Nigdy więcej! - 7/7

Nigdy więcej! - 7/7Otworzyłam oczy. Jasne światło padające na źrenice przez dłuższy czas uniemożliwiało mi rozpoznanie miejsca, w którym się znajdowałam. Leżałam na czymś miękkim i zimnym. W uszach szumiało, a przy próbie uniesienia głowy poczułam ból. Przekręciłam się na bok i pierwsze co zobaczyłam to rozmyty zarys człowieka.
   – Gdzie jestem? – Miałam wysuszone gardło, a wydobycie z siebie jakichkolwiek słów było katuszą.
   – Spokojnie. – Usłyszałam ciepły, kobiecy głos. – Proszę jeszcze nie wstawać. Zaraz podam pani wody i pomogę usiąść.
   – Jenny?
   – Becky.
   Pielęgniarka wyjęła z kieszeni fartucha telefon i zaczęła klikać, po czym położyła komórkę na stole i sięgnęła po butelkę wody.
   – Powoli. – Wcisnęła mi napój w dłoń i chwyciła pod pachy.
   Zwilżyłam gardło i siedziałam otępiała, wpatrując się w szafę z lekami. Umysł powoli się budził, miałam mnóstwo pytań i już otwierałam usta, gdy do pomieszczenia wszedł Duck i poprosił Becky, aby wyszła. Rozsiadł się wygodnie na krześle i zamiast mi cokolwiek wytłumaczyć, wpatrywał się w podłogę.
   – Co to było? – spytałam, przypominając sobie ukłucie w ramię i… – David! Opanowaliście sytuację? Możemy do niego pójść?
   – Sarah – zaczął niepewnie. – Jak się czujesz? Zawroty głowy, bóle mięśni?
   – Co jest?! Dyrektorze! Czy…?
   Spojrzałam na zegar wiszący nad biurkiem – wskazywał szesnastą. Nie wiem, czy to z bezsilności, rozczarowania, a może wściekłości zaczęłam się śmiać; z sekundy na sekundę coraz głośniej, obłąkańczo, ironicznie.
   – Sarah! Wszystko w porządku?!
   Nie odpowiedziałam. Wstałam i pochyliłam się nad dyrektorem. Śmiech ustał, za to spojrzenie mówiło samo za siebie.
   – Oszukałeś mnie! Jak mogłeś mnie uśpić?!
   – Musiałem. Parę godzin temu dostałem maila. Williams wysłał nagranie z dopiskiem: „Trzymaj ją z dala od egzekucji, bo to, co trwa, nigdy się nie skończy”. Miałaś romans z pacjentem.
   – Gdzie David!
   – W kostnicy.
   Łzy ciekły mi po policzkach, jednak szybko zdałam sobie sprawę, że niepotrzebnie. Znów zawładnął mną śmiech. Chodziłam w tę i z powrotem rżąc. Wyglądałam jak obłąkana, do której nie dociera fakt, że Davida usmażono lub otruto. Rozpacz, która powinna mną targać, nie nadchodziła.
   – Siadaj! – ryknął dyrektor; nie posłuchałam, wodząc wzrokiem po suficie i ścianach.
   Próbował mnie do tego przymusić, łapiąc za ramiona i prowadząc w stronę kozetki.
   – Zostaw, bo pożałujesz – syknęłam; puścił. – Gdzie jesteś! Pokaż się!
   – Sarah, co się z tobą dzieje do cholery? Efekt uboczny środka? Kogo wołasz?
   Dyrektor znów mnie pochwycił i ścisnął za ramiona. Zaczęłam wrzeszczeć i piszczeć, okładając go pięściami. Podrapałam go w policzek i kopnęłam w piszczel.
   – Puść! Pobijesz mnie jak Williams?!
   – Uspokój się do chuja! – oznajmił uniesionym głosem i cofnął ręce. – Rozumiem, że jesteś w szoku, niemniej nie zachowuj się jak wariatka. Dam ci coś…
   – Ani się waż!  
