Dramione - niechciany obrońca rozdział 18

Dramione - niechciany obrońca rozdział 18W czasie, kiedy Krum spotykał się ze swoimi kumplami z reprezentacji czy szkoły, Zakon robił wszystko, byle porozumieć się wreszcie ze szkołą z Kanady w związku z poszukiwaniem tej księgi. Pertraktacje trwały długo, bo dyrektorka Ilvermorny niekoniecznie chciała udostępnić czarodziejom z Europy swoją placówkę, celem przeszukania jej. McGonagall odchodziła już od zmysłów, zastanawiając się, jakby przekonać wredną czarownicę, ale wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego. Czterech potężnych Śmierciożerców zaatakowało nieopodal szkoły jej uczniów, którzy tylko przez przypadek zdołali się obronić i skryć w placówce. Wtedy też Minerwa przypuściła atak na ichnią dyrektorkę, co poskutkowało na tyle, że ta wystraszona losem swoich podopiecznych zgodziła się spotkać z Zakonem. Została zaproszona do Europy i wtedy członkowie zorientowali się, że nie bardzo mają ją gdzie przyjąć, bo Nora niekoniecznie nadaje się na tego typu spotkanie!
- Przykro mi, Molly, ale tu jej nie możemy przyjąć — powiedziała ze skruchą McGonagall do pani Weasley. - Dobrze wiesz, że my wszyscy bardzo lubimy tutaj przebywać i nie przeszkadza nam... jego wystrój, ale to jest bardzo ważne spotkanie, pasowałoby przyjąć kobietę z szacunkiem, gdzieś gdzie jest dość elegancko. W końcu z tego, co wiem to jest to wielka czarownica.
- Rozumiem, Minerwo. Po prostu uważacie, że jesteśmy zbyt biedni, jak na wysokie progi naszego gościa. No cóż, dobrze zdajemy sobie z tego z Arturem sprawę, nie musicie nas dodatkowo uświadamiać — powiedziała chłodno pani Weasley i oddaliła się sztywno do swoich obowiązków.
- Nie dobrze, że Molly się obraziła — rzucił w przestrzeń drobniutki profesor Flitwick.
- Wiem — przytaknęła wytworna czarownica.
- Więc co w związku z tym zrobisz? Gdzie ją przyjmiemy? - zapytał Slughorn.
- Obawiam się, że jest tylko jedno odpowiednie do tego miejsce, lecz należy tam wcześniej posprzątać, bo od dawna nikogo już tam nie było — odparła smutno kobieta.
- Masz na myśli Grimmuald Place? - zapytała ją Pomona Sprout.
- Nie... Hogsmeade.
- A co takiego się tam znajduje? - zainteresował się piskliwie Flitwick.
- Mój dom — odparła ponuro i wyszła z Nory. Martwiła się, jak poradzi sobie z tymi wszystkimi emocjami, które na pewno będą jej tam towarzyszyć — przecież nie była tam od trzynastu lat! Od jego śmierci...
Twardo postanowiła jednak wrócić tam i przetransmutować stare meble w coś godnego uwagi wielkiej czarownicy ze Stanów Zjednoczonych. Chwilę później stała już przed starym, rozpadającym się domkiem przy końcu głównej drogi w Hogsmeade. Tu ogródki były zdecydowanie większe, ale jej straszył dawno zwiędłą trawą, zszarzałymi firankami w brudnych oknach i zieloną farbą odłażącą płatami od okiennic i furtki, która wisiała już na jednym zawiasie. Drżącą ręką pchnęła skrzypiącą furtkę, a następnie niewielkim pękiem starych kluczy otworzyła łuszczące się drzwi. Momentalnie w jej nozdrza uderzył zapach stęchlizny. Tak mocny, że zaczęła kasłać, a oczy zaszły jej łzami. Przemogła się jednak i wkroczyła do środka. W bladym świetle wpadającym przez niemal czarne okna rozejrzała się po gustownym niegdyś holu. Wyciągnęła różdżkę i machnęła nią, mrucząc pod nosem "Lumos Maxima". Od dawna nieużywane domostwo rozświetlił mocny blask bijący z końca magicznego patyka. Minerwa zauważyła dużą pajęczynę po lewej stronie w drzwiach do kuchni i szybkim ruchem przemieniła ją w błyszczące koraliki osłaniające wejście.
- Już lepiej — mruknęła i ruszyła dalej, a każdy jej krok wzniecał obłoczek kurzu. Zajrzała do kuchni i ze smutkiem dostrzegła na stole stare wydanie Proroka Codziennego, którego, jak sobie przypomniała, czytała jeszcze przed otrzymaniem wiadomości o jego śmierci. Ukradkiem otarła łzę i skierowała się do salonu. Drzwi były zamknięte, ale tylko na klamkę.
Z wyraźnym wahaniem sięgnęła do zdobnej gałki — wiedziała, że znajdzie tam jego zdjęcia!
- Piękny dom – usłyszała łagodny głos Sprout za swoimi plecami.
- Był piękny, kiedy uświetniała go miłość. Teraz to już tylko rudera, którą, choć na chwilę trzeba przywrócić do jakiegoś ładu – powiedziała odwracając się do przyjaciółki i ze zdumieniem oraz wyraźną przyjemnością dostrzegła, że towarzyszą jej również Flitwick, Slughorn i... Molly Weasley!
