Ukojenie cz. 47

Ukojenie cz. 47W pubie, w którym już dziś był, pojawił się pięć minut później. Podszedł do baru.
      – Jest już Dave? – Zawisł na ladzie.
      – Zaraz go zawołam – usłyszał od tej samej od barmanki.
     Po chwili chłopak się zjawił i Trevor zapytał:
      – Cześć. Możemy pogadać?
      – Jasne. Idź, siadaj, zaraz przyjdę – odparł znajomy Emmy.
     Był ewidentnie zaskoczony faktem, że widzi Trevora, który, na domiar tego, chce z nim rozmawiać. Szatyn zamówił piwo i zajął miejsce przy stoliku na końcu pomieszczenia. Nie czekał długo, kolega blondynki zaraz się zjawił i usiadł naprzeciw Trevora.
      – Gdzie zgubiłeś Emmę? – wyskoczył od razu.
      – Odwiedza starych znajomych.
      – Żeby ktoś zapłacił mi milion, w życiu bym nie pomyślał, że przyjdziesz tu ze mną gadać. O co chodzi? – zaśmiał się Dave.
      – Chcę cię o coś prosić – powiedział Trevor.
      – Wal śmiało.
     Za kilka dni wyjeżdżam i raczej nie wrócę. Chodzi mi o Emmę i Tommy'ego. Czy mógłbyś od czasu do czasu do nich zajrzeć i sprawdzić, czy wszystko w porządku? Tu masz ich adres. – Chłopak położył na stół małą karteczkę.  
      – Nie rozumiem… – rzekł Dave.
      – Wiedziałeś jej oko... – stwierdził Trevor.
      – I co w związku z tym?      
      – Chciałbym, abyś czasem do nich zajechał i dowiedział się, czy wszystko ok. Młody ostatnio trochę rozrabiał, zobaczyłbyś, czy Emma nie ma z nim problemów. No i jak ma się sama Emma.
      – W porządku, ale nadal nie bardzo rozumiem. Dlaczego przewidujesz, że nie wrócisz? Masz jakiś kłopoty?
      – Można to tak nazwać. – Trevor się uśmiechnął i pociągnął z butelki.  
      – A dlaczego przyszedłeś z tym do mnie? – dociekał Dave.
      – Domyślam się, że jesteś jej dobrym przyjacielem, poza tym nie miałem się do kogo z tym zwrócić. Ostatnio zbyt dużo się działo, także przeze mnie. Chcę mieć pewność, że Emma nie zostanie sama – wyjaśnił szatyn.
      – Więc dlaczego wyjeżdżasz?
      – Szczerze? Namieszałem trochę w jej w życiu, jak zniknę, wszystko wróci do normy.
      – Ok, nie będę wnikał w szczegóły, bo zapewne tego nie chcesz, ale może przemyśl tę sprawę. Są inne sposoby, niż ucieczka – stwierdził mądrze znajomy blondynki.
