Ukojenie 2 – Młody cz. 4

Ukojenie 2 – Młody cz. 4Jechali już dwie, może trzy minuty, w czasie których Trevor bacznie obserwował rodzicielkę. Ta nadal nie rozgrzebywała tematu, choć jej mina mówiła mu, że to tylko kwestia czasu. Spojrzał na zegarek – kwadrans po siedemnastej.
      – Gdzie się wybierasz? – zapytała nagle Emma, patrząc przed siebie.
      – Umówiłem się z Dario.
      – Co się stało w tym sklepie?
      Trevor nie był zaskoczony pytaniem, dziwił się tylko, dlaczego tak późno.
      – Nic, mówiłem ci, typowi chyba coś się popieprzyło.
      – Popieprzyło się? Trevor, komu wciskasz te bajki? Przecież on bardzo dobrze wiedział, co mówi, więc nie kłam, dobrze? – rzuciła rozgniewana Emma.
      – Mamo, przysięgam, że nic nie zrobiłem, czemu mi nie wierzysz? – przekonywał młodzik, mając już w głowie wizję oddalającej się z każdą sekundą imprezy.
      – Trevor, znowu kradniesz? Wolałabym jednak, żebyś został dzisiaj w domu – powiedziała spokojnie kobieta, lecz w chłopaka uderzyło to jak grom.
      – Mamo, jak to w domu?! Umówiłem się z dziewczyną! – wrzasnął.
      – To zaproś ją do nas. Mały, nie żałuję ci spotkań ze znajomymi, ale zawsze, jak wyjdziesz, dzieje coś, co nie powinno. A to policja, a to mandat, mam powyżej dziurek w nosie twoich wybryków – oświadczyła sucho Emma, spojrzawszy nagannie na syna. – Wydałam już osiemset dolców, mam tego dość. I co? Znowu wyjdziesz i przyprowadzi cię policja, pijanego, dostaniesz kolejny mandat, albo, nie daj Boże, wydarzy się coś jeszcze gorszego? Nic nie mówiłam Tommy’emu, ale jak tak dalej pójdzie, to nie będę milczeć, bo już nie mam na ciebie sił.
      – Oj, mamo, przestań. To było dawno, już się uspokoiłem.
      – Nie, dziś siedzisz w domu! – poinformowała stanowczo blondynka, dołując chłopaka jeszcze bardziej.
       – Dobra jesteś, wiesz? Jak ciągnęłaś mnie na zakupy, to mówiłaś, że jak wam nie pomogę, to nigdzie nie pójdę. Pomogłem, a i tak mnie nie puszczasz? To weź się zdecyduj! – warknął wyprowadzony z równowagi młodzik.
       – Bo nie wiedziałam, że spotkają mnie takie przykre rzeczy. I nawet przyznać się nie umiesz – ciągnęła kobieta, wciąż nie dając ponieść się emocjom.
      – Kurwa, mówiłem, że nic nie zrobiłem, nie dociera to do ciebie?! – rozdarł się nagle chłopak, czując stojący w gardle wielką gulą płacz.
      – No właśnie. I takimi odzywkami coraz bardziej dążysz do tego, żebym całkowicie straciła do ciebie zaufanie – podsumowała Emma z błogim spokojem.
      – Przegiąłeś – wtrąciła niespodziewanie Nicole, wyraźnie zniesmaczona chamstwem brata w stosunku do matki.
      – Spierdalaj, ruro – odparował bez ogródek Trevor..
      – Trevor, do kurwy nędzy, dość tego! Jak ty się wyrażasz?! Jak długo mam to jeszcze tolerować?! – zagrzmiała w końcu Emma, spojrzawszy na syna tak demonicznie, że pewnie, gdyby tylko mogła, zabiłaby go wzrokiem.
      – Sorry – mruknął chłopak,zrozumiawszy, że niepotrzebnie tak bezczelnie wyskoczył.
      Kurwa, oni tam świrują, a ja będę zamulał w domu – pomyślał wściekły, kombinując przy okazji, jak zwiać. Nie myślał o konsekwencjach, na chwilę obecną chciał tylko dołączyć do bawiącej się ekipy. A matka? I tak mu przecież nic nie zrobi, bo co może zrobić? Raczej go nie pobije, nie zamknie pod kluczem, bo szkoła. Pogada najwyżej i to wszystko…
      Nagle auto agresywnie się zatrzymało, szarpiąc siedzącymi w nim pasażerami i Trevor wrócił do żywych. Spojrzał na Emmę – była bardzo zła, rzadko kiedy widział u niej tak skrajny humor. Kobieta bez słowa wysiadła, otworzyła bagażnik, wzięła dwie pierwsze z brzegu torby i ruszyła w stronę domu. Nicole dokończyła pisanie sms-a i także opuściła pojazd, a chłopak za nią. Od razu rozejrzał się po posesji, ale Susan nie wypatrzył. Zdziwił się, do tego czasu powinna się już przecież pojawić. Może nie mogła, może coś w domu? Kurwa, co za gówno – pomyślał.
