Nigdy więcej! - 6/7

Nigdy więcej! - 6/7– David!!! – krzyknęłam, przepełniona szczęściem na widok jego naprawionego ciała.
   – Sarah – jego tembr głosu był trochę przygaszony.  
   Zaczęłam iść w jego stronę. Chciałam biec, ale nogi miałam jak z waty. David czekał na mnie z szeroko rozpostartymi ramionami i uśmiechem od ucha do ucha. Jego oczy były zeszklone; nic dziwnego, tak długo mnie nie widział. Zaniepokoiło mnie, że nigdzie nie dostrzegłam cienia. Jeśli był w Davidzie, mogło to oznaczać jedno: znalazł sposób, by stłamsić uczucie, którym ukochany mnie obdarzył i odzyskał nad nim kontrolę. Szybko jednak odrzuciłam tę myśl, widząc, jak David na mnie patrzy i rusza do przodu.
   Mój błogostan trwał krócej niż mrugnięcie. Już po kilku krokach poczułam szarpnięcie i mocną rękę obejmującą mnie na wysokości szyi i w pasie.
    – Gdzie?! Myślałaś, że tak po prostu pozwolę ci do niego iść?
   Williams nie zamierzał odejść z honorem. Mogłam się domyślić i stanąć dalej od niego. Nie pomyślałam o tym zaślepiona widokiem Davida; tak bardzo za nim tęskniłam.  
   – Granie na zwłokę w niczym ci nie pomoże. To tak, jakbyś stanął do walki z zawodnikiem sumo. – David przyspieszył wyraźnie niezadowolony tym, co zobaczył.  
   W myślach przeklinałam Williamsa, szarpiąc się w jego ramionach. Wszystko na marne – był za silny, a zbliżający się do nas David natrafił na barierę. Cień zawisł nad nim i ciągnął go w tył, nie bacząc na jego protesty – David wylądował na drzwiach; nie był w stanie się poruszyć. Temperatura spadła. Oświetlenie przerywało, jakby nadawało sygnał SOS.  
   – Wiedziałem! – zatryumfował ordynator. – Demon nie dopuści cię do Sarah, bo dzięki jej uczuciu rośniesz w siłę i jesteś w stanie tłamsić jego zapędy. Jak udało ci się go przechytrzyć tym ulotnym uczuciem, jakim jest miłość? Przecież to Az… Kurwa, nie wypowiem tego… nie teraz. To by pokrzyżowało moje plany! Zresztą doskonale wiesz, z kim wszedłeś w spółkę. Diabły jego pokroju nie negocjują, tylko narzucają swoją wolę. Aż tak mocno ją kochasz?
   – Tak – odpowiedział David stanowczym tonem. – Znam jego imię od wczoraj, a ty chyba skupiłeś uwagę nie na tym diable, co trzeba. Wiedziałem, na co się piszę, lecz nie podejrzewałem, że wykorzysta mój dar przeciwko mnie. Od urodzenia wpływam na ludzkie myśli, więc postanowiłem z tego skorzystać. Imię, którego nie jesteś w stanie wypowiedzieć, nie reprezentuje sobą niczego nadzwyczajnego, poza tym jest nietrafione. Nawet demon ma słabe punkty. Wystarczyło je wyczuć i skierować przeciwko niemu. Żyję z tym czymś w idealnej symbiozie i jak się zapewne domyślasz na wieki.
   – O pomyłce nie może być mowy. Udowodnię ci to szybciej, niż myślisz. Może i masz nad nim chwilową władzę, lecz przestań się ośmieszać, wmawiając nam, że jesteś nieśmiertelny – powiedział Williams, zaciskając mocniej rękę na moim gardle. – On cię osłabi i zniszczy. Zresztą już to uczynił. Ile z ciebie pozostało? Potrafisz bez niego funkcjonować po tym, co ci zrobili w poprzednim zakładzie?  
