- Jestem już, mój Panie – powiedział Draco, kłaniając się Vodemortowi w pas tuż po wejściu do sali narad, w której to z zasady osądzani byli winowajcy. Czarny Pan zasiadał na wysokim rzeźbionym w mahoniu tronie. Jego długie palce obracały powoli cisową różdżkę spoczywającą mu na kolanach. Zdobył ją niedługo po Drugiej Bitwie o Hogwart. Czerwone oczy węża uważnie śledziły każdy nawet najmniejszy ruch przybyłego blondyna.
- Usiądź, Draconie – powiedział cicho. Ślizgon wyprostował się i zajął miejsce obok Notta.
- Co się dzieje? – natychmiast zagadnął przyjaciela.
- Podobno chce nam coś ważnego przekazać... Coś co tyczy się szpiega. Tylko nie mam bladego pojęcia, czy to obejmuje nas wszystkich, czy tylko tego nieznanego nam jeszcze kretyna, który nas zdradził – odparł równie cicho Teodor. Blondyn skinął mu niemal niezauważalnie głową.
- Czas pokaże...
- Moi drodzy – zaczął niespiesznie Voldemort, podnosząc się ze swego siedziska. – Z wielką przykrością dowiedziałem się pewnej informacji o jednym z was... Otóż poinformowano mnie, że w naszych szeregach znajduje się szpieg, działający na rzecz pana Pottera – rozejrzał się po zebranych w pomieszczeniu Śmierciożercach, a wszyscy oni mieli wrażenie, że zagląda im przy tym do dusz. Nie było to miłe wrażenie. A tymczasem on kontynuował. – Tak, zostaliśmy zdradzeni i to przez kogoś, kto sądziłem, że nie jest zdolny tego zrobić z dwóch prostych powodów... a może z trzech... Po pierwsze zawsze był mi wiernym towarzyszem, po drugie jest na tyle głupi, że przez myśl, jak sądziłem, nie przeszłaby mu zdrada, a po trzecie z całego plugawego serca nienawidzi Pottera i tej jego żałosnej bandy!
Znów omiótł zawistnym spojrzeniem zgromadzenie. Draco, choć najchętniej uciekłby stąd jak najszybciej, starał się dzielnie wytrzymać kpiące spojrzenie Czarnego Pana. Jednocześnie ze wszystkich sił osłaniał swój umysł przed tym popieprzonym czarnoksiężnikiem. W końcu wcale nie był tak zły z oklumencji!
- Zastanawiacie się zapewne, kto tak bardzo się zhańbił, co? – zadrwił jeszcze Riddle. W następnej chwili w jego dłoni błysnęła wypolerowana różdżka, którą machnął krótko, celując w starego Goyle'a. W powietrzu poniósł się najpierw cichy syk "Cruciatus”, a następnie huk walącego się na ziemię ciała i agoniczny wrzask torturowanego mężczyzny. Draco wytrzeszczył w zdumieniu oczy na miotającego się po podłodze ojca swego najbliższego przyjaciela. Nie miał pojęcia, że on też był szpiegiem Zakonu Feniksa! Zmusił się, by przywołać na twarz alabastrowego koloru coś na kształt pogardy dla tak nisko upadłego Śmierciożercy, a prawda była taka, że było mu go najzwyklej szkoda. Podejrzewał, że człowiek ten długo już nie pożyje. Nie miał pojęcia, jak po czymś takim spojrzy przyjacielowi w oczy. Czy w ogóle mu spojrzy, bo podejrzewał, że i młody Goyle może zostać zaraz również skazany na śmierć. Z trudem przysłuchiwał się wrzaskom bólu, które odbijały się od wysokiej powały pomieszczenia, zwielokrotniając się i przynosząc jeszcze gorszy efekt.
- To, moi drodzy, jest przedsmak tego, co jeszcze go czeka – powiedział w końcu Voldemort, cofając zaklęcie. Mężczyzna zwinął się w kłębek na podłodze. Z jego ust sączyła się strużka krwi. Najwyraźniej przygryzł sobie wargę. – Uważam, że jego syn, Gregory Goyle współwinny jest dokonanego czynu, bowiem nie przypuszczam, by ten przymuł pracował sam!
Szmer niedowierzania poniósł się wkoło. Draco wytrzeszczył oczy, widząc, że jego przyjaciel najpewniej zaraz zemdleje z przerażenia.
- Nigdy nie pomyślałbym, że oni mogliby być szpiegami – szepnął przerażony Nott, gdy wyniesiono już martwe ciała dwóch Śmierciożerów.
- Nikt z nas nie miał o tym pojęcia – głos Voldemorta zmaterializował się tuż za ich plecami, tak że oboje aż podskoczyli. – Nikt, oprócz mojego szpiega w Zakonie. I powiem wam, panowie, że nie spodziewałbym się po tym szmatławcu tak pożytecznych informacji.