  Dyrektor podszedł do biurka. Chwycił za słuchawkę i wybrał numer.
   – Do dwunastki, szybko.
    – Ujawnij się, muszę być pewna, że nadal tutaj jesteś! Wyłaź!
   – Za dużo wrażeń. Potrzebujesz odpoczynku – przyznał Duck, odkładając słuchawkę.
   Zaczął szperać w szafce z lekami. Rozpakował strzykawkę, napełnił ją i szedł do mnie, gdy do sali wpadło dwóch sanitariuszy.
   – Obezwładnić! – rozkazał.
   Postawni mężczyźni przystąpili do zadania. Dzielił ich ode mnie krok. Wystarczyło, by wyciągnęli ręce, a byłabym w pułapce. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Jarzeniówki zaczęły przerywać. Rozciągnęłam usta w szerokim uśmiechu. Nadchodził, a ciężki kamień spadał mi z serca.
   – Wiedziałam – burknęłam pod nosem, patrząc, jak cień przenika przez sufit i wyciąga niekształtne ręce w stronę zastygłych sanitariuszy.
   – Co to jest?! Ja pierdolę! – wrzasnął Duck i ucichł.
   Spojrzałam przez ramię – sylwetka dyrektora stawała się przezroczysta, zniknął. Został odgrodzony skalnym blokiem. Sanitariusze rzucili się do ucieczki. Tuż przed drzwiami cień oplótł ich ciała i wypchnął na korytarz. Cofnął ręce, drzwi się zatrzasnęły.
   Stałam obok kozetki, szczękając zębami. Temperatura była bliska zera. Kłęby pary unosiły się nad podłogą i otulały meble.
   – Zabierz mnie do niego.
   Demon przyjął ludzką formę i stanął przede mną. Wbił spojrzenie w moje i rozwarł paszczę, popychając mnie na ścianę. Fioletowe nitki zatańczyły pomiędzy nami, tworząc napis:
   „Co będę z tego miał?”
   – Zabierz mi lata.
   „Nie pozostało ci ich wiele. Spójrz”.
   Z podłogi wyskoczyło falujące coś na podobieństwo lustra. Zatrzymało się centymetry przed sufitem. Widziałam swoje odbicie i liczbę trzydzieści na czole. Oblał mnie zimny pot, pomimo iż drżałam z wyziębienia. Wypuściłam parę z ust. Zwierciadło zaczęło pękać. Różnokształtne kawałki szkła w ciszy opadały na podłogę i znikały.  
   „Dziesięć”.
   – Żądasz zbyt wiele. Nie ma innego sposobu?
   Czekanie na odpowiedź trwało wieki. Negocjowałam z diabłem jak z najlepszym przyjacielem. Wiedziałam, że tylko w ten sposób dotrę do Davida. W innych okolicznościach cień mnie do niego nie dopuści, poza tym, co mi po nieprzytomnym ukochanym. Byłam przekonana, że demon mnie nie skrzywdzi. Próbował nastraszyć… Bałam się tego, co usłyszę. Kochałam Davida, ale czy byłam gotowa na takie posunięcia?
   „Wpłyniesz na Davida, aby mnie wypuścił”.
   – Nie – odparłam bez wahania. – On tego nie chce. Oszukałeś go, a on cię.
   Ściany zadrżały, a z sufitu odpadały płaty farby. Jarzeniówki wystrzeliły. Pisnęłam ze strachu i przylgnęłam do lodowatego tynku. Mrok potęgował trwogę. W powietrzu unosił się zapach spalenizny i siarki. Trudno mi było oddychać; zaczęłam kaszleć.
   Nagle wszystko ustało. Znów poczułam zapach chemikaliów, ale ciemność pozostała. W oddali tańczyły fioletowe nitki. Cień był blisko. Nie zdawałam sobie sprawy jak blisko. Przemarzłam do szpiku kości, więc nie wyczułam, kiedy we mnie wszedł. Uświadomiłam to sobie, gdy zobaczyłam Davida z workiem na głowie siedzącego na krześle śmierci.
   – Nie chcę tego oglądać! – wrzasnęłam. – Wyjdź ze mnie! David, powstrzymaj go! Demon jest osłabiony! Nie każ mi na to patrzeć! David!
                                                                                ***
   Wylądowałam w wąskim tunelu, a jego ściany były miękkie i lepkie. Zaczęłam iść na oślep, pragnąc wydostać się z pułapki. Białe, skośne bielma wyrosły przede mną. Wstrzymałam oddech, a patrzenie w nie sprawiało, że kręciło mi się w głowie. Próbowałam odwrócić wzrok od hipnotyzującego spojrzenia, ale na marne. Zobaczyłam to, czego nie chciałam. Słyszałam to, co ściskało mi serce. Ostatnie minuty z życia Davida zawładnęły moim umysłem.
   Cień próbował mnie złamać!
   „Worek spoczywający na głowie Davida się uniósł. Jego twarz wykrzywiona w bólu, dym ulatujący spod hełmu, wrzask i cisza. Mózg został wyłączony, teraz czas na serce. Kat unosi wajchę, a David iskrzy. W jego ciele trwa burza z błyskawicami. Widzę demona – przechwytuje prąd i niweluje jego działanie. Koniec egzekucji. Demon opuszcza ciało Davida i uderza z impetem w sufit. Zgromadzona energia wylatuje z niego i ciska we wszystko, co napotyka. Pomieszczenie płonie zimnym ogniem. Wszyscy obecni w nim chodzą pomiędzy złowrogim żywiołem nieświadomi niczego”.
   Wizja zanika. Na źrenice nachodzi obraz ciasnego tunelu, na którego końcu widnieje jasna szpara. Przenikam przez nią i…
   Podłoga, na której wylądowałam była strasznie zimna. Uniosłam głowę i rozbieganym wzrokiem próbowałam odnaleźć się w miejscu, które wydawało mi się znajome. Gdy zamglone spojrzenie zaczęło się wyostrzać, zrozumiałam, że demon przeniósł mnie do kostnicy.
   – David – szepnęłam.
   Nie mogłam wstać. Cień wisiał nade mną, niwecząc każdą próbę. Zrezygnowałam, czując narastającą bezsilność. Byłam tak blisko Davida, a jednocześnie daleko. Demon pochwycił mnie za podbródek i zmusił, abym spojrzała na żelazne łóżko. Spodziewałam się, kogo tam zobaczę i nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa.    
   „Nadal nie dostałem niczego w zamian” – głosił napis tuż przed moim nosem. „Ile jesteś w stanie poświęcić i znieść, aby do niego dotrzeć?”
   – Proponuj – wypaliłam, nie mając zielonego pojęcia, co mogłabym ofiarować komuś takiemu.
   Stwarzałam pozory opanowanej, jednak umierałam ze strachu, a cień to wyczuwał. Drżałam na całym ciele i w duchu prosiłam, aby to wszystko się skończyło. Chciałam zobaczyć Davida przytulić i jak najszybciej opuścić ośrodek z nim pod rękę.
   „Uczynię cię żniwiarzem. Dusze za życie wieczne. Przyjmiesz moją część wprost z czeluści piekła?”
   – Z ilu odłamków się składasz tutaj na ziemi? Dlaczego nie pofatygujesz się osobiście i nie uwolnisz się z objęć Davida?
   Czasami nie warto dociekać. Cień wypełnił całe pomieszczenie, pogrążając wszystko w czerni. Słyszałam pisk kółek od stołu, trzask drzwiczek w chłodziarkach. Sapliwy pomruk za plecami wywołał gęsią skórkę. Sekundy, a w moim kierunku patrzyły wielkie oczodoły wypełnione mleczną mgłą.
   „Wyzbędziesz się wszystkich uciech tego świata?” – napis w obu otworach ocznych głosił to samo.
