Dramione - niechciany obrońca rozdział 14

Dramione - niechciany obrońca rozdział 14- Ron! - wrzasnęła Ginny, podnosząc się z miejsca z różdżką w ręce. - Co ci odpierdala?
- Nie będzie mi ten bułgarski kretyn zawłaszczać sobie mojej narzeczonej! - wydarł się czerwony na twarzy Ron.
- Ronusiu, a co też ty mówisz? Hermiona przecież wybrała innego, wiem, że to przykre, ale musisz się wreszcie z tym pogodzić! - powiedziała pani Weasley. Była bardzo zaskoczona zachowaniem syna. Przecież obiecał jej, że będzie zachowywać się racjonalnie!
- Nie obchodzi mnie to! - teraz był już mocno purpurowy na twarzy i wyglądał tak, jakby za chwilę miał się udusić.
- Co to za dzikie wrzaski? - usłyszeli z salonu głos zainteresowanego Georga. Rudzielec wszedł do zatłoczonej kuchni i ze zdumieniem rozejrzał się po zebranych tam czarodziejach. Uważnym spojrzeniem obrzucił obnażonego do połowy Kruma i wyglądającego, jak burak brata.
- Kto kogo wyzwał? - zapytał rzeczowo, sięgając po marchewkę z salaterki na kuchennym blacie. Zaczął ją chrupać, jednocześnie nie spuszczając wzroku z dwóch agresorów.
- On! - odparł natychmiast jego młodszy brat, wskazując przeciwnika.
- Czego od ciebie chciał? - zapytał Bliźniak beznamiętnym tonem.
- Zwyzywał Hermionę! W mojej obecności! - kontynuował Ron, nie pozwalając nikomu dojść do słowa.
- Aha... - mruknął George. Zza pazuchy wyciągnął swoją różdżkę i machnął nią krótko w bliżej nieokreślonym kierunku. Nagle ze świstem do kuchni wleciała miotła Rona i wyhamowała ostro przed chłopakiem. Odwróciła się trzonkiem do dołu i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, walnęła młodego Weasleya w głowę. Raz, drugi, trzeci. Nie przestawała go okładać nawet wtedy, kiedy osłonił się rękami.
- Ej... Oh... Ała!!! Mógłbyś... Możesz ją odwołać? - jęknął w końcu Ron, cały czas osłaniając się przed atakiem zwariowanej miotły.
- Dość tego, panowie! - do kuchni weszła surowa McGonagall. Jej mina pozostawiała wiele do życzenia. Od razu było widać, że coś się stało! - Krum, ubieraj się, Weasley odczaruj miotłę, a co do młodszego pana Weasleya, to jeśli jeszcze raz usłyszę, że mówisz o Hermionie jako o swojej partnerce życiowej i żądasz od Viktora, by z nią zerwał, to osobiście dopilnuję, by nie przyjęli cię do Ministerstwa Magii!
George parsknął śmiechem i cofnął zaklęcie, a Krum pospiesznie zaczął się ubierać. Ron natomiast bez słowa usiadł na swoim miejscu, podobnie jak Ginny, tyle że ona nie schowała różdżki.
- A teraz, skoro już panowie łaskawie zaczęli zachowywać się, jak na ich wiek przystało, pragnę przekazać wam wszystkim bardzo smutną wiadomość... Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać odkrył w swych szeregach naszych szpiegów. Dwóch.
- Kogo? - zapytał natychmiast wstrząśnięty tym Harry.
- Młodego i starego Goyle'a — powiedziała smutno. Usiadła też zaraz na podsuniętym jej przez Slughorna krześle.
- A co z...?
- On akurat przeżył. Sami - Wiecie - Kto na szczęście nie domyśla się jego udziału w tym wszystkim. Nie mniej jednak gniew czarnoksiężnika dosięgnął i jego — wyjaśniła przybita nauczycielka. - Ale przeżył...
- Przeżył! - wykrzyknął piskliwie zdumiony Flitwick. - Czyżby to znaczyło, że tamtych dwóch postradało swe życia?!
- Niestety tak... Ale Hermiona jest bezpieczna. Według źródła znajduje się pod dobrą opieką, aczkolwiek podobno sprawa jakoś się skomplikowała. To wszystko, co wiem na ten temat...
W pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Powietrze było ciężkie i tak gęste, że niemal można było kroić je nożem. Wszystkimi wstrząsnęła wiadomość o śmierci tej dwójki! Teraz został im już tylko jeden sojusznik. Jeśli i jego stracą, Hermiona postrada swe życie.
- Jak... Jak pani się o tym dowiedziała? - zapytał blady na twarzy George.
- Dostałam list od naszego szpiega — odparła lakonicznie.
- A z kim przebywa Hermiona? - zainteresował się pan Weasley.
- Tego nie wiem. Lecz to nie wszystko... Podobno Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać dowiedział się o Goylach od swojego szpiega, który rzekomo jest jednym z nas. Nie wiem o kogo chodzi, bo nasz łącznik też tego nie wie.
- Pani twierdzi, że mamy w swoich szeregach szpiega?! - wykrzyknęła wzburzona Ginny.
- Niestety...
- A-ale k-k-kto? - zapytał Horacy, jąkając się gwałtownie.
- Jak już wcześniej powiedziałam, tego niestety nie wiem. Musimy zastanowić się co robić w tej sytuacji. Przecież nie wiedząc kto dla niego węszy, nie jesteśmy w stanie wyeliminować tego zagrożenia. A to sprowadza nas do tak zwanej kwadratury koła. Tkwimy w martwym punkcie. Przynajmniej do czasu, aż nie uzyskamy większej ilości informacji. Być może naszemu człowiekowi uda się zebrać jeszcze jakieś dane na temat tej wtyczki. Wtedy będziemy mądrzejsi...
- Jasne — powiedział natychmiast Harry. Wszyscy ponownie się zasępili i nikt nie zauważył znikających za futryną salonu ciemnych włosów. Osoba będąca właścicielem owej czupryny chyłkiem przemknęła się do najbliższego pokoju i tam przy mdłym świetle wydobywającym się z różdżki, skreśliła na kawałku pergaminu kilka zdań.
"W szeregach jeszcze jeden szczur. Jeszcze nie wiem kto. Gdy tylko zdobędę te dane, odezwę się. To ostatnia wiadomość na jakiś czas. Wiedzą od swego człowieka, że dla was pracuję. Sam napiszę."


- Granger, musimy poważnie porozmawiać — powiedział młody Ślizgon kilka dni później, wchodząc do jej pokoju oczywiście bez uprzedniego pukania do drzwi.
- Malfoy, czy ty nauczysz się wreszcie podstawowej kultury? - warknęła zła. Ostatnio cały czas tak reagowała, na dodatek zaczęły już męczyć ją poranne mdłości, pomimo tego, że magomedyk przepisał jej odpowiednie do zwalczenia tego eliksiry. Niestety jej organizm źle przechodził ten pierwszy okres ciąży i niewiele można było na to poradzić.
- Masz rację, powinienem był zapukać... Niemniej jednak nie o to teraz chodzi. Posłuchaj mnie uważnie. Nie przypuszczam, by twoim przyjaciołom udało się wyciągnąć cię stąd, a nawet jeśli im się to w końcu uda, to stanie się najszybciej za kilka miesięcy, a do tego czasu twój brzuch będzie już bardzo widoczny. A to nie jest bezpieczne. Oprócz nas i magomedyka nikt nie wie, że jesteś ciężarna. I nie może się dowiedzieć — powiedział poważnie, opierając się o ścianę.
- Zabiją mnie? - pisnęła.
- Nie mam pojęcia — odparł szczerze. - Ale mogą zrobić coś, czego nigdy nie chciałabyś oglądać.
Hermiona skryła twarz w dłoniach. Zaczęła się trząść.
