
Położył na blacie odzyskany niedawno klucz. Chciał ją przytulić, ale się skuliła, bojąc się jego dotyku. Mimo to objął dziewczynę.
– Kotku, przepraszam. Nie będę się tłumaczył, bo na moje zachowanie nie ma wytłumaczenia. Nie wiem, co ci powiedzieć… – Wtulił twarz w jej szyję. Stał przy niej chwilę. – Wiesz, że czasem jestem porywczy, a mimo to szłaś w zaparte. Ale to też mnie nie usprawiedliwia, jestem pierdolonym gnojem. Przysięgam, że to był pierwszy i ostatni raz – tłumaczył się nieudolnie, trochę mocniej przytulając blondynkę.
Dziewczyna nadal tkwiła w bezruchu. Trevor czuł się coraz bardziej parszywie i miał już całe mokre oczy. Po chwili rzucił:
– Chodź, odwiozę cię do domu.
– Co zrobiłeś Kate? – odezwała się nagle Emma.
– Nic, nie było jej, chłopak oddał mi klucz. Przyjechali po jakieś dokumenty, których zapomniała.
Emma wstała.
– Jedźmy – mruknęła.
Trevor zobaczył, że jej oczy także są szkliste i jeszcze bardziej go to dobiło. Chciałby zapaść się po ziemię. Przełknął tylko szczypiące w gardło łzy i ruszył za ukochaną. Całą drogę milczeli. Chłopak zatrzymał się pod kamienicą i otworzył drzwi młodej kobiecie. Wysiadła, Trevor je zatrzasnął i szybko udał się na drugą stronę auta.
– Trevor! – zawołała blondynka.
Spojrzał na nią.
– Chodź – wydusiła.
Nie odezwał się, tylko wsiadł za kółko i ruszył w kierunku domu Mike’a. Gdy dotarł do drzwi, zapukał głośno. Za chwilę przyjaciel mu otworzył.
– Nie wal tak, myślałem, że to psy. – skarcił szatyna; był blady jak ściana.
– Masz coś przyćpać? – wymamrotał Trevor, wchodząc do środka.
– Co jest, coś się stało? – zapytał kolega, widząc, że kumpel wygląda jak zbity pies.
– Narozrabiałem.
Mike przyniósł dwa piwa i chłopak, popijając, przybliżył przyjacielowi przebieg zdarzeń.
– No stary, ładnie, nie ma co. Ale wrzuć na luz, z czasem jej przejdzie… raczej – rzekł Mike.
– Masz coś zarzucić? – Trevor ponowił pytanie.
Gospodarz zrobił skręta i wyciągnął rękę do kumpla.
– A coś konkretniejszego? – sprecyzował szatyn, zupełnie bez życia.
– Ty tak na poważnie? – Mike się trochę zdezorientował.
– Masz czy nie? – warknął Trevor.
Starszy z facetów widząc, że przyjaciel ma kompletny dół, zniknął w kuchni i po chwili wrócił z przeźroczystym woreczkiem w dłoni.
– Jak już się tak uparłeś, to mam niecałe dwie setki. Ale może odpuść, po chuj ci to? – Podał mu kokainę z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy.
Szatyn nie odpowiedział, tylko wziął opakowanie.
– Stary, brałeś to w ogóle kiedykolwiek? Jasne, wiesz co nieco, ale widzieć, słyszeć, a brać, to znaczna różnica. Odradzam – rzekł brunet.
– Nic mi nie będzie po dwóch działkach – bąknął na odczepnego Trevor.
– Tylko żebyś nie żałował, gościu, jak ci niedługo przejdzie. Więcej już nie mam, a chęci będą. Radzę to przemyśleć, wiesz, że to gówno za bardzo się podoba i możesz popłynąć – ciągnął Mike, uparcie próbując namówić go do zmiany decyzji.
– Jebać to – mruknął szatyn i po chwili przy pomocy dwudziestodolarowego banknotu, wciągnął wszystko do nosa.
Starszy z chłopaków z rezygnacją opadł na fotel, gapiąc się z niedowierzaniem na kumpla.
– Stary, nie podoba mi się to. Do tego zjadłeś wszystko – oświadczył cierpko.
– Kurwa, nie pouczaj mnie, dobra? I tak mam przejebane, więc chociaż ty mnie nie dołuj. – Trevor podniósł głos i odpalił skręta. – Daj mi lepiej jakiegoś palenia, bo mam pustki.
Mike już nie ciągnął tematu, tylko poszedł po zioło. Dał je chłopakowi i też odpalił używkę. Nim szatyn skończył swoją, kokaina zaczęła działać. Poczuł się niesamowicie. Ogarnęło go kojące zadowolenie i rozluźnienie. W tej chwili zaczynał rozumieć małolata – marihuana to nie to samo.
Wstał gwałtownie z kanapy.
– Muszę spadać, dzięki za towar – rzucił i udał się w stronę drzwi.
– Kurwa, koleś, gdzie ci się tak śpieszy? Co, już ruszyło? – uśmiechnął się wymownie Mike.
– Mam jeszcze sprawę – odparł Trevor. Był już bardzo pobudzony, co w połączeniu z trawą owocowało jeszcze większą euforią. Koniecznie chciał już wyjść na zewnątrz.
– Na razie – uściskał rękę gospodarza i zaraz był w Fordzie.
Odpalił papierosa i ruszył do domu. Jechał jak wariat i po dziesięciu minutach już siedział na kanapie ze szklanką whiskey. Nagle zrobił osobliwą minę.
– A co ty tu robisz?! – roześmiał się na całe gardło, wstał i wziął z regału maskotkę Emmy. – Zabłądziłeś, porzuciła cię? Oj, nieładnie – wył jak debil, gadając do zabawki. – Zaraz odwiozę cię do domu.
Gdy się ruszył, poczuł się jeszcze przyjemniej. Był bardzo szczęśliwy, proch dawał genialny efekt. Zażenowanie gdzieś zniknęło, rozpłynęło się w powietrzu. Ruszył do wozu i po kwadransie już dzwonił pod „23”.
– Słucham – odezwał się małolat.
– Otwórz, przywiozłem zgubę Emmy – zapiał, wielce z siebie zadowolony.
Po chwili był już na górze i młodzik mu otworzył.
– Trzymaj. – Trevor podał mu miśka z uśmiechem na twarzy, ale Tommy miał oschłą minę. Wziął maskotkę, położył na szafce, po czym z hukiem zatrzasnął drzwi za szatynem i raptownie kopnął go w brzuch. Chłopak lekko się pochylił i w tym momencie spadła na niego lawina potężnych ciosów. Nie bronił się, zasłonił tylko głowę. Młodzik bez słowa zadał mu kilkanaście uderzeń i po którymś z kolei, powalił kumpla na ziemię. Zaczął go kopać. Trevor na początku niezbyt mocno odczuwał razy, ale po po krótkim czasie już do niego dotarły. Leżał skulony, nadal zasłaniając głowę, a ciosy padały jak szalone.
– Ty pierdolony hipokryto! – krzyknął wściekły małolat, nie przestając go bić.
Zabiłby go chyba, gdyby zaspana Emma nie wyskoczyła z pokoju.
– Tommy, przestań?! – wrzasnęła i w sekundę znalazła się między bratem, a leżącym chłopakiem. – Co ty wyprawiasz?! – Odepchnęła brata i przykucnęła przy szatynie, który leżał, cały obolały. – Trevor, wstań.
Chłopak nie reagował.
– Proszę cię, wstań – powtórzyła zszokowana blondynka.
Egzystował tak jeszcze chwilę i nagle uderzył głupim, obłąkanym śmiechem. Leżał z schowaną w rękach głową i sekundy na sekundy śmiał się coraz głośniej. Emma patrzyła na niego zupełnie skołowana. Gdy chłopak się nie uspokajał, tylko z chwili na chwilę rechotał mocniej, w końcu krzyknęła:
– Trevor, uspokój się. Co się z tobą dzieje?!
– Jak to, nie widzisz, co?! Jest kompletnie naćpany! – wrzasnął z salonu z salonu.
– Trevor, proszę cię, przestań – apelowała dziewczyna z wyraźnym strachem w głosie, ale on rżał dalej.
– Przywiozłem twojego Trevorka – wydusił, pokładając się ze śmiechu.
– Uspokój się do cholery! – ryknęła rozdrażniona blondynka.
Wariował jeszcze chwilę, w końcu się wyciszył i powoli wstał, opierając się o ścianę.
– Przepraszam… – wycedził i chciał wyjść.
– Gdzie idziesz, dalej ćpać?! – zagrzmiała dziewczyna, przytrzymując go za koszulkę.
Trevor jednak zgrabnie się wywinął i bez słowa przestąpił próg.
– Nie idź! – zaapelowała płaczliwie Emma, wyskakując przed chłopakiem.
– Zostaw mnie i wracaj do domu – mruknął Trevor, nie zatrzymując się.
– Nie, nigdzie nie pójdziesz! – oświadczyła bezkompromisowo blondynka, łapiąc go za ramiona.
– Odejdź, mówię, nie chcę zrobić ci krzywdy! – warknął szatyn, odepchnąwszy ją na tyle mocno, że zrobiła kilka kroków w tył.
Chyba się nieco wystraszyła, bo już nie podeszła, krzyknęła tylko ze schodów jego imię. To nic nie dało, po chwili siedział w wozie. Wyjął komórkę i chciał włączyć, ale zaraz pomyślał, że Sandra będzie dzwonić, schował więc z powrotem. Ruszył do zielonego neonu – Jessica stała za ladą.
– Cześć. Daj mi podwójnego Walker. – Niemrawo uśmiechnął się do dziewczyny.
Dostał drinka i usiadł przy stoliku w kącie. Kokaina powoli przestawała działać i chłopak zaczynał odczuwać irytującą pustkę. Młoda barmanka podeszła do niego.
– Chcesz coś jeszcze? – zapytała.
– Czy Scott dziś tu był?
Spojrzała na niego nerwowo.
– Był dziś? – powtórzył Trevor.
– Nie.
– A wczoraj?
– Też nie?
– To kiedy ostatnio?
– Nie pamiętam, chyba dwa dni temu – odparła spięta małolatka.
Zawsze krępowała się przy chłopaku, a teraz widząc, że jest jakiś dziwny, zupełnie się pogubiła, a może i wystraszyła.
– O której kończysz? – zapytał szatyn.
– Za kilka minut. Dlaczego pytasz?
– Jedziesz do młodego?
– Tak.
– Jak chcesz, mogę cię podrzucić. Jadę w tamtą stronę.
Jessica raczej nie pałała chęcią na przyjęcie propozycji, bo zamilkła.
– No idź, rób, co masz robić i wracaj. Już szósta – ponaglał Trevor.
Dziewczyna poszła, a szatyn zapalił papierosa. Za chwilę nie miał już drinka, a barmanka była z powrotem.
– Napijesz się ze mną? – zapytał.
– Nie mogę, powiedziałam, że przyjdę po pracy.
– Dobra, chodź. – Chłopak wstał, i rzucił na stół dziesięć dolarów.
Od razu wyłapał, że chyba wystraszył dziewczynę, milczał jednak. Doszli do Forda i Trevor otworzył drzwi.
– Wskakuj.
Szybko dojechali pod dom Emmy. Trevor wypuścił brunetkę i poprosił:
– Przekaż Emmie, że ją przepraszam.
– A ty nie idziesz? – spytała zdziwiona Jessica.
– Nie. Przekaż jej to, dobrze?
– Ok.
Małolatka odeszła, oglądając się jeszcze po drodze. Szatyn zajrzał pod siedzenie.
– Kurwa jego mać! – zaklął głośno; obie butelki zostały w domu.
Podjechał pod pierwszy lepszy sklep, kupił alkohol i od razu w wozie zaczerpnął spory łyk. Po nim napił się drugi i trzeci raz, schował butelkę i przekręcił kluczyk.
Prysznic trwał kilka chwil, po których Trevor na powrót siedział w samochodzie. Szkicownik i ołówek leżały na siedzeniu pasażera. Zajrzał między fotele – chloroform był na miejscu. Mimo iż wiedział, że go tam schował, sprawdził jednak; ostatnio nie wierzył swojej pamięci za grosz. Poszedł do szopy, wyciągnął jakieś stare, skórzane rękawiczki, które również położył do schowka, uruchomił silnik i ruszył. Niedługo potem Ford stał już zaparkowany nieopodal zielonego neonu, po drugiej stronie ulicy.
Siedział i popijał, gapiąc się co chwila na ten nieszczęsny lokal. Wegetował tak około pół godziny, w końcu wykończył flaszkę i od razu doprawił z drugiej. Czuł się coraz gorzej, skręcała go chęć na działkę i teraz żałował, że w ogóle zaczął. Denerwował go fakt, że nie ma więcej. Z Marlboro w ustach chwycił szkicownik. Tkwił w aucie, rysując pobliskie otoczenie, chciał czymś wypełnić ten męczący czas. Narysował całą ulicę i budynki, które miał w zasięgu wzroku, ale cały czas zerkał w stronę pubu i okolic. W końcu odłożył rysunek i znów napił się alkoholu. Minęły mu tak dwie godziny i zaczęło się ściemniać.
Cholernie chciało mu się narkotyku, pomyślał więc, że trawa da nieco ulgi. Po chwili już palił. Z dwóch butelek whiskey zostało niecałe ćwierć. Wysiadł z auta i podszedł do szyby lokalu. Rozejrzał się po wnętrzu, ale Scotta nie było w środku. Naprzeciwko knajpy był sklep, w którym chłopak zaopatrzył się w dwie kolejne butelki i zaraz był obok auta. Nie wsiadał, tylko schował zakup pod fotel, wykończył resztki, wziął obie puste butelki i wywalił do kosza. Dopiero wtedy wsiadł za kółko.
Ruszył agresywnie i zatrzymał się pod kamienicą Scotta. Wsadził gnata w dżinsy i z papierosem w ustach ruszył do drzwi. Sprawdził jeszcze godzinę – za kwadrans dwudziesta druga. Nacisnął guzik przy numerze „15” i czekał. Po kilku chwilach, gdy domofon milczał, nacisnął drugi raz. Odczekał kilka sekund i zadzwonił po raz kolejny; był już zniecierpliwiony. Kurwa, gdzie jest ten jebany pedał – pomyślał wściekły. Skrzywił się i w końcu wrócił do auta. Broń ukrył w schowku, obok chemii.
Znowu podjechał pod pub i zaparkował tam, gdzie wcześniej. Otworzył nowego Walkera i przykleił usta do butelki. Sączył trunek bardzo szybko, postanowił przepić kokainowe braki.
Wolnym krokiem nadeszła północ. Trevor przez cały ten czas obserwował knajpę, a w ręku miał już drugą z butelek. Chłopak dopiero teraz poczuł się pijany i zmęczony. Czekał na Scotta ponad pięć godzin, wypijając przy tym ponad trzy butelki whiskey, nie dziw więc, że był już wyczerpany. Odpalił papierosa, oparł głowę o fotel i mocno się zaciągnął. Otępił go ta używka, więc chcąc nie chcąc, w końcu zasnął.
Pukanie w szybę wyrwało go ze snu. Odwrócił w lewo zaspaną twarz i od razu się obudził. Obok, w aucie siedział policjant, który go niedawno pobił. Ten zapukał znowu i cynicznie się uśmiechnął. Trevor, nie mając wyjścia, otworzył szybę.
– Co tu robisz, brudasie, o czwartej nad ranem? – zapytał facet.
Chłopak momentalnie się zdenerwował, nie wiedząc, co powiedzieć. Prawa ręka ruszyła w stronę schowka
– No gadaj, ćpunie. Chcesz znowu pojechać? – warknął typ.
Trevor miał już gnata w dłoni.
– Czekałem na kumpla i zasnąłem. Widocznie nie przyszedł, bo by mnie obudził – odparł przez zęby chłopak.
– Chyba coś ci powiedziałem, masz problemy ze słuchem? Myślę, że jednak porozmawiam sobie z tą małą suką, może ona przemówi ci do rozumu – zaśmiał się wesoło gliniarz.
Trevor ponownie zamilkł. Ręka kurczowo ściskająca pistolet robiła się coraz bardziej wilgotna i broń zaczęła się ślizgać.
– Na pewno jest dobra w te klocki – dodał typ, widząc, że chłopak jest coraz bardziej rozgorączkowany.
Szatyn nie reagował, nie chciał, żeby facet znowu go zwinął.
– Za dziesięć minut będę tędy wracał i jak zobaczę twój samochód, pogadamy inaczej – ostrzegł mężczyzna i odjechał.
Chłopak był już cały mokry. Spojrzał na zegarek – zbliżała się czwarta rano. Nie czekał, tylko przekręcił kluczyk i wolno ruszył. Czuł się paskudnie. Pustka po prochu, do tego kac po trzech butelkach whiskey szarpały go całego. Był półprzytomny.
Gdy dojechał pod dom, dopiero wtedy wykończył alkohol, a butelkę cisnął w krzaki. Schował zielsko do szopy, nabrał tylko odrobinę i ze skrętem w ustach ruszył do drzwi. Przekręcił klucz, wszedł do środka i zdębiał. Emma spała w najlepsze na kanapie. Od razu się spłoszył i cały zdrętwiał. Nie wiedział, czy się cofnąć, czy wejść dalej. Był jednak do cna wyczerpany, do tego na czternastą umówiony się z adwokatem, musiał się więc wyspać.
Powoli zamknął drzwi i po cichutku podszedł do dziewczyny. Dotknął jej dłoni – była chłodna. Emma nakryła się tylko cienkim kocem i chyba dlatego zmarzła. Wziął z sypialni kołdrę, najdelikatniej jak mógł przykrył dziewczynę po samą szyję i zniknął z salonu.
Już w sypialni powyjmował rzeczy z kieszeni spodni, walnął się na łóżko i nakrył kocem zabranym dziewczynie. Chwilowo się uśmiechnął, gdyż pomyślał, że tak panikowała względem jego domu, a teraz śpi sobie w najlepsze bez żadnych oporów. Radość była jednak chwilowa, zaraz znowu zmarkotniał. Leżał i myślał o sympatii, ale był tak wykończony, że usnął bardzo szybko.
Zbudził się i poczuł zimno. Nie miał drugiej kołdry, więc leżał pod samym kocem. W sypialni zawsze było najchłodniej, co o godzinie szóstej rano nieźle dawało się we znaki. Skulił się w kłębek, żeby było mu cieplej, ale to nic nie dało; do tego fizyczne samopoczucie było bardzo nieciekawe. Suszyło go i czuł się, jakby miał trzy kace naraz.
Marzł tak kilka chwil, w końcu wstał, wkurzony, wziął trawę i wyszedł z sypialni. Szedł najciszej, jak się dało. Poprawił dziewczynie nakrycie, które tradycyjnie było już w okolicach bioder i bezszelestnie wyszedł z domu. Na zewnątrz pojawiło się już słońce i było nieco cieplej, niż w domu. Usiadł na schodkach i zrobił skręta, którego zaraz odpalił. Nie mogło być inaczej, po trawce w zębach zagościł papieros. Po paru minutach poczuł się trochę lepiej. Napiłby się swojego ulubionego Pepsi, ale nie kupił, więc pozostała mu tylko woda z kranu.
Skręt był dość duży i działał już z całą swoją siłą, dzięki czemu Trevor odczuł ogromną ulgę. Wszedł do salonu i zawiesił wzrok na ślicznotce – była bardzo słodka, jak spała. Gdy już nacieszył oczy, wrócił do łóżka. Trawa pomogła, zasnął w okamgnieniu.
1 komentarz
Duygu
Z Trevorem jest coraz gorzej... Czuję, że odwali niezły cyrk i zrobi niektórym ludziom piekło na ziemi. W sumie... rozumiem reakcję Tommy'ego. Można się było tego po nim spodziewać. Emma jest zagadkowa, nie wiem, co sobie tak naprawdę myśli o tym wszystkim... Ile emocji z samego rana!