   – Nie, bo to się wiąże z utratą Davida. Nie zrezygnuję z niego tak samo, jak ty.  
   Nastała jasność. Wsparłam się tyłkiem o stół i zerknęłam przez ramię – był pusty. Cień zniknął. Coś mi podpowiadało, że zmarnowałam szansę i już więcej Davida nie zobaczę.
   Ogarnęła mnie bezsilność, kolana się rozjechały, upadłam na nie. Osłoniłam twarz dłońmi i dałam upust emocjom. Płakałam i żałowałam tak pochopnie podjętej decyzji.
   – Zgadzam się, tylko pozwól mi być blisko Davida. Wystarczy mi jego obecność – chlipałam cicho.
   Nie uzyskałam odpowiedzi – cisza.
   Kompletnie rozklejona i roztrzęsiona podeszłam do umywalki. Ochlapałam twarz wodą i patrzyłam na srebrny kran. Łzy ciekły po polikach i kapały do zlewu. Otarłam je i wstrzymałam oddech. Widziałam w kranie swoje odbicie. Na czole miałam znak nieskończoności ze znakiem zapytania.
   „Dał mi czas do namysłu” – pomyślałam, lecz nie poczułam się przez to ani odrobinę lepiej. Oparłam dłonie o umywalkę i zamknęłam oczy. Wzdychałam chwilę, a kiedy uniosłam powieki, na powrót byłam w zabiegowym, gdzie ku wielkiemu zaskoczeniu czekał na mnie cień.  
   – Nigdy w ciebie nie zwątpiłem. Walczyłaś do końca.
   Serce zabiło mi mocniej. Słyszałam Davida, choć nigdzie go nie widziałam. „Czyżby kolejna próba?” – pomyślałam, obserwując, jak demon wciska dłoń pomiędzy płytki w podłodze. Wszystko w pomieszczeniu drżało. Oświetlenie mrugało, niekształtne cienie tańczyły na ścianach, a para buchała z wywietrzników, podążając ku cieniowi. Wchłaniał wszystko, co go otaczało, a gdy w powietrzu nie pozostało ani grama oparu, wyjął dłoń spomiędzy płytek. Coś w niej tkwiło ściśnięte trzema palcami.
   Demon wyprostował się i wyciągnął rękę. Zalała mnie fala gorąca, krew w żyłach wrzała. Nogi miałam jak z waty, a serce tłukło w piersi. Nie ustałam – runęłam na podłogę. Przyjęłam pozycję embrionalną i mocno zacisnęłam powieki.
   Panowała kompletna głusza. Nie słyszałam nawet własnego oddechu. Umierałam? Czarne scenariusze zaprzątały moje myśli. Czułam, jak zamarzam, a potem nastała czarna dziura.    
                                                                                  ***
   – Nareszcie. – Najpierw usłyszałam głos, a potem zobaczyłam twarz doktora Colla. – Ale nam stracha napędziłaś. Dyrektor myślał, że masz zawał. Kiedy sanitariusze cię dotknęli, zaczęłaś się trząść. Dzięki szybkiej reakcji nie upadłaś na biurko. Dobrze się czujesz? Chcesz wody?
   – Tak. Nie wiem.
   Nic nie rozumiałam. Dyrektor siedział obok poddenerwowany, ale nie w sposób, jakiego się spodziewałam. Przecież widział cień, sanitariusze również. Czyżby demon wymazał ten epizod z jego pamięci?
   – Sarah, co cię opętało? – zaczął. – Lek wywołał halucynacje? Puściły ci nerwy?
   – Kiedy uświadomiłam sobie, że Davida już nie ma, coś we mnie pękło. Ogarnął mnie amok i…
   – Idziesz na urlop, a ja w tym czasie zastanowię się co z tobą zrobić. Teraz mam ważniejsze sprawy. Wytłumaczenie zajścia w piwnicy przerasta mnie samego. Sarah, złamałaś… – Spojrzał na Colla. – Nieważne, jesteś dobrym lekarzem.
   – Składam wniosek o przeniesienie.