      – W tym przypadku nie ma. Jeśli ona ma mieć spokój, to jest jedyne wyjście. Jest gnida, przez którą to wszystko tak się pokomplikowało. I on raczej nie odpuści. Wiem, bo już raz dałem mu nauczkę, mimo to on idzie w zaparte i dalej prześladuje tą dziewczynę – mruknął Trevor, coraz szybciej opróżniając butelkę.  
       Wyjął papierosy i poczęstował rozmówcę.
      – Dzięki, nie palę – rzekł Dave.
      Chłopak odpalił Marlboro i wznowił rozmowę.
      – Może to pytanie nie na miejscu, ale czy wy byliście kiedyś razem?
      – Tak, ale bardzo krótko, niecałe pół roku. Potem wyjechała. Ja nie mogłem, więc wyszło tak, jak wyszło. I jak już pytamy, to jak to było z jej pobiciem?
      – Koleś, o którym mówię, on ją tak urządził. Nieźle mu odpierdala na jej punkcie. Ale tym się nie musisz martwić, ten frajer to moja działka – odparł Trevor.
       – Twoja gadka jest trochę niepokojąca, masz tego świadomość? Nie chcesz czasem zrobić czegoś głupiego? – spostrzegł Dave.
      – Nie, chcę tylko, żeby miała spokój.
      – A co z małolatem? Jak już tu przyszedłeś i zdobyłeś się na szczerość, wyjaśnij mi całą sprawę. Zapewniam, że jestem dyskretny, Emma nie dowie się o naszej rozmowie.
     – Tommy popadł w prochy. Powiem szczerze – ma chłopak szczęście, że żyje, brakowało niewiele. Nie wsiąkł głęboko, ale kilka razy zaćpał, dlatego mam delikatne obawy. W końcu jest młody, nie wiem, czy znowu nie przyjdzie mu do głowy jakiś durny pomysł. Jestem trochę spokojniejszy, bo zadbałem o to, żeby żadnego świństwa nigdzie nie kupił, no i obiecał mi, że już nigdy więcej. Może pochopnie, ale zaufałem gówniarzowi, choć nie do końca, jak widzisz.
      Dave słuchał chłopaka w milczeniu. Wydawał się nieco skołowany tym, co usłyszał, lecz już nie odnosił się do słów Trevora.
      – Najlepiej by było, jakbyś namówił Emmę na wyprowadzkę z tej dziury. To nie miejsce dla nich. Mnie za bardzo nie chce słuchać. – Szatyn mówił dalej.
      – Kiedy zamierzasz wyjechać?
      – Za kilka dni, jak uporządkuję wszystkie sprawy.
      – Emma o tym wie?
      – Nie wie, dowie się w swoim czasie; nie chcę jej na razie denerwować. Dobra, muszę spadać, odebrać damę od koleżanki. Dzięki, że zgodziłeś się mi pomóc – rzekł Trevor, wstając.
      – To chyba zrozumiałe. – Dave się uśmiechnął.
      Szatyn podał mu rękę
      – Na razie. I jeszcze raz dzięki.
      – Nie ma sprawy. I uważaj na siebie.
        
      
      Pod dom nieznajomej dziewczyny dojechał w kilka minut. Sprawdził godzinę – akurat zbliżała się trzynasta. Zamyślił się chwilę, po czym szybko zrobił małego skręta, którego na biegu spożytkował. Nie zatrąbił, siedział spokojnie. Gdy minęła pierwsza, uchylił drzwi i odpalił papierosa. Trawa nie pomogła, wcale nie czuł się po niej lepiej. Choć starał się o tym nie myśleć, to chyba jednak zaczynał tęsknić za porządnym odurzeniem się.      
      Palił spokojnie, raz po raz zerkając w stronę domu. Dochodziło już pięć po, lecz chłopak nadal nie reagował; nie chciał popędzać dziewczyny. Skończył peta, oparł głowę o fotel i czekał. Po kilku minutach usłyszał z oddali głosy. Spojrzał w ich stronę i zobaczył ukochaną, rozmawiająca przy drzwiach z jakąś wysoką brunetką. Po chwili koleżanki się uściskały i Emma ruszyła w kierunku Forda.
      – Czemu nie dałeś znać, że jesteś? – Ucałowała Trevora.
      – Gdybyś nie wyszła za pół godziny, zrobiłbym to. Po co miałem cię poganiać? Dobrze mi tu – zaśmiał się chłopak. – Jadłaś coś?
       – Nie, ale chętnie coś przekąszę. Jedź, zamówimy coś.
      Chłopak ruszył i zaraz usłyszał:
      – Załatwiłeś wszystko?
      – Na dziś tak, ale jutro znowu muszę tu przyjechać. Mam jeszcze jedną sprawę.
      – To nie mogłeś załatwić wszystkiego w jeden dzień?
      – Nie, musiałem pogadać z matką Diany. Dziś niedziela, więc domyśliłem się, że nie pracuje.
      Emma już o nic nie pytała. Trevor uśmiechał się pod nosem, rozweselił go delikatnie ten skręt.
      – O co chodzi? – wyskoczyła dziewczyna, widząc jego znajomy półuśmieszek.
      – Wiesz, że Diana, jak się wkurzy, ma bardzo podobny do wyraz twarzy do twojego? Gdybym zobaczył was razem z tym samym fochem, pewnie padłbym od razu – stwierdził chłopak, po czym roześmiał się głośno.
      – Nie bądź taki dowcipny, nie wspomnę o twoich minach, jak się najarasz. Nie są lepsze – odpyskowała Emma.
       – Tak? A widziałaś swoją? Bije moją na głowę. Poza tym zawsze potrafię nagadać ci głupot, a ty je wszystkie kupujesz, do tego z jakim przejęciem – rechotał Trevor.
      – To tylko efekt narkotyku. Jaja sobie z ciebie robię – broniła się dziewczyna.
      – Tak, tak. Z tym stolikiem też nie uwierzyłaś, prawda? – rzekł szatyn, gapiąc się zaczepnie na ukochaną.
      – Pewnie, że nie.
      – Tak myślałem. Na darmo się tylko nagadałem – mruknął artystycznie chłopak, ciesząc się pod nosem.
      – Koniecznie znowu chcesz oberwać? – zaśmiała się Emma.
      – Jasne, drugi masaż bardzo mile widziany.  
      – Jeszcze mi nie zrobiłeś, a już żądasz powtórki? To egoizm, wiesz?
      – Wiem – przyznał ochoczo Trevor, uśmiechając się ciepło do dziewczyny.
      Blondynka zaniechała przepychanki, gdyż podjechali pod jej dom.
      – Wypijesz piwo? Jest gorąco, a browar zimny – zapytał chłopak.
      – Jedno mogę wypić.
      Udali się do środka, Trevor przyniósł butelki i od razu usiedli na łóżku w salonie. Zaraz podał otwarty trunek dziewczynie i wyjął telefon.
      – Co bierzemy? Może słynnego kurczaka? Rzadko tu przyjeżdżam, więc jak jestem, zawsze go jem.
      – Dobrze, jest smaczny.
      Zadzwonił i zamówił dwa posiłki. Nie zdążyli nawet zasmakować w piwie, kiedy odezwał się dzwonek do drzwi. Emma poszła otworzyć i po chwili pojawiła się w salonie z Lisą.
