Ukojenie 2 – Młody cz. 14

Ukojenie 2 – Młody cz. 14Pod domem Trevora byli dziesięć minut później i Julie w ekspresowym tempie wyskoczyła z wozu.
      – Niech pan poczeka, zaraz wracam – rzuciła do kierowcy i udała się do środka.
      – Co się dzieje? – zapytała od razu zdezorientowana szatynka.
      – Pojedziemy do Julie, da ci jakieś ciuchy.
      – Trevor, nie! – Natychmiast wzniosła sprzeciw.
      – Mała, wyluzuj, przecież rozmawiałyście.
      – Nie, nie chcę! – spanikowała wystraszona dziewczyna, po czym otworzyła drzwi i chciała opuścić pojazd.
      Chłopak ją zatrzymał, obejmując w pasie.
      – Sue, daj spokój, nikogo u niej nie ma. Przestań się denerwować – uspokajał nastolatkę.
      – Nie, puść mnie! – Sue podniosła płaczliwy głos i zaczęła wyrywać się chłopakowi.
      – Puść ją, skoro chce – wtrącił złowrogo kierowca, widząc szamotaninę.
      Trevor, nie mając wyjścia, uwolnił nastolatkę, która szybko wysiadła i wolno ruszyła w stronę centrum. Nie odpuścił jednak i migiem wyskoczył za dziewczyną, zatrzymując ją.
      – Sue, o co chodzi? Zgodziłaś się jechać do mnie, to dlaczego nie chcesz jechać do niej? – zapytał spokojnie.
      – Bo nie. Nie znam jej i jest mi głupio, rozumiesz? Nie, ty nic nie rozumiesz… – odparła poirytowana szatynka.
      – To co z tego, że nie znasz? To poznasz. To świetna laska, ona nic sobie nie pomyśli, jeśli o to chodzi. No proszę cię…
      – Wracam do domu – mruknęła dziewczyna i wyminąwszy chłopaka, wznowiła wycieczkę. Nie zdążyła jednak zajść zbyt daleko, bo Julie właśnie pojawiła się na zewnątrz i w okamgnieniu stanęła przed nastolatką, w bardzo zdecydowanej pozie.
      – Co jest? – zażądała bezzwłocznego sprawozdania.
      – Zdenerwowała się, nie chce jechać – odrzekł Trevor, który już stał obok.
      – Idź do samochodu.
      Nie dyskutował, tylko wrócił do wozu. Po upływie dość krótkiego czasu obok niego pojawiły się obie panie i kierowca ruszył. Trevor coraz bardziej zaczął się zastanawiać, co Julie takiego w sobie ma, co powoduje, że już drugi raz przekonała Susan do swoich racji, tym bardziej, iż wiedział, jaka potrafi być ona nieugięta.
      Zatrzymali się na obrzeżach miasta, po drugiej jego stronie i po chwili przekraczali próg domu osiemnastolatki. Trevor jeszcze nigdy tu nie był, nie zdziwił się także, widząc, że ich dom jest identyczny, jak jego. Prawie wszystkie budynki na przedmieściach wyglądały tak samo, co było, szczerze mówiąc, nieco nudnym rozwiązaniem.
      – Nie zdejmuj butów, jeśli boli cię noga – oznajmiła Julie, gdy przechodzili przez korytarz.
      Mimo iż Sue głupio było włazić w adidasach, usłuchała dziewczyny.– Chcecie piwo? – zapytała blondynka z szerokim uśmiechem. – Jak coś, to zwalę na ciebie – dodała, wskazując palcem chłopaka.
      Susan się uśmiechnęła, lecz nadal była bardzo zagubiona.
      – Dawaj, gorąco – odparł Trevor i po chwili dostali dwie zimne butelki.
      – Poszukam jej jakichś ubrań – oznajmiła gospodyni i zniknęła na górze.