   – Nie podejmuj pochopnych decyzji. Przemyślisz wszystko i pogadamy.
   – Nie zostanę tutaj. Nie będę w stanie pracować, wiedząc, że nieopodal David stracił życie. Muszę go zobaczyć. Uprzedź Andersa, niech go przyszykuje.
   Musiałam mieć pewność. Cień robił wszystko, aby nie doszło do spotkania. Zaczęłam główkować: jak rozpoznam czy żyje? Demon zapewne steruje jego funkcjami życiowymi.
   – Sarah, musisz odpocząć. Jesteś blada i wycieńczona. Nie dasz rady – stwierdził Coll.
   – Właśnie – zgodził się z nim Duck.
   – Dam radę i nie odwiedziesz mnie od tego. Już raz ci zaufałam i co? Pojadę do domu, a kiedy wrócę, Davida już tutaj nie będzie. Gdzie będę miała go szukać? Pod ziemią? Chcę go zobaczyć i się pożegnać, zresztą nie możesz mi tego zabronić.
   – Masz rację, lecz odczekaj trochę, chociaż do końca kroplówki – zasugerował Coll.
   – Nie! – ryknęłam, a stojak poleciał na podłogę. – Mam dość czekania.  
   Wyrwałam wenflon i wstałam – zbyt energicznie, bo zakręciło mi się w głowie, jednak nie na długo i po otarciu czoła ruszyłam do drzwi. Coll pokiwał głową i podniósł stojak.
   – Pójdę z tobą – usłyszałam jakby przez mgłę. Dyrektor podążył za mną.
   – Nie! Zawiadom Andersa. Chcę być sama.
   Duck spojrzał na mnie spode łba, machnął ręką, wyjął telefon z kieszeni i nawiązał połączenie. Nie słyszałam z kim i o czym rozmawiał, bo skręcałam w długi, pusty korytarz. Co jakiś czas gasła jarzeniówka. Przystanęłam i spojrzałam w górę. Cień mi towarzyszył, zasłaniając światło. Coś dziwnego zaczęło się dziać z kamerami – wszystkie kierowały się ku górze.
   Ogarnął mnie niepokój. Czekała mnie kolejna przeprawa z tym upartym bytem i się nie myliłam. Po dotarciu pod drzwi prowadzące do bloku więziennego wbiłam kod, przywitałam się ze strażnikiem i ruszyłam wąskim korytarzem. Gdy pokonywałam ostatni stopień schodów, poczułam chłód. Potarłam dłońmi ramiona, przeszłam przez wahadłowe skrzydło i stanęłam jak wryta. Cień czekał przed kostnicą z wyciągniętą ręką. W dłoni ściskał to, co wyłowił spod ziemi. Obok lewitował napis: „Decyzja podjęta pod wpływem emocji nie może być elementem wiążącym. Przyjmujesz moje warunki?”  
   Z jednej strony pragnęłam tego, z drugiej okropnie bałam się zmian, jakie we mnie zajdą. „Czy spotkanie z Davidem jest tego warte? Może lepiej przeżyć pozostałe lata w spokoju i zapomnieć?” – myślałam. „Przecież zapomnę masę rzeczy!”
   Miałam mętlik w głowie. Najtrudniejsza decyzja, z jaką przyszło mi się zmierzyć, wciąż czekała na rozstrzygnięcie, w którą stronę przechyli się szala.
   Nagle ściana i drzwi zniknęły. W centrum kostnicy na stole leżał David, a Anders siedział przy biurku, uzupełniając dokumentację na komputerze. Ścisk w piersi był ogromny, gdy patrzyłam na sztywne, blade ciało ukochanego. Wiedziałam już, czego chcę. Siła miłości przezwycięży wszystko. Miałam Davida stąd wyciągnąć – nie wyszło. Opracowany plan nadal pulsował w mojej głowie. „Uratuję nas oboje” – krzyknęłam w myślach i przemówiłam spokojnym głosem:
   – Przyjmuję warunki, ale dopiero po spotkaniu z Davidem i nie tutaj. Uśpij Andersa, obudź Davida, a gdy się z nim pożegnam, przenieś mnie do piwnicy.
   „Teraz albo nigdy!”
   Ściana i drzwi wróciły. Cień rozdziawił paszczę, przeszedł przeze mnie i zniknął. Otrząsnęłam się z szoku i zapukałam – zero reakcji ze strony Andersa; weszłam. Kostnica nie była kostnicą, lecz piwnicą, w której nareszcie znalazłam to, za czym biegałam od paru godzin.
   – David – wydukałam, a łzy szczęścia zaczęły spływać po policzkach.
   Wylądowałam w jego ramionach, a nasze spragnione siebie usta w końcu się połączyły. Emanowałam szczęściem i w przypływie błogości kompletnie zapomniałam o cieniu. On o mnie nie. Pocałunek został brutalnie przerwany, a David wyrwany z moich ramion i zepchnięty w kąt.
   – To wszystko, na co mogę liczyć? – spytałam smutnym tonem, wiedząc doskonale, że uczucia są demonowi obce. Miało być pożegnanie i było – dotrzymał słowa. Byłam wrogiem i żyłam jedynie dlatego, że David przy tym obstawał.
   – David…
   Niedane mi było skończyć. Cień wypuścił część siebie z dłoni – wdech i miałam to w sobie. Rozpychało się i miażdżyło mnie od środka. Mózg już praktycznie nie należał do mnie, chociaż nieustannie wdzierałam się myślami w wizje stwora, a pomiędzy to wszystko wskakiwał głos Davida:
   – Sarah, co ty najlepszego narobiłaś! Walcz z nim! Pamiętaj, że jestem obok i zawsze będę! Plan, Sarah! Zrób to! Znajdź siłę i…
   Już go nie słyszałam, za to widziałam, jak próbował sforsować niewidzialną barierę, która go blokowała. Cień stał obok i patrzył, szczerząc zęby w złowrogim uśmiechu. Na źrenicach miałam obraz piekła, wybuchy wulkanów, porywisty wiatr rozwiewający spaloną powierzchnię, jęzory ognia trawiące przybyłych, którzy wpadali dziurami. Wrzask, pisk, ryk demonów stojących na kamieniach i wielkie monstrum z rogami recytujące w nieznanym mi języku.
   Nadal miałam coś z siebie. Wspomnienia przegryzały się przez obrazy. Rozpoczęcie pracy, znajomość z Davidem, Williams i jego brutalność. Poczułam się lekka, ciężar, który demon próbował na mnie nałożyć, zelżał.
    – Sarah, prąd! – krzyknął David, nie ustając napierać na niewidzialną barierę.
   Wrzeszczał na demona. Jeden wielki bełkot. Sekundy i wszystko ucichło.
   Z trudem wykonałam pierwszy krok. Drugi poszedł łatwiej. Wszystko mnie bolało, jakbym się rozpadała. Zacisnęłam zęby, skupiłam myśli na rzeczach dobrych i dotarłam do maszyny. Zdążyłam przykleić elektrody i wcisnąć guzik, zanim cień we mnie wszedł i wyszedł, ciągnąc za sobą podobnego sobie tylko mniejszego. Stymulacja ośrodkowego układu nerwowego trwała. Wygięłam się w łuk, drżenie ciała było coraz intensywniejsze. Nie przewidziałam jednego. Nie było nikogo, kto mógłby wyłączyć maszynę.
   – Wracaj do domu.
                                                                                  ***
   – Mówiłem, że to głupi pomysł, ale upartemu nie wytłumaczysz – mówił Coll, patrząc na mnie z wyraźnym niezadowoleniem.
   Nie przejmowałam się jego słowami, wciąż rozmyślając o tym, co usłyszałam przed utratą przytomności. „Czyżby David go uwolnił? Oby nie…” Przycisnęłam dłonie do piersi i powiedziałam:
   – Głowa mnie boli.
