- Tchórzofretka! - mruknął do siebie rozwścieczony do granic możliwości Draco, postępując kilka metrów za swoimi pomocnikami prowadzącymi Granger i Weasleya. - Tchórzofretka! Och, poczekaj tylko, ty łopatozębna Granger! Pożałujesz gorzko tych słów, gdy znajdziesz się w moich rękach! Już ja dopilnuję, że jeszcze będziesz krzyczeć moje imię, błagając o szybką śmierć!
- Dotarliśmy... - z szeptanych gróźb wyrwał go basowy głos jednego ze Śmierciożerców. Draco natychmiast poprawił na sobie szatę, przełknął nerwowo ślinę i energicznie zapukał w ozdobne srebrzystymi wężami masywne drzwi, które po chwili otwarły się od środka. Oddychając szybko, wszedł do zaciemnionego pomieszczenia, starając się opanować i nie pokazywać, jak bardzo jest zdenerwowany. Zewsząd spoglądały na niego zamaskowane i zakapturzone postacie, a na środku w wysokim rzeźbionym tronie siedział on — czarnoksiężnik i nekromanta, Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, Czarny Pan, Tom Marvollo Riddle. Lord Voldemort. Draco stanął naprzeciw niego i skłonił mu się nisko, a kilka kroków za nim to samo zrobiło czterech pozostałych Śmierciożerców, do podłogi doginając również Hermionę i Charliego.
- Panie mój — rzekł cicho młody Malfoy, oczekując na decyzję tego wężopodobnego czarnoksiężnika.
- Miło, że sprowadziłeś tu tych czarodziei, Draconie. Zaiste... Bardzo miło — powiedział Voldemort niskim gardłowym głosem. - Możecie się wyprostować, przyjaciele. Oni jednak niech pozostaną w tych pozycjach, na nie bowiem zasługują! Odbierzcie im różdżki.
W pomieszczeniu poniósł się złośliwy śmiech pozostałych Śmierciożerców, uradowanych traktowaniem zdrajcy krwi i mugolaczki. Policzki Hermiony mocno poczerwieniały. Zacisnęła swe niewielkie dłonie w piąstki tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. Ani ona, ani Charlie nie odezwali się jednak, ani słowem, wiedzieli bowiem, że ich życia mogą wisieć na włosku.
- A więc — zaczął Voldemort stosunkowo łagodnym, jak na niego głosem — co robicie w mojej posiadłości, hmmm? Bynajmniej nie zapraszałem was tutaj, to wy zapuściliście się za daleko w poszukiwaniu tego, co należy przez dziedzictwo do mnie!
- Ta księga nie należy do ciebie! - warknął cicho Charlie. Słysząc jego słowa, Hermiona jęknęła, podejrzewając, że nie skończy się to zbyt przyjemnie. I to prawdopodobnie dla nich oboje.
- Śmiesz się do mnie w ten sposób odzywać, Weasley? - zapytał, prostując się na swoim czarnym tronie i wpatrując się swymi oczami węża w przerażonego chłopaka.
- Tak, bo nigdzie nie jest powiedziane, by ta księga należała właśnie do ciebie!
- Charlie, nie! - szepnęła Hermiona.
- No proszę! Szlama okazuje rozsądek... Chyba przestaję dziwić się temu, że nazywano cię Panną Wiem - To - Wszystko, szlamo... A ty — zwrócił się do Weasleya — pożałujesz swoich słów!... Crucio!
Wrzask Charliego rzuconego zaklęciem tortury na ziemię, pomieszał się w jednej chwili z krzykiem dziewczyny i śmiechem rozbawionych Śmierciożerców, dla których ten pokaz siły był prawdziwą zabawą. Wkrótce jednak pod wpływem siły zaklęcia chłopakowi zabrakło głosu. Rzucał się tylko na podłodze, aż wreszcie stracił przytomność. Wtedy Czarny Pan cofnął zaklęcie i kazał swym sługom przenieść go do lochu.
- Została nam jeszcze szlama — syknął cicho, podczas gdy Hermiona starała się jak najbardziej skulić w sobie. - Hmmm... Co by tu z tobą zrobić... Powinienem pozbyć się ciebie tak dla zasady bowiem twa obecność tutaj obraża mnie, ale dzisiaj mam dzień dobroci dla zwierząt. Zostaniesz wobec tego przy życiu, jako niewolnica jednego z moich przyjaciół.
Hermiona przełknęła ślinę. W obecnej sytuacji chyba wolałaby być już torturowana!
- Przyjaciele — kontynuował Riddle — kto z was chciałby mieć szlamę Granger na swoją niewolnicę?
Dziewczyna nie usłyszała żadnych głosów, wywnioskowała więc, że Śmierciożercy musieli podnieść ręce.
- A więc będziecie musieli o nią walczyć! - rozległ się szyderczy głos Voldemorta.
Przez zaciśnięte powieki dojrzała promienie zaklęć, mknące w przeciwległe kierunki, a w chwilę później rozległ się huk padającego ciała.
- Niech i tak będzie... Bierz ją sobie i możesz odejść. Wy również, przyjaciele. Zajmijcie się Maicnarem.
Hermiona poczuła, jak jakieś silne ręce podnoszą ją brutalnie z ziemi i prowadzą długim korytarzem, ozdobnymi schodami i kolejnym korytarzem do obszernego pokoju. Została bezceremonialnie wepchnięta do środka. Potknęła się na ciemnozielonym dywanie i upadła, rozbijając sobie kolana. Jęknęła, a z oczu pociekły jej łzy. Oczekiwała na jakieś tortury, lecz nic takiego nie nastąpiło, czuła natomiast, że ten ktoś ją obserwuje. Podniosła głowę i rozejrzała się. Jej wzrok padł na siedzącego za ozdobnym biurkiem blondyna.
- Ty! - krzyknęła, zrywając się na równe nogi pomimo ostrego bólu w kolanach.
- Ja — odparł Ślizgon, mierząc ją spokojnym, lecz lekko rozbawionym spojrzeniem stalowoszarych oczu.
- Co ja tutaj robię?! - wrzasnęła.
- Jesteś moją służącą, Granger. I radzę ci się z tym pogodzić — powiedział cicho, patrząc, jak wzburzona Gryfonka biegnie do drzwi, przez które weszli i szarpie za klamkę. Drzwi nie ustąpiły, były zamknięte.
- Wypuść mnie! - ryknęła, waląc piąstkami w drzwi. - Pomocy!!!
- Możesz krzyczeć, ale na całe to pomieszczenie rzucone jest zaklęcie wyciszające, więc nikt cię nie usłyszy. Poza tym tutaj są sami słudzy Czarnego Pana, nie pomogą ci, choćbyś nie wiem jak ich prosiła — zaśmiał się, podchodząc do niej. - Jeśli będziesz grzeczna — odwrócił ją twarzą do siebie i docisnął do drzwi — to obiecuję ci, że twój pobyt tutaj będzie stosunkowo znośny. Nie sądź jednak, że będę dla ciebie miły, Granger. To, że jesteś tutaj, zawdzięczasz moim zdolnościom. Ciesz się z tego, bo z Maicnarem nie miałabyś tak różowo!
Nachylił się nad nią i szepnął jej do ucha:
- Być może kiedyś pozwolę ci nawet obejrzeć mnie nagiego.
- Puść mnie! - wrzasnęła, a następnie uderzyła go i tak obolałym kolanem w krocze. Malfoy jęknął, zginając się w pół z bólu.
- Za to, Granger spotka cię kara! - warknął, łapiąc ją za przegub ręki. Mocnym szarpnięciem powalił ją na lakierowane na ciemno deski podłogi. Uderzyła głową o podłoże i odpłynęła. Wściekły Dracon podniósł się na nogi i rozcierając bolące miejsce, podszedł do barku, z którego wyciągnął szklankę i butelkę Ognistej Whisky. Napił się, patrząc wściekle na zemdloną dziewczynę. Następnie zawlókł ją do niewielkiego pokoju obok salonu i rzucił ją tam na podniszczone łóżko. Wyszedł do salonu i zapieczętował pokoik Granger zaklęciem, by nie mogła z niego sama wyjść. Wrócił do swego napoju i rozsiadł się z nim na kanapie. Miejsce, w które kopnęła go ta szlama ciągle pulsowało lekko nieprzyjemnym bólem. Skrzywił się, chcąc założyć nogę na nogę, ale krocze zaprotestowało gwałtownie.
- Zatłukę ją! - syknął wściekły.
Tymczasem w Bułgarii.
Viktor zatoczył się mocno na najbliższą ścianę. W prawej ręce trzymał pękatą butelkę Ognistej. Z trudem dotarł do kanapy i padł na nią ciężko. Pociągnął mocno z butelki i czknął. Wyglądał okropnie, był pijany w sztorc, brudny, miał potargane ubranie i włosy w nieładzie. Pił, odkąd dowiedział się, że jego ukochana została porwana przez Śmierciożerców. Co prawda znał wiele czarnoksięskich zaklęć, przynależność do Durmstrangu do czegoś w końcu zobowiązywała, ale pomimo tego nie czuł się bynajmniej aż takim bohaterem, by próbować odbić ją w pojedynkę. Podejrzewał, że Potter i Weasley, jeśli zaczną działać, to prędzej ją zabiją przez przypadek, niż uratują niestety. Na to nie mógł pozwolić! Miał jednak nadzieję, że ta nauczycielka transmutacji jakoś to rozwiąże. Wściekał się na siebie samego, że zgodził się, by Hermiona szła na tę misję.
- Hermijona, wybacz mi. Ja był kretynem. Czemu ja ci pozwolił tam iść? - powiedział, a z jego oczu popłynęły dodatkowe strumyki łez. Napił się kolejnego łyka i zasnął. Po dłuższej chwili butelka wypadła mu z ręki i poturlała się po podłodze, plamiąc ją na bursztynowo. W pomieszczeniu rozległo się pijackie chrapanie Bułgara.
Kilka godzin później Hermiona obudziła się z potwornym bólem głowy. Uniosła się na łóżku, rejestrując, że znajduje się w niewielkim, lekko podniszczonym pokoju. Ostrożnie zeszła z łóżka i skierowała się do drzwi znajdujących się po prawej stronie, sądząc, że jest to wyjście z pokoju. Zdumiała się bardzo, gdy znalazła się w łazience. Zawiedziona zawróciła i podeszła do drugich drzwi. Te jednak nie ustąpiły i Gryfonka domyśliła się, że Malfoy musiał zabezpieczyć je zaklęciem, a bez swej różdżki nie była w stanie nic zrobić.
- Malfoy, ty cholerny kretynie, wypuść mnie stąd natychmiast! - wrzasnęła z całych sił, uderzając pięściami w drewno. - Wypuść mnie, tchórzofretko!
- "Przestań mnie wyzywać, a być może stamtąd wyjdziesz!" - usłyszała stłumiony głos Ślizgona.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.