- Molly... Przepraszam cię, jeśli poczułaś się urażona moimi słowami... naprawdę nie miałam niczego złego na myśli.
- Rozumiem – czarownica uśmiechnęła się do niej lekko. – Nie rozmawiajmy o tym więcej, czas zabrać się za sprzątanie, bo czasu nam zostało bardzo niewiele. – energicznym ruchem wyciągnęła swoją różdżkę i zajęła się wymiataniem grubej warstwy kurzu na zewnątrz domu przy pomocy prostego zaklęcia. Minerwa i Filius natomiast zajęli się zabiedzoną kuchnią, doprowadzając ją szybko do stanu idealnego. Pomona i Slughorn zajęli się łazienką, a następnie wkroczyli do salonu. Jako ostatnia weszła tam nauczycielka transmutacji. Smutnym wzrokiem spojrzała na wyblakłe zdjęcia pokryte grubą warstwą kurzu, stojące na dawno nieczynnym kominku. Podeszła do niego i chwyciła jedną z ramek w swe szczupłe palce. Zdmuchnęła kurz. Łzy zaszkliły jej się w oczach, gdy spojrzała na zdjęcie przedstawiające ją samą uśmiechniętą w objęciach postawnego mężczyzny. Zdjęcie, które zostało wykonane niedługo przed tym, jak zmarł.
- Kto to? – zainteresowała się Pomona, podchodząc do milczącej czarownicy.
- Mój mąż – odparła krótko.
- I gdzie on teraz jest? Dlaczego tutaj nie mieszkacie? – zapytała pani Weasley, stając z drugiej strony.
- Nie żyje od trzynastu lat – powiedziała McGonagall sucho i odstawiła ramkę na miejsce. Zalała ją niewypowiedziana fala nostalgii, smutku i żalu za ukochanym. Pozostałe kobiety po raz pierwszy widziały Minerwę w takim stanie! Nawet śmierć jej przyjaciela nie wytrąciła jej aż tak z równowagi, jak powrót do dawnego domu, w którym pochowała swe marzenia o szczęśliwym małżeństwie i macierzyństwie. Bo mało kto wiedział, ale ona od zawsze pragnęła mieć dzieci! Niestety niedane było jej tego doświadczyć...
Ukradkiem otarła łzę i machnięciem różdżki sprawiła, że okna zalśniły nieskazitelną czystością, a niemodne już firanki zmieniły swój fason i z ciemnobrunatnych przekształciły sie w śnieżnobiałe. Następnie razem z pomocą Filiusa i Horacego pozmieniała tapety, meble i dywany. Pomona zajęła się dawno zwiędniętymi kwiatami, a Molly wyczyściła zaśniedziały żyrandol i kominek. Wszystko szło niemal idealnie, do momentu, kiedy otworzyli drzwi starej sypialni małżeńskiej. Dawno nieużywana pościel zaścielająca niegdyś piękni zdobione łóżko, poruszający się portret jej i małżonka na ścianie i przede wszystkim jego ubrania wciąż wiszące w szafach sprawiły, że ta twarda, zawsze trzymająca się ściśle reguł kobieta padła na kolana i zaniosła się histerycznym płaczem. Minęło chyba dobre pół godziny, zanim udało im się ją uspokoić.
- Przepraszam – bąknęła, zawstydzona, że musieli oglądać ja w takim stanie.
- Nie płacz, kochana. – Molly Weasley przytuliła ja mocno do siebie. – Każdy by tak zareagował, a ty przecież nie byłaś tutaj trzynaście lat! Wiem, że to nadal boli.
- Dziękuje, Molly.
Godzinę później po uprzątnięciu sypialni i otoczeniu domu mocnymi zaklęciami ochronnymi, cała piątka udała się na niewielki cmentarz leżący poza Hosgmeade, gdzie odnaleźli nagrobek męża Minerwy.
- Elphinstone Urquart – przeczytała profesor Sprout lekko zatarty już napis na płycie. – Nie wiedziałam, że miałaś męża. – odwróciła się do przyjaciółki. – A na dodatek, że był nim Elphinstone. Przecież ja go pamiętam z czasów naszej nauki w Hogwarcie!
- Bardzo krótko nim był. Zmarł w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym roku przez ugryzienie jadowitej tentakuli. Cieszyłam się nim tylko przez trzy lata... Wtedy... Wtedy planowaliśmy założenie rodziny, rozmawialiśmy o tym dzień przed jego śmiercią. Rano, jak zwykle wyszedł do pracy do Ministerstwa, a o jedenastej w południe dostałam sowę z wiadomością, że zginął wskutek nieszczęśliwego wypadku!
- Czemu nigdy o nim nie mówiłaś? – zainteresowała się Molly.
- Był i cały czas będzie mi zbyt drogi, bym z łatwością mogła o nim opowiadać – wyjaśniła, podczas gdy łzy spływały jej po bladych policzkach. – Wiedział o nim tylko Dumbledore.
- Postaramy się, by jego grób i imię nie zostały zapomniane – pisnął Flitwick i jednym machnięciem różdżki wyczarował wiązankę kwiatów, a drugim odnowił nagrobek. Podał kwiaty Minewrze. – Proszę, ty to zrób...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1566 słów i 9024 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto