MEM-O-RE (SZLAK KRWI) - 1

MEKSYK – PÓŁWYSEP JUKATAN, PIRAMIDA STRUCTURE II; 23 marca 2003
  
   Bezchmurne niebo zaciągnęły stalowe chmury. Tworzyły ciemne smugi w miejscach, gdzie nachodziły na siebie i wyglądały jak rozciągnięte w ironicznym uśmiechu usta. Deszcz rozpadał się na dobre, wiatr hulał, uginając wierzchołki drzew i krzyżując ich korony. Blond włosy Emmy fruwały w różnych kierunkach. Zaciskała kolana, które uciekały na boki, a ręce trzymała kurczowo przy ciele. Strasznie bała się burzy, a teraz, w obliczu złowrogiego buszu i szalejącego żywiołu, nawet ziemia drżała.                                                                    
   – John! Czułeś?! – krzyknęła. – John!
   – Tak, spokojnie! Tutejszy klimat zmienia się jak w kalejdoskopie! Podejdź bliżej piramidy! Przestała tyle, przetrwa i te lekkie wstrząsy!
   – John! Chodź tutaj! – w głosie Emmy wyczuwalny był strach.
   Drgania powierzchni stawały się coraz intensywniejsze. Dziewczyna z przerażeniem w oczach wpatrywała się w partnera, który stał kilka metrów dalej. Trwoga opanowała jej umysł, wyłączając logiczne myślenie. Bała się poruszyć, jakby tkwienie w bezruchu miało powstrzymać to, co się działo. Trzęsienie ziemi było delikatne, ale dla kogoś, kto nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś podobnego wystarczające, by sparaliżować. Emma patrzyła na Johna, który pakował kamerę do plecaka. Przechyliła głowę i przeniosła wzrok na piramidę – trzeszczała i zdawała się rozpadać na jej oczach. Kamienne bloki porośnięte mchem falowały. Kilka ich odłamków stoczyło się schodami, kończąc bieg nieopodal stóp Johna, który zarzucał plecak na ramię. Na szczycie budowli coś zalśniło i zgasło. Dziewczyna pisnęła, czując na ramieniu ciepły dotyk. Wiedziała, że to nie dłoń Johna spoczywa na jej drżącym obojczyku. Mężczyzna cały czas szedł w jej stronę i wyglądało to tak, jakby pomimo stawiania kroków, stał w miejscu.  
  Nagle niebo rozjaśnił krzaczasty kształt, a ogłuszający huk spowodował drżenie drzew. Emma podskoczyła. Błyskawica uderzyła w metalową ozdobę przyczepioną do plecaka, który leżał obok jej stopy. Dziewczyna, opadając, nie natrafiła na twardy grunt.  
   – John! Ratunku! Gdzie jesteś?! John!  
   Półmrok, ściana deszczu i parująca gleba utrudniały widoczność. John stracił z oczu partnerkę, jednak doskonale pamiętał, gdzie widział ją po raz ostatni.
   – Emma!
   – John! Wpadłam do dziury! Nie utrzymam się długo!  
   Słowa ucichły, ustępując miejsca deszczowi uderzającemu o liście i kamienne bloki. W tle hałasowały małpy i przeskakiwały z gałęzi na gałąź, płosząc odpoczywające na nich ptactwo. Chmara ćwierkających żyjątek poderwała się do lotu, zlewając się ze złowrogim tłem.
   John parł, patrząc pod nogi. Po pokonaniu pewnego dystansu wypatrzył ubytek w porośniętej mchem powierzchni. Runął jak długi w jego okolicy i jęknął, kiedy klatka piersiowa opadła na gałęzie. Wykrzywiał usta i pochwycił oburącz drobne palce partnerki prześlizgujące się po błotnistych krawędziach wyrwy. Mężczyzna trzymał i spinał mięśnie. Walczył, aby to, co tak kurczowo ściskał, pozostało jak najdłużej w jego dłoniach.
   – John! Coś ciągnie mnie w dół. John! Nie puszczaj mnie! Błagam! Jo…!
   Dłoń dziewczyny wysmyknęła się z uścisku mężczyzny. John przeczołgał się i wsadził głowę do dziury. Sylwetka Emmy z zapierającymi się o ściany pułapki łokciami zaczęła się zlewać z mrocznym wnętrzem tunelu, a głos zanikał. Złoty blask oślepił mężczyznę. Zamknął oczy i ubłoconym przedramieniem starł wypływające z kącików łzy. Na źrenicach nadal miał obraz przerażonej twarzy dziewczyny i jej szeroko otwartych ust.  
   – Emma! Emma…! – nawoływał, nie będąc w stanie otworzyć oczu. Każda próba uniesienia powiek kończyła się pieczeniem i szczypaniem.
   Grzmoty rozbrzmiewały jeden po drugim. Otaczający Johna busz zmienił oblicze na gniewne i skąpane w odmętach piekła. Błyskawice uderzały w gałęzie, podpalając je. Metr od mężczyzny runęło drzewo, jakby chciało powiedzieć, że nie jest tutaj mile widziany. Powierzchnia zadrżała, John czuł, jak pod nim pęka. Wstrzymał oddech. Kolejne drzewo spadło nieopodal, następne… ziemia pod mężczyzną zachrzęściła. Zaczerpnął tchu i się stało. Leciał w dół, trąc rękoma o ziemię. Widział niewyraźnie, ale dałby sobie dłoń odciąć, że otwór, przez który wpadł, zasklepił się – nastały ciemności. John nie krzyczał długo, bo piach i unoszący się pył zmusiły go do zamknięcia ust. Okaleczone ciało robiło się wiotkie, oddech spowolnił, zemdlał z bólu i przerażenia.              
                                                          