      Zapadła cisza. Choć tony pytań cisnęły się na usta, Trevor nie chciał zaczepiać zmieszanej dziewczyny. Susan natomiast siedziała w milczeniu, marząc tylko o tym, aby ta krępująca sytuacja jak najszybciej się skończyła.
      – Jadłaś coś? – Chłopak odwiesił się w końcu.
      – Tak.
      – Kiedy?
      – Wczoraj, nie jestem głodna.
      Wymuszone konsternacją łgarstwo udało jej się na piątkę, bo szatyn nie rozwijał tematu. Zaczął jednak inny.
      – Pokaż tą stopę – poprosił łagodnie.
      – Nie.
      – Dlaczego? Susan, trzeba ją opatrzyć, jeszcze nabawisz się jakiegoś zakażenia.
      – Nic mi nie będzie, zawinę w domu.
      – Kurwa, bez dyskusji! – krzyknął zniecierpliwiony, strasząc dziewczynę.
      Nie wiedzieć, czemu, w oczach natychmiast stanął jej ojciec. Od razu poczuła się osaczona, a lęk wzrósł. Widziała, że gdy chłopak zobaczy, jaki ma opatrunek, będzie dociekał. Przecież gdyby skaleczyła się w domu, nie miałaby na stopie tego, co ma.
      – Sue, przepraszam, zdenerwowałem się – wybąkał zakłopotany szatyn. – Przepraszam… Pokaż tą nogę.
      Znając jego zacięcie, zwłaszcza, jak się wkurzy i chcąc uniknąć kolejnego wybuchu, drżącymi rękoma zdjęła w końcu but.
      – Mała, co to ma być? – Trevor uniósł brwi.
      Susan milczała.
      – Skaleczyłaś się w domu, tak? Sue, dlaczego nie jesteś ze mną szczera, przecież ja chcę dla ciebie jak najlepiej. – Chłopak przykucnął i zaraz miał w dłoni kończynę koleżanki.
      Skarpetka z białej zmieniła już kolor na czerwoną. Odwinął delikatnie – nastolatka syknęła cicho.
      – Przepraszam – zerknął na dziewczynę i obejrzał stopę od spodu – krew już się nie sączyła, ale rana wyglądała bardzo brzydko. Skaleczenie nie było duże, lecz dość głębokie i od razu nasuwało decyzję o wizycie u lekarza.
      – Mam tylko takie, ale chyba będą dobre! – zatrąbiła nagle Julie, machając dwiema parami spodni.
      Przykucnęła przy kumplu.
      – Brzydka rana – stwierdziła od razu. – Trzeba ją umyć i zawinąć. – Chodź – nakazała tonem nie akceptującym sprzeciwu, pociągnęła szatynkę za dłoń i za moment obie zniknęły w łazience.
      Trevor usiadł, zaczerpnął piwa i po chwili rozległ się szum odkręcanej wody. Zabiegi trwały dwie, może trzy minuty, po których starsza z dziewczyn wyłoniła się z toalety i zaraz usiadła obok chłopaka.
        – Pytałeś o tą nogę? Ta rana jest dość głęboka, poza tym jeszcze delikatnie krwawi, choć być może po prostu woda zmieniła kolor od zakrzepniętej już krwi. Nie mam pojęcia. Nie wiem, czy w tym miejscu zakładają szwy, ale myślę, że powinna pojechać do lekarza – oświadczyła.
      – Jak? Ona nie pojedzie. Przecież będą musieli powiadomić rodziców, ona się na to nie zgodzi. Jeśli uciekła, to nie bez powodu. Nie wiem, kto ją tłucze, być może stary, ale ciężko mi w to uwierzyć. Widziałem go kilka razy w szkole, gadałem, to zajebisty facet, nigdy bym nie pomyślał, że on może ją bić. W życiu!
      – Trevor, kurwa, urodziłeś się wczoraj? A co, miał być nieprzyjemny, agresywny w stosunku do niej? Musi przecież pokazać, jaki NIE JEST, prawda? Człowieku, obudź się! – Julie się zdenerwowała. – Poza tym i tak kiedyś będzie musiała wrócić do domu, tak? To smutne, lecz niestety, nie da się tego uniknąć. Z kim ona mieszka?  
      – Ze starymi, siostrą i bratem. To może ten typek?
      – No tak, brat pobiłby ją tak, że aż narobiłby jej śladów? Ile on ma lat?
       – Nie wiem, osiemnaście czy dziewiętnaście, nie pamiętam.
      – I co? A nawet, jeśli to on, to myślisz, że ojciec – jeśli jest ok, tak, jak mówisz – by na to pozwolił? Takich rzeczy nie da się raczej ukr…
      Trevor dyskretnie szturchnął blondynkę, gdyż Susan właśnie wyszła z łazienki i kuśtykając, niepewnie podeszła i jeszcze bardziej niepewnie usiadła obok znajomych.  
      – Pasują jak ulał, dziękuję – mruknęła do Julie, zawstydzona, patrząc na „swoje” nowe, ciemnoniebieskie dżinsy. Bluzę nadal miała na sobie.
      Zadzwonił telefon Julie, która natychmiast odebrała połączenie.
      – Dobrze – rzuciła tylko i rozmowa się zakończyła.
      Trevor spojrzał pytająco.
      – Ojciec, nie kupił fajek – oznajmiła gospodyni. – Mógłby już rzucić to palenie – dodała i wyszła do kuchni.
      – W porządku? – Trevor chwycił dłoń rówieśniczki.
      – Tak.
      Julie powróciła z pełnym zaopatrzeniem i przykucnęła przy młodszej koleżance.
       – Myślę, ze powinnaś jechać z tym do lekarza, ale na razie zawiniemy, jak umiemy. Nie wiem, jaka komedia z tego wyjdzie, ale obiecuję, że będę się starać – zaśmiała się, wymuszając na Susan pierwszy w tym dniu chichot.
      Trevor także wygiął usta, ton głosu dziewczyny świadczył, że mimo niepewności co do swoich umiejętności, jest bardzo zmobilizowana. Julie wykonała opatrunek bardzo szybko, smarując przedtem ranę jakimś mazidłem i zawisła nad szatynką w bojowej pozie.
      – No! Myślę, że wykonałam kawał dobrej roboty! – Wyciągnęła przed siebie ręce z  miną rzetelnego fachowca. – I mam nadzieję, że nie rozlezie się za kilka minut, bo będę wielce zawiedziona… tak się starałam – pisnęła, robiąc dzióbek i wywołując teraz szczerą już radość u towarzyszących jej osób.
      – Będzie ok – rzucił Trevor, krztusząc się śmiechem.
      – Musimy jechać. Ojciec nie ma co jarać, zaraz będzie zły. Czemu u was nie ma żadnego sklepu, sam by sobie kupił – warknęła niezadowolona blondynka.
      Susan znowu się poddenerwowała, co chłopak w mig wyłapał.
      – Co jest? – Przeszył kumpelę wzrokiem.
      – Nic.
      – Mała, wyluzuj, pojedziemy do mnie i od razu spadamy do mojego pokoju, nie denerwuj się. Chyba, że chcesz wracać do domu? – dodał, choć sam nie wiedział, dlaczego to powiedział.
      Oczy dziewczyny zrobiły się wielkie, jak spodki, a ręka, którą trzymał chłopak ponownie zaczęła się poruszać.
      – Możesz też przenocować u mnie – wyjechał szybko, chcąc natychmiast zmienić klimat, który w tak głupi sposób nakręcił nie w tą stronę, co trzeba.
      Dziewczyna w odpowiedzi nerwowo pociągnęła ostatni łyk z butelki.
      – Dobra, zobaczymy później, coś wymyślimy – wtrąciła Julie i wzięła z regału kluczyki.  


