Ukojenie 2 – Młody cz. 2

Ukojenie 2 – Młody cz. 2Niedaleko osiedla, gdzie mieszkali, trzy lata temu wybudowany został wielki hipermarket „Jimmy’s Shop” i to on od początku był celem podróży nastolatka. Wiedział, że tam zapłaci mniej, mając przy okazji nadzieję, że może matka odda mu resztę. Wszedł do budynku i od razu skwasiła mu się mina – ludzi była w nim masa. Łazili jak cienie, zaglądając w każdą witrynę sklepową. Trevor z niedowierzaniem patrzył na tłumy mężów, żon i ciągających ich za rękawy, wrzeszczących dzieci. Nie rozumiał, co może być takiego ciekawego w łażeniu po sklepie pełnym ludzi.  
      Wziął koszyk i ruszył w poszukiwaniu kleju do drewna, lecz nie miał absolutnie pojęcia, w którą stronę się kierować. A chuj tam, na czuja – pomyślał i skierował się w prawo, mijając tłumy idących do kas ludzi, którzy nie patrzyli, gdzie idą i jak idą, brnęli przed siebie, rozpychając się – który pierwszy. Szedł zły na to zbiorowisko przepychających się jeden przez drugiego debili, wreszcie skręcił między  półki. Przeszedł obok ogromu niepotrzebnego mu towaru i w rezultacie pokonał wszerz cały sklep, znajdując się przy pieczywie. No kurwa, żadnego drogowskazu – zadrwił bezgłośnie, uśmiechając się głupkowato i zaczął rozglądać za jakimkolwiek pracownikiem, którego jak na złość, nie było w tej chwili ani jednego. Ruszył więc w drugą stronę i po wejściu między sprzęt sportowy dojrzał w końcu ubraną w niebieską bluzę z logo sklepu, jasnowłosą dziewczynę, kręcącą się między półkami.
      – Przepraszam, gdzie znajdę klej do drewna? – zapytał, wyrastając za jej plecami.
      – Szczerze mówiąc to nie wiem, pracuję tu drugi dzień. Zapytaj tamtego gościa – odparła blondynka, wskazując Trevorowi stojącego przy drugiej półce typka.
    – Dobra, dzięki – mruknął chłopak i podszedł do kolesia.
    Zadał mu to samo pytanie i pracownik zaraz zaprowadził go do działu budowlanego, okrążając przy okazji pół sklepu. Nastolatek obojętnie podziękował, zaraz znalazł potrzebną mu rzecz i z zadowoleniem udał się do kas. Radość jednak szybko mu przeszła, gdy zobaczył, jakie są przy nich kolejki.
      – No kurwa, co za śmietnik – burknął pod nosem, patrząc na niekończące się ogonki, gdzie w najkrótszych stało po siedem, osiem osób, mających w wózkach tony rzeczy różnych.
    Zadzwonił telefon. Gdy spojrzał na ekranik i zobaczył, kto dzwoni, ciśnienie momentalnie mu podskoczyło i w okamgnieniu nacisnął zielony guzik.
      – Cześć. Dzwoniłeś do mnie? – zapytała dziewczyna.
      – Tak. Sorry, że nie odpisywałem, stara zawinęła mi telefon – wyjaśnił chłopak.
      – Nic się nie stało. Co robisz?
      – Próbuję dostać się do kasy w „Jimmym”, ale to pewnie będzie trwało do wieczora, bo są tu pajace chyba z całego miasta, a może i z dziesięciu sąsiednich – rozradował się Trevor.
      – Szkoda, bo jestem niedaleko twojego domu i myślałam, że pogadamy chwilę. Ale nie mam dużo czasu, zaraz muszę wracać, więc chyba nic z tego – poinformowała Sue dziwnym, przygaszonym głosem.
      – Coś się stało? – zapytał chłopak, słysząc jej ton..
      – Nie, nie wyspałam się. Zbudzili mnie o siódmej do robienia drętwych porządków – zaśmiała się szatynka, lecz Trevor natychmiast wyłapał, że ten śmiech także nie jest naturalny, że jest inny, niż ten, który od dwóch lat zdążył już poznać dobrze poznać i polubić. – No dobra, to jak cię nie ma, to trudno, zobaczymy się pewnie dopiero w szkole – mruknęła Susan.
      – Czekaj! – krzyknął Trevor. – Jesteś koło mnie? Gdzie?
      – Przy tym śmiesznym drzewie, naprzeciwko chaty Dario.
      – Siedź tam, będę za pięć minut.  
      – Ciekawe, jak to zrobisz? – zachichotała dziewczyna.
      – Nie ruszaj się stamtąd, zaraz będę! – powtórzył szatyn i wyłączył rozmowę.
      Spojrzał przed siebie – ludzi nie ubyło, wręcz przeciwnie – nazbierało się ich jeszcze więcej. Nie mógł czekać, wrócił więc między półki i ruszył wzdłuż nich, kierując wzrok ku górze i szukając dogodnego miejsca, gdzie nie ma kamer. Przeszedł przez jeden dział, drugi, trzeci, lecz wszędzie był obserwowany, w końcu po żmudnych poszukiwaniach doszedł do jakiegoś większego regału z maskotkami i tam nie dojrzał monitoringu. Rozejrzał się jeszcze, czy nie nadchodzi jakiś pracownik i niewielka tubka z klejem zaraz znalazła swoje miejsce w prawej kieszeni jego szaroniebieskich dżinsów. Udał się w stronę wyjścia, odstawił koszyk i z pewnym wyrazem twarzy przekroczył bramkę. Już chciał odetchnąć z ulgą, lecz nagle wyrósł przed nim gruby ochroniarz.
      – Co schowałeś do kieszeni? – zapytał chłodno.
      Kurwa, jakim cudem zauważył? – pomyślał poddenerwowany Trevor i wiedząc, że nie ma sensu się tłumaczyć, a tym bardziej prosić o nie wzywanie policji, zręcznym wężowym ruchem wyminął faceta i biegiem ruszył w kierunku drzwi. Pracownik wystartował za nim, krzycząc, aby się zatrzymał i usilnie starając się dogonić nastolatka, lecz przebiegł tylko połowę korytarza z butikami, gdy młodzik był już przy wyjściu. Miał dziś sporo szczęścia i dostał chyba dar od losu, że trafił na faceta lubiącego sobie pojeść; mężczyzna targając swój wieki brzuch, nie miał szans dogonić młodego, zwinnego chłopaka.
      Po opuszczeniu sklepu od razu skierował się na tyły, wbiegł między magazyny i dopiero tam przystanął, aby złapać oddech i chwilę odpocząć. Wyjął tubkę z kieszeni i uśmiechnął się pod nosem, gdyż cały czas miał w wyobraźni obraz „człapiącego” za nim pasibrzucha. Sprawdził cenę – cztery dolary, schował tubkę i okrężną drogą udał się w drogę powrotną. W międzyczasie w maleńkim sklepiku nabył mleko, cztery dolary schował do oddzielnej kieszeni i kilka minut później był już na swojej ulicy.
      Ubrana w materiałowe, szare spodenki i niebieską bluzę z kapturem rówieśniczka Trevora siedziała zgięta wpół i klikała coś w telefonie. Nie widziała zbliżającego się chłopaka, który podchodził bardzo cicho, starając się nie nastąpić na patyczek lub inny, mogący zdradzić go przedmiot.
      – Mam cię! – wrzasnął, tyknąwszy ją w ramiona.
      Natychmiast podskoczyła i zaraz mocno pchnęła go do tyłu.
      – Pogrzało cię, chcesz mnie zabić? – zaśmiała się.
      – Nic ci nie będzie – chłopak się uśmiechnął, kucając naprzeciwko.
      – Szybko ci poszło z tą kolejką – stwierdziła Susan.
      – No widzisz? Się umie... – odrzekł z żartobliwą dumą szatyn.
      – Zaraz muszę spadać. Wyszłam tylko na chwilę do sklepu i jakoś daleko od tego sklepu odeszłam – oświadczyła Sue, skromnie wyginając usta, lecz Trevor od razu zauważył, że dziewczyna nie jest taka, jak zawsze, a mianowicie taka... luźna.

    Green Lake nie było dużym miastem, ale też i niemałym. Liczyło sobie około dwustu tysięcy mieszkańców i przejechanie autobusem z jednego końca na drugi, zajęłoby zapewne około godziny. Susan mieszkała w centrum, do którego od Trevora jechało się około kwadransa, więc naprawdę oddaliła się niezły kawałek od domu. Z nią także uczył się w jednej klasie, tam się poznali i choć zazwyczaj nastolatka była wesołą i towarzyską dziewczyną, to chłopak nieraz był już świadkiem pojawiającej się czasami jej dziwnej, smutnej prezencji. Często pytał o przyczynę tego nastroju, ale zawsze słyszał to samo: źle się czuję, nie wyspałam się, pokłóciłam się z tym i z tamtym.... Wierzył jej, choć coraz częściej zaczynał mieć wątpliwości.


      – Co się stało? – Chłopak ponowił pytanie, dręczony coraz większą ciekawością i niepokojem.
      Bardzo lubił koleżankę, a nawet coś więcej, i nie chciał, aby się dołowała i aby działo się jej coś złego.
      – Nic, przecież ci mówiłam – odparła z uśmiechem Sue, ale Trevor nie dał się na to nabrać.
      – Nie chcesz pogadać? – Uparł się.
      – Magiku, przestań już, po prostu pokłóciłam się ze starym, to wszystko. Strasznie mnie irytuje jego podejście do życia nastolatków.


    „Magik” – ksywa nadana Trevorowi w szkole po narysowaniu któregoś z kolei obrazka. Sue wtedy orzekła, że: jest magikiem, bo wyczarowuje takie cuda. Przydomek bardzo szybko się przyjął i od tamtej pory cały czas jest w użyciu.

  
      – Nie gorąco ci? – Trevor zmienił temat, widząc, że nie dziewczyna ma ochoty na zwierzenia. – Ściągaj tą bluzę, jest ponad dwadzieścia pięć stopni. – Zaśmiał się, wstając i chciał chwycić jej ciuch.
       – Zostaw! – Susan podniosła głos. – Mam w niej masę rzeczy, a nie chce mi się nosić jej w garści. Poza tym jak w niej może być gorąco? No dotknij – tłumaczyła się dość chaotycznie, wystawiając rękę pod nos chłopaka.
       Faktycznie, bluza była bardzo zwiewna, lecz Trevor cały czas miał nieodparte wrażenie, że Sue nie bez powodu nałożyła ten ciuch, zwłaszcza, że uporczywie próbowała się z tego racjonalnie tłumaczyć, co jej kompletnie nie wychodziło.
      – No... może i jest lekka, ale jest gorąco, po co ci nosić zbędne szmaty? – Chłopak nie odpuszczał.
      – Bo nie mam kieszeni w tych spodenkach – rzuciła twardo szatynka.
      Trevor widząc, że niczego się nie dowie, przestał w końcu znęcać się nad dziewczyną, ale absolutnie nie uwierzył w jej słowa.
      – Magiku, muszę spadać. Powiedziałam, że będę o trzeciej, więc i tak już jestem spóźniona – rzekła nastolatka i podniosła się z miejsca.
       – Już? Posiedź jeszcze trochę, albo chodźmy do mnie, napijemy się czegoś – zaproponował chłopak.
      – Nie, pojadę, po co mają szumieć. Odprowadzisz mnie kawałek?
      – Jasne.
      Ruszyli w stronę przystanku. Szło się do niego zaledwie kilka minut, co Trevorowi było stanowczo za krótkim czasem. Susan milczała. Chłopak cały czas dokładnie ją obserwował, odnosząc coraz większe wrażenie, że nie ma chęci jeszcze wracać, ale chyba jest zmuszona.  
      – O piątej idziemy do fabryki, przyjedziesz? – zapytał, mając już dość tej ciszy.
      – Raczej nie.
      – Dlaczego? Jest sobota, będziesz zamulać w domu?
      – Nie mogę, mam robotę.
      – To zrób, co masz zrobić i przyjedź, chociaż na godzinę – nalegał Trevor.
      – Bez szans. Stary mnie nie wypuści, i tak cudem wyszłam teraz. Zawsze znajdzie jakiś pretekst, żebym siedziała w domu – a to sprzątanie, a to zakupy, a to inne gówno. Nie chcę się z nim drzeć – wyjaśniła szorstko dziewczyna.
      – Sue, co się dzieje? – Zmęczony jej kłamstwami Trevor chwycił przedramię nastolatki i zatrzymał dziewczynę w miejscu.
      Zrobiła dziwną minę, której nie udało jej się, niestety, ukryć. Młodzik natychmiast spojrzał na kończynę, którą złapał.
      – Co z twoją ręką? – zapytał bezzwłocznie.
      – Nic.
      – Jak to nic? Przecież widzę. Masz jakieś kłopoty w domu?
      – Nie i przestań już! – warknęła Sue.
      – Pokaż mi rękę! – rozkazał stanowczo szatyn; upartość też chyba odziedziczył po ojcu.
      – Nie.
      Zadzwonił telefon chłopaka. Spojrzał na wyświetlacz – „mama”.
      – Halo – warknął niezadowolony, że przerywa mu w takiej chwili.
      – Mały, no gdzie ty jesteś? Długo mam czekać na to mleko? – wyrzuciła zirytowana Emma.
      – Spotkałem Sue, zaraz będę.
      – Pośpiesz się – nakazała kobieta i się rozłączyła.
      Trevor schował komórkę i w tej chwili sam się rozzłościł, gdyż właśnie dostrzegł nadjeżdżający autobus.
      – Może pojedziesz następnym? – Spojrzał na towarzyszkę.
      – Nie mogę, i tak już jestem spóźniona – mruknęła dziewczyna.
      – A może jednak uda ci się wyrwać? – upierał się chłopak.
      – Nie wiem, Magiku, zobaczę, ale wątpię.
      Nie zdążył już nic powiedzieć, bo autobus się zatrzymał.
      – To na razie – rzuciła krótko nastolatka i szybko do niego wsiadła.
      Trevor stał tam jeszcze chwilę, dopóki auto nie zniknęło za zakrętem i dopiero wtedy ruszył w kierunku domu.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2066 słów i 12160 znaków, zaktualizowała 18 maj 2020.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Shadow1893

    Trevorek ładnie zaczyna... oj, co ta miłość robi z ludźmi. Sue... nie zazdroszczę, bo nie ma łatwego życia - to, co najlepsze, przelatuje jej pomiędzy palcami. :)

    20 lipca

  • Użytkownik agnes1709

    @Shadow1893 Gdzieś mi zaginął Twój koment, ale już jestem i dziękuję.😘

    23 lipca

  • Użytkownik Iga21

    No skoro dziewczyna przyjechała przez pół miasta, aby  zobaczyć Juniora Trevora i chodziby przez 5min z nim pobyć.  
    A przy tym narażając się swojemu ojcu (który używa, że tak powiem starodawnych metod wychowawczych), to z jej strony, to "lubię", to też coś więcej 😃
    Nie załamuj się kochana. Wena na pewno wróci tylko nic na siłę.  
    Jeśli Tobie się nie spodoba, to mi będzie przykro i swoje "nie jest takie złe" będę mogła sobie schować w buty.  
    A jak już skończyłaś o seniorze Trevorze, to teraz czas na Darię 😃

    18 maj 2020

  • Użytkownik agnes1709

    @Iga21 Ha, wiedziałam, że o Darii wspomnisz. Myślę, myślę i skisnę zaraz, mózg mi się zważył:lol2: Napiszę, daj mi czas :kiss:

    18 maj 2020

  • Użytkownik Iga21

    @agnes1709 gdybyś sama nie napisała, że jak Trevora skończysz, to za buntowniczkę się weźmiesz, to może bym teraz nie przypominała 😃
    Ale na pewno po jakimś czasie upomniała bym się o nią 😃
    Dam Ci czas na pewno tylko nie wiem jak długo wytrzymam 😘

    18 maj 2020

  • Użytkownik agnes1709

    @Iga21 Bo myślałam, że coś zaświta, ale nadal ciemno, jak w grobie. I tam chyba niedługo skończę, braki mnie zamordują :D

    18 maj 2020

  • Użytkownik Duygu

    Ojej, jak mi się podoba to podobieństwo Trevora do ojca. Jest takie, powiedzmy, w dobrym smaku, takie nienachalne i delikatne.  <3  Doceniam pracę nad charakterami. Sue to kolejna zagadka opowiadania. Kocham  <3

    18 maj 2020

  • Użytkownik agnes1709

    @Duygu Takie podobieństwo to nic dobrego :D Sue jest fajna, lubię babę :lol2:

    18 maj 2020

  • Użytkownik Duygu

    @agnes1709 Powinnam się siebie bać?...  :lol2:

    18 maj 2020

  • Użytkownik agnes1709

    @Duygu Absolutnie nie :D

    18 maj 2020