                                              PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ – WARSZAWA

   Tomasza i Magdę połączyła wspólna pasja – Majowie. Poznali się rok temu w bibliotece uczelni, na której młody mężczyzna wykładał historię. Od słowa do słowa okazało się, że Magda, świeżo upieczona doktorantka chemii, również będzie tam pracować. Kiedy Tomek zaproponował jej pomoc w adaptacji do nowych obowiązków, nie odmówiła. Wspólne spędzanie czasu przerodziło się w coś więcej, a po niespełna czterech miesiącach znajomości zamieszkali razem w mieszkaniu Tomka na Mokotowie.
   Wyjazd do Meksyku na półwysep Jukatan planowali od kilku miesięcy, skrupulatnie się do niego przygotowując. Każdą wolną chwilę poświęcali na naukę języka oraz pogłębianie wiedzy o kraju i niezwykłej cywilizacji, która go niegdyś zamieszkiwała. Regały w małym, przytulnym salonie, gdzie Tomek z Magdą spędzali najwięcej czasu, uginały się od starych książek, map, słowników, a notes pękał w szwach od nadmiaru zapisków dotyczących miejsc, które zamierzali zwiedzić. Największe zainteresowanie obojga wzbudzała piramida w Calakmul, usytuowana pośród bujnej roślinności oraz pozostałości po niegdyś istniejącym wokół niej mieście. Chłonięcie wiedzy o tamtejszych bogach, kulturze żyjących wówczas ludzi, ich osiągnięciach, artefaktach i uprawie ziemi pochłaniało zakochanych do tego stopnia, że często chodzili do pracy niewyspani.
                                                    