    – Monstrum nie ma do mnie stuprocentowego dostępu, co sam niedawno potwierdziłeś. Jestem przygotowany na wszystko poza śmiercią, która ciebie na pewno nie ominie. Z każdym wypowiedzianym słowem utwierdzasz mnie w przekonaniu, że już przegrałeś.
   – Jeśli zaczniesz coś kombinować, skręcę jej kark i nie będzie należała do nikogo, rozumiesz? Na twoim miejscu nie byłbym niczego pewien. Szybko odkryłem, że coś jest z tobą nie tak i miałem dużo czasu, aby się przygotować. Udawanie, że nie wiem, co ci jest, sprawiało mi frajdę.
   David nie odpowiedział. Był nadzwyczaj spokojny, a ja umierałam ze strachu. Patrzył to na mnie, to na ordynatora jakby się zastanawiał. Zaczynałam dopuszczać do siebie myśl, że Williams mógł mieć rację i mojego Davida już nie ma. Przypomniałam sobie, jak ordynator z wielką pewnością siebie powtarzał, że David i cień nic mu nie zrobią. Czyżby wiedział, jak pokonać demona? Przecież wiele czasu spędził w bibliotece.
   Wewnętrzny głos nakazał mi spojrzeć w prawo, co uczyniłam. Cień przy pomocy nitek przekazał mi wiadomość: „Nie wtrącaj się”. Pomimo strachu, który wzrastał we mnie z każdym oddechem, nie posłuchałam i wyrzuciłam z siebie:
   – Kochanie, przepraszam. Powinnam ci uwierzyć, kiedy mówiłeś, że masz diabła pod skórą. Ja…
   – Zamknij się! – zagrzmiał ordynator, dociskając mnie mocniej do siebie i zasłaniając usta. – Bierzesz go na litość? Spójrz na niego. Nie widzę, aby szczególnie cieszył się na twój widok. Jest wyjałowiony, a jedynie przebłyski świadomości sprawiają, że jeszcze nie zaczął przestawiać mebli. Spytaj go lepiej, dlaczego tutaj wrócił? No, David, odpowiadaj! Masz taką moc, a stoisz jak kołek, kiedy ja zostawiam na ciele twojej ukochanej kolejne czerwone pręgi. Nie przeszkadza ci to? Dlaczego mnie nie powstrzymasz? Użyj swojej mocy!
   – Naprawdę nic nie rozumiesz. Nie potrzebuję niczyjej zgody, aby zgotować ci to, co ty miesiącami robiłeś Sarah. Cień wyczuwa mój gniew i powstrzymuje mnie jedynie, abym nie zakończył twojego żywota przed czasem, bo wtedy nie trafisz tam, gdzie twoje miejsce. Po co tutaj wróciłem? Przecież znasz odpowiedź.
   David po raz pierwszy przemówił głosem, który wywołał u mnie gęsią skórkę. Williams ściskał mnie coraz mocniej, miałam problem z oddychaniem, a David nie był w stanie mi pomóc, bo był więźniem tak samo, jak ja. Zamierzałam przemówić i odnaleźć go pod powłoką skóry i mięśni. Nie mógł umrzeć, a to, na co teraz patrzyłam: czyżby było jedynie ciałem?
   Ordynator poluzował uścisk i cofnął dłoń z moich ust – ugryzłam go. Nie zareagował agresją, co mnie zdziwiło. Pomimo bólu w gardle postanowiłam wykorzystać okazję i wyrzuciłam z siebie zachrypniętym głosem:
   – Niepotrzebnie to zrobiłam. Niepotrzebnie pozwoliłam cieniowi we mnie wejść. Wytrzymywałeś te wszystkie katusze, aby go osłabić. David, on mi pokazał, jak cię traktowano i tak jak ty zostałam oszukana. Kochanie, przepraszam, że go posłuchałam i jednym posunięciem zaprzepaściłam to, nad czym ty pracowałeś miesiącami. Demon nie potrzebował zastrzyku energii, aby cię podtrzymywać przy życiu, bo przecież będziesz żył wiecznie. Za późno pokazał mi znak na twoim czole. Cień mnie zwiódł, a ja głupia go wzmocniłam, myśląc, że to dla twojego dobra. Teraz już wiem, że elektrowstrząsy pozbawiają go sił. David, przepraszam!
   Łzy ciekły mi po policzkach, a ciepły oddech ordynatora na szyi i jego ironiczny śmiech, który był coraz głośniejszy, wywoływał dreszcze.
   – Sarah, to nie twoja wina. Chciałaś pomóc, a ja dobrze go znam i wiem, jak potrafi manipulować ludźmi. Zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne. Jednak nie wszystko zrobiłaś źle. Podbudowałaś we mnie uczucie miłości, które było praktycznie zrujnowane, a to jedyna droga, by trzymać potwora w ryzach.  
   – Dawałeś mi podpowiedzi. Mogłam się domyślić, że nie chciałeś, aby cię wspierał bardziej, niż mu na to pozwalałeś. Mniejszy dług do spłacenia. Nie chcesz, aby cień odszedł, bo umrzesz, prawda?
   – Tak. Ja, zwykły człowiek oszukałem demona siłą miłości. Na zawsze pozostanie ze mną.
   – Piękna przemowa, Davidzie, jednak przestrzelona – zaczął ordynator. – Za tymi drzwiami roi się od służb więziennych i im podobnych, którzy tylko czekają, aby cię zaprowadzić tam, gdzie twoje miejsce. Sarah, dobrze się zastanów, po której ze stron stajesz, a ty Davidzie… ciebie cień teleportuje prosto do piekła.
   – To ty skorzystasz z takiej opcji, nie ja. Tak mało wiesz i rozumiesz – prychnął David.
   Te słowa dodały mi sił. David nie kłamałby w tak poważnej sprawie. Zresztą demony to bezduszne istoty. Wątpię, aby ten, który był teraz z nami, potrafił tak fachowo udawać Davida. Z całej siły kopnęłam ordynatora w piszczel – syknął i spiął mięśnie. Zamierzałam powtórzyć zabieg, lecz mnie zablokował i spojrzał mi w oczy tak, że od razu skapitulowałam.
   – Ani się waż, bo urządzę cię tak, że długo ust nie otworzysz – rzucił.
   – Przestań! Daj mi spokój, proszę. Dlaczego jesteś taki uparty? Nie dociera do ciebie, że to już koniec. Puść mnie. – Zaczęłam się szarpać.
   – Nigdy! – Jego wielka dłoń zatrzymała się tuż przed moją twarzą, zamarłam.
   – Dość! – głos Davida był ostry, jakby nie należał do niego; gardłowy i mrożący krew w żyłach. – Zamierzałem inaczej to załatwić, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Puść mnie!
   Zero reakcji ze strony demona. Nadal więził Davida.
   – Skończę o czasie! Puszczaj!
   Cień oswobodził Davida i ulokował się za jego plecami. Zastygła w bezruchu dłoń ordynatora zaczęła chrobotać, a skóra ją pokrywająca się obkurczała. Wrzeszczał mi prosto do ucha tonem przepełnionym potwornym bólem, niemniej nadal mocno ściskał mnie w pasie. Nie wiem, jak ani kiedy cień wyrósł po naszej prawicy i pochwycił mnie w niekształtne dłonie, wyrywając z uścisku brutala, który nie przestawał jęczeć z bólu, a jego krzyki odbijały się od ścian.
   – Ty…! Zapłacisz mi za to! Usmażą cię i na nic ci moja śmierć!
   Znalazłam się obok krzesła elektrycznego, a wokół nie było już tak jak wcześniej. Wszystko zaczęło się zamazywać. Ściany zastąpiły gładkie, ciemne skały. Jarzeniówki przygasały. Otulał mnie szary opar, który gęstniał, chcąc mnie pozbawić widoczności. Najgorsze było to, że nie mogłam iść tam, gdzie chciałam. Cień przytrzymywał mnie za nadgarstki i łydki.