   – Nie dziwi mnie to – syknął Coll. – Gdy tylko Anders uniósł prześcieradło, osunęłaś się. Na szczęście obrażenia są powierzchowne. Niedługo lek przeciwbólowy powinien zacząć działać.
   – Sarah, jeden z funkcjonariuszy odwiezie cię do domu. Z chęcią sam bym to zrobił, jednak muszę zostać. Odpoczniesz, a przesłuchaniem się nie martw. Doktor Coll potwierdził, że obecnie się do tego nie nadajesz – oznajmił dyrektor, który siedział obok mnie, trzymając za rękę.
   – Rzeź w piwnicy przypiszą Davidowi, prawda?
   – Nie wiem, ale patrząc na jego przeszłość, wszystko na to wskazuje – przyznał dyrektor, wpatrując się mi w oczy.
   Spuściłam głowę, a z oczu popłynęły łzy, które szybko przerodziły się w szloch. Przez ostatnie godziny doświadczyłam tak wiele i przegrałam. Nawet jeśli demon nadal był więźniem Davida, zabierze go jak najdalej ode mnie, a ukochany z czasem o mnie zapomni lub odejdzie na zawsze, jeśli słowa, które nieustannie miałam w głowie, miały związek z cieniem. Rak, który wyniszczał Davida, był w zaawansowanym stadium, a upłynęło sporo czasu, więc…
   – Sarah, to w niczym nie pomoże. Życie pisze różne scenariusze – powiedział dyrektor, podając mi chusteczki i kubek z wodą.
   – Ja bym ją zostawił na obserwacji – zasugerował Coll, przyglądając mi się uważnie. – Mieszka sama.
   – Przestań – wtrącił Duck, zabierając mi pusty plastik z drżącej dłoni. – Przywyknie. Sarah, Jenny przyniosła twoje rzeczy z gabinetu. Wezmę je i możemy ruszać.
   – Nic nie rozumiecie, a ja chyba też. Doktorze Coll, mam prośbę.
   – Tak?
   – Chcę mieć zdjęcie Davida. Zrobiłbyś je dla mnie?
   – Sarah, mało ci zmartwień? Przecież wiesz, jak wyglądają osoby potraktowane prądem.
   Nie odpowiedziałam. Spojrzałam błagalnie na Colla i zmusiłam się do uśmiechu. Musiałam mieć pewność.
   – Zrobię i wyślę.
   – Dziękuję. – Uściskałam go i podążyłam za dyrektorem.  
   Po drodze do wyjścia nie natrafiliśmy na nikogo z personelu. Policjant czekał na schodach. Duck przekazał mu moje rzeczy i wrócił do środka. Gdy dotarłam na parking, spojrzałam na budynek i go zobaczyłam. Cień pełznął po ścianie, a następnie zeskoczył na beton i z prędkością światła zniknął pod samochodem.
   „Czego jeszcze ode mnie chcesz?” – myślałam. „Przecież dostałeś to, o co walczyłeś. David jest twój”.
   Przykucnęłam i zajrzałam pod samochód – pusto.
                                                                                   ***
   Minęło dwa tygodnie od pogrzebu Davida, a ja wciąż miałam wątpliwości. Na zdjęciu, które przesłał mi Coll, David wyglądał zwyczajnie. Nie dostrzegłam niczego, co wskazywałoby, że odszedł pokonany przez chorobę. Każdy hałas, szurnięcie, załamanie światła przywodziło mi na myśl jedno – cień. Nie myślałam o niczym innym, tylko o tym, aby go zobaczyć, jednak on nie przychodził. Nadzieja na powrót Davida słabła z każdym oddechem.
   Wstałam od stołu i podeszłam do kuchenki. Nastawiłam czajnik, wrzuciłam herbatę do szklanki i wsparłam ręce o blat szafki. Najchętniej wróciłabym do łóżka, którego ostatnimi czasy prawie nie opuszczałam. Pochwyciłam cukiernicę i postawiłam na stole. Klapnęłam na krzesło i zawiesiłam wzrok na firance. Zaczęłam liczyć fikuśne wzory, gdy ich biel zaczęła przechodzić w szarości.
