– Trevor! – dobiegło z domu.
Zaraz przykucnął przy blondynce, która znów miała ten dziwny, przestraszony wyraz twarzy.
– Nie znikaj tak – powiedziała pretensjonalnie.
– Przecież nie znikam, poszedłem tylko do samochodu. Naprawdę boisz się mojego domu? – Chłopak roześmiał się ciepło.
– To nie jest zabawne – mruknęła dziewczyna.
– Wstawaj, kawa czeka. – Trevor pocałował ją w policzek i zniknął w kuchni.
Emma skorzystała z toalety i już ubrana, zaraz do niego przyszła. Od razu przyssała się do szklanki.
– Ile fajek już spaliłeś? – spytała z przyganą, widząc go z kolejną.
– Sześć.
– Tak... – uśmiechnęła się.
– Pewnie, że tak. Wstałem o wpół do ósmej.
– Kłamiesz jak najęty. Jak głowa?
– Lepiej.
– Od tych papierosów pewnie cię bolała. Ileż można jarać? – warknęła zimno Emma.
– Kotku, masz rację, ale nie umiem inaczej. Nieraz już próbowałem.
Pogadali jeszcze kilka minut, w końcu blondynka opróżniła szklankę. Trevor przyniósł łańcuszek, który zaraz jej nałożył.
– Świetnie wyglądasz, pasuje ci – stwierdził, składając na czole dziewczyny miękki pocałunek. – Jedziemy?
– Tak.
– Może nie trzeba było się tak śpieszyć. Młody pewnie jeszcze jest z Jess, nie zdąży przez nas rano poświntuszyć – rzekł wesoło Trevor, kładąc zakupy na tylnym siedzeniu.
– Miał na to całą noc – odparła Emma.
Wsiedli do Forda i Trevor ruszył w stronę domu dziewczyny. Patrzyła na niego, ogłupiała, bo jechał dziś nadzwyczaj wolno... aż za wolno. W końcu się zniecierpliwiła.
– Myślisz, że taka jazda coś zmieni? Zajedziemy najwyżej pięć minut później, nie widzę wielkiej różnicy – oświadczyła.
– Chyba nie wiesz, co można zrobić w ciągu pięciu minut. Pokazać ci wieczorem? – zaśmiał się chłopak.
– Dobra, nie wymądrzaj się, tylko jedź. Jestem głodna – burknęła Emma, niezadowolona z aktu, że ukochany zawsze znajdzie jakąś odzywkę.
– Kotku, wiesz co? – zamruczał Trevor.
– Co?
– Znowu masz tą słodką minę! – zarżał głośno.
– Doigrasz się, zobaczysz – zagroziła dziewczyna.
– Świetnie, czekam na karę. W twoim wykonaniu będzie to na pewno niezapomniane przeżycie. – Chłopak zawzięcie podburzał sympatię, chichocząc jej na przekór.
– Przekonasz się. I wtedy nie będzie ci już tak wesoło. – Emma najeżyła się jeszcze bardziej się, lecz uśmiech już gościł na jej twarzy.
Trevor przestał zaczepiać dziewczynę, bo akurat podjechali pod kamienicę. Otworzył jej drzwi i zaraz oznajmił:
– Muszę naprawić tą pieprzoną klamkę. Weź piwo, ja wezmę zakupy.
Pozabierali rzeczy i za moment stali już w korytarzu. Drzwi do salonu były przymknięte, ale blondynka zaraz wsadziła do niego głowę i po chwili rzekła:
– Śpią. Idziemy do kuchni.
Przemknęli po cichu – małolaci nawet się nie poruszyli.
– Młody ma rację, musisz znaleźć większe mieszkanie. Tu nie sposób mieszkać – rzucił Trevor.
– Wiem. Chcesz kanapki czy jajka?
– Obojętnie – odparł szatyn i chwycił za piwo, ale zobaczywszy minę ukochanej, zaraz je odstawił.
– Nie żałuję ci, ale nie uważasz, że najpierw przydałby się coś zjeść? – zapytała chłodno Emma.
– I tak nigdy nie jadałem śniadań, dopiero przy tobie mi odbija – roześmiał się chłopak.
– I bardzo dobrze. Włącz ekspres.
Trevor wykonał prośbę, uchylił okno i usiadł na parapecie, odpalając papierosa. Znów obserwował dziewczynę, czekając na jej sprzeciw, ale tym razem się nie wtrącała, tylko zajęła robieniem kanapek.
– Jadę dziś do Green Lake. Jak chcesz zajechać do domu, sprawdzić, czy wszystko ok, możesz ze mną pojechać – oznajmił Trevor.
– Po co tam jedziesz?
– Mam sprawę i najlepiej, jak pojedziemy po śniadaniu.
– A Tommy?
Chłopak podszedł do ukochanej i objął ją w pasie.
– Przestań już, czemu się tym gryziesz? Po pierwsze – jest Jessica; po drugie – sam się wystraszył, on już po nic nie sięgnie. Będziesz go pilnować do końca życia?
– Masz rację, ale jednak się boję.
– Nie masz czego, zaufaj mi – rzekł szatyn, mocno przytulając sympatię.
– Dobrze, zjemy i pojedziemy. Zajdę przy okazji do koleżanki.
– Ok – Chłopak ucałował ją w czoło i spojrzał na ekspres, który właśnie skończył pracę.
– Nalać ci kawy? – zapytał sympatię.
– Nie.
Położył brodę na ramieniu dziewczyny, która nadal grzebała się z kanapkami.
– Pomóc ci?
– Nie trzeba, już kończę.
– Czemu nie chcesz mieszkać w rodzinnym domu? Minęło już sporo czasu, może jednak to przemyśl? Po co wydawać niepotrzebnie pieniądze, jeśli masz taką chatę?
– Nie, nie mogę. Zawsze będę myśleć o tamtej nocy, przebywając tam.
Emma skończyła robić posiłek i usadowiła na krześle, naprzeciw ukochanego. Wzięła się za śniadanie, ale opornie jej szło. Zjadła tylko dwie kanapki, kiedy chłopak wchłonął już cztery.
– Źle się czujesz? – zapytał szatyn.
– Nie mam apetytu, chyba po wczorajszych drinkach. Zawsze na drugi dzień nie mogę nic jeść. Pewnie zjem dopiero po południu albo wieczorem – mruknęła dziewczyna.
– Masz kaca po kilku drinkach? – Zaśmiał się chłopak.
– Zawsze mam, nie mogę pić więcej niż dwa – odparła luźno Emma.
Tommy wszedł do kuchni.
– Cześć. O, jest kawa, to miło – wypaplał zaspany.
Napełnił dwa kubki, posłodził i zniknął tak szybko, jak się pojawił.
– Zjedz jeszcze – rzekł Trevor.
– Nie chcę, potem coś zamówimy.
– Już po dziesiątej, jedziemy – zarządził i chwycił talerz z resztą kanapek.
Przywitali się z Jessicą i szatyn postawił tosty na stole. Emma zwróciła się do brata:
– Mały, jadę zobaczyć, co w domu. Mam nadzieję, że będzie tu spokój. Chyba, że też chcesz jechać.
– Nie chcę, idę do Jess.
– Nie będziemy długo, masz być w domu, jak wrócę.
– Przestań mnie w końcu kontrolować! – Wkurzył się młodzik.
Jessica siedziała speszona i milczała.
– Weź telefon.
– Dobra – syknął Tommy, zauważalnie już poirytowany.
Trevor stał i uśmiechał się pod nosem. Emma skończyła pouczanie brata i za kilka chwil byli w aucie. Szatyn postawił sześciopak piwa z tyłu na podłodze, odpalił papierosa, wystawił rękę za szybę i ruszył. Po około trzydziestu minutach wjeżdżali już do miasta. Trevor nie pojechał naokoło, tylko prosto, koło swojego domu. Przejeżdżając nawet nie spojrzał w jego stronę. Chwilę później zaparkował pod rodzinnym domem ukochanej, wyzwolił dziewczynę z pojazdu, wziął piwa i udali się do środka.
– Przydałoby się zanieść to łóżko na miejsce, tylko jak to zrobić? Ciotka, której tak bronisz, umiała znieść je z góry, ale nie zrobiła nic, żeby umieścić je tam z powrotem – syknął Trevor.
– Daj spokój, przecież i tak nikogo tu nie ma.
– To nie znaczy, że ma być bajzel. Ta prycza tu nie stała – warczał. – Choć w niektórych przypadkach mogłoby się przydać – dodał z uśmieszkiem i objął dziewczynę, ale zaraz się od niej odsunął.
Szybko przypomniał sobie, co odstawił, będąc tu pierwszy raz i zrobiło mu się totalnie wstyd. Otworzył piwo i pociągnął niewielki łyk.
– Trevor, nie przesadzaj dziś z tym piwem – poprosiła Emma.
– Kotku, jeszcze nawet nie zacząłem. Czemu się denerwujesz? Wypiję dwa, może trzy na cały dzień, to chyba nie jest przesada. Pojedziemy dopiero późnym popołudniem albo pod wieczór. O której chcesz iść do tej koleżanki?
– Nie wiem, czy jest w domu i czy jeszcze w ogóle tu mieszka – odparła dziewczyna
– Ja wypiję browar i muszę jechać. Chcę to szybko załatwić.
Emmę od wyjazdu męczyła kwestia spraw Trevora, ale nie odważyła się zapytać. Była już mocno poddenerwowana, bała się o jego samotne eskapady. Nie dawała jednak tego po sobie poznać i udawało jej się to – chłopak nic nie zauważył.
Po kilku minutach butelka była już pusta i szatyn zabrał kluczyki ze stołu.
– Daleko mieszka? – zapytał.
– Pół godziny piechotą.
– Chodź, podrzucę cię, już jedenasta. Ale czy to nie za wcześnie na odwiedziny?
– Nie.
Koleżanka Emmy mieszkała po drugiej stronie miasta.
– Idź, poczekam, może jej nie być – rzekł Trevor, otwierając dziewczynie drzwi wozu.
– Nie chcesz iść ze mną? – zapytała.
– Nie mogę, przecież ci tłumaczyłem. O której po ciebie przyjechać? Wszystko zajmie mi do dwóch godzin.
– Przyjedź około pierwszej i zadzwoń do drzwi.
– Nie, bo nie znam laski. Nie będę zachodził do cudzego domu i robił z siebie debila, pytając o swoją dziewczynę. – Wzburzył się chłopak.
– Dobrze, to zatrąb.
– Ok.
Emma pocałowała ukochanego, udała się pod drzwi i już po chwili ktoś jej otworzył. Pomachała chłopakowi i ten odjechał. Po chwili był już w knajpie, gdzie jadł z Emmą kurczaki. Podszedł do lady.
– Witam. Szukam Dave'a. Pracuje dziś? – zapytał starszą barmankę
– Tak, ale będzie około południa.
Podziękował i opuścił lokal. Do kamienicy Diany dojechał równie szybko. Wziął piwo i z odpalonym papierosem ruszył na górę. Głośno zapukał do drzwi. Po kilku sekundach otworzyła mu przyjaciółka i chłopak od razu się uśmiechnął.
– Cześć.
– Właź. – Dziewczyna odsunęła się od drzwi.
Trevor wszedł do mieszkania i zaraz uściskał gówniarę. Od razu rozejrzał się po wnętrzu – był idealny porządek.
– Widzę, że wzięłaś sobie do serca moje słowa – zaśmiał się.
– Tak, na pewno… Myślisz, że codziennie siedzę w syfie? – burknęła wkurzona Diana.
Chłopak klapnął na sofie i otworzył piwo.
– Gdzie Alice? Muszę z nią pogadać – oświadczył szatyn.
– Poszła do sklepu i to dość dawno. Zaraz powinna być.
Trevor gadał z małolatą, popijając piwo i paląc już drugiego Marlboro. Diana cały czas dziwnie mu się przyglądała, w końcu zapytał:
– Co jest?
– Nic – mruknęła cicho.
– No mów!
– Dasz mi fajkę? – Ledwo wydusiła.
Chłopak spojrzał na nią karcąco, ale zaraz wyjął paczkę i dał jej papierosa. Wzięła go, ale bardzo niepewnie i wstydliwie. Odpalił zapalniczkę przed jej nosem i małolata rozżarzyła używkę.
– Od kiedy palisz? – zapytał, zauważywszy, że normalnie się zaciąga.
– Nie wiem, jakieś pół roku. Zaczęłam dla zabawy i teraz już mi się chce – wymamrotała niewyraźnie dziewczyna
– Spokojnie, nie będę cię opieprzał, bo sam zacząłem w podobnym wieku, ale wiedz, nie jestem z tego zadowolony – poinformował chłopak.
Diana zamilkła. Trevor wstał i poszedł do kuchni. Rozejrzał się po wnętrzu lodówki, wrócił i zapytał:
– Czy matka robi czasem jakieś zakupy? Już drugi raz widzę, że lodówka nie zachwyca stanem posiadania.
– Robi. Kupuje mało, ale często.
– Na pewno?
– Tak.
Zatrzeszczał klucz w zamku i Diana szybko wcisnęła swojego papierosa w dłoń Trevora. Uśmiechnął się, rozbawiony i po chwili do domu weszła dość wysoka kobieta, mająca nie więcej niż czterdzieści lat. Niebieskie jeansy i jasnożółta bluzka z krótkimi rękawkami bardzo ją odmładzały.
– Cześć. Co tu robisz? – zapytała, wyraźnie zdziwiona i zniknęła w kuchni.
Trevor ruszył za nią i nachylił się nad zakupami.
– Muszę z tobą pogadać – rzucił.
– Gdzie byłeś tyle czasu? Diana ciągle o ciebie pytała, jak przestałeś przychodzić.
– Wyprowadziłem się. Nie pomyślałem, że będzie pytać, a przecież powinienem.
– Wydoroślałeś – podsumowała kobieta i chłopak się uśmiechnął.
– Czemu takie małe zakupy? – spytał, widząc kilka plasterków wędliny, pomidory, mleko, pieczywo i kilka cytryn.
– Lodówka szwankuje i nie chłodzi tak, jak powinna. Nie mogę kupować dużo, bo zaraz się psuje. Zbieram na nową, ale zawsze mam jakieś wydatki.
Szatyn zamyślił się chwilę.
– Dobra, wezmę małą i pójdziemy się przejść. Za pół godziny wrócimy, wtedy pogadamy – oświadczył.
– Dobrze – odparła Alice. – I nie dawaj jej fajek – dodała z uśmiechem.
Chłopak uderzył śmiechem.
– Nie powiesz mi, że pali – brechał.
– A ty mi nie powiesz, że nie skorzystała z okazji i nie poprosiła cię dziś o papierosa – odparowała ciepło kobieta.
– Przestań. Zresztą myślisz, że bym jej dał? – bronił się Trevor.
– Pewnie, że myślę. Znam cię i twoje podejście do mojej córki – zakomunikowała spokojnie Alice.
– Dobra, nie kombinuj. Podejście podejściem, ale fajki ode mnie nie wyciągnie – oznajmił chłopak i opuścił kuchnię. – Ubieraj się, pojedziemy do sklepu – rzucił do małolaty.
