Draco zachwiał się mocno na nogach, gdy wylądował twardo na śniegu. Rozejrzał się lekko nieprzytomnie po okolicy i ze zdumieniem odkrył, że znajduje się na hogwarckich błoniach! Przełknął ślinę, prosząc Merlina, by okazało się, że powrócili do właściwego dla nich czasu. Dostrzegł szalejących uczniów, więc szybko domyślił się, że jest weekend.
Ze wciąż nieprzytomną Hermioną w ramionach ruszył ostrożnie w stronę zamku. Uczniowie, gdy tylko dostrzegli, kto zmierza w ich stronę, zamarli zaskoczeni niecodziennym widokiem, a następnie otoczyli zmęczonych kolegów. Draco ani myślał się jednak z nimi witać, bo oto na schodach prowadzących do Sali Wejściowej stała McGonagall. Przełknął nerwowo ślinę i ruszył w jej kierunku. Nie spodziewał się jednak jej reakcji. Kobieta bowiem niemal sfrunęła ze schodów i podbiegła do nich.
- Na brodę Merlina! - wykrzyknęła. Spojrzała na zemdloną dziewczynę i zakomenderowała. - Do środka i natychmiast do Skrzydła Szpitalnego! Najkrótszą drogą! Niech nikt was nie widzi!
Następnie, gdy Draco z Hermioną zniknęli za ogromnymi drzwiami, zwróciła się do reszty zdumionych uczniów i zanim ci zdołali wykonać jakikolwiek ruch, rzuciła odpowiednie zaklęcie:
- Obliviate!
Draco tymczasem korzystając z masy tajnych przejąć, zdążał ku Skrzydłu Szpitalnemu, gdzie miał nadzieję znaleźć pomoc dla dziewczyny. Z impetem wpadł do sali i krzyknął donośnie:
- Pani Pomfrey!
Nie czekając na odzew, ruszył z dziewczyną w objęciach ku najbardziej odległemu od wejścia łóżku. Tymczasem Poppy zaintrygowana krzykiem wyjrzała ze swego gabinetu i oniemiała, widząc, kto ją odwiedził.
- Na brodę Merlina! - wykrzyknęła, zasłaniając usta dłonią. - To prawdziwy cud!
Drzwi do sali ponownie się otwarły i wbiegła przez nie przejęta nauczycielka transmutacji.
- Co jej jest? - zapytała niespokojnie, patrząc na koleżankę.
- Jeszcze nie...
- Jest w ciąży! - przerwał jej Draco i opadł wreszcie na krzesło przy wezgłowiu łóżka Hermiony. Kobiety popatrzyły na siebie wielce zdziwione, aby następnie przenieść spojrzenie na młodzieńca. Ten widząc nieme pytanie w ich oczach, westchnął ciężko i odparł lekko wyzywająco. - To moje dziecko!
- Panie Malfoy, czy?... - zaniepokoiła się dyrektorka.
- Nie, nie wziąłem jej gwałtem, pani profesor! - zdenerwował się. - Kocham ją!
- W takim razie obawiam się, że pan Weasley nie wygra tego pojedynku, prawda?
- Zgadza się. Nie wygra!
- Tak podejrzewałam... No cóż, Poppy, obudzisz pannę Granger?
- Oczywiście! - powiedziała pani Pomfrey i zaczęła wykonywać nad dziewczyną serię skomplikowanych ruchów różdżką, a McGonagall tymczasem zamknęła na klucz drzwi do sali, od strony korytarza wyczarowując kartkę o kwarantannie. Tak na wszelki wypadek.
- Faktycznie. Panna Granger jest w ciąży. Wszystko w porządku — powiedziała pielęgniarka po chwili i ocuciła Hermionę. Ta zamrugała kilkakrotnie, początkowo nie bardzo wiedząc, gdzie się znajduje, lecz widząc rozradowane twarze dyrektorki i pielęgniarki oraz siedzącego obok niej Malfoy'a, również uśmiechnęła się niepewnie.
- Jak się pani czuje, panno Granger? - zapytała Poppy, przyglądając się jej uważnie.
- Dobrze — odparła Gryfonka i zerknęła na ukochanego. - Co się stało?
- Zemdlałaś zaraz po tym, jak poinformowałaś mnie, że spodziewasz się naszego dziecka. A zaklęcie wreszcie przeniosło nas tutaj — wyjaśnił, z czułością się jej przyglądając.
- Faktycznie jestem w ciąży?!
- A co, masz wątpliwości? - zdziwił się. - Poza tym pani Pomfrey to potwierdziła!
- Ale, Draco! Co teraz z nami będzie? - zapytała, zupełnie ignorując obecność starszych kobiet.
- Wszystko! - odparł nad wyraz radośnie. - Weźmiemy ślub i przysięgam ci, że bynajmniej na jednym dziecku się nie skończy!
Hermiona uśmiechnęła się do niego szeroko.