- Panie mój, wybacz, że ośmielę się zadać ci to pytanie, ale jesteśmy tak wstrząśnięci tymi zasłyszanymi informacjami, że proszę, powiedz, kto jest twoim łącznikiem w drużynie Pottera? – Draco zdecydował się na szaleńczy krok. Miał nadzieję, że dzięki tym informacjom sam kiedyś złapie tego kretyna, kimkolwiek by on nie był.
- Tego jeszcze nie mogę zdradzić – odparł przebiegle Czarny Pan. – Na tym chciałbym zakończyć to zebranie. Pamiętajcie, przyjaciele, to byli zdrajcy, a my zdrajców nie tolerujemy. Możecie odejść... Chociaż, jeszcze nie. Została jeszcze tylko jedna sprawa... CRUCIO!!!
- I co? Będziesz tak teraz ryczeć, głupia? Trzeba było pomyśleć o zabezpieczeniu się, a nie iść na żywioł! – skarciła sama siebie, a następnie wybuchnęła jeszcze mocniejszym płaczem. Wielkie łzy skapywały jej z kształtnego nosa i podbródka wprost na podkoszulek. Ostre krawędzie otwartego wisiorka wbijały się jej mocno w dłoń, raniąc ją nieprzyjemnie w dłoń, gdy coraz mocniej zaciskała palce. Wkrótce cała koszulka pokryta była nieregularnymi plamami.
- O Merlinie! I co ja teraz zrobię? Jaka ja głupia byłam! Dlaczego nie zostałam przy Ronie, przy nim przynajmniej nic złego by mi się nie stało, on przecież nie puściłby mnie na tę misję! – krzyknęła do pustych ścian.
- Ale też z nim nie czekałoby cię nic fascynującego. Tylko mycie garów, pranie jego brudnych gaci, przebywanie w tym brudnym domu z jego przygrubawą matką i czasami dawanie mu dupy. A później najpewniej niańczenie gromadki bachorów, na których utrzymanie pewnie nawet nie byłoby was stać! – odezwał się cichy głosik w jej głowie.
- Zamknij się! To nie jest prawda!
- Ależ jest, kochana, jest i to nawet bardzo! Przypomnij sobie, jak cię traktował! Jaki był chamski wobec ciebie! – podpowiedział jej zdrowy rozsądek. A może serce? Teraz nie potrafiła tego jednogłośnie określić.
- Nie znasz się! Ron jest w porządku! – starała się przekonać samą siebie.
- W porządku? To już nie pamiętasz, za co pobił go twój partner? Za to, jak cię nazwał? Nawet Harry wtedy nie pomógł rudzielcowi! Pomyśl o tym, co Draco o nim zawsze mówił...
- Nie chcę myśleć o Draco! – potrząsnęła gwałtownie głową, jakby chcąc odpędzić się od natrętnej myśli.
- Przecież i tak o nim często myślisz... Przyznaj się, dziecinko, podoba ci się ten chłodny arystokrata...
- Zamknij się, powiedziałam! Jesteś głupim wytworem mojej wyobraźni, ciebie tutaj nawet nie ma! Poza tym ja kocham Viktora!
- Po co więc myślisz o blondynie lub rudzielcu, skoro kochasz czarnego? – zdziwił się głosik.
- Zjeżdżaj! – wydarła się, zdzierając sobie gardło.
- Ładnie mnie witasz, nie ma co – usłyszała słaby głos Malfoya zza drzwi.
- Jeśli chcesz mogę być jeszcze milsza! – warknęła, choć w obecnej sytuacji nie przyszło jej to wcale łatwo.
- Mogę wejść? – zapytał, choć i tak wiedziała, że najpewniej to zrobi.
- Jak chcesz... – mruknęła, odwracając się plecami do drzwi.
- Jak się czujesz?
- A jak sądzisz? Właśnie przed chwilą dowiedziałam się, że pod sercem nosze dziecko ukochanego, który najpewniej już nigdy mnie nie zobaczy. Ani tym bardziej swego potomka... Przyjdzie mi tutaj zginąć, a najbardziej frustrujące jest to, że nawet nie mam pojęcia gdzie, do cholery, jestem! – potok słów wystrzelił z jej ust z prędkością karabinu maszynowego.
- Nie mogę powiedzieć ci, gdzie jesteśmy – powiedział. Materac na jej łóżku obniżył się trochę, gdy na nim usiadł.
- Dlaczego? – zapytała, w tym samym momencie odwracając się do Draco. Chciała zapytać o oś jeszcze, ale nie zdołała. Z jej ust wyrwał się krzyk przerażenia. Draco wyglądał po prostu okropnie! Widać było, że musi bardzo cierpieć, najpewniej ktoś rzucił na niego zaklęcie Crucatus lub Sectusempra. Jego ciało poznaczone było krwawiącymi jeszcze rankami.
- Co się stało? – zapytała przestraszona.