- Dlaczego mi o tym mówisz? - zapytała w końcu.
- Bo tak trzeba...
- Jesteś Ślizgonem, Malfoy. Wy nie robicie niczego zgodnie z przyjętymi normami i zasadami.
- Niektórzy się zmieniają, Granger — warknął zły z powodu jej postawy.
- Jakoś ci nie wierzę — odparła buńczucznie.
- Twoja strata... Ale jak ci już kiedyś powiedziałem, tylko na mnie możesz tutaj liczyć, bo tylko ja mogę ci pomóc.
- Jesteś inny, zmieniłeś się — stwierdziła nagle.
- Miło, że wreszcie to zauważyłaś — sarknął, uśmiechając się przebiegle.
- Taaa... Powiesz mi szczerze, dlaczego to robisz? Rozumiem, że ludzie mogą się zmienić, ale nie uwierzę, że robisz to bezinteresownie.
- Bo nie robię... Moja matka była szpiegiem Dumbledore'a i dlatego teraz nie żyje. Ojciec wciąż trzyma się starych nawyków i nie odszedł od Śmierciożerców, ale ja bardziej podobny jestem do mego wuja — powiedział szybko. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z jej pokoju. Zarzucił płaszcz na ramiona i chyłkiem przemykając się ciemnymi korytarzami, wyszedł na zewnątrz. Rzęsisty deszcz natychmiast zaatakował jego bladą twarz. Ruszył w stronę niezbyt odległych wzgórz, za którymi znajdowały się potężne zabudowania kryjące w sobie stajnie. Większość z barbarzyńskich Śmierciożerców kochała konie, wybierając te jak najbardziej potężne i zazwyczaj kare lub gniade. On jednak uwielbiał swoją delikatną klacz koloru palomino, pełnej krwi angielskiej. Podobał mu się jej wdzięk, a przede wszystkim prędkość. Niewiele było ogierów w tej stajni, które potrafiły dotrzymać jej kroku, choć należały one do arabów czy hanowerów. Powolnym krokiem wszedł do wysokiego pomieszczenia, w którym mocno pachniało świeżym sianem i nawozem. Przywitały go delikatne parsknięcia i rżenia majestatycznych wierzchowców. Uśmiechnął się szeroko na samą myśl o cudownej przejażdżce. Chciał sobie uporządkować kilka dręczących go myśli i wątpliwości. Z siodlarni wyniósł potrzebny mu sprzęt i wszedł do boksu, by wyczyścić klacz. Normalnie zlecał to jednemu ze skrzatów, ale tym razem chciał dokonać tego osobiście. Chwycił szczotkę i zaczął nią czesać aksamitną sierść zwierzęcia, która w blasku wysoko rozwieszonych pochodni mieniła się niczym świeżo wybita, złota moneta. Następnie sięgnął po zgrzebło i nim wyczesał prawie białą grzywę i ogon konia. Z wieszaka ściągnął krwistoczerwony czaprak. Następnie wprawnym ruchem zarzucił na grzbiet klaczy siodło z wysokim łękiem w amerykańskim stylu. Pod brzuchem konia przeciągnął szeroki pas popręgu i zapiął go odpowiednio. Następnie regulując paski puśliska, obrał właściwą długość strzemion. Klacz zaczęła lekko grzebać kopytem ziemię. Uspokoił ją więc cichym cmoknięciem i sięgnął po ogłowie i naciągnął je szybko na pysk i głowę wierzchowca, wędzidło wkładając mu w pysk. Wyregulował paski policzkowe i zapiął je. Przerzucił wodze nad szyją zwierzęcia i dopiero wtedy otworzył boks, w którym stali. Chwycił konia krótko przy pysku i wyszedł wraz z nim na świeże, pachnące wciąż padającym deszczem powietrze. Włożył lewą stopę w strzemię i odbił się od podłoża. Zgrabnie wskoczył na grzbiet i pewnie chwycił za wodze. Lekkim uściskiem kolan, popędził konia do niewymuszonego kłusu. Klacz ochoczo pobiegła przed siebie, podobnie do swego pana, ciesząc się z możliwości dłuższej wycieczki.
Rozmiękła ziemia zaczęła w końcu coraz szybciej umykać spod kopyt klaczy, gdy ta samoistnie zaczęła przyspieszać. W końcu przeszła w lekki galop. Draco nisko pochylony nad jej szyją, złapał się w pewnej chwili na tym, że myśli o młodej Gryfonce, która stała się jego służką. Otrząsnął się z rozmyślań i skierował konia w stronę pogrążonej w bladych promieniach srebrzystego Księżyca plaży. Piasek wyglądał niemal na biały. Kopyta zaczęły rozchlapywać zimne fale, podczas gdy Malfoy ponownie skupił się na dziewczynie. Nie mógł pozbyć się z głowy wyrazu jej oczu, gdy powiedział jej, że jest w ciąży. Choć nie śmiał się do tego przyznać, cieszył się w głębi serca, że jest to dziecko Kruma, a nie tego przygłupa - Weasleya.
W końcu lekko ściągnął skórzane wodze, zwalniając klacz do spokojnego stępa. Jej sierść błyszczała od potu, mieniąc się matowym złotym blaskiem.
- Spokojnie, Lady, spokojnie — pogłaskał ją delikatnie po spoconej szyi. Koń w końcu sam się zatrzymał, stojąc po pęciny w płytkiej wodzie zatoki. Daleko za nimi wystrzeliwał w górę złowrogi zamek Voldemorta. Draco aż zgrzytnął zębami na jego widok. Tak bardzo chciał się od niego uwolnić. Niestety nie mógł tego jeszcze zrobić, zwłaszcza teraz, kiedy pod opieką miał kobietę i nienarodzone dziecko. Matka zawsze uczyła go, by dbał o coś tak kruchego, jak ciąża, jeśli będzie wymagać tego sytuacja. A teraz właśnie wymagała! Choć od zawsze żarł się z tą przemądrzała Gryfonką, nie miał zamiaru złamać swych zasad. Nawet jeśli jej nie lubił. Chociaż prawdę powiedziawszy, odkąd zjawiła się tak niespodziewanie w jego życiu, jakie wiódł w zamczysku Voldemorta, cieszył się, że jest gdzieś obok niego. Że nie musi spędzać czasu tylko z tym kretynem Grabbem, swym przeklętym ojcem czy nawet z przyjaciółmi. Powoli miał ich serdecznie dość!
Szarpnął wodzami, wyprowadzając łagodną klacz z wody. Następnie zatrzymał ją przy pasku zieleni i zeskoczył na ziemię. Jego nogi natychmiast zapadły się w rozmiękły piasek. Nie zważając na padający wciąż deszcz, usiadł na piasku i wpatrując się w ciemne wody morza, skupił się na opracowywaniu planu wyciągnięcia Hermiony z fortecy. Wtedy też po raz pierwszy użył świadomie jej imienia, a nie żadnego przezwiska.
- Cholera, Granger! Czemu ty zawsze wszystko tak bardzo komplikujesz? - krzyknął, a morze poniosło jego głos daleko nad wzburzone wody. Lady zastrzygła uszami i zwróciła ku niemu swój kształtny łeb. - Przepraszam... - szepnął do niej. Wstrząsnęła białą grzywą, jakby zrozumiała co powiedział i przyjmowała jego przeprosiny.
Tymczasem Draco skrył twarz w dłoniach. Mokre, blond włosy rozsypały mu się po rękach, zwisając po bokach twarzy w strąkach.
- Merlinie, nie wiem co robić. Jak wobec niej się zachowywać... Nie wiem nawet co do niej czuję. Denerwuje mnie, to fakt, ale przyjemnie mi na samą myśl, że ze mną mieszka. Nawet ta ciąża... Ona mi nie przeszkadza...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2347 słów i 13336 znaków, zaktualizowała 14 gru 2016.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto