Ukojenie 2 – Młody cz. 3

Ukojenie 2 – Młody cz. 3Męczyło go, się dzieje się w życiu dziewczyny i czuł się coraz dziwniej; stojący mu w oczach obraz jej smutnej twarzy sprawiał, że zaczynało zbierać mu się na płacz.
      – Chodziłeś do Nowego Jorku po to mleko? – zaśmiała się Emma, gdy chłopak pojawił się obok.
      Trevor milczał. Wyjął klej i bardzo szybko doprowadził szufladę do stanu używalności. Miał dziwną minę, bardzo podobną do tej, którą Emma dobrze poznała i dość często widziała niegdyś u ojca chłopaka.
      – Mały, coś się stało? – zapytała w końcu.
      – Nie wiem. Spotkałem Sue, ale strasznie nieswojo się zachowuje. Chyba ma jakieś kłopoty w domu, bo coś jest nie tak z jej ręką i była jakaś dziwnie wystraszona. Nie chce mi nic powiedzieć, ale czuję, że coś jest na rzeczy. I co ja mam zrobić? – wyznał nastolatek.
      – Jeśli nic nie mówi i nie chce pomocy, nie nalegaj na zwierzenia. Musisz poczekać, może kiedyś z tobą pogada – pouczyła ciepło blondynka.
      – Kiedy? No kurde, za rok?! – burknął Trevor.
      – Mały, nie naciskaj, bo tym bardziej niczego się nie dowiesz i przy okazji jeszcze bardziej ją spłoszysz.
      – Jedziemy po te zakupy? – wyjechała nagle Nicole, stając w progu kuchni.
      – Aha, zapomniałem – mruknął chłopak, kładąc przed nosem matki czternaście dolarów.
      – Podziel się z Nicki. Dopiję kawę i pojedziemy – oznajmiła kobieta.
      – O kurde, po siedem dolców, żyć, nie umierać. Od razu mogę szykować się na ostre balety – zadrwił niezadowolony szatyn, a myśli o Susan tylko potęgowały wzburzenie.
      – Możesz oddać jej całość – rzuciła Emma, nic sobie nie robiąc z jego opryskliwości.
      Zadzwonił telefon kobiety.
      – Jutro? Nie nudno wam tam? – zaśmiała się po chwili.
      Tommy mówił coś przez chwilę, po czym Emma rzuciła:
      – Tylko dobrze sprawdź drzwi. Ten zamek często szwankuje, chociaż go wymieniał.
      Za moment się rozłączyła, dopiła kawę i wstała od stołu.
      – Dobra, jedźmy, szybciej wrócimy.
      – I co, może jeszcze do Jimmy’ego? Wiesz, ile jest tam ludzi? Do jutra nie dostaniesz się do kasy – syknął chłopak. Bał się jechać w miejsce „przestępstwa”, no i chciał jak najszybciej wyjść na imprezę.
      – Możemy pojechać gdzieś indziej, tylko że jest sobota i wszędzie będzie sporo ludzi – odparła Emma.
      – Dobra, idziemy, aby szybciej – rzekł zniecierpliwiony Trevor i kilka chwil później siedzieli już w srebrnym Volvo.


      – Pas – nakazała Emma, gdyż chłopak jak zwykle zignorował tą czynność.  
      – Po co? Na pięć minut drogi?  
      – Mały!  
      Zapiął dla świętego spokoju i kobieta ruszyła.  
      – Czemu on zawsze ładuje się na przednie siedzenie? – Nicole nagle wzniosła sprzeciw.  
      – Bo jesteś gówniarą – zaśmiał się Trevor.  
      – Bujaj się!  
      – Przestańcie – wtrąciła czterdziestopięciolatka. – A może jednak pojedziemy do Jimmy’ego? Tam kupimy wszystko za jednym zamachem, no i będzie taniej.  
      – Nie! – zaprotestował nastolatek.
      – Dlaczego?  
      – Bo nie. Mogę nie jechać wcale.    
      – Na pewno tam narozrabiał, dlatego boi się jechać – rzuciła złośliwie brunetka.
      – Zamknij się, kur... bo cię tyknę – fuknął chłopak.
      Emma spojrzała na syna podejrzliwie, lecz się nie odzywała. Przestraszony perspektywą podchodzącego do matki pracownika sklepu Trevor siedział cały spięty, planując przy okazji bolesne odegranie się na siostrze. Niepożądana wiedza kobiety o jego niecnym czynie zaowocowałby na pewno zatrzymaniem go w domu, do czego doszłaby jeszcze kłótnia z Tommym. Miał świadomość, że Emma być może już coś sobie pomyślała, gdyż o wiele częściej wierzyła grzecznej Nicole, niż jemu, zbuntowanemu i starającemu się zawsze postawić na swoim łobuzowi. Do tego przypomniała mu się groźba kobiety. Emma ostrzegła, że jak nie przestanie wagarować i poczuje od niego alkohol lub przyłapie go na zażywaniu jakichś środków, to zapisze go do psychologa, do czego kochany wujek przy każdej nadarzającej się okazji ją namawia. Trevor nieraz już słyszał rozmowę matki z bratem, który naciskał, żeby zapisać go terapię lub wsadzić do jakiegoś ośrodka, bo jeśli tego nie zrobi, to podobnie, jak z ojca, wyrośnie z niego bandyta.  
      –Trevor, czy powinnam o czymś wiedzieć? – zapytała nagle blondynka, lecz zamyślony młodzik nie usłyszał kobiety, błądził gdzieś w zaświatach. Minę miał niemal identyczną jak ojciec, kiedy ten odpływał.
      – Mały! – krzyknęła Emma, wyrywając syna z tej myślowej otchłani.  
      – Co? – Spojrzał na nią ospale.
      – Pytałam o coś – fuknęła kobieta. Była już zaniepokojona, kolejny raz widząc nie nastolatka, a swojego byłego chłopaka.
      – O co?  
      – Czy zrobiłeś coś, czego nie powinieneś zrobić. Mów prawdę.  
      – A co mogłem zrobić? – odparł młodzik, wywalając maślane oczy.  
      – No właśnie pytam. Jeśli nic, to czemu się denerwujesz?  
      – Bo mnie wkurza taka czerstwa gadka – oznajmił cierpko Trevor, oglądając się na siostrę.
      Nicole dumnie wyszczerzyła zęby w szyderczym uśmiechu, drażniąc go jeszcze bardziej.  
       – No kurde, mamo, mówiłem, że jest tam w cholerę ludzi! – Uniósł się nagle nastolatek, widząc, że Emma jedzie w kierunku hipermarketu.  
      Kobieta przemilczała jego bunt i kilka minut później wcisnęła się w pierwsze z brzegu, wolne miejsce parkingowe. Nicole szybko opuściła pojazd, Trevor natomiast otworzył schowek i szybko do niego zajrzał. Nie wiedział, co go tam czeka, ale zaraz odetchnął z ulgą – biała baseballowa czapka nadal leżała w środku. Szybko wcisnął ją na głowę i dość nisko opuścił daszek, mając nadzieję, że chociaż tak ukryje się przed grubasem. Za moment jednak zauważył, że nie zmienił ciuchów, więc pociecha z nakrycia głowy prysnęła jak bańka mydlana. Kobieta bacznie obserwowała poczynania syna, w końcu nie wytrzymała.  
     – Mały, czy ty czegoś nie nawywijałeś w tym sklepie? Nie zamierzam świecić przez ciebie oczami – zapytała oschle. Trevor mimo młodego wieku miał już konflikty z prawem, więc podejrzenia Emmy były w pełni uzasadnione.
      – Nie.  
      – Trevor, nie kłam, już dwa razy wpadłeś na kradzieży – wypomniała blondynka. – Po co ci ta czapka?  
      Koniecznie chciała dowiedzieć się prawdy, aby w razie czego zadziałać w porę. Bardzo bała się, żeby chłopak nie zrobił się gorszy od ojca. Wiedziała, że jeśli zaczyna szaleć już w tym wieku, to niewątpliwie może się tak stać.  
      – Kurde, daj mi spokój, nie mogę już nawet założyć czapki? Jeżeli zamierzasz ciągle się na mnie usadzać, to idźcie sobie same! – fuknął chłopak.
      Emma wysiadła z auta, ale nastolatek ani drgnął.
      – Trevor, wysiadaj – nakazała kobieta, na oścież otwierając drzwi samochodu.
      – Nie.  
      Usilnie kombinował, jak nie iść na te pieprzone zakupy, a kłótnia zdawała się być w tej chwili bardzo dobrą wymówką.  
      – Jeśli nam nie pomożesz, nigdzie dzisiaj nie pójdziesz – zagroziła coraz bardziej zniecierpliwiona Emma, wisząc nad głową syna z niepojętą miną.  
      Chłopak nadal nie ruszał się z wozu, kalkulując, czy zaryzykować, iść i nie mieć problemu z wyjściem, czy zostać. No ale przecież jak wpadnie, to i tak nigdzie nie wyjdzie, więc kółko się zamyka…  
      – Mały, pytam ostatni raz: idziesz czy nie?! – zagrzmiała w końcu Emma, miała serdecznie dość.
      Zmuszony jej agresją Trevor w końcu niechętnie wysiadł. Kobieta zamknęła auto i ku uciesze nastolatka, ruszyła nie do drzwi, którymi uciekał, lecz do tych znajdujących się z drugiej strony budynku. Szedł ze spuszczoną głową, starając się, jak może, nie pokazywać twarzy. Kurwa, jakim cudem skurwiel zauważył, że chowam ten jebany klej? – myślał, gryząc się wpadką. Teraz szczerze pożałował swego czynu, wiedząc, że przez chęć spotkania się z dziewczyną, które, notabene, i tak trwało bardzo krótko, być może zaprzepaścił dzisiejszą, fajnie zapowiadającą się imprezę. Ale chciał, ciągnęło go, więc nie ma co teraz płakać nad swoją głu...  
      – Kurde, uważaj trochę! – wydarła się nagle Nicole, której Trevor, zajęty chaotycznymi próbami poukładania rozbieganych myśli, nastąpił na nogę, popychając ją przy okazji dość mocno.  
      Spojrzał przed siebie – mijający go ludzie gapili się na niego jak na Boga, lub wręcz przeciwnie – jak na diabła, myśląc chyba, że jest pijany.
      – Patologia – mruknął do żony jakiś obwieszony srebrem, otyły facet, gdy już minął rodzinę Bennetów.  
      – Że co, przepraszam? – warknęła Emma, odwróciwszy się na pięcie i natychmiast podeszła do mężczyzny. – Co pan powiedział? – Stanęła przed nim w wysoce bojowej pozie.  
      – Mówiłem do żony, nie do pani – warknął typ, kompletnie nie przejmując się tym, że obraził kobietę. Po samej jego twarzy widać było, że to jakiś zadufany w sobie, narcystyczny kretyn.  
       – Cham i prostak. To dopiero patologia – odparowała blondynka i odkręciwszy się o sto osiemdziesiąt stopni, ruszyła w kierunku hali. – A ty uważaj, jak chodzisz – zganiła syna.
      – Podeptał mi nogę, nie patrzy, jak lezie – pyskowała Nicole, nie mogąc darować, że matka tak delikatnie upomniała Trevora.  
      – Weź, bo cię...! – huknął w końcu wkurzony nastolatek, agresywnie machnąwszy ręką przed nosem siostry.  
      – Zachowujcie się, do cholery, jesteście w sklepie! – syknęła dyskretnie Emma, mając już dość tej wojny.  
      – To ja się nie zachowuję, czy on? – Walczyła czternastolatka, chcą koniecznie sprawić, aby jej było na wierzchu.  
     – Idź, weź wózek. – Emma zmieniła temat, westchnąwszy z rezygnacją.
      Dziewczyna się oddaliła. Blondynka spojrzała na Trevora – nadal szedł schylony. Nie zaczepiała już chłopaka, chciała jak najszybciej dokonać zakupów i wyjść z tego ogarniętego chaosem i pośpiechem miejsca. Trevor wiedząc, że jest bardzo daleko od miejsca, gdzie zatrzymał go ochroniarz, delikatnie spojrzał w lewo, lecz typa nie wypatrzył. Stres jednak nie zniknął, gdyż nastolatek właśnie ubzdurał sobie kolejną przykrą rzecz, a mianowicie – że facetowi może przyjść do głowy, aby przespacerować się po sklepie. Dodawał sobie jednak otuchy tym, że może go nie pozna. Młokosy przecież kradną tu codziennie, więc może mu się pomyli.
      Nicole właśnie wróciła z koszem, zła jak osa.  
      – Pchają się, jakbym chciała wziąć ostatni wózek. Dobijają mnie te stare pudła! – Ordynarnie podsumowała robiących zakupy staruszków.
      Trevor parsknął śmiechem. Emma zmierzyła córkę nieprzychylnym wzrokiem, ale nie chcąc znowu zaczynać słownej przepychanki, nie odniosła się do jej słów. Ruszyła w lewo, ponownie wprowadzając nerwówkę u syna, gdyż był to bardzo niepożądany przez niego kierunek. Piknął sms i Trevor sięgnął po komórkę. Mogę wyjść na godzinę, więc gdzie się spotkamy? – brzmiała wiadomość od Susan. Niemałe zdziwienie pojawiło się na twarzy nastolatka. Jestem w sklepie. Przyjedź i jakby mnie jeszcze nie było,  poczekaj chwilę pod moim domem – odpisał chłopak.  
      – Trevor, tak ci się śpieszyło? Zostaw już to i idź, weź frytki, będzie szybciej. My pójdziemy po pieczywo i tam się spotkamy – zainterweniowała w końcu Emma, widząc, że bawi się telefonem.  
       Nie protestował, był wręcz szczęśliwy z faktu, że na chwilę oddali się od matki i będzie mógł dokładniej rozejrzeć się za pracownikiem sklepu. Dotarł do zamrażarek, chwycił trzykilową torbę i inwigilując wzrokiem teren hali, poszedł w kierunku pieczywa. Emma już zaopatrzyła się w pół piekarni, więc bez przeszkód mogli ruszyć dalej.  
      Minęło kolejne kilkadziesiąt minut, po których blondynka, mając już produktów po same brzegi, ku uciesze chłopaka wreszcie oznajmiła:  
      – Dobra, idziemy do kasy, szukajcie jakieś mniej zatłoczonej.  
       Znajdowali się, niestety, przy feralnym wyjściu, więc Trevor, mimo iż nadal nie wypatrzył kolesia, to ponownie spuścił głowę, nie chcąc ryzykować. Emma bezustannie lustrowała syna, lecz już nie pytała, wiedziała, że to nie ma sensu. Był tak samo uparty, jak ojciec, kobieta miała świadomość, że jeśli naprawdę narozrabiał, to i tak się do tego nie przyzna. Domyślała się, że coś jest nie tak, lecz postanowiła poczekać i ponownie zahaczyć o ten temat w domu. Zastanawiała się tylko, czy w ogóle warto psuć sobie nerwy wyciąganiem prawy, której i tak zapewne się nie dowie.  
      – Chodźmy tam, tam jest chyba mniej bydła – zaproponował chłopak, wskazując bezpieczniejszą, oddaloną o spory kawałek kasę.  
      – Nie, tam jest mniej – odparła Emma, ruszając przed siebie, jak na złość, do miejsca, którego Trevor starał się za wszelką cenę uniknąć.  
       Szatyn nerwowo spojrzał na zegarek – dochodził siedemnasta. Doszli do kasy, przy której stały jedynie dwie osoby i zaczęli ładować produkty na taśmę. Chłopak nijak nie mógł się skupić, raz po raz zerkając w kierunku wyjścia. Dwie godziny temu nie pomyślałby nawet, że głupia, warta marne cztery dolary tubka kleju będzie go męczyć pół dnia.  
      – No szybciej, nie śpij! – warknęła Nicole, gdyż nastolatek ruszał się w tej chwili jak niedołężny emeryt.  
      Po kolejnych koszmarnych minutach przyszła w końcu ich kolej, więc młoda sprytna kasjerka migiem podliczyła zakupy i nad wyraz uszczęśliwiony tym stanem rzeczy chłopak chwycił trzy największe torby i po chwili odeszli od kasy.  
      – Idziemy tam, przecież tam stoi samochód – rzucił młodzik, wskazując kierunek, z którego przyszli i bez czekania na decyzję rodziny, udał się w stronę bezpieczniejszego wyjścia.  
      Pozostali bez sprzeciwu podążyli za nim. Trevorowi coraz lżej robiło się na sercu, czuł, że chyba wyjdzie z tej sytuacji bez szwanku. Szczęście jednak nie trwało długo, ponieważ nie zdążyli przejść nawet dziesięciu metrów, gdy usłyszeli z tyłu:  
      – Halo, proszę pani, proszę się zatrzymać!  
      Emma nie wiedziała, do kogo kierowana jest prośba, aczkolwiek instynktownie przystanęła w miejscu. Kurwa, wiedziałem! – pomyślał wściekły chłopak. Mężczyzna poszedł do zdezorientowanej kobiety i ta od razu spojrzała na nastolatka, pożerając go pretensjonalnie-pytającym, zimnym jak głaz wzrokiem.  
      – Czapka tu w niczym nie pomoże – uśmiechnął się z pełną satysfakcją ochroniarz, stając vis-a-vis Bennetów. Był najwyraźniej wielce rad, widząc Trevora z osobą dorosłą.  
      – O co chodzi? – zapytała spięta blondynka, patrząc to na niego, to na syna.  
      Trevor był już maksymalnie zdenerwowany, mając w głowie najczarniejsze myśli.  
      – To pani syn? – zapytał grubas.  
      – Tak, a o co chodzi? – powtórzyła rozgorączkowana Emma.  
      – Może wyjaśnisz matce? – rzekł facet, złośliwie patrząc na chłopaka, który już nie chował twarzy, bo i po co?  
      – Co mam wyjaśniać? – mruknął Trevor, próbując zaprezentować niczym nie zmąconą pewność siebie.  
      – Trevor – Emma wymownie popatrzyła na syna, żądając bezzwłocznych wyjaśnień.  
      – No co? Nie wiem, o co chodzi. – Chłopak twardo palił głupa.  
      – Nie wiesz? – zapytał sucho ochroniarz, któremu uśmiech już zniknął z twarzy. – Pani syn dopuścił się kradzieży i uciekł – wyjaśnił.  
      – Trevor! – powtórzyła agresywniej rozgniewana blondynka.  
      – No co? Ja nic nie wiem. – Wykręcał się szatyn.
      – Jak to nie wiesz? Przecież widziałem, jak chowałeś coś do kieszeni – kontynuował mężczyzna.  
      – Tak? A ma pan jakieś dowody? Tu się kręci mnóstwo małolatów, może mnie pan z kimś pomylił. Macie mnie na nagraniu? No i czemu mnie pan nie zatrzymał, skoro coś ukradłem? – wyjechał odważnie Trevor.  
      – Niestety, nie mamy, bo dobrze to sobie wykombinowałeś, ale to nie zmienia faktu, że cię widziałem. Po co miałbym kłamać? – przekonywał facet, kierując wzrok na Emmę.  
      – Może naprawdę się pan pomylił? – powiedziała czterdziestopięciolatka, która nieco się pogubiła; ton głosu syna był niewiarygodnie przekonujący.  
      – Nie, nie pomyliłem się, nie pracuję tu pierwszy dzień. Więc jak załatwimy tą sprawę? Nie wiem, co ukradł, więc nie mogę powiedzieć, jaka był tego wartość. Ale to nieistotne, liczy się fakt, że dopuścił się kradzieży i myślę, że powinniśmy zawiadomić policję – rzekł mężczyzna.  
      – A ja myślę, że jeśli nie ma pan dowodów, to wzywanie policji jest kompletnym absurdem. Przecież macie tu wszędzie monitoring, więc to bardzo dziwne, że oskarża pan mojego syna, nie mając absolutnie nic na potwierdzenie jego winy – fuknęła Emma.  
      Koleś wywalił oczy, nie spodziewając się chyba, że ta rozsądnie wyglądająca kobieta podejdzie do sprawy w taki sposób. Od razu się spłoszył, przez co chwilowo zamilkł.
     – No dobrze, niech będzie. Teraz mu się upiekło i mu odpuszczę, ale wolałbym, żeby więcej nie przychodził do naszego sklepu – mruknął wreszcie mężczyzna, który stał się nagle mały jak karzełek.  
      Trevor nie wytrzymał i parsknął śmiechem, był bardzo rozbawiony nieudolną próbą wybrnięcia przez faceta z ośmieszającej go sytuacji.
     – Więc proszę nie zawracać mi głowy, bo bardzo się śpieszę! Idziemy! – nakazała pociechom wkurzona Emma i spojrzawszy na ochroniarza spod byka, ruszyła przed siebie. Trevor wiedział, że sprawa tak łatwo nie rozejdzie się po kościach, aczkolwiek odetchnął z ulgą. Szedł, uśmiechając się pod nosem. Nie mógł uwierzyć, że jego od zawsze uczciwa matka nie wyciągała od niego prawdy, tylko olała sprawę, do tego w mig zgasiła typa, robiąc to, w notabene, bardzo pięknym stylu.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 3029 słów i 17967 znaków, zaktualizowała 18 maj 2020.

1 komentarz

 
  • Duygu

    "Narcystyczny kretyn" to od dzisiaj moje ulubione przezwisko.  <3  :D Emma, brawo, kobieto, jestem z ciebie dumna! Tak trzymaj! Broń swoich skarbów (chociaż święte to te dzieci nie są, ale zawsze to jej dzieci  :P   :faja: )  <3  Bardzo ładna część  :kiss:

    18 maj 2020

  • agnes1709

    @Duygu Dzięki, chmureczko ;):kiss:

    18 maj 2020