      – Przesuń się! – usłyszał nagle siostrę, która nie mogła dostać się do zakupów, gdyż chłopak przysnął obok bagażnika.
       – A ty, kurwa, przestań ją buntować! – zagrzmiał Trevor, mocno szturchnąwszy dziewczynę.
       Był do granic podirytowany jej podlizywaniem się do matki, wiedząc, że robi to tylko i wyłącznie, żeby zagrać mu na nerwach.
      – Odwal się! – odburknęła Nicole i nie patrząc na brata, ponownie spróbowała przepchnąć się do leżących w aucie pakunków.
      – Ja ci mówię, że się doigrasz, zobaczysz! – zagroził chłopak, będąc już gotowym wstrząsnąć czternastolatką.
      Dziewczyna zamilkła, wzięła torbę i udała się do domu. Trevor spojrzał na zakupy – A kurwa, nich sobie sama nosi, jak mnie tak w chuja robi – zawarczał w duchu na rodzicielkę, po chwili jednak wziął dwie torby i ruszył śladami Nicole. Gdy wszedł do kuchni, kobieta nawet nie spojrzała w jego stronę, nadal w milczeniu chowała zakupione rzeczy. Postawił torby i podszedł do matki.
      – Przepraszam, wkurzyłem się – mruknął.  
      Miał świadomość, że sam prowokuje te sytuacje, bezczelnie się zachowując, aczkolwiek czuł się w obowiązku przeprosić; nienawidził takiej oziębłości matki. Za każdym razem wkurzał się na siebie za to, że ile razy by się nie starał, nigdy nie potrafił nad sobą zapanować i utrzymać na wodzy złych emocji, przez co czuł się potem bardzo głupio, nie wiedząc, jak przeprosić kobietę. Złość, podobnie jak u ojca, rosła w nim bardzo szybko, jak napompowywany balon, wypełniając go od stóp do głów, lecz tak samo szybko z niego ulatywała, pozostawiając tylko nieznośne uczucie wstydu i zakłopotania.
      Emma nie zareagowała, tylko ruszyła do ekspresu, aby nalać sobie kolejną porcję kawy.
      – Mamo.
      – Nie mamy o czym rozmawiać – odparła chłodno blondynka, wywołując u syna niemałe rozczarowanie.
      Rzadko kiedy była aż tak wzburzona, zazwyczaj po dość krótkim czasie uśmiech wracał na jej oblicze. Trevor patrząc jej obecny wyraz twarzy, wiedział, że ostro przesadził. Oczami wyobraźni widział już, jak impreza odchodzi w zapomnienie, do tego w myślach plątała się Susan, która nie wiadomo, czemu, nadal się nie zjawiała, co martwiło chłopaka.
      Zadzwonił telefon Emmy I Trevor po chwili usłyszał:
      – Dobrze, to przyjedźcie, zjemy kolację. Czekam, cześć.
      Nastolatek od razu wyłapał, kto dzwoni i nieco lżej zrobiło mu się na duszy. Miał nadzieję, że po przybyciu Billy’ego matka trochę wyluzuje, nie będzie się tak stawiać i może jakoś uda mu się wyjść uczciwie.
       Chłopak bardzo lubił mężczyznę, już od pierwszego spotkania dobrze się dogadywali. No i miał też świetną córkę, dziewczynę ładną, przyjazną i bardzo wyluzowaną, mimo że nie używającą środków „wszelakich”. Z natury była dość spokojną osobą, lecz za to z ogromnym poczuciem humoru, co miała chyba po ojcu. Billy absolutnie nie należał do ludzi smutnych i przy każdej nadarzającej się okazji skutecznie rozbawiał towarzystwo.
      Trevor coraz bardziej wietrzył szansę na wydostanie się z domu, tylko było jedno „ale” – o której godzinie? A jeśli przyjedzie nie wiadomo, kiedy, o szóstej, siódmej, to co wtedy? – dumał. Impreza już się rozkręci i dopóki tam dolezie, połowa towarzystwa będzie już nawalona i przegapi najlepsze.
      Z zamyślenia wyrwał go dzwonek do drzwi.
      – Otworzysz? – bąknęła Emma, zajęta krojeniem warzyw.
      Chłopak ruszył do drzwi i otworzywszy je, odetchnął z ulgą. Radość trwała jednak tylko do czasu, gdy spojrzał na bladą i jeszcze bardziej smutną twarz Susan. W okamgnieniu zapomniał o matce, kłótni, fabryce i wkurzającej siostrze, ponownie zadając sobie pytanie: co jej jest?
      – Wejdź – zaproponował, odsuwając się i Sue nieśmiało przekroczyła próg. – Co się stało? – zapytał od razu, choć czuł, że dziewczyna nie odpowie.
      – Daj mi się czegoś napić – poprosiła cicho szatynka.
      – Chodź do mojego pokoju.
      – Nie, zaraz muszę wracać, poczekam tu.
      – Na pewno?
      – Tak.
      – Ok, zaraz wracam.
      Gdy tylko wszedł do kuchni, Emma od razu zapytała, kto przyszedł.
      – Sue.
      – I zostawiłeś ją w korytarzu? – burknęła, oschły ton głosu nie uległ zmianie.
      – Nie chce wejść, śpieszy się.
      – Nigdzie nie wychodź – nakazała kobieta, wywołując u chłopaka kolejną falę złości.
      Ten w milczeniu wziął z lodówki puszkę coli i ruszył z powrotem.
      – Trevor, słyszałeś, co powiedziałam?!
      – Słyszałem, nie jestem głuchy! – odwarknął.
      Spierdalaj, i tak wyjdę – zadecydował, wkurzony faktem, że telefon Billy’ego nic nie dał. Wrócił do rówieśniczki i wręczył jej napój.
      – Dzięki. Wyjdźmy na zewnątrz – poprosiła dziewczyna.
      Nie patrząc na żale Emmy, opuścił z Susan dom.
      – Gdzie chcesz iść?
      – Nie wiem, obojętnie. Możemy posiedzieć tu, i tak nie mam zbyt dużo czasu – odparła szatynka, wskazując stojącą na jego trawniku ławeczkę.
      Zajęli miejsca i Susan otworzyła puszkę, lecz gdy uniosła ją do ust, chłopak dopiero zobaczył, że ręce mocno jej drżą.
      – Susan, co się stało? – ponowił pytanie, tym razem jednak już nie tak słodkim tonem.
      – Zgubiłam pięć dych, albo ukradli mi w autobusie, nie mam pojęcia. Nie wiem, co powiem w domu, miałam zrobić za to zakupy – powiedziała mdło nastolatka.
      – Jak to zgubiłaś? To przejdźmy się, może znajdziemy – zaproponował chłopak.
      – Już szukałam, dlatego tak długo mnie nie było. To nie ma sensu, jak wypadły mi w autobusie, to już ich przecież nie odzyskam. Nie bardzo w to wierzę, że mogłam zgubić, ale… ale ich nie mam. I co ja powiem starym? Ojciec mnie zajebie – wydusiła bliska wybuchu płaczu dziewczyna.
      – Poczekaj – rzekł Trevor, pobiegł do domu i wpadł do kuchni. – Mamo, musisz mi pomóc, pożyczyć pięćdziesiąt dolców. Odpracuję ci jakoś – wyjechał do Emmy na jednym tchu.
      – Co takiego? – Kobieta spojrzała na niego, zaskoczona. – Po co ci tyle pieniędzy?
      – Okradli Susan i mam wrażenie, że boi się wrócić do domu. No mamo, proszę cię, oddam ci – upraszał Trevor.
      – Oddasz? Z czego? – zaśmiała się luźno Emma, co wkurzyło chłopaka.
      – No kurde, dziewczyna ma kłopoty, a ty się cieszysz?! – uniósł się.
      – Nie cieszę się, poza tym nie mam.
      – Mamo, masz, przecież wiem. Miałaś sześć dych, jak dawałaś mi na zakupy.
      – Ooo. To miło, że dbasz o nasze fundusze i przeliczyłeś – stwierdziła ironicznie blondynka.
      – No mamo, proszę cię. – Naciskał Trevor, koniecznie chcąc pomóc dziewczynie.
      – Mały, nie mam. Zapłaciłam za wino, a przecież wiesz, że za alkohol płaci się tam oddzielnie. Pomogłabym jej, ale naprawdę nie mam. Została mi dycha, a może i nawet nie tyle – rzekła w końcu z powagą Emma, widząc, że chłopakowi bardzo zależy. – Dlaczego boi się wrócić? Przecież to nie jej wina. W autobusie jest teraz masa kieszonkowców, nawet się nie spostrzeżesz, kiedy cię oskubią – dodała kobieta, ale otworzyła portfel.
      – Nie wiem, mówiłem ci, że dziwnie się zachowuje, jestem pewien, że coś się dzieje w jej domu. Próbuje to ukryć, ale słabo jej wychodzi.
      – Mam tylko tyle. – Emma wyciągnęła do syna rękę z sumą czternastu dolarów.
      – Dobre i to, dzięki – odparł Trevor, chwycił pieniądze i migiem udał się na górę, wpadając po chwili do pokoju siostry.
      – Kurwa, nie umiesz pukać?! – ryknęła Nicole, oderwawszy wzrok od ekraniku telefonu.
      – Potrzebne ci te siedem dolców? – zapytał chłopak, stając nad jej głową.
      – Potrzebne, a co?
      – Pożycz mi, w poniedziałek ci oddam.
      Nicole wybuchnęła wrednym śmiechem.
      – Oddasz? A ciekawe, skąd weźmiesz?
      – Kurwa, wezmę, nie interesuj się. No pożycz, kumpela ma kłopoty, oddam ci dychę.
      – A co mnie to obchodzi? Poza tym i tak nie pożyczę, bo wychodzę i mam tylko tą siódemkę, a to i tak  za mało.
      – No kurwa, Nicki, nie zamulaj, oddam ci piętnaście. – Kombinował Trevor.
      – Spadaj, nic ci nie dam.
      – To, kurwa, spierdalaj! – zagrzmiał wkurwiony chłopak, chwycił leżący na biurku obrazek, podał go na kilka części, rzucił z rozmachem przed nosem dziewczyny i wyszedł.
       – Dupek! – usłyszał jeszcze, ale miał to gdzieś.
      Szybko zbiegł i wyszedł na zewnątrz, lecz Susan już nie było. Zdziwił się, że nic nie powiedziała, tylko się ulotniła, domyślając się jednak, że dziewczyna poszła na przystanek, bo za długo go nie było, biegiem ruszył w jego stronę. Od razu dojrzał szatynkę – przeszła już dobre dwieście metrów.
      – Sue, poczekaj! – wydarł się i nastolatka się zatrzymała. Migiem do niej podbiegł.
      – Dlaczego nie poczekałaś? Sorry, wiem, zamuliłem trochę w domu, ale mam dwadzieścia pięć dolców, może to cię trochę poratuje. – Zasapany wyciągnął do niej rękę z banknotami.
      – Nie mam jak ci oddać – mruknęła dziewczyna, nie biorąc gotówki.
      – Nic mi nie musisz oddawać, weź – nalegał chłopak.
      – Dobra, dzięki, będę miała, to ci zwrócę – wycedziła przez zęby Sue i chwyciła banknoty. – Muszę iść, podejdziesz ze mną?
      – Pewnie.
      Przeszli już spory kawałek, lecz dziewczynie jakby odebrało mowę.
      – Może pojechać z tobą? – zapytał w końcu chłopak, widząc, że niezbyt chętnie wraca do domu.
      – Nie.
      – Na pewno? Sue, czego ty się boisz? Pogadaj ze mną.
      – Nie ma o czym. Poza tym dziś sobota, stary gra z kumplami w karty i raczej nie będzie zadowolony z gości. Może innym razem, przepraszam... – mruknęła dziewczyna.
      – Mała, czemu jesteś taka uparta. Jeśli coś się dzieje, powiedz, pomogę ci, na ile będę w stanie – naciskał chłopak, zapomniawszy zupełnie o poradach matki.
     – Ja jestem uparta?! To ty ciągle drążysz temat, mówiłam ci chyba, że nie ma o czym gadać! – krzyknęła nagle Susan, wprawiając chłopaka w niemałe osłupienie. Nie odpuszczał jednak.
       – Dobra, przepraszam, w końcu to nie moja sprawa. Ale jakby coś się działo, zadzwoń do mnie, ok? – poprosił łagodnie.
      – Mam puste konto i pewnie nieprędko się zapełni, zwłaszcza, jak straciłam tą pieprzoną kasę – odrzekła Sue. – Jedzie autobus, na razie. Pewnie do poniedziałku – uśmiechnęła się, lecz to nie przekonał Trevora.
      Chłopak kompletnie nie wiedział, co jej w tej chwili powiedzieć, czuł się bardzo nieswojo. Coś niewyjaśnionego szarpało go od środka, był pewien, że dziewczyna będzie miała kłopoty za te pieniądze, nie wiedział tylko, jakie.
      Autobus podjechał i Susan bez słowa weszła do środka, siadając po chwili przy oknie. Ponownie się uśmiechnęła, wywołując u Trevora tym uśmiechem jeszcze większy żal. Był dziwny, wymuszony, mówiący wręcz: Boję się jechać. Mina dziewczyny była tak wymowna, że chłopak mógł wyczytać z niej o wiele więcej, niż usłyszałby z jej ust. Stał jak słup, gapiąc się na szatynkę, w końcu autobus ruszył i przyjaciółka zniknęła mu z pola widzenia.  

      Miał już tysiąc pytań w głowie, a najbardziej jedno: czy ją biją? Dręczony tą myślą, nie skierował się w stronę domu, tylko przeszedł na drugą stronę i sprawdził, za ile minut ma autobus, zmierzający w kierunku rozsypującego się pustostanu. Radość z imprezy gdzieś wyparowała, w tym momencie w dupie miał piwo, trawę, lalusiowatego kolegę, z którego tak namiętnie planował zrobić sobie jaja – w jego myślach kręciła się tylko i wyłącznie Susan, wiercąc w głowie chłopaka wielką dziurę współczucia.  
       Ale czy miał powody do obaw?

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2710 słów i 15804 znaków, zaktualizowała 18 maj 2020.

1 komentarz

 
  • Duygu

    Fajna, przyjemna taka młodzieńcza miłość  :rotfl:  Emma, spokojnie, oddychaj głęboko i nie krzycz na Trevora, bo mi smutno :( Nununu  :nunu:   :D  

    Przecież wiesz, że jestem zachwycona  <3  :kiss:

    18 maj 2020

  • agnes1709

    @Duygu Jak to nie krzycz? Przecież to diabeł wcielony. Jeszcze powinna mu czymś ciężkim, albo wodą święconą :lol2: Dzięki, maleństwo moje :kiss:

    19 maj 2020