Nastolatka w mig wskoczyła w buty.
– Czemu mi nie powiedziałaś, że lodówka nawala? Poradzilibyśmy coś na to – rzekł pretensjonalnie Trevor, wkładając kluczyk do stacyjki.
– Przestań. Może jeszcze wybudujesz mi dom – Oburzyła się dziewczyna.
– Jakbym miał tyle kasy, to kto wie? – roześmiał się chłopak.
Diana zamilkła, naburmuszyła się tylko.
– Wiesz co? Jak się wkurzysz, robisz podobne miny, jak mój kociak – zarechotał Trevor.
– Zjeżdżaj!
Młody facet się wyciszył i skierował wzrok na drogę. Niedługo potem zatrzymali się przy wielkim sklepie, na obrzeżach miasta. Wysiedli i Trevor od razu odpalił papierosa. Popatrzył na małolatę z uśmiechem i po chwili oddał jej peta, sam odpalił drugiego i zapytał:
– Alice wie, że kopcisz, po co się ukrywasz?
– A co, mam palić przy niej? – odparła buńczucznie nastolatka.
– Tego nie mówię, ale się nie wypieraj. Po jakimś czasie to zaakceptuje.
Zapadła cisza. Spalili i udali się do sklepu. W środku był bankomat, którego poszukiwał chłopak i zaraz wziął z niego pieniądze. Ruszyli dalej Trevor od razu skręcił do działu z wszelkiego rodzaju sprzętem. Zatrzymał się przy lodówkach.
– Gdybym dawał jej pieniądze, zakładam, że by nie wzięła, więc zrobimy inaczej. Znasz matkę lepiej, wybieraj – wyjechał bez ogródek, wskazując głową chłodziarki.
– Chyba sobie żartujesz?, najtańsza kosztuje prawie osiemset dolców! Nie będę nic wybierać! – Małolata natychmiast wzniosła bunt.
– Młoda, nie denerwuj się. Ja dobrze zarabiam, nie zbiednieję. Przecież nie kupuję tego codziennie, będziecie mieć ją na bardzo – kontynuował spokojnie szatyn.
– Nie!
– Diana, nie przeciągaj, tylko decyduj. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Dziewczyna się nie odzywała, a przyjaciel stał i czekał. Gdy w końcu jednak cierpliwość mu się skończyła, rzekł:
– Wybierasz, czy sam mam to zrobić? Tylko żeby nie było pretensji, że nie taka, jak trzeba.
– Nie.
– W porządku, poczekaj tu.
Poszedł do grubego faceta z obsługi i po chwili rozmowy ruszył z nim wzdłuż lodówek. Zatrzymali się przy jednej z nich.
– Ta jest bardzo dobra, dużo ludzi ją wybiera. Ma wszystkie potrzebne funkcje, jest nieduża, tak, jak pan chciał, no i cena jest przystępna.
– Pasuje? – szatyn spojrzał na nastolatkę, która stała za nimi.
– Tysiąc trzysta dolców?! Chyba cię pojebało! – ryknęła na chłopaka.
– Po pierwsze – nie klnij; po drugie – co z tego, że wezmę trochę tańszą? Kupić gówno to nie sztuka. Dwieście dolców w tą czy w tamtą nie zrobi różnicy, a tak będę miał pewność, że sprzęt jest dobry – mówił spokojnie Trevor.
– Ja się nie zgadzam i koniec! Czemu nie pojechałeś z matką?! Wiedziałeś, że się nie zgodzi, a ja jestem młoda i ze mną łatwiej ci pójdzie! – rzuciła Diana płaczliwym głosem.
– Tak, masz rację, dlatego z nią nie pojechałem. Uspokój się, przecież to nic takiego – powiedział łagodnie Trevor, chcąc uspokoić zdenerwowaną nastolatkę.
Dziewczyna stała i milczała.
