecz lada moment zaczęła podążać w dół. Rozpiął dżinsy dziewczyny wsunął w nie dłoń. Sandra rozkosznie się poruszyła. Po niedługim czasie odepchnęła szatyna i wtargnęła na jego brzuch, całując go bez opamiętania.
      – Masz bardzo delikatną skórę – szepnęła.
      Chłopakowi po tych słowach nagle stanęła przed oczami uśmiechnięta twarz Emmy i momentalnie się opamiętał.
      – Przepraszam, nie mogę – wydusił, delikatnie odsuwając dziewczynę, po czym wstał i poczłapał w stronę korytarza. Szatynka zerwała się z miejsca i ruszyła za nim, zapinając spodnie. Chwyciła Trevora za ramię.
      – To moja wina. Przepraszam, nie powinnam. Nie wychodź – poprosiła.
      – Sandra, tu nie chodzi o winę, po prostu nie jestem sam – wyjaśnił anemicznie chłopak.  
      Dziewczyna trochę sposępniała, lecz nie puszczała kumpla.  
      – Trevor, zostań, zdrzemniesz się. Proszę cię…
      Spojrzał na nią i odstawił adidasy. Wrócił na łóżko i odpalił papierosa.
      – Przepraszam. Zagalopowałam się – tłumaczyła się przyjaciółka.
      – Nie masz za co przepraszać, to ja przegiąłem.
      Sandra wstała i nalała sobie kolejnego drinka. Widać było, że oświadczenie Trevora trochę ją przybiło. Siedzieli w milczeniu dobre kilka minut, nie patrząc na siebie. Chłopak po papierosie znowu poczuł ogłuszające działanie whiskey. Dziewczyna skończyła napój i odstawiła szklankę.
      – Połóż się, musisz wytrzeźwieć. Pójdę do drugiego pokoju – rzekła.  
      – Zostań – mruknął Trevor i położył się na wznak.  
      Dziewczyna ulokowała się obok, plecami do niego. Wciąż była skonsternowana. Chłopak zamknął oczy – w głowie wszystko mu wirowało, był niesamowicie pijany. Zasnął w okamgnieniu.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i thrillery, użyła 2726 słów i 16151 znaków, zaktualizowała 3 maj 2020.

1 komentarz

 
  • Duygu

    Trevor, dobrze, chłopaku, że panujesz nad sobą. Sandra, weź się opanuj, kobieto, bez przesady...  :whip:  Mam nadzieję, że Trevor szybko zapomni o swoim zachowaniu.
    <3   <3   <3

    3 maj 2020

  • agnes1709

    @Duygu Ale co ona, biedna? Przecież nie wiedziała. Trevor to taki typ, że nawet jak zapomni, to zaraz wywinie inny numer :D

    3 maj 2020

  • Duygu

    @agnes1709 Ale ledwo co go zobaczyła po 7 latach i robi takie rzeczy?  :nunu:

    3 maj 2020

  • agnes1709

    @Duygu Alkohol pomógł. No i są laski i laski, choć S to postać pozytywna. Taka miała być.

    3 maj 2020