Dramione - podwójne życie 3

Dramione - podwójne życie 3- "Hermiona! Zaczekaj!" - usłyszała za sobą lekko zasapany głos Rona. Westchnęła cicho i zatrzymała się tuż przy drzwiach do biblioteki, w której zamierzała znaleźć ukojenie dla zszarganych kłótnią nerwów.
- No wreszcie - wystękał rudzielec, przystając koło niej zgięty wpół. Z niemałym trudem łapał oddech. Za nim zmierzali nie miej zasapani Ginny z Harrym.
- Brawo, Miona! - powiedziała Ruda. - McGonagall dostała szału. Zwyzywała Malfoy'a!
- Taa, a jego przyjaciele w ogóle nie zareagowali! - Harry wtrącił się do rozmowy. - Wyglądali nawet, jakby byli zadowoleni z jego szlabanu!
- Faktem jest, że ostatnimi czasy Zabini i reszta trzymają się od fretki z daleka — odezwał się wreszcie Ron, prostując się.
- Nie obchodzi mnie ten tleniony palant! - warknęła Hermiona. - W tym roku nie mam zamiaru w ciszy znosić jego obelg! - zagroziła. - Jeśli chce ze mną wojny, to bardzo boleśnie przekona się, że zrobię naprawdę wiele, by wygrać!
- Nie poznaję cię, Miona! - powiedział Ron z autentycznym podziwem w głosie. - Kiedy się tak zmieniłaś?
- Dokładnie dwie godziny temu, gdy wstałam i poczułam ten smród — odparła. - Poza tym, nie mam zamiaru być przez cały czas poniżana przez tego arystokratycznego szmatławca, tylko dlatego, że on nie potrafi zrozumieć, że jestem takim samym człowiekiem i czarodziejem, jak on! - zdenerwowała się. - I rozpocznę z nim tę wojnę, nawet jeśli oznaczać by to miało, że McGonagall usunie mnie ze stanowiska Prefekta!
Przyjaciele popatrzyli na nią z niedowierzaniem, bo tak zawziętej jej jeszcze nie widzieli! Nawet w czasie konfliktu z Ritą!...

Tymczasem Draco jak niepyszny opuścił Wielką Salę przy akompaniamencie śmiechów, gwizdów i wyzwisk. Był zły zarówno na siebie samego, że nie pomyślał o tym, by jednak ugryźć się w język, a także na dyrektorkę i tę szlamę Granger, bo to przez nią został upokorzony i wciąż piekł go policzek...
Wrócił do swojego dormitorium, po drodze zatrzymując się w salonie i prostym zaklęciem czyszcząc kanapę, która faktycznie śmierdziała nieziemsko, wziął swoją miotłę i poszedł na boisko polatać. Chciał w ten sposób pozbyć się szalejącego w nim gniewu, który jeszcze potęgował fakt, że nawet nie miał z kim o tym pogadać, a nie miał zbyt wielkiej ochoty na samotne opróżnianie kolejnej butelki Ognistej...
Dosiadł więc najnowszego egzemplarza Błyskawicy i wzbił się w powietrze. Pęd natychmiast rozwiał mu włosy i wycisnął łzy z oczu. Zakręcił prawie w miejscu, wzbił się jeszcze wyżej, po czym wyhamował ostro i skierował miotłę niemal pionowo w dół. Zaczął opadać ku ziemi jaj kamień. Widział, jak murawa bezlitośnie zbliża mu się na spotkanie w zastraszającym tempie. Będąc niemal centymetry nad ziemią, poderwał ostro miotłę i podeszwami butów przejechał po trawie. Wreszcie uśmiech zagościł na jego twarzy. Czuł się szczęśliwy i przede wszystkim wolny, jeszcze mocniej, niż podczas gry na gitarze... I znów wzbił się w niebo, a na jego ustach gościł szeroki uśmiech. Wykręcił ostrą beczkę w tył, zastanawiając się, czy Potter by mu dorównał. Doszedł jednak po chwili do wniosku, że najpewniej nie, wobec czego jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech zadowolenia pomieszanego z wrednością. Zaśmiał się ochryple na samą myśl o tym, że mógłby pokonać tego idiotę.