   – David, nie odseparowuj mnie od tego, chcę być świadkiem jego upodlenia! David, niech cień zabierze mroki! David, słyszysz!
   Wszystko powróciło do normalności. Nic mnie nie przytrzymywało, byłam wolna i natychmiast podbiegłam do ukochanego, rzucając mu się w ramiona. Emanował chłodem, jednak mi to nie przeszkadzało. Nareszcie był w stanie mnie objąć.  
    – Jesteś pewna?! – przekrzyczał odgłosy męki wydawane przez Williamsa. Pomimo bólu znajdował w sobie siłę, aby mierzyć nas nienawistnym wzrokiem.
   Skinęłam głową z aprobatą i się uśmiechnęłam. David pochwycił moją twarz w dłonie i zaczął gładzić po policzkach. Zrobiło mi się gorąco na sercu, a tym drobnym gestem z jego strony zyskałam pewność, że to on.
   – Miałaś obok siebie prawdziwego mężczyznę! Kryłem wszystko, co zamiatałaś pod dywan, a ty stajesz po jego stronie?! Przecież to trup! Sarah, otwórz oczy i zabij skurwiela! Jeszcze możemy być szczęśliwi! Usmaż go! Nie słuchaj podszeptów serca! Zabij Davida i uwolnij demona, którego więzi! Sarah, nie widzisz, że on tobą manipuluje?! Nie wyjdzie z tej piwnicy dalej niż do sali egzekucyjnej i nie wierzę w to, że przeżyje! Twoje tłumaczenia o nieprzyjmowaniu przez Davida pomocy od cienia są niedorzeczne! Tylko durny by nie skorzystał z takiej mocy! Demon nie wyciągnie stąd Davida, bo to nie leży w jego interesie. Twój ukochany miał dla niego zabijać, a kiedy przestał być skuteczny, skończy marnie. Sarah, zastanów się do chuja! Co ty najlepszego wyprawiasz?
   Ordynator zamilkł, a ja walczyłam ze sobą, aby nie zacząć dumać nad słowami, które z siebie wyrzucił. Brzmiał tak przekonująco. Jego usta zostały zaszyte czarną, grubą wstęgą. Rzucał się jedynie i szarpał, jednak po chwili i to zostało mu odebrane. Jego oczy były wybałuszone, przekrwione, policzki wydęte, a nozdrza szeroko rozchylone. Zawiesiłam spojrzenie na jego czole. Pozostało mu dwadzieścia minut życia.
   – Kłamiesz! David na to nie pozwoli! Jak mógł przestać być skuteczny?! Przecież…
   Niedane mi było dokończyć. Odrzuciło mnie od Davida z takim impetem, że zanim wylądowałam na ścianie, miałam wrażenie, jakbym się rozpadała, a każda cząstka mnie wyrywała się w innym kierunku.
   „Ostrzegałem cię”, zobaczyłam tańczący napis przed oczami i nie tylko. Oczy Davida zaszły mgłą, nie było widać źrenic. Obleciał mnie strach, drżałam. Demon stawał się coraz silniejszy, a David słabszy. Nie rozumiałam tego, dopóki nie spojrzałam na Williamsa. Stał ze spuszczoną głową, szepcząc pod nosem. Gdy uniósł ją i pokazał twarz, nie miał zaszytych warg, a jego oczy… oblał mnie zimny pot. Nie dostrzegłam czasu na jego czole.
   – Ordynatorze! Nie wpuszczaj go! On… David! Powstrzymaj go!
   Brak reakcji. Obaj mężczyźni byli we władaniu tego czegoś.
                                                                              ***
   Zostałam sam na sam z demonem, nad którym nikt nie sprawował władzy. Krzyczałam, błagałam – na marne. Ściana, do której zostałam przytwierdzona, była lodowata. Jęzory chłodu otulały mnie i wchodziły pod skórę. Przerażenie przejęło prym nad rozsądkiem. Oddychałam z trudem, walcząc o odrobinę tlenu. To, co ulatywało z moich szeroko rozchylonych ust, zamarzało i opadało na podłogę, rozpadając się na milion lodowych szpilek.  
   Tynk pokryty białą farbą zaczął się wykruszać i rozpadać. Widniejące pod nim cegły falowały, fuga znikła, a przez powstałe przestrzenie zaglądał ogień, kierując się ku górze i osmalając sufit. Kłęby dymu unosiły się wszędzie. Nie dość, że zamarzałam, to jeszcze chciano mnie pozbawić widoczności.
   – David! – mój głos drżał, był ledwo słyszalny.
   Odpowiedziało mi milczenie. Cisza, która nastała, potęgowała niepewność i trwogę. Nikt mnie nie obroni. Doszło do tego, czego obawiałam się najbardziej – David przegrał. Wybałuszałam oczy i patrzyłam, jak jego ciało się chwieje, a po chwili upada na czarny, gęsty dym.
   – David! Nie…! To nie może być prawda! Przecież cień nie może cię zabić!
   Nic więcej nie powiedziałam. Ból w sercu był nie do zniesienia. Nie byłam w stanie płakać. Nie miałam w sobie łez. Nie czułam nic. Nie mogłam się bronić. Cień krążył pod sufitem i uderzał swoimi niekształtnymi członkami w rozpadające się ściany, jakby szukał wyjścia. Mimo iż mury już praktycznie nie istniały, a cegły wypadały jedna za drugą, odsłaniając żywioł ognia, demon nie był w stanie przesiąknąć do świata, który był na wyciągnięcie ręki. Odzyskałam nadzieję. David nie umarł. Nadal utrzymywał demona przy sobie.
   Wściekający się cień był niczym w porównaniu z tym, co wyprawiał ordynator. Już sam fakt, że przemknął tak blisko mnie, wywołał ścisk w klatce piersiowej. Jego zaciśnięte pięści raz po raz uderzały w drzwi. Stał się marionetką, pomagając demonowi sforsować przeszkody oddzielające go od piekła.
   – Ordynatorze – wyszeptałam. – Co ty najlepszego narobiłeś.
   Szybko pożałowałam słów, które z takim trudem z siebie wyrzuciłam. Cień zawisł nade mną, a jego niemy krzyk wywołał takie ciśnienie, że aż mnie wbiło w cegły. Ból był okropny. Czułam się, jakby popękały mi wszystkie kości. Paszcza pełna ostrych jak igły zębów błyszczała przed moimi oczami. Uśmiech demona nie był przyjacielski. Odstąpił. Odetchnęłam z ulgą, aby po sekundzie przyjąć na siebie jego ciężar. Wszedł we mnie, gorąc zalał mnie od środka. Odnosiłam wrażenie, że próbuje mnie spalić żywcem, jednak nie mógł. Cień szybko opuścił moje ciało i pofrunął do Williamsa. Ciało ordynatora uniosło się w powietrzu. Coś zazgrzytało, po czym ten silny i bezwzględny mężczyzna zaczął krwawić. Niewidzialna siła go okaleczała, a szram na odsłoniętych częściach ciała przybywało.
   Widziałam w jego oczach ból, którego nie da się opisać słowami. Ordynator gasł z każdym moim mrugnięciem. Cień znów był przy mnie i rozdziawiał paszczę. Pozostawało mi jedynie obserwować, jak wyrzuca w moim kierunku pokłady energii, nie będąc w stanie zrobić nic więcej. Wyglądało to tak, jakby na mnie krzyczał, zły, rozjuszony moją obecnością.
   Odwróciłam wzrok i zaczęłam myśleć o Davidzie. Mróz, który mnie trzymał w okowach, zaczął odpuszczać. Mogłam swobodnie poruszać szyją i dłońmi.
   „Przestań”. – Napis wyrósł przed moim nosem.  
    – Nie!
