Od razu udał się do poznanego sklepu i podszedł do lady.
– Ma pani setki Walkera?
– Tak.
– Poproszę dwie.
Szybko znalazł się pod budynkiem, w którym zniknął kiedyś Scott. Usiadł na schodach i otworzył buteleczkę. Skręta z samochodu już trzymał w dłoni. Siedział i czekał. Alkohol i trawa skończyły się w porę, bo z klatki właśnie ktoś wyszedł.
– Przepraszam, zna pani Scotta? – zagadał przyjaźnie Trevor. – Taki wysoki blondyn. Jestem jego kolegą. Wyjeżdżałem i nie widzieliśmy się od kilku lat, dlatego go szukam. Wiem, że mieszka tu, tylko nie pamiętam numeru mieszkania.
– Piętnaście – odparła bez ceregieli grubsza kobieta.
Zapisał na kartce ulicę, numer domu i lokalu. Gdy wrócił, Emma siedziała przy stole i popijała herbatę. Stanął za ukochaną i łomotnął ręką o blat, kładąc na nim kartkę, przed samym nosem dziewczyny. Popatrzyła na niego z dołu i strach objawił się w jej oczach. Teraz już nie wiedziała, co chłopak zamierza. Nie odzywała się, nerwowo sączyła napar. On stał z tyłu i wpatrywał się w sympatię, w końcu ją przytulił.
– Nasmarowałaś oko?
– Nie.
– Dlaczego?
– Zaraz to zrobię.
– Idziesz do pracy?
– Nie.
– Gdzie jest ta maść?
– Na regale.
Trevor poszedł i przyniósł tubkę. Nabrał trochę na palec, uklęknął przed dziewczyną i wytarł palec o sine miejsce. Emma syknęła.
– Przepraszam.
Patrzył na to oko i wkurwiał się coraz bardziej. Wstał z kolan i wyciągnął papierosy, lecz spojrzał na dziewczynę i schował je z powrotem.
– Zapal, już nie będę cię pouczać. W ogóle nie powinnam – rzekła niewyraźnie.
Przytulił ją znowu, tym razem mocniej.
– Wystraszyłem cię? Przepraszam. Nie będę robił żadnych głupot, obiecuję. Rozchmurz się – poprosił. Powoli zaczął żałować, że wyskoczył z tym tematem, mógł przecież załatwić to sam. – Muszę jechać do domu – oznajmił, wtulając nos w szyję dziewczyny.
– Nie jedź – wydusiła Emma. Wiedział, że boi się puścić go samego.
– Muszę, zobacz, jak ja wyglądam? Chcę się przebrać i zrobić pranie, nie mam ciuchów. Poza tym chcę wziąć prysznic – tłumaczył.
– Pojedziesz jutro. Prysznic weźmiesz u nas.
– Nie. Ubieraj się, pojedziesz ze mną – zarządził chłopak.
Dziewczyna była jakaś nieobecna po jego wcześniejszych naporach.
– Em, wstawaj – nalegał prosząco.
W końcu ruszyła się z miejsca i poszła do łazienki. W tym czasie chłopcy nie próżnowali i zdążyli wypalić niewielką lufkę. Emma weszła do kuchni i od razu poczuła zapach trawy, lecz nie powiedziała nic.
– Jesteś gotowa? – zapytał Trevor.
– Tak – odparła, lecz nie było to zbyt przekonujące.
– Idziemy. – Chłopak wziął maść ze stołu i ruszył w stronę wyjścia, oglądając się po drodze.
Emma nie wyglądała na szczęśliwą. Zajęli miejsca w aucie i szatyn nagle się ożywił. Dziewczyna nie zauważyła nic, ale Trevor tak – w oddali kilkunastu metrów stał Scott. Miasteczko było bardzo małe, więc chłopak nie zdziwił się, że go widzi. Za to z miejsca pomyślał, że chyba za mało mu przylał, skoro ten nie wstydzi się wyjść na ulicę.
Od razu wstrząsnęła nim złość.
– Poczekaj chwilę – rzucił, wysiadł i ruszył w stronę faceta.