W końcu jednak zmęczony ostrym treningiem skierował się ku ziemi, na której wylądował długim i płynnym ślizgiem. Zsiadł z miotły i spocony ruszył w kierunku zamku. Zachodzące słońce malowało na nieboskłonie jaskrawo płonącą łunę, odbijając się ostatnimi refleksami w spokojnej toni jeziora, na które właśnie przed chwilą zapatrzyła się Gryfonka. Dojrzała wracającego do zamku Ślizgona i na jej ustach wykwitł uśmiech godny mieszkańców Domu Węża. Chwyciła leżący obok niej cienki pled, książkę, którą wypożyczyła z biblioteki i którą z przyjemnością się raczyła, jak również kilka słodyczy z Miodowego Królestwa, które zamówiła przed powrotem do szkoły i ruszyła w stronę wspólnego salonu. Z bezczelnym uśmiechem rozwaliła się na kanapie, nogi przerzucając przez podłokietnik. Podejrzewała, że jej obecność rozwścieczy chłopaka i bardzo na to liczyła, bo miała ochotę się z nim szczerze pokłócić i wbić mu bolesną szpilę tak, by wreszcie nabrał do niej szacunku.
Czekała na niego stosunkowo niedługo, z czego wywnioskowała, że musiał skorzystać z tajnych przejść. Gdy tylko kątem oka ujrzała jego płową czuprynę w drzwiach, udała, że pochłonięta jest czytaniem. Chłopak natomiast widząc ją rozwaloną na jego ulubionym meblu, warknął coś tylko z cicha i ruszył do swej "świątyni dumania". Gryfonka momentalnie podchwyciła jego prychnięcie i zapytała jadowicie:
- Coś ci przeszkadza, Malfoy?
- Tak, twoja osoba tutaj — rzucił, nawet nie odwróciwszy się w jej stronę.
- To rzuć się z mostu, pozbędziesz się problemu i spotkasz z matką... - powiedziała.
Malfoy zatrzymał się z dłonią na klamce.
- Nie waż się nigdy więcej o niej mówić! - syknął, a w jego oczach zaszkliły się łzy, których ona siłą rzeczy nie mogła dostrzec.
- Bo co mi zrobisz? - odparła buntowniczo. - Ty możesz obrażać mnie i moją rodzinę, a ja nie mam prawa odzywać się na temat twojej?! - zapytała, wstając gwałtownie z kanapy.
- Mniej więcej — powiedział i z impetem zamknął za sobą drzwi, znikając w swoim dormitorium.
- Pieprzony arystokrata! - wrzasnęła jeszcze za nim, ale nie raczył jej nic odpowiedzieć. Fuknęła zirytowana tym, że nie dał się wciągnąć w słowną utarczkę i wróciła do czytania, choć przez złość na chłopaka, szło jej to, jak po grudzie. W końcu zrezygnowana zatrzasnęła książkę i podeszła do okna. Na dworze zapadał już mocny zmierzch, poza tym, jak na początek września było zimno, więc i uczniów na błoniach szwendało się jeszcze niewielu...