- Czarny Pan dostał ataku szału.
- Dlaczego? – zakryła sobie usta ręką.
- Ktoś nas zdradził – wycedził przez zęby.
- Nas? Czyli kogo? – nie zrozumiała.
- Śmierciożerców. Jego... Zabił dwie osoby... W tym mojego przyjaciela... Później pozwolił nam odejść, gdy było już po wszystkim, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i nas też ukarał. Stwierdził, że dlatego, iż to nie my wykryliśmy szczura w swoich szeregach, lecz zrobił to zupełnie ktoś inny. Ktoś, komu podobno Potter bezgranicznie ufa. – Malfoy skrzywił się, gdy Hermiona odsłoniła mu ramię, by obejrzeć skaleczenia. – Co ty robisz, idiotko? – syknął z niesmakiem.
- Próbuję obejrzeć twoje rany jakbyś dotąd nie zauważył, bystrzaku. Oczywiście dużo łatwiej byłoby mi je wyleczyć, gdybyś raczył oddać mi moją różdżkę – warknęła zła jego zachowaniem. A może jednak głosik miał trochę racji?
- Jeszcze czego! – oburzył się blondyn. – Oddam ci różdżkę, a ty mnie zabijesz... O nie, poradzę sobie sam, wielkie dzięki! – zerwał się jak oparzony na równe nogi i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.
- Kretyn! – krzyknęła jeszcze za nim.
- Łopatozębna Granger! – odciął się zza drzwi.
- Oooch, ty tleniona tchórzofretko! Uważaj, jeszcze ci tak dokopię, że się nie pozbierasz, palancie! – syknęła cicho, by jej nie usłyszał. Złość na chłopaka wzięła nad nią górę. Chwilowo zapomniała o problemie rosnącym w jej brzuchu.
- Ohoho, któż to się tu zjawił... – zadrwił Ron. – Krum, pijacka morda, we własnej osobie, nie wierzę!
- Sam ty byś się tak upił, gdubu zaginęła twoju narzeczona! – warknął Bułgar, wchodząc do Nory w towarzystwie mikrego profesora Flitwicka i przysadzistego Slughorna.
- Filius, Horacy, siadajcie, proszę. Zaraz podam wam coś ciepłego do jedzenia. Viktorze, kochaneczku, możesz usiąść koło Harry'ego – powiedziała Molly Weasley, machając różdżką, by przywołać dodatkowe nakrycia stołu. Bułgar usiadł koło Wybrańca i natychmiast zauważył, że Ginny posłała mu oczko. Udał, że niczego nie widział. Gdy zamieszanie spowodowane zajmowaniem miejsc się skończyło, Ron kontynuował:
- Tak się składa, złamasie, że moją ukochaną porwano! Dziewczynę, którą darzyłem i wciąż darzę szczerą, głęboką miłością, i której właśnie ty pozwoliłeś iść na tak ważną i niebezpieczną misję!
- Ron! – zaczęła z wyrzutem pani Weasley, ale Ron jej brutalnie przerwał.
- Nie, mamo, mam dość siedzenia z założonymi rękami i patrzenia, jak ten niedorób użala się nad sobą. To wreszcie musi zostać powiedziane! Jesteś największym kretynem, jakiego ten świat widział i żądam od ciebie, byś zostawił Hermionę w spokoju! Ona ma prawo do szczęśliwego związku!
- Ach, ty mówjisz, że szczęśliwego? Z tobu? A to ty już zapomniał, jak ją nazwał, gdy my przyszli tu pierwszy raz, a? A może ty zapomniał już o naszej umowie, czu? O tym, że ty się zgodził, by to ona zdecydowała, którego z nas woli, da? – Viktor wyglądał na szczerze wzburzonego. Z drwiącym uśmiechem spojrzał na Rona, który czerwony na twarzy podniósł się z krzesła. – A ty co? Próbujesz mnje zastraszyć, da? Ha! Ne wygłupiaj ty się!
- Mam zamiar, o nią walczyć, Krum! – syknął rudzielec.
- Ron, zwariowałeś? – zapytała Ginny, patrząc z niedowierzaniem na swego najmłodszego brata.
- Nie, nie zwariowałem. Krum nie ma pojęcia, jak delikatną istotą jest Hermiona.
- Ja ne ma pojęcia? Ja?! – ryknął Bułgar, zrywając się z krzesła tak gwałtownie, że o mały włos nie przewrócił zastawionego obiadem stołu. – To ne ja ją poniżał, skurwielu, tylko ty! Ty ją nazwał szlamą, to ty pozwolił, by ta dziewczyna zostawiła cię dla innego mężczyzny! Chcesz ty się o nią bić? Proszu bardzo!
Płynnym ruchem ściągnął z ramion szatę, a następnie opiętą koszulkę, ukazując umięśnione i wytatuowane w mugolskim świecie ciało.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.