Ten stał przy jednym z aut i gadał z osobą siedzącą w środku. Dziewczyna wiodła wzrokiem za ukochanym, zdezorientowana. Koleś dostrzegł go już z daleka. Zrobił dość dziwną minę, lecz stał dalej. Trevor szedł wolno, wpatrując się w bydlaka. Gdy był już blisko i dokładniej go zobaczył, oniemiał. Ciemne okulary na nosie kolesia wcale nie tuszowały ponabijanych oczu. Prawie całą twarz miał siną, a rozcięty nos zrobił się dwa razy większy, warga również. Chłopak był tak zły, że nie miał nawet ochoty zaśmiać się z tego widoku. Stanął przed nim.
– Pamiętaj, to jeszcze nie koniec... to dopiero początek – rzucił chłodno, po czym odwrócił się i odszedł. Zaraz był w Fordzie.
– Co tam robiłeś? – zapytała niezwłocznie Emma.
– Zobaczyłem kumpla, wypadało się przywitać – skłamał. Wiedział, że Emma niczego nie zauważyła, gdyż miejsce spotkania zasłaniały stojące przed nimi samochody.
– Daj mi kluczyki, jak będziesz prowadził jedną ręką? – zaproponowała.
– Mówiłem ci już, że jestem dobrym kierowcą. Zobacz lepiej, czy nie ma w schowku mojego portfela.
Emma się nachyliła. Trevor tylko na to czekał. Ruszył ostro i szybko zakręcił. Dziewczynę przechyliło w stronę drzwi, w które o mało nie uderzyła głową. Jechał jak wariat.
– Co się stało?! Zwolnij! – krzyknęła rozgniewana.
Posłusznie zdjął nogę z gazu.
– Zobacz, czy coś tam jest – poprosił, widząc portfel w ręku blondynki.
– Nie ma.
– No widzisz? Dobrze, że ratujesz mnie fajkami. I żeby nie ty, pewnie zdechłbym też z głodu – zaśmiał się ironicznie chłopak, po raz kolejny prezentując swoją awersję względem jej byłego.
– Proszę cię, daj już spokój! – rzekła poddenerwowana dziewczyna, kompletnie nie mając pomysłu, jak go odciągnąć od tego tematu.
Zerknął na nią z uśmiechem, lecz Emmie wcale nie było do śmiechu. Trevor wypłacił gotówkę i podjechał do jej sklepu – był najbliżej wyjazdu z miasta.
– Idę po coś do picia. Chcesz coś?
– Nie.
– Na pewno?
– Tak
– Kotku, gadaj, dobra? Mów, co lubisz. – Trevor wyszczerzył zęby.
– Nic nie chcę. Kup lepiej nowy bandaż, trzeba przewinąć twoją rękę.
– Lubisz bandaże? I jak smakują? Nigdy nie jadłem, muszę kiedyś spróbować – roześmiał się i nareszcie doprowadził towarzyszkę do wesołości. Zaraz jednak spoważniała.
– Trevor, to nie są żarty. – obruszyła się.
– Dobrze, nie krzycz już na mnie, bo zacznę się jąkać. – Chłopak zaśmiał się jeszcze głośniej, wysiadając z auta.
Ruszył w głąb marketu i rozejrzał się po półkach. Wziął chipsy, jedzenie do mikrofalówki, butelkę Pepsi, dość dużo batoników i już miał odchodzić, gdy po drodze rzucił mu się w oczy białoszary, pręgowany, pluszowy tygrys. Wrzucił miśka do koszyka i podszedł do kasy.
– Macie czerwone Martini?
– Tak.
– Proszę butelkę, jednego Walkera i dwie paczki czerwonych Marlboro.
Sprzedawca wszystko zapakował, z czego wyszła spora torba. Trevor zapłacił i gdy tylko ją podniósł, znów odczuł swoją dłoń. – Kurwa – syknął po nosem. Ledwo doniósł zakupy z bolącą ręką. Zabrał maskotkę, a resztę zakupów wrzucił na tył.
– Trzymaj. – Wręczył dziewczynie tygrysa. – Nie chciał siedzieć tam sam, mówił, że mu się nudzi – wygiął usta w durnowatym uśmieszku.
– Dziękuję, jest słodki.
Trevor patrzył na ukochaną – świetnie wyglądała z tą zabawką. Dłoń mu dokuczała, chyba natarł ją bandażem i zdrapał strup, bo zrobiła się mała, czerwona plamka. I właśnie sobie przypomniał.
– O kurwa, bandaż! Na śmierć zapomniałem! – roześmiał się.
– Wracajmy.
– Nie, znajdę coś w domu.
Znowu jechał coraz szybciej. Emma siedziała i patrzyła, jak jedną ręką trzyma kierownicę, jednoczenie zmieniając biegi. Robił to wyjątkowo zręcznie, na zupełnym luzie. Długo mu się przyglądała, w końcu zapytał:
– O co chodzi, boisz się? Nigdy nie miałem nawet stłuczki, ale jeśli się obawiasz, to się zamienimy.
– Nie, w porządku.
Zapadła cisza. Szybko dojechał na miejsce. Weszli na werandę i Trevor sięgnął do bocznej kieszeni. Zrobił dziwną minę, po czym zaczął grzebać w pozostałych, robiąc to coraz bardziej nerwowo.
– Kur...! – znowu chciał przekląć, ale się pohamował. Poczekaj minutę.
Schował głowę w Fordzie, ale zaraz wrócił
– Jeszcze chwila.
Zniknął za domem i niebawem pojawił się z drugiej strony. Emma patrzyła na to wszystko z niemałym zaciekawieniem. Obejrzał dokładnie okna na werandzie, po czym podszedł do drzwi, wybił łokciem znajdującą się w nich szybkę i przekręcił zamek od wewnątrz.
– Wejdź, pójdę po zakupy.
– Co się stało, nie masz klucza? – spytała dziewczyna, zdziwiona zniszczeniem drzwi.
– Nie wiem, musiałem zgubić – mruknął, stawiając torbę na stole.
Kurwa, jak zgubiłem w knajpie, to nieciekawie. – Zaczął się niepokoić. – Idź, siadaj, zaraz zrobię ci drinka.
Emma nie ruszała się z miejsca. Wyjął dwie literatki i wsypał do nich lód. Od czasu noclegu dziewczyny starał się, aby zawsze był.
– Chodź. – Chwycił szklanki i dłoń ukochanej.
Z barku wyjął słomkę i wsadził do szklanki dziewczyny.
– Idę pod prysznic. Włącz sobie coś, jeśli masz ochotę. Na dole są jakieś filmy. –
– Wskazał palcem szafkę pod telewizorem.
– Dobrze.
– Zaraz wracam.
Odkręcił wodę, wlazł pod prysznic i zabrał się za zdejmowanie opatrunku. Szło dobrze, póki nie został kawałek z gazą, przy samej dłoni. Nie chcąc zedrzeć zakrzepniętych już miejsc, babrał się z tym niesamowicie. Odrywał go dobre trzy minuty, przy czym się cały spocił. Moczenie w niczym nie pomogło, podgojone ranki pootwierały się ponownie i małe kropelki krwi pojawiły się na ręku. W końcu zniecierpliwiony, jednym ruchem zerwał gazę.
– Kurwaaa!
Zapiekło niemiłosiernie, najbardziej jednak bolało miejsce zszycia. Miał wrażenie, że szwy ciągną go za mięśnie. W końcu w bólach i mękach udało mu się wykąpać. Nałożył szare sztruksy, poszedł do kuchni i zaczął szperać w szufladzie. Znalazł jakiś niewielki bandaż, gazę i wodę utlenioną. Polał ją na rękę i skrzywił się z bólu, paliło żywym ogniem. Do salonu wrócił zły jak osa i pod razu chwycił szklankę. Wypił w okamgnieniu.
Emma nie odrywała od niego wzroku. Przyniósł trawę i rzucił na stół. Dziewczyna nadal wypalała go wzrokiem, widząc jego zacięty wyraz twarzy.
– Daj, zawinę ci rękę – odezwała się w końcu, wskazując na opatrunki.
Grzecznie usiadł obok. Zrobiła to szybko i zwinnie.
– Dzięki – wybąkał i sięgnął po bibułki. Chciał skręcić, ale mu nie wychodziło. Nie dał rady złożyć palców chorej ręki, piekła i napinała się dziwnie. Próbował trzy razy, marnując trzy bibułki, lecz joint nadal nie był ściśnięty tak, jak powinien.
– Kurwa jego mać! – ryknął, rzucając wszystko z powrotem na blat.
Emma bacznie obserwowała ukochanego – był już bliski płaczu.
– Tommy pal z lufki – wyskoczyła.
Spojrzał na nią tępo.
– Nie mam – burknął.
Przeciągnął ręką po włosach, żeby je trochę ułożyć.
– Zostaw. – Dziewczyna potargała go znowu. – Spróbuj jeszcze raz, bez nerwów – dodała odnośnie skręta.
Wziął zielsko i poszedł do kuchni, tam próbować swoich sił. W końcu zacisnął zęby i skręcił, jak się należy. Łzy spłynęły po policzkach.
– Może weź tabletkę? – zaproponowała Emma.
– Nie, wszystko gra.
Spojrzał na szklankę sympatii – była prawie pusta.
– Doleję ci.
– Znowu chcesz mnie upić? – zażartowała dziewczyna, chyba się trochę rozluźniła.
Zaskoczyło go to trochę, zachowywała się, jakby porannej rozmowy w ogóle nie było. Ucieszył się niesamowicie.
– Czemu nie nosisz tych spodni? Fajnie w nich wyglądasz.
– Zapomniałem o nich, leżały zakopane w szafie.
– Oddasz mi mój obrazek?
– Przywiozłem ci inny, nie widziałaś go?
Emma zrobiła większe oczy.
– Pewnie Tommy gdzieś już go wpieprzył. – Zirytowała się.
Trevor odpalił skręta i podał ukochanej. Wzięła go od razu, co znowu zdumiało chłopaka. Jak zwykle jej pociągnięcia były bardzo zabawne i Trevor wyszczerzył zęby w wyrazie zadowolenia. Patrzył na nią jak najęty. Zaciągnęła się już pięć razy, ale nie oddawała mu używki. Poczekał do szóstego.
– Oddawaj. Nie tak szybko, to mocna trawa – zaśmiał się, odbierając jej skręta. Przyniósł z kuchni batoniki.
– Chcesz coś słodkiego? – Wywalił wszystkie na stół, było ich chyba z tuzin.
Przyniósł je, bo wiedział, że za godzinę, góra dwie, kilku z nich już nie będzie.
– Może później. – Emma się uśmiechnęła. Chłopak siedział i wgapiał się w nią widząc, jak jej radość wzrasta. Oczy powoli robiły się czerwone, narkotyk zaczynał działać. Uwielbiał, jak była szczęśliwa. Po kilku minutach coraz szybciej opróżniała szklankę, trawa wkręciła się w nią jak szalona.
– Kocham Martini. Dziś wypiję całą butelkę, a tobie nie dam! – wyjechała nagle dziewczyna i roześmiała się na całego.
Trevor o mało nie padł, był zadowolony, jak rzadko kiedy.
– Ale cię łupie – zaśmiał się beztrosko. – Może trzeba było dać ci spalić całego – nakręcał sympatię.
– Oczywiście! Durne pytanie! – odparowała głupkowato.
Chłopak miał uciechę na całego. Przyniósł butelki i uzupełnił szkła. Dziewczyna znów wypiła dość sporo. Trevor śmiał się coraz mocniej, blondynka wyglądała przezabawnie.
– Dlaczego wybiłeś szybę? Teraz zmarzniesz w nocy – oświadczyła, chichocząc.
– No właśnie nie wiem. Taka potężna dziura... może faktycznie to był błąd? Ale są i plusy – mam trzecie okno! – podsumował Trevor, krzycząc.
Zarechotali do siebie, byli już totalnie zakręceni. Trevor obecnie miał w dupie, gdzie są jego klucze. Widział, jak dobrze bawi się jego najdroższa i był wielce usatysfakcjonowany.
– A wiesz, że ten stolik przy spadku temperatury zmienia kolor? – poinformował nagle, przejeżdżając dłonią po ciemnobrązowym meblu.
– Naprawdę? Co ty nie powiesz? – odpyskowała Emma.
– Poważnie mówię. To takie specjalne drewno. Kwiaty czują zmianę pogody, ten gatunek drzewa również. Zapytaj w sklepach meblowych, to się dowiesz – przekonywał Trevor, trzęsąc się w środku ze śmiechu.
– Na jaki? – zapytała.
Trevor rechotał pod nosem, przez co nie mógł wydobyć odpowiedzi.
– Na czarny – wypaplał po chwili.
– Muszę kiedyś zobaczyć – rzekła z powagą Emma; chyba naprawdę uwierzyła.
Teraz już rozbroiła chłopaka, który zwinął się na łóżku, zanosząc śmiechem.
– Oj, chyba się dziś załatwisz? Jak się czujesz? – zapiał, przytulając dziewczynę.
– Znakomicie! – odparła cwaniacko, wykonując komiczne gesty.
Więc co to by było, gdybym dał jej coś mocniejszego? – pomyślał Trevor. Pewnie zaczęłaby taczać się po pokoju, gadać z telewizorem i robić inne, fantastyczne rzeczy.
– Pójdę zapalić – oświadczył, chcąc nieco ochłonąć.
– Pal tu, nie przeszkadza mi.
Nadal śmiała się jak wariatka, Trevor nie mógł opanować radości, widząc jej wariacje.
– Chodź tu – rozkazała wesoło.
Nachylił się. Z pocieszną miną profesjonalistki postawiła mu do góry trochę włosów. Trevor nie wytrzymywał.
– No! Teraz lepiej! – powiedziała z dumą, choć na głowie nic a nic się nie zmieniło
Chłopak już płakał ze śmiechu, czuł spływające po policzkach łzy.
– Dziękuję ci bardzo, sam nie dałbym rady. – Podburzał ukochaną.
Uwielbiał patrzeć, jak się robi tak słodko głupia i pocieszna po narkotyku.
– Musisz być potargany, tak ci ładnie – oświadczyła dziewczyna, wielce z siebie zadowolona.
Szklankę znowu miała pustą. Napełnił ją ponownie.
– Gdzie twój misiek? – Trevor wznowił zaczepki, widząc, że ukochana trochę zdurniała.
– No właśnie, gdzie on jest?! Oddaj mi go!
Trevor odwrócił się za siebie i podał blondynce maskotkę.
– Nazwę go Trevorek – ogłosiła z przejęciem.
Chłopak zawył jak dziki i nagle nowy pomysł wpadł mu do głowy. Rozpakował batonik.
– Zobacz, jakie słodkie... jakie dobre – zbliżył go do ust dziewczyny.
Ugryzła kawałek i zrobiła dziwną minę. Wiedział, że teraz smakuje lepiej.
– Dobry? Nie wiem, jakie lubisz.
– Trafiłeś – odpowiedziała z radością.
Karmił ją, aż zjadła całego. Od razu chwyciła szklankę. Trevor spojrzał na zegarek – kwadrans po trzynastej. Wariowali bardzo długo, śmiejąc się i gadając do siebie wszelkie możliwe bzdury.
1 komentarz
Duygu
Uwielbiam tę parę. Są oryginalni, tacy inni, w dobrym tego słowa znaczeniu. Niemniej jednak mam nadzieję, że Em się nie uzależni. Jest fajna taka, jaka jest naturalnie, bez prochów.
Swoją drogą, myślę, że z tego mógłby powstać świetny film... Chętnie bym obejrzała
agnes1709
@Duygu Ziółko nie uzależnia, na pewno nie fizycznie, i jest zupełnie nieszkodliwe. Film? Być może, ale nadal jestem niezadowolona, a na zmiany jakoś pomysłu nie mam. Dzięki za wsparcie
Iga21
@Duygu gdy raz na jakiś czas zapali to ją nie uzależni 😃
Duyguedit
@Iga21 Tak, ale jakby jej się tak spodobało, to jeden raz, drugi, trzeci... 'Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem'- jak to mówią
Ale ja tam się nie znam na ziółkach, po prostu się martwię o Em, bo jest fajną dziewczyną W ogóle chyba za dużo się martwię... To już jakaś obsesja hihi
Iga21
@Duygu wrzuć na luz. Nawet jak raz na tydzień zapali to się nie uzależni.
Musiałaby codziennie zacząć palić i to coraz większych ilościach.
To tak jakby co weekend sobie np 4piwka wypić albo z pół litra z kimś na pół. Taką ilość nie uzależni 😃
Co innego jakby codziennie pół litra samemu pić albo i więcej, to wtedy tak.
Duygu
@Iga21 Racja. Przynajmniej Trevor nie musi palić sam w jej towarzystwie
Iga21
@Duygu dokładnie 😀