Nazajutrz ku zgrozie Hermiony i całego Gryfindoru, a konkretnie ostatniego roku, McGonagall oznajmiła, że plan siódmoklasistów ulega zmianie i odtąd wszystkie zajęcia będą mieć razem ze Ślizgonami!
Po jej słowach w Wielkiej Sali zapadła głucha cisza, gdy wszystkie twarze zszokowanych uczniów wpatrywały się w napięciu w nauczycielkę. Wiadomość ta skutecznie ich ogłuszyła. Gdyby oznajmiła im, że Hagrid nigdy nie był półolbrzymem, tylko rzucono na niego zły urok czy coś, to mogliby nad tym polemizować, ale świadomość, że całe dnie mają spędzać z wrogim domem, wyłączyła im na jakiś czas funkcje myślowe. Pierwszy w końcu przecknął się Nott.
- Pani dyrektor... - powiedział spokojnie, wstając ze swego miejsca. - Dlaczego mamy spędzać wszystkie lekcje z osobami, których nie darzymy ani sympatią, ani szacunkiem?
- Dlatego, panie Nott, że doszłam do wniosku, iż to być może wreszcie zakończy ten trwający pomiędzy naszymi domami spór — odparła nauczycielka spokojnie, patrząc na wciąż ogłuszoną młodzież.
- Pani profesor, przecież my się pozabijamy! - fuknął zirytowany Blaise.
- Dlatego radziłabym trzymać swoje emocje na wodzy, panie Zabini. Mam dość waszych ciągłych kłótni! Mówię tu w szczególności o konflikcie panny Granger z panem Malfoy'em... Na Marlina, jesteście Prefektami Naczelnymi, a zachowujecie się jak para rozkapryszonych pięciolatków! Nie będę tolerować takiego zachowania i ostrzegam, że za każdą, nawet najmniejszą kłótnię, otrzymacie ujemne punkty! Nauczyciele zostali przeze mnie zobligowani do odejmowania punktów i karania, jeśli tylko uznają, że się kłócicie... Przykro mi, ale to chyba jedyny sposób, by nauczyć was współpracy!
- Pani profesor... - rzekł Harry. - Wyjątkowo muszę zgodzić się ze Ślizgonami... My nie wytrzymamy takiej próby czasu, zwłaszcza że pani profesor nie powiedziała nam, jak długo to ma trwać.
- Aż nie zadowolą mnie wasze wyniki! Czyli być może nawet do końca roku szkolnego — powiedziała McGonagall, patrząc na swego ulubieńca z wyraźną naganą. Słysząc te słowa, uczniowie jęknęli zgodnie. - A teraz, zapraszam wszystkich na zajęcia!

Uczniowie z ponurymi minami powstawali od stołów, kierując się na swoje zajęcia. Tak dobrze znany jednak wszystkim codzienny gwar rozmów zamienił się w grobową ciszę i złowrogie spojrzenia, rzucane sobie przez uczniów Domów Lwa i Węża. Gdy najstarsi uczniowie dotarli wreszcie na Wieżę Astronomiczną, gdzie mieli wyjątkowo zajęcia dzienne, by poznać techniki odczytywania pogody z chmur, ich miny dalekie były od szczęśliwych. Większość z nich tylko siłą woli powstrzymywała się od jakichś złośliwych komentarzy.
- Zapraszam was do środka — powiedziała profesor Sinistra, wpuszczając uczniów do niewielkiej komnaty na szczycie wieży i obrzucając ich uważnym spojrzeniem. Zaczęły się niewielkie przepychanki, jak zwykle przy wchodzeniu do klasy, ale obyło się jak na razie bez większych spięć. Do końca dnia obydwie grupy nastolatków wyjątkowo starały się nie podpaść nauczycielom, co, jak musieli później wyjątkowo zgodnie przyznać, wymagało od nich niesamowitej siły ducha.
- Muszę przyznać, że nawet ten dupek był dzisiaj wyjątkowo cicho — powiedział od niechcenia Ron, zajadając się na kolacji zapiekanką ziemniaczaną. Hermiona zerknęła na niego krótko i wzruszyła tylko ramionami, wracając do swojej sałatki z kurczaka. - Ej! - Ron najwyraźniej wpadł na jakiś genialny pomysł. - A może ten kretyn się w tobie zakochał i dlatego tak ci dokucza? - pytanie skierował do ukochanej. Hermiona zakrztusiła się sokiem dyniowym i w efekcie opluła sobie szatę.
- Pogrzało cię? - zapytała niezbyt grzecznie. - Musiałby na głowę upaść, by coś takiego zrobić... Poza tym nawet gdyby, to nigdy nie pozwoliłabym zdobyć mu siebie! Jestem twoją dziewczyną i tak już pozostanie, Ron! Pamiętaj!!!

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1781 słów i 10155 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • szalona12

    Dlaczego tego nie ma w książce

    9 lip 2017

  • elenawest

    @szalona12 w jakiej książce?!

    9 lip 2017