                                          MEKSYK – PÓŁWYSEP JUKATAN, CHETUMAL

   Formalności związane z wynajęciem samochodu przebiegły nadzwyczaj sprawnie. Dzięki determinacji Magdy, Tomek, choć niechętnie, dokonał wcześniejszej rezerwacji przez Internet. Wystarczyło odnaleźć wypożyczalnię na lotnisku, podać nazwisko i podpisać niezbędne dokumenty. Z kluczykami w dłoni chłopak ruszył w stronę wyjścia, zostawiając partnerkę w tyle. Magda, jak miała w zwyczaju, nigdy się nie spieszyła. Kroczyła wolno, rozglądając się po zatłoczonej hali, gdzie turyści z niecierpliwością oczekiwali na bagaż albo opędzali się od przewodników, którzy byli natrętni jak muchy.
   Tomek zniknął za obrotowymi drzwiami. Magda westchnęła i przyspieszyła kroku. Zaraz po opuszczeniu klimatyzowanego pomieszczenia, zderzyła się ze ścianą upału. Bezchmurne niebo, słońce wiszące nad wierzchołkami drzew ogrzewało powietrze, utrudniając nieprzywykłej do takiego klimatu dziewczynie oddychanie.
   Tomek stał wsparty plecami o ścianę i wsłuchiwał się w zgiełk. Przejechał dłonią po czole i spojrzał na ukochaną spod krzaczastych brwi. Przywykł do tego, że nigdy za nim nie nadążała, więc nie robił jej z tego powodu wyrzutów. Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu i podszedł do niej. Długi, szczupły cień padł na stopy dziewczyny. Uniosła ręce i uśmiechnęła się promiennie, po czym wybuchła śmiechem spoglądając na puchową kurtkę leżącą na rozgrzanym betonie.
   Kiedy wsiadali do samolotu w Warszawie, temperatura na zewnątrz nie przekraczała pięciu stopni.  
   – Mówiłem, abyś przewiązała rękawy, ale nie. Oj, Magda! Jeśli w dżungli będziesz równie uparta, to po przejściu kilometra okaże się, że zgubiłaś cały ekwipunek, nawet tego nie zauważając. Daj, ja to zrobię – rzucił, pochwycił czarne okrycie, wcisnął je pomiędzy pręty rączki walizki i zabezpieczył przed kolejnym upadkiem.
   – Gdybyś nie brał tylu ubrań, na pewno by się zmieściła, a tak…
   – Sama widzisz, jak tutaj jest i mi nie dogryzaj, bo to w twojej nie w mojej walizce zabrakło miejsca. Od przybytku głowa nie boli i nie ma co gdybać. Lepiej znajdźmy jakiś cień, bo mózg mi wyparuje i będziesz miała zombie za chłopaka.  
   Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko pokiwała głową, a chwilę później pod osłoną wiaty chłodziła organizm wodą z automatu. Tomek, widząc nadąsaną minę partnerki, objął ją i pocałował, po czym wyjął z kieszeni spodni mapę i zaczął ją studiować.
   – Tomku, przecież znasz ten kawałek kartki na wylot. Naprawdę jest gorąco, więc chodźmy już na ten parking. Czuję, jak mi ciało płonie, poza tym musimy jeszcze kupić prowiant, coś na komary i dużo wody.
   – Parking jest za rogiem, a sklep tam. Które idzie gdzie, aby mieć to jak najszybciej z głowy?
   – Wybieram samochód. Daj walizkę i nie wdawaj się w dyskusje z mieszkańcami, bo przed nami długa droga, a wiesz, jak nie lubię prowadzić po zmroku.
   – Stwierdziła ta, która zamierzała kupić bilety do Cancún. Dobrze, że zmieniłaś zdanie. Stąd mamy niespełna dwieście kilometrów do rezerwatu. – Tomek zerknął na zegarek wiszący nad wejściem do lotniska. – Jedenasta. Zajedziemy na miejsce i zdążymy rozbić namiot, zanim słońce zniknie za horyzontem.
   – Idź już – rzuciła.
   – Pięć minut i jestem z powrotem. Nie włączaj klimatyzacji, bo ból gardła będziesz miała gwarantowany. Musimy stopniowo oswajać organizm z panującą tutaj temperaturą.