- No, to skoro ta sprawa została przez was w jakimś tam stopniu już wyjaśniona, bynajmniej nie umniejszając uczuciu, które niespodziewanie was połączyło, chciałabym się teraz dowiedzieć, co wydarzyło się od czasu, gdy zaklęcie przeniosło was kilka wieków wstecz. Bo to, gdzie się znajdowaliście, wiemy, ale nie mamy bladego pojęcia, jak to wyglądało wszystko z waszej perspektywy — odezwała się Minerwa nad wyraz łagodnie.
Młodzi spojrzeli na nią jakby z lekkim przestrachem.
- Weasley przeniósł nas do dziewiątego wieku, gdzie nie było jeszcze Hogwartu — rozpoczął opowieść Ślizgon, ruchem ręki prosząc, by kobiety usiadły, co też niezwłocznie uczyniły. - Pokłóciliśmy się już niemal na samym początku, ale koniec końców udało nam się dojść do konsensusu...
Pięć godzin później.
- ... Wtedy Hermiona zemdlała, ja ją złapałem, by nie upadła na ziemię, a zaklęcie przeniosło nas tutaj — zakończył opowiadanie blondyn. Gardło niemiłosiernie go piekło, bo to on głównie mówił, a tyłek bolał go od siedzenia na twardym taborecie. Marzył już tylko o pożywnej kolacji i ciepłym łóżku...
- To wszystko jest tak bardzo niesamowite! - powiedziała po dłuższej chwili dyrektorka. - Tak naprawdę to istny cud, że tam nie zginęliście. Jestem rada, że udało wam się do nas powrócić i to nawet w poszerzonym składzie... - obdarzyła ich doprawdy czułym uśmiechem. - Jeśli wam to nie przeszkadza, to chciałabym, byście dzisiejszą noc spędzili tutaj, a jutro rano zeszli na śniadanie. Co prawda jutro poniedziałek, ale myślę, że z tak ważnej okazji, jak wasz powrót, mam pełne prawo odwołać zajęcia.
Hermiona zerknęła na blondyna i kiwnęła tylko głową. Też była śmiertelnie zmęczona...
- Teraz dostaniecie kolację i po fiolce Eliksiru Słodkiego Snu, po którym nie będą was męczyć żadne koszmary — zadecydowała pielęgniarka.
- To ja was już opuszczę. Życzę dobrej nocy i do zobaczenia na śniadaniu — rzekła Minerwa, podnosząc się ze swego miejsca i kierując się do drzwi.
Gdy nauczycielka wyszła, pielęgniarka udała się do swojego gabinetu po odpowiednie eliksiry, a Hermiona zerknęła na Draco.
- Więc to prawda... - zagadnęła go.
- Co?
- Ciąża... Zostaniemy rodzicami, Draco — odparła.
- Wiem. I cieszę się z tego — powiedział, przytulając ją mocno do siebie. - Kocham cię przecież!
- A co na to wszystko powiedzą twoi rodzice?! Pomyślałeś o tym w ogóle? Przecież w końcu będziemy musieli im powiedzieć, skoro już w jakiś tam sposób zadeklarowałeś się, że chcesz ze mną być, to...
- Hermiono, mogłabyś przestać? Moi rodzice będą musieli to zaakceptować, czy im się będzie podobać, czy też nie. Jeśli nie, to stracą syna i wnuki. Kropka! Dla mnie temat jest zakończony! - powiedział, obejmując ją i przytulając mocno. - Nie masz co się martwić na zapas, kochanie!
Wkrótce na stoliczku pomiędzy ich łóżkami pojawiły się talerze z jedzeniem, na które rzucili się tak, jakby nie mieli nic w ustach od co najmniej tygodnia... Gdy tylko zjedli, pielęgniarka stanowczo nakazała wypić im eliksir, bo jak twierdziła, muszą się porządnie wyspać. Byli najwyraźniej tego samego zdania, co ona, bo bez słowa sprzeciwu wypili zawartość fiolek, położyli się na miękkich poduszkach i odpłynęli momentalnie w spokojny sen, w którym nie męczyły ich żadne niechciane senne mary...
Nazajutrz rano obudziły ich łagodne słowa pani Pomfrey. Draco otworzył oczy i ze zdumieniem odkrył, że jest już poniedziałek. Czuł się świetnie, wypoczęty i stosunkowo radosny. Nawet Hermiona miała lekki uśmiech na twarzy, co, jak podejrzewał Ślizgon, wywołane było rychłą perspektywą spotkania się z przyjaciółmi po tak długiej rozłące.
Gdy przebrali się w szaty Hogwartu, które dostarczyły im w nocy uczynne skrzaty, do sali zajrzała profesor MacGonagall, informując ich, że za pół godziny mogą zjawić się już w Wielkiej Sali.
Schodząc po schodach ku wskazanemu miejscu, gdzie miało wreszcie się wydać, że oboje wrócili cali i zdrowi, Hermiona czuła, jak jej blondyn coraz mocniej się spina. Podejrzewała, że denerwował się na samą myśl o Ronaldzie. By dodać mu otuchy, pociągnęła go lekko za rękę ku jakiejś pustej klasie, a gdy tylko się tam znaleźli, zamknęła drzwi i stanęła naprzeciw zdezorientowanego Ślizgona.
- Nie martw się, kochanie — powiedziała, zarzucając mu ramiona na szyję. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze, nie masz się czego obawiać... Ronald już dla mnie nie istnieje i zamierzam mu to dzisiaj uświadomić!
- Jesteś tego pewna? Zawsze jeszcze możesz się wycofać — mruknął, aczkolwiek w jego szarych oczach pojawiły się już iskierki radości.
- Tak, jestem tego pewna, kretynie!
- Oh, czyli wracamy do wyzwisk, co? - zaśmiał się i wreszcie ją objął.
- Być może — odparła radośnie. - Ale to będą tylko takie nasze wyzwiska. Co ty na to, Malfoy?
- Z wielką przyjemnością! - zgodził się, by po chwili zatonąć już w malinowym smaku jej pełnych ust.
Na śniadanie oczywiście lekutko się spóźnili, ale wkrótce się okazało, że nawet dobrze się stało, bo McGonagall wciąż tłumaczyła rozentuzjazmowanej czeredzie, dlaczego dzisiaj nie ma jednak zajęć. Stanęli przy schodach prowadzących na piętro, by być widocznymi dla Stołu Nauczycielskiego. Wkrótce też dyrektorka dostrzegła ich, bo powiedziała promiennie:
- Zapraszam naszych kochanych gości do środka, a uczniów upominam, by nie rzucali im się na szyje. Przynajmniej nie od razu... Chodźcie, kochani! - zawołała, na co Draco chwycił Hermionę za rękę i ruszył z nią pewnie w stronę podwyższenia. W Wielkiej Sali zapadła głucha cisza, gdy zdumione twarze setek uczniów uważnie śledziły każdy ruch zaginionej dotąd dwójki nastolatków. Krocząc ku nauczycielom, Hermiona dostrzegła oniemiałe twarze Harry'ego i Rudej, a także wściekły wzrok Rona, gdy ten dostrzegł złączone dłonie swojej dziewczyny i znienawidzonego Ślizgona.
Gdy podeszli do postumentu, spostrzegli, że nauczyciele również wyglądają na poważnie wstrząśniętych ich nagłym powrotem. Wtedy też nieskazitelna dotąd cisza zafalowała, ale została stłumiona przez podniesioną dłoń dyrektorki, która odezwała się spokojnym, lecz radosnym głosem:
- Nareszcie nadszedł ten cudowny dzień, w którym to panna Granger i pan Malfoy zjawili się w zamku Hogwart po wielu trudach przenoszenia się w czasie. Jestem dumna i wielce szczęśliwa z faktu, iż pomimo wielu przeciwności losu, dzielących ich charakterów i wiadomej wszystkim wspólnej niechęci, ta para młodych czarodziejów znalazła nić porozumienia i wydostała się z matni czasu, do której zostali odesłani przez przypadek i wbrew sobie... A więc, nie przedłużając, przywitajmy serdecznie Gryfonkę Hermionę Granger i Ślizgona Dracona Malfoy'a!
Wybuch radości, oklasków, wiwatów i gwizdów (to ostatnie najbardziej zaskoczyło Hermionę) targnął pomieszczeniem do tego stopnia, że ze sklepienia posypał się kurz i pył. Gryfonka skrzywiła się lekko, gdy przez ogólny tumult przebił się wrzask Weasley'a:
- Hermiono!
Spojrzała w jego kierunku i dla świętego, aczkolwiek wyjątkowo krótkiego spokoju, puściła dłoń arystokraty.
Ronald dopadł do niej w chwilę później i wziął ją w ramiona.
- Ron, bo mnie udusisz! - wystękała, uśmiechając się niepewnie. Puścił ją i powiedział:
- Kochanie, nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem!
- Przestań... - burknęła, odsuwając się od niego.
- Hermiono, co się dzieje? - nie zrozumiał jej zachowania.
- Ron, nie mogę już z tobą być — powiedziała.
- Dlaczego?! - zdumiał się. - Przez ten mój głupi błąd? Ja naprawdę nie miałem pojęcia, że to tak będzie wyglądać!
- Wiem, Ron i tak naprawdę jeszcze tylko dlatego nic ci nie zrobiłam ze złości! - warknęła, przysuwając się do Ślizgona. Rudzielec spojrzał na nią ze zdumieniem, a tymczasem szał radości nieco przycichł. Do trójki nastolatków podbiegli Harry i Ginny.
- Ron, ja nie mogę i nie chcę już z tobą być! Nie kocham cię! - powiedziała dobitnie, wiedząc, że za chwilę wybuchnie awantura.
- A kogo kochasz?! - wydarł się Ronald. - Jego?! - ruchem głowy wskazał granitowo spokojnego blondyna.
- Tak, Ron. Kocham Draco...
Gdyby meteor uderzył w środek Wielkiej Sali, nie wywołałby większego zdumienia wśród uczniów i nauczycieli, niż słowa Hermiony. Jednak nikt z nich nie był tak zdumiony, jak Ron, który wyglądał jak karp wyjęty z wody przed wigilią. Poruszał ustami, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z nich.
- I jestem z nim w ciąży! - dorzuciła.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.