   Czajnik zagwizdał, a po chwili rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Wyłączyłam gaz i poszłam otworzyć. Na korytarzu nikogo nie było.
   „Głupie żarty” – pomyślałam. Zamykając, natrafiłam na opór. Dostrzegłam czubek buta zaglądający do przedpokoju. Otworzyłam.
   – David – pisnęłam, przylgnąwszy do niego. – Gdzie się podziewałeś? To naprawdę ty? Tak bardzo tęskniłam.
   – Ciii…
   Objęci, pochłonięci pocałunkiem przeszliśmy przez korytarz i wylądowaliśmy na ścianie, upajając się swoją bliskością.
   – Negocjowałem – rzucił pomiędzy pieszczotami. – Musimy porozmawiać.
   Jego ton był poważny, co nie wróżyło niczego dobrego. Nie chciałam go wypuszczać z ramion. Bałam się, że zaraz pojawi się cień i David zniknie.
   – Pamiętam, jak mówiłeś: „wracaj do domu”. Uwolniłeś go? – spytałam, kładąc głowę na jego piersi. – Uleczył cię?
   – Nie. Odesłałem tego, który był przeznaczony tobie. – Odsunął mnie od siebie i pochwycił za policzki. – Sarah, zdążyłaś mnie poznać i wiesz, że nie lubię krętych dróg.
   – Odejdziesz, prawda? – Oczy miałam pełne łez. – Gdzie on jest?! Pozwolił ci przyjść samemu?
   – Kochanie… – Urwał i nabrał powietrza. – Demon nie uczynił cię żniwiarzem, ale zabrał dziesięć lat, o które prosił i kolejne za złamanie danego słowa.
   Zamarłam. David objął mnie mocno, pocałował w czoło i dodał:
   – Czeka nas cudowne pięć lat życia.
   – Co?! Jak pięć? Przecież… Zabijesz mnie?
   – Nie patrz tak i nie każ mi tego tłumaczyć. Nie dam rady. – David ściągnął usta i spojrzał mi głęboko w oczy. – Odejdziemy z tego świata. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, więc zwrócę demonowi wolność. Mam dość bólu i patrzenia umierającym w oczy. Z czasem może będę w stanie wydusić z siebie więcej.
   – A dusze, zobowiązania?  
   – Do tego czasu wszystko będzie jak dawniej, z tą różnicą, że cień nie będzie stawał pomiędzy nami. Nigdy więcej go nie zobaczysz ani nie poczujesz. Rachunki wyrównane, odzyskałem wolność, którą utraciłem, mordując w środku dnia, bo czasu nie da się zatrzymać. Życie wieczne nie jest dla mnie, a teraz: którędy do sypialni?
   David wziął mnie na ręce i poniósł we wskazanym kierunku. W lustrze zauważyłam demona – wisiał na ścianie. Nic Davidowi nie powiedziałam. Niech sobie będzie, ale trzyma diabelskie łapska z dala od naszej miłości!

1 komentarz

 
  • Użytkownik Marigold

    Słodko-gorzkie zakończenie. Szczęście na kredyt, który w pewnym momencie trzeba będzie spłacić. Ale do tego czasu mogą cieszyć się sobą i swoją miłością. Rewelacyjnie to wymyśliłaś! :bravo:  Cały cykl bardzo mi się podobał.  
    Wiesz, żeby nie było, że Cię poganiam, ale czekam już na jakąś nową serię i oby szybko  :D

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Shadow1893

    @Marigold, dzięki za miłe słowo. Obecnie nie pisze, bo brakuje mi motywacji, ale mam stare teksty, które muszę przejrzeć. Na pewno coś się pojawi. Fajnie, że jesteś. Pozdrawiam. :)

    Przedwczoraj