   – Dobrze. Masz rację. Wracaj szybko – powiedziała i zaczęła wodzić wzrokiem po przeszklonym budynku lotniska. Szybko zatęskniła za chłodem, który tam panował.
   Magda zacisnęła palce na rączkach walizek i ruszyła w stronę żelaznego ogrodzenia. Kiedy spojrzała za siebie, po Tomku nie było śladu. Bez problemu odnalazła czarnego Jeepa, umieściła walizki w bagażniku i usiadła na siedzeniu kierowcy. Wsadziła kluczyk do stacyjki, a gdy silnik zaskoczył, pootwierała okna. Zerkała w stronę guzika od klimatyzacji, jednak go nie wcisnęła. Pot ściekał jej po czole, podkoszulka przylgnęła do mokrych pleców, a stopy w kozakach parzyły. Natychmiast je zdjęła, a potem to samo zrobiła z ciepłym swetrem. Wyciągnęła szczupłe, długie nogi i związała w ciasny kucyk blond włosy, które poprzyklejały się do spoconej szyi i czoła. Włączyła radio i opierając się wygodnie, zamknęła oczy. Na szczęście niemal cały lot przespała, więc przynajmniej od razu ruszą w drogę, zamiast marnować pieniądze na hotel.
   – Już jestem.
   Magda podskoczyła. Kiedy przechyliła głowę, dostrzegła Tomka, który był tak obładowany zakupami, jakby szykował się na koniec świata.
   – Wykupiłeś cały sklep?
   – Prawie – zażartował, uśmiechając się. – Sprzedawca uprzedził mnie, że tam, gdzie się wybieramy, nie ma żadnych straganów, a pomiędzy drzewami temperatura jest wyższa.
   – Dobrze wiedzieć – przyznała Magda i wysiadła.
   Szybko umieścili zakupy na tylnym siedzeniu samochodu, po czym wsiedli do środka.
   – Patrz, co mam – Tomek pomachał kawałkiem pożółkłej kartki. – Przed sklepem spotkałem staruszka na wózku. Nie dość, że kaleka to jeszcze ślepy. Za parę peso odsprzedał mi tę mapę, która wskazuje krótszą drogę do Structure II.
   – Prosiłam, abyś z nikim nie rozmawiał i…
   – Wiem, niemniej dowiedziałem się bardzo ciekawych rzeczy. Wyobraź sobie, że odkąd mój podstarzały rozmówca sięga pamięcią, raz w roku pod osłoną nocy z okolicznych gospodarstw znika bydło. Nie wydało mi się w tym nic dziwnego, bo przecież wokół pełno drapieżników, lecz kiedy wspomniał, że w miejscach skąd akurat zwierzęta znikały, nie było śladów krwi ani niczego co mogłoby wskazywać, że zostały zagryzione i wywleczone z obory, zacząłem się nad tym zastanawiać. Na dodatek właściciele akurat tej jednej nocy nie śpią i pilnują swoich obejść.
   – Tomasz, od kiedy interesuje cię los krów?
   – Od momentu, gdy staruszek wspomniał, że pięć lat temu na terenie parku zaginęło młode małżeństwo z Anglii. Zwłok nie odnaleziono, a jaguary czy oceloty raczej stronią od ludzi, więc…
   – Kochanie, to nie pierwsze takie zaginięcie i nie ostatnie – prychnęła Magda, wyjeżdżając z parkingu. – Widzę, jak ci błyszczą oczy. Obiecaj mi, że po powrocie do miasta nie będziesz się bawił w detektywa i drążył tego tematu.
   – Przecież wiesz, jak uwielbiam tajemnice, a mylisz się co do zaginięć. Jeśli chodzi o te tereny, to pierwszy taki przypadek.
   Tomasz był podekscytowany, a Magda zniesmaczona. Zdała sobie sprawę, że cały następny dzień upłynie jej na temperowaniu zapędów chłopaka i obalaniu poszlak, których będzie się doszukiwał po drodze. Zaczynała żałować, że sama nie poszła do sklepu. Uniknęłaby w ten sposób natury Tomka, która właśnie w nim ożywała.
   – Dobrze. Ochłoń, bo widzę, jak cię nosi. Możemy zmienić temat, bo rozmowa o śmierci i znikających krowach jakoś nie zachęca do zwiedzania rezerwatu. Wiesz, że nie lubię takich historii, zwłaszcza że jedziemy do ruin pradawnej cywilizacji, która miała sporo za uszami. W duchy nie wierzę, ale sama myśl, że będę dotykać tworów Majów, wywołuje gęsią skórkę. Jeśli chodzi o tę mapę, to po tym, co usłyszałam, na pewno nie zejdę z wytyczonego szlaku.
   – Widzisz, zapomniałbym. – Tomek wychylił się i złapał plecak leżący na zgrzewce wody. Wyswobodził butelkę z folii, wrócił na miejsce i zrobił parę łyków płynu, po czym podał napój Magdzie. – Staruszek dał mi stare gazety, żebym się nie nudził podczas długiej jazdy. Przebąkiwał coś o tym, żebym miał oczy wokół głowy czy coś w tym stylu. Nie wiem, co miał na myśli, ale zapewne chodziło mu o węże, jaguary i ponoć kradnące rzeczy małpy.
   – Co? – Magda odruchowo skręciła kierownicę; autem zarzuciło.
   – Skup się na drodze i nie panikuj. Skoro są tutaj turyści, to wiadomo, że dokarmiają zwierzęta, które z czasem przywykły i się nie boją. Mam czytać na głos?
   – Tomasz…! A zresztą. Już chyba gorzej być nie może, a jeśli tak to wcisnę hamulec, zawrócę i tyle z wyprawy.  
   – Magda!
   – Żartowałam, czytaj uparciuchu. Od pięciu lat nikt nie zaginął, więc musielibyśmy mieć pecha, aby do tej pary dołączyć.
   Dziewczyna mówiła spokojnie, jednak na jej twarzy rysowało się zmartwienie. Była bojaźliwa i coraz bardziej obawiała się dżungli, piramid i całej wyprawy. Docisnęła gaz i mocno zacisnęła palce na kierownicy. Tomek wyjął gazetę i odnalazł artykuł, o którym wspomniał staruszek. Spojrzał na ukochaną i się zawahał. Nie był pewien, czy powinien ją jeszcze bardziej stresować, niemniej chrząknął i zaczął czytać:
   „Jak co roku z dwunastego na trzynastego marca z przypadkowego gospodarstwa zginęły krowy. Po przeliczeniu liczebności stada doliczono się czterech uprowadzonych sztuk jak we wcześniejszych latach. Jednak tej nocy nie wszystko przebiegło jak zawsze. Jedno zwierzę zostało znalezione kilometr od obory w osuwisku. Najprawdopodobniej samo tam wpadło i zostało porzucone. Na ciele nie dopatrzono się żadnych obrażeń. Pozostałe krowy przepadły jak kamień w wodę. Coroczna tajemnica, której nikt nie potrafi wytłumaczyć”.
   – Ciekawe – burknął Tomek i położył gazetę na kolanach.
   – Na pewno jacyś przemytnicy albo ktoś odprawia rytuał. Mało to wariatów na świecie. Jedna sztuka im uciekła i wielkie halo. Lepiej znajdź artykuł o tych zaginionych i jakiś krótki ten wpis.
   Magda pomimo wcześniejszej niechęci do poruszanych przez Tomka tematów zapragnęła dowiedzieć się czegoś więcej, nawet jak później będzie tego żałować.  
   – Skoro co roku dochodzi do tego samego zjawiska, to i pisać za bardzo nie ma o czym – stwierdził Tomek, zaczynając wertować starszą gazetę. – Mam, ale papier jest tak zmiętolony, że nie wiem, czy odczytam. Gdzieniegdzie brakuje tuszu.
   – Hieroglify czytasz to i z tym sobie poradzisz. – Magda puściła do ukochanego oczko i po raz pierwszy od dłuższego czasu się uśmiechnęła, jakby to, co ją wcześniej zmartwiło, odeszło w zapomnienie.
   – Żartowałem. Widziałem twoją minę i postanowiłem grać na zwłokę, lecz chyba niepotrzebnie.  
   Tomasz w przeciwieństwie do swojej partnerki wyglądał na zaabsorbowanego usłyszanymi opowiastkami. Artykuł znajdował się na pierwszej stronie i jak zauważył, nie był wyeksponowany, lecz wciśnięty w prawy róg. Krótka notka w tak poważnej sprawie była dla niego czymś nowym.
