Ukojenie cz. 17

Ukojenie cz. 17– Jedziemy cały czas prosto. – Chłopak sucho poinformował kierowcę. Nie był zadowolony, najchętniej nie rozstawałby się z dziewczyną ani na moment. Żeby tylko jeszcze nie miała pretensji, że pije i pali ponad normę…


      Gdy już wyjechali z miasta, Trevor znów zaczął głupie rozmyślania, które zawsze pojawiały się, gdy zostawał sam. Patrzył na taksówkarza i w chorej głowie widział swój myśliwski nóż w jego szyi. Wyobrażał sobie, jak najpierw zadaje przerażonemu mężczyźnie głupie pytania, trzymając mu ostrze przy tętnicy i chełpi się jego bełkotliwymi odpowiedziami. Zmieniał się we własnego ojca. W końcu, gdy któraś z kolei odpowiedź nie jest zadowalająca, nóż płynnie wbija się w jego szyję i mężczyzna powoli osuwa się na fotel...
      – Czy nadal jedziemy prosto? – Pytanie oderwało go od tego obłędu.
      – Zaraz będzie droga w prawo, tam pan skręci.  
      Dojechali, zapłacił i ruszył do domu. Chodził coraz lepiej, czuł się nieźle, jakby wczorajsze zasłabnięcie w ogóle nie miało miejsca. Żeby nie było mu smutno, od razu po wejściu poszedł do lodówki po zaczętą flaszkę. Wczoraj przecież pił tylko piwo, a to niedopuszczalne.
      Wypił pół szklanki i za chwilę miał już w dłoni skręta. Leniwie oparł głowę o kanapę. Zielsko fajnie nim ruszyło, ale nie był zadowolony, znów czuł jakieś braki. W tym momencie uświadomił sobie, że oprócz całej sztuki ma jeszcze ćwiartkę LSD, której zapewne smutno samej w portfelu. Sięgnął pod stół, wyjął narkotyk i nie myśląc długo, wsadził pod język. Z braku zajęcia przypomniał sobie o książce, która od kilku tygodni stała nieruszona. Ale nie miał chęci pisać, miał chęć porysować. Wstał, wziął wszystkie niezbędniki, wyjął zdjęcie Emmy i zabrał się do pracy. Gdy naszkicował kontur, zapalił papierosa, napił się odrobinę i wrócił do rysunku. Po jakimś czasie pojawiające się, coraz wyraźniejsze oblicze dziewczyny, zdawało się do niego uśmiechać. Kwas już dał o sobie znać. Obrazek dziwnie falował, wykręcając pociesznie narysowaną na nim twarz. Halucynacje pojawiały się, to znów znikały, poza tym chłopak fizycznie czuł się coraz lepiej. Po następnych kilkudziesięciu minutach skończył szkic, obramowując go maleńkimi, ciernistymi różyczkami.  
       Narysował ukochaną bardzo dokładnie, portret przypominał czarno-białe zdjęcie. Był bardzo zadowolony ze swojej pracy. Odłożył arkusz na stolik i ruszył do kuchni. Otworzył lodówkę i jeszcze raz zaczął sprawdzać, co mu przywiózł młody. Zobaczył sporo plasterków szynki i sera, chleb, masło, dwa pomarańcze i gulasz mięsny, który jadł u niego. Nie miał jednak apetytu, za to czuł coraz przyjemniejsze uczucie po narkotyku i znów naszła go ochota na wycieczki. Sprawdził zawartość butelki – końcówka. Wypił do dna, wziął kluczyki, szkicownik i zamknąwszy drzwi, ruszył do szopy. Zrobił trzy skręty i wkrótce był w aucie. Rzucił blok z rysunkiem na siedzenie obok i położył ręce na kierownicy – była dziwnie miękka. Był zadowolony z faktu, że proch nie rozszalał się za mocno w jego ciele, nie chciał kolejnej porcji koszmaru. Sięgnął pod fotel i pomacał dokładnie ręką.
      – Kurwa!
      Wysiadł, otworzył drzwi z tyłu i tam zaczął czegoś szukać. No kurwa, gdzie ja go wjebałem? – Stał koło samochodu i dumał. Za cholerę nie mógł sobie przypomnieć, gdzie schował nóż. Pamiętał, że ostatnio był w samochodzie, ale teraz go tam nie ma. Już był zły. Podszedł od strony pasażera i znów ręka pod siedzenie.
     – Kurwaaa! – Wściekał się coraz bardziej.
      Poszedł do szopy, do miejsca, gdzie wcześniej była broń. Tam dopiero znalazł. Schował go tam niedawno, o czym oczywiście zapomniał. Zaniki pamięci przez nieustanne ćpanie i chlanie były coraz gorsze  
      – Pierdolony złom! – Kopnął grata i wrócił do Forda.
      Wsadził nóż z tyłu w spodnie, odpalił silnik i ruszył gwałtownie. Skręcił w stronę przeciwległą do Forest Town. Po pół godzinie, w odległości dwóch – trzech kilometrów, widać już było znajome mu zabudowania. Dojechał tam w kilka minut. Gdy zatrzymał wóz przed rodzinnym domem, znów miał niezrozumiały wyraz twarzy. Rozejrzał się za samochodem ojca – nie było go widać. Wysiadł z auta. Wyjął nóż zza spodni i ruszył do drzwi. Delikatnie nacisnął klamkę, lecz były zamknięte. Skierował się na tył domu, żeby się upewnić, że tam auta także nie ma. Wracając zobaczył worek ze szpargałami, stojący koło garażu. Kopnął go z taką złością, że ten pękł i połowa zawartość wywaliła się na trawnik.  
     – Posprzątałem, pedale! – podsumował nakazy ojca i wrócił pod drzwi. Debilu, tylko spokojnie – zagadał w myślach, po czym nacisnął dzwonek. Wyjął nóż w futerału i  ścisnął nerwowo w wilgotnej już dłoni. Po kilku sekundach drzwi się uchyliły. Popchnął je ręką i wszedł do środka, z impetem zatrzasnąwszy za sobą.
      – Oddaj mi broń – rzekł spokojnie do stojącej obok matki.  
      Kobieta spojrzała na przedmiot, który trzyma w dłoni i zbladła. Trevor stał i czekał.
      – Nie mam, ojciec ją zabrał – wydusiła drżącym głosem.
      – Oddaj! – powtórzył, opierając rękę o ścianę, przy samej twarzy kobiety.
      – Synu, nie mam jej, mówię prawdę – przekonywała go, zatrwożona.  
      Rozdrażniony chłopak mocno chwycił matkę za ramię, ścisnąwszy brutalnie.  
      – Idziemy – Popchnął ją w stronę kilku schodków prowadzących do wnętrza domu.
      Weszli do znajdującego się na prawo salonu. Trevor podszedł do ściany, zdjął wiszący na niej, antyczny obraz i rzucił niechlujnie na ziemię.
      – Otwieraj! – Wskazał na sejf.
      – Nie wiem, jaki jest szyfr, ojciec go zna – wydusiła kobieta.
      Trevor był coraz bardziej zniecierpliwiony.
      – Kurwa, nie igraj ze mną, tylko otwieraj!
      – Naprawdę nie pamiętam, wiesz, że to jego skrytka – przekonywała wystraszona rodzicielka.
      Mocno poirytowany już chłopak złapał kobietę za szyję i przystawił jej nóż do twarzy, przyciskając ostrze do policzka.
      – Mam ci pomóc? – warknął, przyduszając głowę matki do ściany.
      – Dobrze, otworzę – wybełkotała.
      Puścił ją. Odwróciła się i trzęsącymi rękoma kilka razy przekręciła pokrętło, ale sejf nadal był zamknięty.
      – Jeszcze raz – nakazał szatyn.
      Spróbowała ponownie, ale efekt był taki sam.
      – Chyba zmienił szyfr – wykrztusiła.
      Może naprawdę? Bałaby się skłamać – przekalkulował Trevor, wyjął telefon i podał matce.
      – Dzwoń!
      Totalnie roztrzęsiona kobieta ledwo wykręciła numer. Czekała kilka sekund.
     – Stephen, podaj mi szyfr do sejfu – wyjąkała.
      Nastąpiła chwila ciszy, wydobywały się tylko delikatne pomruki z komórki.
      – Stephen, on grozi mi nożem! O Boże! – Kobieta już płakała.
      Trevor wyrwał jej słuchawkę.
      – Dawaj ten pierdolony szyfr, bo będziesz miał ją na sumieniu! Dawaj, mówię, dwa razy nie będę powtarzał! Wkurwij mnie, to spalę ci tą jebaną chatę, rozumiesz, cwelu?! – zagrzmiał furiacko i w tym momencie pięćdziesięciolatka uderzyła jeszcze większym płaczem.
      Po chwili milczenia zszokowanego sytuacją ojca w końcu usłyszał cyfry. Szybko otworzył kasetkę, ale broni w niej nie było.
      – Wiedziałem, że nie oddałbyś mu go, ale musiałem się upewnić. Gdzie on jest? –  zapytał, coraz bardziej wzburzony chłopak.  
      Miał wrażenie, że matka coś kręci. Ta się nie odzywała.
      – No mów, kobieto, mam cię połamać?! – Trevor nie wytrzymał, złapał kobietę za fraki i mocno uderzył o ścianę
      – Synku, uspokój się, błagam cię – wycedziła, podszyta już maksymalnym strachem.  
      Trevor zignorował jej słowa, złapał matkę za ubranie, pociągnął w stronę sypialni i popchnął na łóżko.
      – Nie ruszaj mi się stąd! – zawył, po czym otworzył szafę i zaczął wywalać całą jej zawartość.
     Na górze nie znalazł nic. Kurwa, gdzie ona go wjebała. Może w ogóle wyniosła z domu? – dedukował, coraz bardziej rozjuszony.  
      Schylił się i rozpoczął przewalanie stojących na dole pudeł. Za jego plecami leżała już sterta wszelkiego rodzaju rzeczy. W końcu znalazł – leżał w bucie, schowany głęboko między ubrania. Chwycił go i podszedł do kobiety, która z przerażeniem w oczach obserwowała każdy jego ruch. Pokazał jej broń, podstawiając dość blisko twarzy.
      – Czemu mnie okłamujesz?! – huknął.
      – Trevor, proszę cię... – apelowała gospodyni, płacząc głośno.  
      – Siedź na dupie! – rozkazał chłopak i poszedł do salonu, chowając nóż z powrotem w spodnie.  
      Mocno ściskał broń w latającej dłoni. Otworzył barek i wyjął butelkę z wódką. Po powrocie usiadł koło matki. Pociągnął głęboki łyk. Jeszcze większa trwoga objawiła się na twarzy kobiety, gdy zobaczyła znikający w jego przełyku alkohol. Trzęsła się już cała.      Odstawił butelkę i uklęknął przed matką, kładąc ręce na jej nogach. Dygotały jak maszynka do masażu.
      – Czemu się boisz? Wiesz, że bym cię nie skrzywdził. Tego chuja owszem, ale nigdy ciebie. Potrzebna mi ta broń – powiedział, o wiele już spokojniej.
      – Po co ci broń? Co chcesz zrobić? Nie rób nic głupiego, błagam cię. Trevor, odłóż go, proszę, wszystko będzie dobrze. – mamlała. Perspektywa jego późniejszych poczynań napawała ją coraz większym lękiem.
      – Kurwa! Teraz będziesz mi prawić morały?! Co będzie dobrze?! Ja pierdolę, nic już nie będzie dobrze, rozumiesz?! – wrzasnął, zrywając się na równe nogi.
      – Synu, potrzebujesz pomocy – wykrztusiła ciężko kobieta.  
      – Pomocy to potrzebuje twój mąż! Jak chcesz zadzwonić po policję, dzwoń! – Podał jej komórkę. – Ale wiedz, że nie dam się zamknąć – Pociągnął ręką po biurku, zwalając na ziemię budzik, stertę dokumentów, odstawioną flaszkę i kilka innych drobiazgów.  
      Nie wzięła telefonu, płakała tylko, trzymając dłonie przy twarzy. Dobrze wiedział, że nie zadzwoni. Schował telefon i udał się w stronę drzwi. Przed wyjściem odwrócił się jeszcze do matki.
      – I informuję! Jeśli zobaczę w pobliżu gliniarza, zastrzelę się! – oświadczył chłodno, po czym szybko zbiegł po schodach i trzasnął wejściowymi drzwiami.  
      –  Synu, wracaj! Trevor! – Matka krzyknęła najgłośniej, jak tylko mogła, wyskoczywszy za nim, lecz chłopak migiem wsiadł do Forda i przekręcił kluczyk.
      Rzucił broń i nóż pod fotel. Kobieta dopadła do auta.
      – Trevor, nie jedź! – wrzasnęła, szarpiąc za klamkę, ale on mocno wcisnął gaz i odjechał jej sprzed nosa.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i thrillery, użyła 1825 słów i 10798 znaków, zaktualizowała 3 kwi 2020.

1 komentarz

 
  • Duygu

    'Żeby nie było mu smutno, od razu po wejściu poszedł do lodówki po zaczętą flaszkę. Wczoraj przecież pił tylko piwo, a to niedopuszczalne.'- Ah, te Twoje żarciki  :D   :jupi:  Co za akcja w domu matki Trevora! I te jego słowa do ojca! Jestem podjarana tym wszystkim, co się tu dzieje.  <3   :danss:

    3 kwi 2020

  • agnes1709

    @Duygu Cieszy mnie Twoje podjaranie, ale to dopiero przystawka:D Danie główne czeka ;)  :przytul:

    3 kwi 2020

  • Duygu

    @agnes1709  :dancing:

    3 kwi 2020