      – Cześć. – Brunetka przywitała się z szatynem. – Tylko się nie denerwuj... – Niepewnie spojrzała na Emmę.
       Cień niepokoju objawił się na twarzy blondynki.
      – Co się stało?
      – Podobno ciotka oddała wam klucze, tak?
      – Tak.
      – To jakim cudem była tu wczoraj z synem i otworzyła drzwi? Widziałam wszystko przez okno. W środku byli tylko kilka minut. Gdy wychodzili, miała w ręku jakieś papiery – wyznała młoda dziewczyna.  
      Emmę zamurowało. Stała chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. Trevor wstał i ruszył do wyjścia.
      – Stój, nigdzie nie jedź! – Natychmiast go zatrzymała.
      – Nigdzie nie jadę, chcę zapalić – uśmiechnął się.
      – Daj mi kluczyki.
      – Mam jeszcze nogi – oświadczył ironicznie.
      – Trevor!  
      Chłopak nie dokuczał jej dłużej, tylko dał, o co prosiła i wtedy dopiero go puściła. Dziewczyny poszły za nim. Usiedli we trójkę na schodkach, młody facet odpalił papierosa i zapytał najdroższą:
      – Dalej zamierzasz się za nią wstawiać?
      – Suka dorobiła klucz – warknęła Emma.
      Trevor aż uniósł brwi, zaskoczony słownictwem ukochanej.      
      – Dobrze, że mały nie pojechał, nie wiem, do czego by doszło. Miśku, nic mu nie mów. – poprosiła blondynka.
      – Sama mu powiesz, powinien wiedzieć – odparł Trevor.
      Na ulicy zatrzymał się skuter. Chłopak ruszył w jego stronę i za chwilę był z powrotem z jedzeniem.
      – Chodźcie, zjemy coś – rzucił i poszedł do domu.
      Dziewczyny ruszyły za nim.
      – Daj trzy talerze, podzielimy to – poprosił Emmę.
      – Niedawno jadłam, zjedzcie sami. Ale dzięki – rzuciła małolata.
      – Na pewno? – Trevor spojrzał na dziewczynę.
      – Tak.
      – Kotku. Zjemy i pojedziemy do niej, zapytamy, czemu robi z ciebie durnia –zakomunikował chłopak.
      – Nigdzie nie pojedziemy, załatwię to sama za kilka dni – odparła Emma.
      – Będzie tak, jak powiedziałem – rzekł chłodno szatyn i zabrał się za jedzenie.
      – Na pewno... – mruknęła Emma, ale już dawno straciła pewność siebie.
      Widać było jej zdenerwowanie, wywołane zapewne spokojnym tonem głosu Trevora. Zawsze ją niepokoił, gdy był taki, pewnie w tej chwili wolałaby, żeby się wkurzył. Młody mężczyzna już nic nie mówił, siedział i coraz szybciej pochłaniał jedzenie. Emma raz po raz spoglądała na chłopaka i w przeciwieństwie do niego, jadła coraz wolniej. Lisa siedziała obok z dziwnym wyrazem twarzy, najwyraźniej czuła się zakłopotana faktem, że wprowadziła taką nerwówkę. Chłopak opróżnił pojemnik i wstał.
      – Idę zapalić. Jak skończysz, czekam koło domu – powiedział i opuścił salon.
      Poszedł do auta, wyjął broń z bagażnika i schował w spodnie. Usiadł za kółkiem i odpalił papierosa. Czekał dość długo. Minęło już na pewno około dwudziestu minut, a dziewczyna nie kwapiła się do wyjścia. Coraz bardziej się niecierpliwił, w końcu wysiadł i wrócił do młodych kobiet.
      – Długo jeszcze mam czekać? Jest po czternastej – syknął do sympatii.
      – Nie chcę nigdzie jechać – mruknęła dziewczyna.
      – Więc pojadę sam. Oddaj mi kluczyki – nakazał.
      – Nie.
      – Kotku, czemu to robisz? Nie rozumiem. Baba ewidentnie bawi się z tobą, jak chce i kiedy chce, a ty to bagatelizujesz. Długo jeszcze będziesz pozwalać sobą pomiatać? – zapytał chłopak, starając się trzymać nerwy na wodzy.
      – Powiedziałam, że sama to załatwię – bąknęła poddenerwowana blondynka.
      – Tak jak ostatnio?
      Emma się wyciszyła. Trwało to chwilę.
      –  Kotku, nie drażnij się ze mną, do jasnej cholery! Albo wsiadasz do samochodu i jedziemy, albo dawaj te jebane kluczyki! – Szatyn wydarł się na całe gardło; nie wytrzymał dłużej.
      – Nie – wydusiła płaczliwie dziewczyna.
      – Nie?! Dzwonię do młodego! – oświadczył sucho Trevor i  wyszedł z domu.
      Wyjął telefon i już chciał wyciskać numer, ale Emma doskoczyła do niego i wyrwała mu komórkę.  
      – Nigdzie nie dzwonisz!
      Spojrzał na nią upiornym wzrokiem.
      – Oddaj mi telefon!
      – Trevor, uspokój się, boję się z tobą jechać. Wiem, że coś jej zrobisz.  
      – Nic jej nie zrobię. Oddaj komórkę!
      – Nie, nie zadzwonisz! – zadecydowała twardo dziewczyna.
      I w tym momencie w chłopaku coś drgnęło.
      – KURWA, DAWAJ TEN PIERDOLONY TELEFON! – wrzasnął i huknął ją w twarz z całej siły.
      Natychmiast znalazła się na drewnianej podłodze werandy. Stał nad nią chwilę, lecz zaraz oprzytomniał i przykucnął obok.
      – Kotku, przepraszam, nie chciałem… – wymamrotał przestraszony.  
      Złość w okamgnieniu zmieniła się w zakłopotanie. Emma powoli się podniosła, oddała mu kluczyki oraz telefon i bez słowa udała się do domu. Trevor kompletnie nie wiedział, co ma zrobić. Stał jak kołek, zszokowany swoim zachowaniem, nie spodziewał się, że kiedykolwiek ją uderzy. Trwał tak jeszcze chwilę bez jakiejkolwiek reakcji, za moment jednak poszedł do auta i od razu odpalił skręta. Dłonie dopiero teraz zaczęły mu się trząść, nie mógł pojąć, jakim cudem podniósł na nią rękę. Od razu pomyślał o ciotce – wszystko przez tą jebaną sukę!
      Momentalnie odpalił silnik i ruszył agresywnie. W dziesięć minut podjechał pod jej dom. Wysiadł, szybko poszedł do drzwi i nacisnął dzwonek. Za chwilę otworzył mu chłopak, który był w domu Emmy. Trevor chwycił go za gardło, mocno uderzył o ścianę i przystawił mu pistolet do głowy.
       – Oddaj klucze do domu Tommy'ego! – zagrzmiał.
      Koleś nie mógł wydusić słowa. Chłopak uderzył go bronią w twarz.
      – Szybciej, kurwa, nie słyszysz, co mówię?! – ryknął
      – Mam je na górze, w spodniach – wycedził  Daniel.
      – To na co czekasz?! – Trevor popchnął go do przodu, powalając na ziemię. – Wstawaj i idź, bo ci pomogę! – wrzasnął i kopnął go prawy bok. – Kurwa, szybciej, bo cię zajebię! – darł się jak opętany, wisząc nad podnoszącym się chłopakiem; dokładnie mu odwaliło.
       Daniel zaraz stanął na nogi i ruszył po schodach, a Trevor za nim. Weszli do sypialni i chłopak dał szatynowi jeden klucz. Ręce niesamowicie mu drżały, a twarz błyszczała.
      – To wszystko, czy za parę dni znowu się dowiem, że łazicie po cudzej chacie?! –warknął Trevor.
      – Tak, został jeden. Ja go miałem, dlatego matka nie miała jak go oddać – wytłumaczył przestraszony gospodarz.
      – Dorabiacie klucze do nieswojego domu?! – zapytał kwaśno Trevor i znów uderzył chłopaka rękojeścią w twarz.
      Ten upadł, ale szybko się podniósł. Na ustach pojawiła się krew.
      – Co tam robiliście? – zapytał szatyn.
      – Matka zostawiła jakieś papiery – wymamrotał Daniel.
      – Idziemy! – nakazał Trevor, wskazując mu drzwi.
