Po rozmowie z przyjaciółką Hermiona wróciła cicho do siebie. Miała nadzieję, że Ślizgona nie będzie w salonie Prefektów, ale po raz kolejny okazało się, że los ma bardzo sarkastyczne poczucie humoru. Draco siedział na kanapie. Jęknęła cicho, widząc go i ruszyła do sypialni.
- Miona, poczekaj – złapał ją delikatnie za nadgarstek. – Możemy pogadać? Nie odzywasz się do mnie już od tygodnia! Chodzi o tamtą noc?
- To nigdy nie powinno się zdarzyć, Draco – szepnęła, a na jej policzkach wykwitły rumieńce. – Zdradziłam swojego chłopaka!
- Daj spokój, przecież nic takiego się nie stało...
- Inaczej mówiłeś, gdy po naszym rozstaniu związałam się z Wiktorem – mruknęła.
- Bo wtedy mnie to strasznie bolało. A teraz chciałbym cię odzyskać. Naprawdę mi na tobie zależy, kochanie. Chcę już na zawsze być z tobą. Zmieniłem się...
- Draco, wybacz, ale...
- Ale co?
- To wszystko jest takie strasznie skomplikowane.
- To wcale nie jest skomplikowane, kochanie – przytulił ją mocno, nie zamierzając jej tak szybko wypuścić z objęć. – Wiem, że nie kochasz Kruma, widzę to. Dlaczego więc musisz być tak strasznie uparta? Wiem, że skrzywdziłem cię wiele razy, że powinienem był walczyć o ciebie od samego początku, gdy zaczęło się psuć, no ale nawaliłem... Dość koncertowo. Przez własną głupotę i dumę straciłem ciebie i zespół, który dawał mi tak potrzebną odskocznię po śmierci matki. Nie mniej jednak chciałbym wszystko naprawić. Z zespołem już mi nie wyjdzie, ale chcę znów być z tobą. Zrozumiałem, że nigdy nie przestałem cię kochać, Hermiono. Jesteś dla mnie wszystkim, całym moim szczęściem... Proszę, pozwól mi znów zasypiać i budzić się wtulony w twe boskie ciało. Ja naprawdę nie chciałbym cię już tracić. Zbyt wiele dla mnie znaczysz.
- Draco – wyszeptała ze łzami w oczach.
- Poczekaj...daj mi dokończyć. Ja naprawdę cię kocham i byłem totalnym osłem, pozwalając ci odejść, dlatego proszę – uklęknął. – Uczyń mi ten zaszczyt i zostań moją żoną, Hermiono – w jego palcach błysnął pierścionek.
Hermiona cofnęła się o krok w niemym szoku, zasłaniając sobie usta ręką.
- Proszę! – jęknął, patrząc na nią błagalnie.
- Draco, ja...ja nie mogę – wyszeptała. – Nie po tym wszystkim.
- Hermiono, ja się naprawdę zmieniłem. Obiecuję ci, że już nigdy cię nie skrzywdzę. Wyjdź za mnie!
- Naprawdę nie mogę, Draco... Przepraszam – spojrzała mu po raz ostatni w te stalowoszare tęczówki i jęknęła, widząc w nich ten ból i smutek z powodu odtrącenia. – Nie mogę – powtórzyła cicho i uciekła do swojej sypialni. Zamykając za sobą drzwi, spostrzegła, że młody Malfoy wciąż klęczał w tym samym miejscu. Po jego policzkach spływały łzy, gdy patrzył na nią zdruzgotany.
Te kilka tygodni do zakończenia roku, gdy mieli pożegnać stare mury szkoły, by już nigdy do niej nie powrócić i rozpocząć dorosłe życie, dwójka Prefektów Naczelnych spędziła głównie w swoich sypialniach, z rzadka się widując. Ginny, która martwiła się o nich i z obojga próbowała wyciągnąć odpowiedź na pytanie, co się właściwie stało, straciła cierpliwość po tygodniu i nawet ona się poddała.
Ostatniego dnia szkoły Hermiona zeszła na śniadanie w podłym nastroju i z zapuchniętymi od płaczu oczami. Podobnie do niej wyglądała większość dziewczyn z siódmego roku, a i chłopcy byli dość przybici. Przecież tyle razem przeżyli, bez względu na to, czy darzyli się sympatią, czy jednak nie, te mury jednoczyły uczniów. Przecież to tutaj stoczyli najważniejszą walkę swoich czasów, pokonując Voldemorta. To tutaj większość z nich przeżyła swoje miłosne wzloty i upadki. To tutaj szkolili się w trudnej sztuce czarodziejstwa. A teraz mieli opuścić Hogwart...
Ogłoszenie zwycięscy Domów oraz rozdanie wyników końcowych też nie było takie radosne, jak zazwyczaj, choć twarz Hermiony rozjaśnił szeroki uśmiech, gdy spojrzała na swoje same Wybitne.
Pożegnań w czasie całej podróży nie było końca. Stary Express wydawał się jeszcze bardziej zatłoczony, niż dotychczas, wszyscy biegali w tę i nazad, by choć te ostatnie godziny spędzić z przyjaciółmi. Hermiona była podenerwowana i nie spała przez całą drogę. Wciąż rozmyślała o tym, co zrobił Draco, nie potrafiła ot tak wyrzucić go z pamięci i niezbyt docierało do niej to, co mówiła do niej zatroskana Ginny.
A w Londynie, gdy wysiedli z wagonów, czekał już na nią szczęśliwy Wiktor. Uśmiechnęła się do niego leciutko i przytuliła.
- Ty płakała? Hermijona, tobie ktoś coś zrobił, da? – spojrzał na nią badawczo, zauważając jej wciąż zapuchnięte oczy.
- Nie, po prostu to był smutny dzień, przecież już nigdy nie pojadę tym pociągiem, nie zasiądę w szkolnych ławach – westchnęła, nie podnosząc głowy.
- Teraz ty będzie tylko ze mnu, Hermijona. Obiecuju! A teraz chodź, ja przygotował niespodziankę.
- Dobrze, pożegnam się tylko.
Tuląc do siebie Ginny, której musiała solennie przyrzec, że będzie do niej często pisać, wychwyciła smutne spojrzenie Dracona, który stał nieopodal z Lucjuszem, czekając na Wiewiórę.
- Trzymaj się – wyszeptała w jego stronę i odeszła z Wiktorem. Wkrótce teleportowali się do jego domu.
- Tak strasznie za tobą tęsknił, Hermijona – powiedział, całując ją namiętnie.
- A ja za tobą – powiedziała cicho, oddając pocałunki raczej niemrawo.
- Wszystko dobrzu?
- Tak, po prostu jestem zmęczona tym dniem. Marzę o odpoczynku – wyjaśniła z nikłym uśmiechem. Kompletnie nie miała ochoty na żadne czułości.
- Hermijona, ja przygotował niespodziankę – powiedział tak trochę niepewnie, widząc, że jego dziewczyna nie chce się z nim całować.
- Wiktor, a może to poczekać? Najlepiej do jutra, chciałabym wziąć kąpiel i iść spać. Padam na twarz i obawiam się, że mogłabym nie docenić tego, co przyszykowałeś.
- Nuuu... dobrzu, ja rozumiem...
- Przepraszam, ale naprawdę już ledwo widzę na oczy.
- Ok – wzruszył ramionami i pocałował ją w czoło. – Będę w sypialni.
Miesiąc później.
Hermiona obudziła się sama w szerokim łóżku, jak codziennie zresztą i przeciągnęła. Do kuchni zeszła w kusej piżamce i zrobiła sobie kubek kawy. Sięgnęła po Proroka Codziennego, którego prenumerowała, by mieć wgląd w świat, który tak bardzo kochała. Z lekkim roztargnieniem przekartkowała gazetę, nie zauważając niczego godnego uwagi, oprócz obszernej wzmianki o rychło zbliżającym się ślubie swojej przyjaciółki. Prorok jak zwykle trochę przesadzał, opisując zakupy Lucjusza na ten wyjątkowy dzień, ale ogólnie trzymali się prawdy.
Kreację na ten dzień miała już oczywiście kupioną i trzeba szczerze zauważyć, że Wiktor nie szczędził pieniędzy na ów wydatek. Sam też sprawił sobie świetny garnitur. Pytanie jednak brzmiało, czy w ogóle uda mu się w nim wystąpić? Miał bowiem coraz więcej pracy, jako że bułgarscy czarodzieje zapragnęli nagle ujawnienia, co ze wszelkich miar było nieodpowiedzialne, niewłaściwe i przede wszystkim niebezpieczne dla całej społeczności czarodziejów. Siedział więc całymi dniami w Ministerstwie, mocno zaniedbując ukochaną, która wkrótce zaczęła wynajdywać sobie rozrywkę. Zwiedziła już miasto, a przynajmniej jego dużą część, w bibliotece Wiktora z przyjemnością uporządkowała jego księgozbiór, poświęcając na to niemal tydzień. Nie, żeby kolekcja była jakichś porażających rozmiarów, po prostu część pozycji przeczytała w trakcie pracy... A potem wzięła się za doskonalenie swoich umiejętności kucharskich, w pewnym momencie nieomal puszczając dom Wiktora z dymem. Na szczęście bycie czarownicą niesie ze sobą wiele pozytywów.
No i wciąż dom, w którym mieszkała, nazywała jego domem. Nie jej, nie wspólnym. Wiktora. Ale tylko, gdy była sama. A że ostatnio zdarzało się to coraz częściej... Cóż...
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.