   „Widocznie nie chcieli siać zamętu i odstraszać turystów” – pomyślał i zaczął czytać:  
   „Dwudziestego trzeciego marca młode małżeństwo z Londynu państwo John i Emma Green z samego rana nabyli bilety i wkroczyli na teren rezerwatu, jednak z niego nie wyszli. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby ktokolwiek spędził noc pośród dzikiej przyrody. Dwa dni później zaniepokojona obsługa hotelowa zgłosiła brak gości. Policjanci rozpoczęli procedurę poszukiwawczą, angażując dużą liczbę funkcjonariuszy oraz psy tropiące. Po tygodniu intensywnych poszukiwań, które nie przyniosły żadnych śladów, ogłoszono, że młode małżeństwo najprawdopodobniej wpadło do jednej z wyrw powstałych podczas wstrząsów ziemi i zginęło przywalone ziemią. Jak…”
   – Starczy! – wtrąciła Magda. – Serce bije mi jak oszalałe, a ręce drżą. Nie chcę wiedzieć nic więcej. Jeśli zamierzasz się w to zagłębiać, rób to po cichu, dobrze?
   – Nie ma za bardzo w czym. Zbladłaś, więc zostawię tę rewelację i…
   – Tomku, jeśli masz mi do opowiedzenia kolejną lokalną tajemnicę, lepiej zaszyj usta. Co mnie w ogóle napadło, aby o tym słuchać. Masz na mnie zły wpływ. Teraz nie myślę o niczym innym tylko o ludziach pogrzebanych żywcem.  
   – Nie, spokojnie. Oboje zapomnieliśmy spakować czegoś na komary. Pytałem w sklepie o spray, ale niczego nie mieli. Miejscowi nie używają takich rzeczy, ale są i dobre wieści.
   – Nareszcie! – Magda spojrzała kątem oka na ukochanego. Tomek uśmiechał się od ucha do ucha.
   – Dali mi to. – Wyjął z plecaka mały flakonik z czarną mazią. – Śmierdzi, ale jest skuteczne na wszystko, co lata i nie tylko. Matka sprzedawcy poradziła, aby nie dotykać drzew, bo niektóre węże, które na nich zamieszkują, są jak kameleony. Wystarczy chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe.
   – Na razie jesteśmy w mieście i nic szczególnego nie rzuciło mi się w oczy. Chociaż, kiedy pakowaliśmy zakupy, zauważyłam krokodyla spacerującego pomiędzy autami.  
   – Widziałaś gada i mówisz o tym tak spokojnie? Nie spanikowałaś? Magda nie poznaję cię.
   – Postanowiłam milczeć, bo zapewne byś do niego podszedł, doprowadzając mnie do palpitacji serca. Poszedł i po temacie.  
   – Wiem, że pragniesz, abym zszedł na ziemię i zaczął poważniej patrzeć na zagrożenia, jednak nic na to nie poradzę, że lubię adrenalinę i im więcej się dzieje, tym lepiej.
   Nagle rozległ się pisk. Magda ostro wcisnęła hamulec; centymetry dzieliły czarnego psa od skończenia pod kołami.
   – Ja poprowadzę, a ty skup zmysły na podziwianiu okolicy – zakomunikował Tomek, wysiadając z samochodu; Magda poszła jego śladem.
   – Powinnam bardziej uważać na drodze, jednak wzrok sam mi ucieka na te małe domki, stragany, dzieci biegające bez celu i osoby spożywające posiłki w otoczeniu rodziny – rzuciła, zajmując miejsce pasażera.
   Tomek nie skomentował, westchnął jedynie i ruszył w dalszą drogę. Od czasu do czasu zerkał to na nawigację to na zadowoloną twarz Magdy, która chłonęła to, co za szybą pełną gębą. Tomka nie cieszyły stare uliczki, biesiady i mijane po drodze widoki, chyba że zapierały dech w piersi. Dla niego najważniejsze było pogłębianie wiedzy zdobytej poprzez czytanie książek, oglądanie telewizji i skupianie uwagi na konkretnym obiekcie czy otoczeniu.    
                                                                                                                          ...

Shadow1893

opublikowała opowiadanie w kategorii horror i fantasy, użyła 3523 słów i 20376 znaków, zaktualizowała 27 mar o 14:46.

4 komentarze

 
  • Użytkownik unstableimagination

    I znów jak u Ciebie to często bywał - bardzo podoba mi się klimat.  
    Początkowe mroczne i niewyjaśnione uderzenie.  
    Potem upał Meksyku (można go poczuć!), początkowo beztroskie wakacje, ale nieubłaganie zmierzające ku pierwszej parze.
    Jako czytelnik jestem złapany i czekam na ciąg dalszy :)

    4 godz. temu

  • Użytkownik Sapphire77

    Emma i John. Mam odczucie, że jeszcze ich spotkamy. Czy w tej formie jak ich pożegnalismy, to nie wiem. Wiemy, że zaginęli, ale nie nadmieniono, że zginęli, stąd moje przypuszczenie. Mexico fajne miejsce, dla mnie, za gorąco. I najlepsze na deser. Piramidy. Fascynują mnie tylko troszkę mniej niż Ciemność. Napisałem kiedyś spore opowiadanie o piramidach. Są w pewnym pasie, powstały w mniej więcej tym samym czasie i najważniejsze, że nikt poważny nie wie jak je wybudowano, kto i po co. Bajki o niewolnikach turlających wielkie bloki, są dla przeciętnego Kowalskiego, którego obchodzi czy piwo jest w lodówce. Ja sądzę, ze coś tam w tym dołku było. Czekało cierpliwie... Pozdrawiam serdecznie i nie każ czekać miesiąc. :przytul:

    3 dni temu

  • Użytkownik Shadow1893

    @Sapphire77, zaskoczyłeś mnie i mam nadzieję, że tym razem komentarz pozostanie. ;) Piramidy, ich powstanie, to temat rzeka. Masz nosa... ale to na tyle względem odgadywania. Tekst będzie pisany wolno, bo w międzyczasie muszę studiować historię Majów. Pozdrawiam. 😘

    3 dni temu

  • Użytkownik Sapphire77

    @Shadow1893 Pozostanie. Dopiero zaczynasz studiować? Majowie i Aztekowie mieli niezbyt miłe praktyki. Miłego pogłębianie wiedzy. :smile:

    3 dni temu

  • Użytkownik Shadow1893

    @Sapphire77, bardziej aspekty, które użyję w tekście. Mieli super praktyki... diablice to lubią.

    3 dni temu

  • Użytkownik Sapphire77

    @Shadow1893 Tak sobie myślę, gdyby pomalować na biało, na różkach zawiązać różowe wstążki.. A mają ogonki?

    3 dni temu

  • Użytkownik Shadow1893

    @Sapphire77, nie mają. I'm a good girl.

    3 dni temu

  • Użytkownik Sapphire77

    @Shadow1893 Tak trzymaj.  Juz nie przeszkadzam.

    3 dni temu

  • Użytkownik Shadow1893

    @Sapphire77, jak uważasz. :)

    3 dni temu

  • Użytkownik Marigold

    Historia zaczyna się wyjątkowo spokojnie, chociaż w tle, gdzieś tam daleko na horyzoncie majaczy coś, co tylko czeka na odpowiedni moment, by pokazać swoje groźne oblicze.  
    Mamy tutaj kontrast między pełną entuzjazmu i radości parą, która przybywa do Meksyku spełnić swoje marzenie, a cieniem, który spowija miejsce, do którego zmierzają, chociaż oni jeszcze o tym nie wiedzą. Te strzępki informacji, które posiadają, raczej ciekawią niż straszą. Ale wszystko do czasu. Myślę, że nie będą długo czekać na pierwsze, niepokojące zdarzenia. Jestem bardzo ciekawe, jakie przygody zaserwujesz swoim bohaterom i przy okazji nam czytelnikom.

    3 dni temu

  • Użytkownik Shadow1893

    @Marigold, dzięki za ciekawy komentarz. Tak, tym razem historia będzie się rozwijać inaczej, niż zazwyczaj u mnie. 😘Pozdrawiam. :)

    3 dni temu

  • Użytkownik andkor

    Super wciągnęło mnie i jestem ciekaw jak to wszystko się rozwinie. Pozdrawiam Andrzej

    3 dni temu

  • Użytkownik Shadow1893

    @andkor, miło cię widzieć i dzięki za komentarz. :) Pozdrawiam.

    3 dni temu