      Wyszli na korytarz i zeszli na dół. Pchnął chłopaka na środek salonu.
      – Gdzie ta suka, twoja matka?! Przez nią są same nieporozumienia, a na to nie pozwolę! – Znowu się rozdarł.
      – Nie wiem, niedawno wyszła. Nieprędko wróci – wybełkotał Daniel.
      Był przerażony. Bohater, który tak odważnie napadł na Tommy'ego, gdzieś zniknął.
      – Nie ruszaj mi się stąd – syknął Trevor, odpalił papierosa i skierował się do kuchni.
      Otworzył lodówkę, wyjął puszkę coli i zaraz otworzył. Wrócił do chłopaka, który nadal stał w tym samym miejscu, jakby przymarzł.
      – Czemu twoja matka jest taką szmatą? Wszystkiego jej mało. I czemu pobiłeś Tommy'ego? Taki z ciebie chojrak? Może potańczysz ze mną? Jesteśmy w podobnym wieku.
      Chłopak milczał. Trevor wypił napój, wrzucił niedopałek do pustej puszki, którą postawił na regale i ruszył w stronę wyjścia.
      – Jeśli jeszcze raz się dowiem, że się tam kręciliście, porozmawiamy inaczej! I powiedz to matce! – rzucił i zniknął za drzwiami.
      Wsiadł do auta, schował broń i odjechał. Myślał o Emmie i o mało nie płakał. Był tak wściekły, że gdyby mógł, pewnie skopałby sam siebie. Dojechał do kamienicy, w której już kiedyś był, zaparkował po drugiej stronie ulicy i ruszył do budynku. Nie mógł odpędzić od siebie myśli o ukochanej. Co mi odjebało?, chyba znowu zaczyna mi odbijać…  
      – Uważaj, jak leziesz! Życie ci niemiłe?! – ryknął nagle kierowca pickupa, hamując głośno przed chłopakiem.
      Ten spojrzał obojętnie i poszedł dalej. Wszedł do kamienicy i zapukał do znajdujących się na końcu korytarza drzwi na parterze. Czekał chwilę i zapukał drugi raz. Widząc, że chyba jej nie ma, odkręcił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Gdy był już kilka metrów dalej, drzwi się otworzyły.
      – Trevor! – krzyknęła Sandra.
      Zawrócił i podszedł do dziewczyny; wyglądała na zaspaną.
      – Wejdź – przyjaciółka uchyliła skrzydło na całą szerokość.  
      Wszedł, zdjął adidasy i bez słowa usiadł na łóżku.  
      – Za szybko rezygnujesz. Miałam na noc do pracy, spałam i nie słyszałam pukania – wyjaśniła szatynka, uśmiechając się serdecznie.
      – Obudziłem cię? Przepraszam – mruknął płaczliwie chłopak.
      – Co się stało? – Przyjaciółka od razu zauważyła jego dół.
      – Uderzyłem ją, to już koniec – wyjawił Trevor i uderzył w płacz.
      Dziewczyna usiadła obok i przytuliła chłopaka.
      – Będzie dobrze – powiedziała i od razu się wyciszyła.
      Wiedziała, że zbędne gadanie nic nie da. Po kilku minutach Trevor trochę ochłonął.
      – Masz coś do picia? – zapytał.
      – Mam tylko wódkę i sok. Jak piję, to tylko drinki. Zaraz ci zrobię – odparła szatynka, wstając.
      Za chwilę dała mu do wypełnioną do połowy szklankę z czerwoną cieczą.
      – Pomarańczowy. Mam nadzieję, że pasuje.
      – Tak, dzięki.
      Trevor wychylił napój za jednym zamachem.
      – Mogę zapalić?  
      – Pewnie.
      Gospodyni dała mu popielniczkę, zabrała szklankę i za moment chłopak dostał drugiego drinka. Sandra usiadła obok i także odpaliła papierosa. Przenikała go wzrokiem, a on siedział jak posąg, kompletnie zobojętniały. Trwało to dłuższy czas, wreszcie wydobył z siebie słowa:
      – Można gdzieś tu kupić jakieś zioło?
      – Mój sąsiad popala, mogę go zapytać.  
      Nie musiał nic więcej mówić, bo Sandra od razu zniknęła w sypialni. Po chwili wróciła ubrana i chciała wyjść z domu.
      – Poczekaj! – Podszedł do dziewczyny. – Powinno wystarczyć – Wręczył jej sto dolarów.
     Szatynka wyszła, chłopak zagasił peta i dokończył trunek. Siedział w bezruchu, gapiąc się smętnie przed siebie. Za moment dziewczyna wróciła.
      – Ma tylko tyle – oświadczyła, podając przyjacielowi trochę marihuany i osiemdziesiąt dolarów.
      – Dobre i to, dzięki.
       Skręcił w okamgnieniu i wstał.
      – Wyjdę na klatkę – mruknął
      – Pal tu.
      Chłopak odpalił blanta i gdy spalił ciut więcej niż pół, podał dziewczynie.
      – Nie chcę, dopiero wstałam – zaśmiała się.
      Chłopak nie nalegał, sam dokończył w ciszy.
      – Zrobić ci jeszcze drinka? – zapytała Sandra.
      – Nie, wystarczy – bąknął.
      – Jak chcesz pogadać, wal. Wnioskuję, że po to tu przyszedłeś – rzekła dziewczyna, wgapiając się w szatyna.
      Trevor milczał. Trwało to dłuższy czas, ale Sandra go nie poganiała.
      – Jestem niebezpieczny i nieobliczalny. Normalni ludzie powinni trzymać się ode mnie z daleka – wyjechał nagle chłopak.  
      – Naprawdę? Ja się nie boję – zaśmiała się dziewczyna.
      – Zabiłem człowieka – powiedział bez cienia emocji Trevor.
      – Jasne. I zakopałeś w lesie – dodała Sandra, wciąż chichocząc, lecz chłopak miał grobową minę.
      – Zgadza się. A ćpuna, który nastąpił mi na odcisk, skopałem jak psa, nakarmiłem jego prochami i zostawiłem w krzakach.
      Dziewczyna widząc, że mina przyjaciela się nie zmienia, od razu spoważniała.
      – Trevor, przestań, nie zgrywaj się ze mnie. Ciarki przechodzą od twojej gadki.
      – Dasz mi jeszcze drinka? – poprosił chłopak.
      Zaraz go dostał i wznowił monolog.
      – Trzy osoby, które zatłukłem parę lat temu, też zakopałem. Do tej pory nie znaleźli ciał, chyba jestem w tym dobry. Ta dziewczyna z lasu, o której ostatnio było głośno, to też moja robota. Do tego gliniarz, który znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie i jakiś bogaty dupek, który był raczej gnojem – oświadczył.
      Nie patrzył na przyjaciółkę, cały czas gapił się w dywan, popijając drinka. Sandra była totalnie skołowana. Nie wiedziała, czy mówi poważnie, czy robi sobie z niej żarty.
      – To jeszcze nie koniec. Bydlak, który zgwałcił kiedyś moją dziewczynę, a teraz ją nęka, też poniesie karę, podobnie jak jego skorumpowany przydupas. Ten pierwszy posunął się za daleko. Jak dorwę skurwiela, będę katował go tak długo, aż zdechnie. I zrobię to bardzo powoli, żeby dokładnie zrozumiał swój czyn – dodał szatyn, lodowato spojrzawszy na przyjaciółkę.
      – Trevor, daj już spokój i przestań mnie wkręcać – rzuciła nerwowo dziewczyna.
      – Musiałem w końcu komuś o tym powiedzieć. Nie powinnaś wpuszczać mnie do domu. Czy wiesz, że połowę swojego dzieciństwa chodziłem do psychiatry? Powinienem brać prochy na swoje odchyły, a nie robię tego od kilku lat – wyznał, wyjął papierosy i poczęstował dziewczynę.
     Wzięła Marlboro, ale ręce dziwnie jej się poruszały. Odpalił jej i sobie, ale temat się nie zakończył.
      – Za każdym razem usiłowałem to opanować, ale na nic się to zdało. To mnie uspokaja, co nie jest zdrowe. Nie chcę już tego robić i boję się, że kiedyś mogę skrzywdzić Emmę, a do tego nie dopuszczę, więc jest tylko jedno wyjście... – mruknął i znów załzawiły mu oczy. – Niepotrzebnie w ogóle wlazłem w jej życie – dodał i spojrzał na kumpelę, u której zauważył jakby cień strachu. Chwycił dziewczynę za rękę, spoglądając jej w oczy.
      – Spokojnie, jesteś bezpieczna, po prostu musiałem się komuś wygadać. Tylko ty zawsze mnie rozumiałaś. Od siedmiu lat duszę to w sobie i mam dość.
      – Nie wierzę ci. Zajarałeś i się zgrywasz – Sandra się uśmiechnęła, lecz nie był to przekonujący uśmiech.  
      Chłopak zamilkł, spuścił tylko głowę. Znów zapadła dłuższa cisza.
      – Trevor, co ty chcesz zrobić?! – zapytała w końcu zaniepokojona szatynka, widząc, że chyba mówił poważnie.
      – To, co powinienem zrobić już dawno – odparł chłopak i podniósł się z miejsca. – Muszę już iść. Dzięki, że mnie wysłuchałaś – dodał i ruszył w stronę butów.
      Nałożył je i znów popatrzył na przyjaciółkę.
      – Jak chcesz, możesz powiadomić policję. To już nie ma znaczenia.
      Chciał chwycić za klamkę, ale złapała go za rękę.
      – Trevor, nie wygłupiaj się i przestań się zgrywać! – krzyknęła.
      – Wszystko będzie dobrze. Muszę iść, odwieźć Emmę do domu. – Odsunął się od niej.
      – Trevor! – Znów go zatrzymała. – Nie pozwolę ci wyjść!  
      – Proszę cię, puść mnie, nie mam już czasu – bąknął anemicznie chłopak.
      – Nie! To, co chcesz zrobić, to nie jest żadne wyjście! – wrzasnęła płaczliwie dziewczyna.
      – Niepotrzebnie tu przyszedłem, tylko cię zdenerwowałem – rzekł spokojnie Trevor.
      – Bardzo dobrze, że tu przyszedłeś. Coś wymyślimy.
      – Co wymyślimy?! – uniósł się chłopak. – Jestem pojebany i nic tego nie zmieni! Do pierdla na pewno nie pójdę, a temu bydlakowi nie daruję! Poza tym Emma... dziś ją uderzyłem. Jak zrobiłem to raz, mogę zrobić to też drugi raz, albo nie daj Boże coś gorszego. Nie pozwolę na to, rozumiesz?! Puść mnie i nie otwieraj mi więcej drzwi! – Wyrwał się i szybko przekroczył próg.
      Sandra złapała go za drzwiami, więc znów się wyszarpnął i sięgnął ręką do tyłu.
      – Zostaw mnie! – wycelował do niej z broni.
      Zszokowana zrobiła trzy kroki w tył. Trevor zaczął się powoli cofać, mierząc do niej, po czym obrócił się na pięcie i zbiegł po schodach.
      – Trevor, wracaj, nie rób tego! Trevooor! – krzyczała z klatki dziewczyna, ale on szybko wskoczył do samochodu i odjechał.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i thrillery, użyła 4088 słów i 24327 znaków, zaktualizowała 12 maj 2020.

2 komentarze

 
  • Duygu

    Aga, nie wiem, czy mi wierzysz, ale ja teraz płaczę... Ja chyba jestem już tak związana z postacią Trevora, że ja to po prostu czuję... To jest coś kosmicznego, coś magicznego... Nie wiem, jak to wyrazić, ale mi go cholernie szkoda i widzę w nim cząstkę siebie... Trevor, co ty chcesz zrobić? Nie sądziłam, że uderzy Emmę, ale z drugiej strony, te emocje... Trevor, gdzie ty jedziesz i co ty chcesz zrobić, chłopie? UGH.  :cray:   :ninja:   <3

    12 maj 2020

  • agnes1709

    @Duygu Dowiesz się wkrótce. I co za komentarz, aż mi się głupio zrobiło:redface: Ale to miłe, dziękować :kiss:

    12 maj 2020

  • Duygu

    @agnes1709 To ja dziękuję  <3

    12 maj 2020

  • agnes1709

    Wybaczcie długość, jakoś takoś się rozciągnęło :D

    12 maj 2020