– Dobra, więc pomyśl inaczej. Nie było mnie ponad sześć lat, więc nic wam nie kupowałem. Gdybym to robił, na pewno byś nie protestowała, a wyszłaby zapewne większa suma, niż kosztuje ta lodówka – zaśmiał się chłopak.
– A rób sobie, co chcesz – mruknęła w końcu zrezygnowana dziewczyna, stojąc z założonymi rękami i obrażoną miną
Chłopak załatwił z facetem wszystkie formalności i zapytał:
– Kiedy ją dostarczycie?
– Do dwóch godzin – odparł mężczyzna.
– Dobra, spadamy – rzekł szatyn i objął nadąsaną nastolatkę.
Szli w ciszy, w końcu chłopak zapytał:
– Wydałaś całą kasę, którą ci dałem?
– Nie, mam jeszcze ponad stówę – burknęła Diana, wciąż napuszona.
– Trzymaj. – Trevor wręczył jej dwieście dolarów, które dostał z reszty.
Nie protestowała, tylko wzięła pieniądze i podziękowała.
– Chcesz coś zjeść?
– Nie.
Po chwili byli w aucie.
– No to jak to jest z tą trawką? Dużo palisz? Bierzesz coś jeszcze? – zapytał z powagą chłopak.
– Znowu zaczynasz? – Gówniara się spłoszyła.
– Nie zaczynam, po prostu się martwię. Mój kumpel niedawno trafił przez jakieś gówno do szpitala i ledwo go odratowali, rozumiesz? Temu tak zareagowałem, jak byłem u ciebie. Za trawkę nie będę cię karcił, wiem, że małolaty popalają, ale nie chcę, żebyś wpadła w jakieś bagno.
– W nic nie wpadnę, poza tym zapaliłam tylko dwa razy – tłumaczyła się nastolatka.
– Obiecaj mi, że nie sięgniesz po prochy – Trevor przeciął ją ojcowskim spojrzeniem.
– Obiecuję.
– Lekko ci to przychodzi – zaśmiał się szatyn.
– Pewnie, bo wiem, że tego nie zrobię.
– Mam nadzieję. A co ze szkołą? Zamierzasz iść na studia?
– Chciałabym iść na weterynarię, ale najpierw muszę znaleźć pracę. Stara mi przecież nie opłaci.
Chłopak już nic nie mówił, bo dojechali pod miejsce zamieszkania dziewczyny. Kierowca odpalił papierosa i podał małolacie.
– Pogięło cię? Myślisz, że jaram jeden za drugim? – Obruszyła się.
– Dobra, nie krzycz na mnie, myślałem, że chcesz zakurzyć przed wejściem – rzucił wesoło Trevor.
Za chwilę byli w środku i chłopak zawołał matkę dziewczyny do kuchni. Podał jej świstek ze sklepu.
– Przywiozą dzisiaj, więc siedź w domu – orzekł zadowolony.
– Trevor, dlaczego robisz takie rzeczy bez mojej wiedzy? Przecież to kupa pieniędzy. –
– Zdenerwowała się kobieta.
– Dobra, nie marudź, tak postanowiłem. Najwyżej każesz ją odwieźć. Wymienią na inną, albo oddadzą ci pieniądze.
– Dobrze wiesz, że tu nie chodzi o pieniądze.
– Nie wiem, czym się tak przejmujesz? Gdyby nie było mnie stać, nie zrobiłbym tego, proste. Skończmy ten temat, ok? – rzekł bezkompromisowo szatyn.
– Nie, Trevor, tak nie można – upierała się Alice i chciała oddać mu dowód zakupu.
– Alice, nie wkurzaj mnie, dobra? Nie myślisz o sobie, to pomyśl o młodej. Nie będziesz musiała już odkładać, to kupisz coś do domu. – Uniósł się chłopak.
– No dobrze, widzę, że jesteś uparty. Ale więcej tego nie rób, rozumiesz? Dziękuję. I dziękuję za zakupy, które ostatnio zrobiłeś. – Alice się poddała. – Czy to ty dałeś jej pieniądze?
– Tak.
– To dobrze, bo tak mi powiedziała. A już myślałam, że narozrabiała.
Trevor się uśmiechnął, usiadł i zapalił drugiego papierosa.
– Siadaj – rzekł do kobiety, która zaraz zajęła miejsce obok. – Gdybyś dostała większą sumę pieniędzy, spożytkowałabyś ją w należyty sposób? Wiesz, o czym mówię – zapytał, patrząc na kobietę przenikliwie.
– Nie piję i nigdy do tego nie wrócę, jeśli o to ci chodzi. Poza tym co to za pytanie? Jaką większą sumę i skąd? – zaśmiała się Alice.
– Chodzi mi o opłacenie szkoły dla młodej. Po prostu chcę wiedzieć, czy można ci zaufać? Bo jeśli nie, pieniądze dostanie Diana po skończeniu dwudziestu jeden lat, a szkoda byłoby, gdyby musiała tyle czekać na rozpoczęcie nauki.
– Trevor, o czym ty mówisz? Możesz jaśniej? – odparła zdezorientowana kobieta.
– Nie wnikaj, tylko odpowiedz mi na pytanie. Opłacisz jej szkołę?
– Gdybym miała z czego, na pewno bym to zrobiła, wiesz o tym.
– W porządku, tyle chciałem wiedzieć.
– Trevor, o co chodzi? Niepokoisz mnie. Co to za pytania? – dopytywała poddenerwowana Alice.
– Prosiłem, nie wnikaj, dowiesz się w swoim czasie.
Kobieta zamilkła, ale jej mina mówiła sama za siebie. Młody mężczyzna zgasił peta i wstał. Wyjął z kieszeni dwieście dolarów, które położył na stole.
– Na pewno coś za to kupisz – powiedział.
– Nie wezmę ich! Nie uważasz, że przesadzasz?! – Alice aż zerwała się z krzesła.
– Nie, nie uważam – odparł spokojnie chłopak.
– Trevor, zabieraj to! Chcesz wyprowadzić mnie z równowagi?!
– Chyba już to zrobiłem. – Trevor zawadiacko się uśmiechnął. – Weź, proszę cię, ostatni raz. Kupisz coś młodej. Już nie będę cię więcej nękał – powiedział spokojnie.
Kobieta ustąpiła, westchnąwszy głośno i dopiero wtedy chłopak opuścił kuchnię.
– Spadam – rzekł do Diany, stając nad jej głową.
– Poczekaj, zejdę z tobą.
– Trzymaj się – Trevor zwrócił się do do matki dziewczyny, która patrzyła za nim bardzo niespokojnym wzrokiem i opuścił z przyjaciółką mieszkanie. Za moment byli na dole.
– Pamiętaj, co mi obiecałaś – rzucił stanowczo Trevor i mocno uściskał przyjaciółkę.
– Pamiętam.
– Na razie – rzekł i wsiadł do auta.
Mimo gestu, jakim się wykazał, czuł się podle.
2 komentarze
Gaba
Ale się rozbujałaś! Co raz dłuższe. I dobrze. Fajne.
agnes1709
@Gaba Tylko ta część, nie było jak urwać
Ale już końcówka, najgorętsza sesja
Dzięki 
Duygu
Mogłabym to czytać i czytać... To opowiadanie to największy dowód na to, że nie trzeba pisać nie wiadomo jak skomplikowanej fabuły, tworzyć miliona postaci, by zaintrygować ludzi swoim tekstem. Ta prostota i Twój talent to najlepsze, co mogłaś dać temu opowiadaniu, za to je właśnie kocham
I z tysiąca innych powodów 
agnes1709
@Duygu Cóż za budujące słowa, to jest kop do pisania dwójki... dalszego ciągu dwójki
Dziękuję 
Duygu
@agnes1709