      – Piłaś piwo – stwierdził natychmiast Trevor, widząc, że dziewczyna otwiera garaż.
      – Przestań, jedno małe piwo prawie dwie godziny temu. – Nadąsała się. – Wskakujcie, wskazała towarzyszom ciemnowiśniową Toyotę i sama po chwili usiadła za kółkiem.
      – Dał ci samochód.  Nie poczuł alkoholu? – drążył chłopak.
      – Jak widać.
      Trevor i Susan zajęli miejsca z tyłu, Julie odchyliła osłonę przeciwsłoneczną, wyjechała z garażu i ruszyła w kierunku centrum. Siedzieli w ciszy. Trevor wiedział, że jego ukochana jest bardzo spięta, nie zaczepiał jej więc, mając nadzieję, że z czasem sama się uspokoi. Ta tkwiła nieruchomo, będąc myślami gdzieś daleko i dopiero, gdy chwycił jej dłoń, spojrzała na niego, zaskoczona. Nie zabrała ręki, lecz po chwili jej postawa powróciła do poprzedniego stanu. Nastolatek zerkał na nią tak często, jak chyba tylko mógł, lecz ona wciąż była nieobecna. Zdawał sobie sprawę, że jest w tej chwili nie obok niego, tylko w domu, o czym świadczyła jej mina i wilgotna, gorąca już dłoń. Znów żal i złość zaatakowały go od środka, nie miał pojęcia, co zrobić, jak jej pomóc. Cały czas miał przed oczyma skuloną gdzieś w kącie dziewczynę, a nad nią wściekłego osobnika, który tłucze ją jakimś kablem, robiąc kolejne, bolesne ślady. Jej krzyk grzmiał wręcz w uszach chłopakowi, dzięki czemu zaczynało zbierać mu się na płacz i żeby był teraz sam, zapewne rozbeczałaby się jak baba.
      Nagle Susan szturchnęła go w bok. Gdy na nią spojrzał, wskazała głową Julie, poprawiającą właśnie wsteczne lusterko.
      – Śpisz? – zaśmiała się kierująca.
      – Nie.
      – Oddam fajki i co dalej robimy? Macie ochotę siedzieć w domu? Bo ja nie za bardzo.
      Trevor kolejny raz odwrócił głowę w kierunku Susan.
      – Co robimy? Może podjedziemy do centrum, muszę oddać Emily telefon, a potem gdziekolwiek – zaproponował.
     – Nie wiem – odparła cicho szatynka, choć ta propozycja wydawała jej się najlepszą ze wszystkich, chętnie uniknęłaby odwiedzin w jego domu.
      Ręka dziewczyny robiła się coraz bardziej śliska, jednak wciąż chowała się w uścisku chłopaka. Klimatyzacja był włączona, mimo to było jej cholernie gorąco w tej bluzie, ale przecież nie mogła jej zdjąć. Sznyty na ciele pod wpływem temperatury także zaczęły nieprzyjemnie piec, lecz nastolatka nie dała niczego po sobie poznać, przez dwa lata lat nauczyła się niezłego aktorstwa.  
      Toyota się zatrzymała i Julie wyłączyła silnik.
      – Idę po fajki, zaraz wracam – uśmiechnęła się, odwracając do znajomych. – Kupić wam coś?
      – Kup coś do picia, w domu ci oddam – poprosił Trevor.
      Blondynka zniknęła. Chłopak jednak nie wytrzymał i ponownie zapytał przyjaciółkę, starając się to zrobić tak delikatnie, jakby gadał z jakimś psychopatą, który go więzi i zamierza torturować:
      – Sue, na pewno nie jesteś głodna? Blado wyglądasz.
      – Nie.
      Nie skłamała, wczorajszy głód przeistoczył się dziś w niechęć do jedzenia, a wręcz w jadłowstręt. Żołądek przyzwyczaił się do obecnego stanu i nie potrzebował już niczego.
      – Sue… – Mocniej ścisnął jej rękę, lecz nie dokończył.
      – Co?
      – Nic.
      Nie wnikała, domyślała się, o czym chce rozmawiać. Julie wróciła i wręczyła chłopakowi sok.
      – Możesz podjechać pod fontannę? Oddam jej telefon – poprosił Trevor.
      – Robi się.
       Minutę później Julie zaparkowała na końcu głównej ulicy, przy zaczynającym się za nią deptaku, na środku którego stała wspomniana, wielka, biało-niebieska fontanna. Susan opanował lęk, nie wiedziała, o czym ma rozmawiać z Julie, gdy chłopak opuści pojazd. Bała się, że zaczną się pytania, zwłaszcza, że dziewczyna do powściągliwych osób nie należała.
      – Dobra, idę, zaraz wracam – rzekł nastolatek.
      – Trevor. – Sue złapała go za ramię. – Nie siedź długo – mruknęła.
      – Sue, jest wolna ławka, może pożremy jakieś lody? – wtrąciła Julie, w mig wyłapując, co się dzieje.
      – Nie, posiedźmy tu, tu jest chłodniej – odparła niepewnie szatynka.
      Mimo że nie czuła już głodu, było jej duszno i odrobinę słabo. Nie chciała opuszczać pojazdu, bała się, że się przewróci.
       – Dobra, to ty posiedź, a ja skoczę coś kupić – oznajmiła blondynka, szeroko się uśmiechając.
      Susan nie protestowała, więc pozostała dwójka po chwili opuściła auto.
      – Gdzie mieszka? – zapytała Julie.
      Trevor w odpowiedzi wskazał jej stojącą przed ich nosem kamienicę.
      – Czemu ona boi się zostać ze mną sama? – spytała ponownie, gdy wolnym krokiem ruszyli w kierunku białego budynku.
      – Nie wiem, może się boi, że będziesz o coś pytać.
      – Ja nie wiem, jak ona może siedzieć w tej bluzie? Na jej miejscu już dawno bym zwariowała. No i widzisz? Jestem niemyślącym człowiekiem, przecież mogłam poszukać jej czegoś lżejszego, z długim rękawem. Nie pomyślałam – poskarżyła się dziewczyna.
      – Dobra, zobaczę coś u młodej. A ciebie co napadło z tymi lodami? – chłopak zatrzymał się przy wejściu do klatki.
      – A co to za pytanie? Jest gorąco, nie? Poza tym pytałeś, czy coś jadła? Na zewnątrz pali, a ona jest blada, jak ściana, to nie wróży nic dobrego. A może to przez stres, ze strachu? Sama już nie wiem…
      – Pytałem, ale myślisz, że się dowiem? Idzie w zaparte i koniec. Dobra, idź po te lody, bo będziemy tu stać do wieczora – zaśmiał się chłopak i zniknął we wnętrzu kamienicy.
      Ładne, purpurowe drzwi na parterze otworzyła mu matka koleżanki.
      – Dzień dobry, zastałem Emily? – zapytał słodko, uśmiechając się głupkowato.
      Była niedziela, czuł się odrobinę nieswojo, zawracając ludziom głowę.
      – Jest, wejdź. Trevor, tak? – odparła ciepło wysoka kobieta, operując pogodnym wyrazem twarzy.
      – Tak. Dziękuję, ale nie ma  zbytnio czasu. Mogłaby pani ją poprosić?
      – Zaczekaj chwilkę.
      Kobieta zniknęła, aby po chwili jej miejsce zajęła koleżanka chłopaka.
     – Magiku, zabłądziłeś? – wyskoczyła od razu, rozweselona. – Znalazłeś? – Znacznie ściszyła głos.
      Nie odpowiedział, tylko oddał dziewczynie jej własność.
      – Jesteś najlepszy, dzięki. – Rozanielona Emily ucałowała go w policzek. – Czemu nie chcesz  
      wejść?
      – Jestem z kumpelą i z Sue, nie mam czasu.
      – Z Sue? – Blondynka wytrzeszczyła oczy, pytając tym samym: jakim cudem?
      – Ty wiesz, że ona spała dzisiaj w magazynie? – oznajmił cicho chłopak.
      Emily przymknęła drzwi.
      – Jak to w magazynie? Dlaczego? I skąd wiesz?
      – Zaszedłem, jak szukałem telefonu. Nie wiem, dlaczego, ale powód musiał być niezły, skoro nie bała się przyjść tam w środku nocy. Do tego siedziała tam z jakąś bezdomną, nie rozumiem, co jej do łba strzeliło. Dlaczego nie przyszła do mnie? Przecież wie, jaką mam matkę i że nic by sobie nie pomyślała, a tym bardziej nie powiedziała, zwłaszcza do niej. No i znów ubrała się jak na Alaskę, do tego kuleje, bo rozwaliła gdzieś stopę i to dość mocno. W ogóle jest jakaś blada, nie odzywa się, wygląda, jakby była chora. A może jej naprawdę coś jest?
      – Nie pytałeś – stwierdziła Emily.
      – Nie, bo po co?
      – Może mało zjadła, mało spała, tam się raczej człowiek nie wyśpi.
      – Nie wiem, kurwa, ale boli mnie to! – warknął dyskretnie chłopak.
      – A może to przez tą nogę, może wdało się jakieś zakażenie? Byliście u lekarza?
      – Nie, no kurde, Em, zadajesz strasznie wkurzające pytania. Ona pojedzie do lekarza? Ale nie ma żadnego zakażenia, miałem dwa razy, więc wiem, jak wygląda, ma tylko ranę – pochwalił się z dumą Trevor.
      – I co teraz?
      – Chyba pojedziemy do mnie, a później…? Nie mam pojęcia – mruknął chłopak. – Dobra, spadam, na pewno się denerwuje, zastała sama  z Julie.
      – Ok, dzięki, kochanie – Emily się uśmiechnęła i szatyn otrzymał kolejnego całusa. – Jakbyś potrzebował jakiegoś wsparcia, dzwoń – poprosiła.
      – Jasne. Na razie – odparł i szybko zbiegł po schodach.
      – I nie wypytuj na siłę!


      Gdy wsiadł do auta, Susan jednak trzymała w ręku lód, ale już go kończyła.
       – Nie kupowałam ci, bo nie wiedziałam, ile czasu ci to zajmie. Rozpuściłby się. Pójść, kupić? – zapytała Julie.
      – Nie chcę – bąknął Trevor, parszywe myśli stały się jeszcze bardziej dokuczliwe.
       Dziewczyna odpaliła silnik i ruszyła. Trevor spojrzał na Sue – skończyła deser, lecz nadal milczała jak głaz, uciekając wzrokiem z każdy zakamarek pojazdu. Jej mina nie uległa zmianie, a jeśli już, to tylko na gorsze. Ponownie chwycił jej dłoń – zrobiła się odrobinę chłodniejsza. Gryzło go bardzo, co się stało, przecież w pustostanie, u Julie jeszcze jako tako rozmawiała, a teraz? Nie miał pojęcia, że w czasie jego nieobecności dostała drugiego, o podobnej treści sms-a, o którym teraz notorycznie rozmyślała, poza tym coraz gorzej się czuła.
      – Sue – odezwał się w końcu. – Źle się czujesz?
      – Nie, daj mi się napić. – Dziewczyna odbiła piłeczkę.
      Podał jej sok, do którego łapczywie przykleiła usta. Zadzwonił telefon chłopaka i ten za moment  usłyszał matkę:
      – Gdzie jesteście? Dochodzi pierwsza.
      – Już wracamy.
– Darren tu był przed chwilą, chyba czeka na ciebie na ławce – poinformowała Emma, wciąż była w dobrym humorze.
      – Ok, dzięki.
      Schował telefon i spojrzał na Susan – gapiła się na niego z przestrachem w oczach.
      – Matka, już się martwi – uśmiechnął się, lecz usta Susan ani drgnęły.
      Kilka minut później Julie zatrzymała wóz na podjeździe i dłoń szatynki znów zaczęła lekko pląsać.
      – Sue, wyluzuj. – Trevor objął ją za ramię. – Chodź. – Wysiadł i przytrzymał jej drzwi.
      Przestraszona dziewczyna opuściła auto i wciąż utykając, ruszyła z chłopakiem w stronę domu.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 3332 słów i 19448 znaków, zaktualizowała 27 maj 2020.

2 komentarze

 
  • Duygu

    Aj, potrafisz nas trzymać w niepewności ;)  :kiss:  Coraz bardziej lubię Sue. Ciekawe, co będzie dalej... ;)

    27 maj 2020

  • agnes1709

    @Duygu Coś tam będzie...  :lol2:  :przytul:

    27 maj 2020

  • Iga21

    Szybka jesteś 🙂
    Jak, to Julie robi, że ją przekonuję do wszystkiego? 🙂
    Pozostaje tylko czekać, a co będzie dalej się okaże. Kiedyś 😀

    27 maj 2020

  • agnes1709

    @Iga21 Niektórzy tak mają ;) Jeszcze 80 stron do poprawki, więc nie tak kiedyś; ale co potem? W łeb MŁOTEM, taka wena i chęci.

    27 maj 2020