   Strach mnie opuścił. Nie byłam sama. Demon przeniósł swój gniew na Williamsa. Dzięki niemu chciał odzyskać wolność, jednak coś poszło nie tak. Nie wiem, skąd wzięła się u mnie taka odwaga.
   – Zostaw go! Jego los leży w geście Davida! Nie ty miałeś wymierzyć sprawiedliwość!
   Ognie wypełzające ze ścian zniknęły. Cegły pokrył tynk. Było tak, jak wtedy, kiedy tutaj weszłam.
   Zero odpowiedzi, za to upust furii jak najbardziej. Ordynator fruwał z kąta w kąt i obijał się o wszystko, co stało na drodze przelotu. Cień oddał mu głos. Williams wył z bólu, płakał i błagał o litość. Jego ciało już nie uderzało o ścianę z plaskiem, wszystko w nim chrobotało, był połamany. Przy kolejnych spotkaniach ze ścianami kości ordynatora zaczęły przebijać skórę i ubrania. Krew kapała wszędzie. Jego twarz poobdzierana i zniekształcona, wyglądała strasznie. Williams charczał, wył z bólu, pluł krwią i resztkami sił próbował wpłynąć na diabła, powtarzając imię: „Azazel, Azazel…”.
   Cień oplótł Williamsa, który zamilkł. Przez uchylone wargi uleciała krew, a następnie wypadł język.
   – Przestań! Proszę cię – załgałam, przerażona bestialstwem, którego byłam świadkiem.
   „Czy nie tego pragnęłaś? Czyż nie zaprzątało twoich myśli to, aby zdechł w męczarniach? Nie podoba ci się to, co widzisz? Żałujesz go?”
   – Zostaw go, błagam. Ocuć Davida. To on powinien…
   Trzęsłam się jak osika w wietrzny dzień. Williams wywołał Armagedon, którego teraz wszyscy zbierzemy żniwo. Jedyną nadzieją, aby to zakończyć, był David, jednak jak miał to zrobić, skoro sam walczył o życie.
   „Nie! Williams, nad którym tak ubolewasz, powołał się na imię mojego brata i ponosi tego konsekwencję. Myślałem, że jest mądrzejszy i go wykorzystam, ale zblokował mnie, wypowiadając nie to imię, co powinien. Zapłaci za to, że wrota piekieł zostały przede mną tak brutalnie zamknięte”.
   – David! Walcz, wstań! Potrzebuję cię.
   Cień ulokował ciało ordynatora tuż przede mną. Patrzyłam w przekrwione oczy błagające o pomoc. Co ja mogłam? Nic. Może i był potworem, jednak nikt nie zasługuje na taką śmierć. Napis na czole powrócił. Wielka jedynka przykuwała mój wzrok. Williams rozchylił wargi. Powybijane zęby i strzępki języka… Zebrało mi się na wymioty, gdy jego ciało tak nagle eksplodowało, a porozrywane członki rozbryznęły się po całej piwnicy, mieszając się ze szczątkami Sursa. W ostatniej chwili się powstrzymałam, aby nie pozostawić na podłodze kawałka siebie.
   – Proszę cię, nie…! Zostaw!  
   Demon zawisł nad Davidem i ten stan trwał jak dla mnie wieki. Zaczęłam biec w ich kierunku, a kawałki mięsa, po których deptałam, sikały krwią. W głowie miałam jedno: jak najszybciej znaleźć się pomiędzy ukochanym a cieniem.
   Nie zdążyłam. Demon pochwycił Davida i zniknęli. Zza ściany dolatywały krzyki, napieranie na drzwi, które niebawem stanęły otworem. Upadłam na kolana pośród czerwieni i się rozpłakałam.
   – Sarah. – Słyszałam jak przez mgłę. – Nic ci nie jest? Gdzie Williams?
   Nie miałam siły unieść głowy, ale rozpoznałam głos pytającego. To był Duck.
   – Sarah, co się tutaj stało? Gdzie ordynator?
   – Wszędzie – zmusiłam się do odpowiedzi.
   – Doktorze, proszę ja stąd zabrać, a wy – Duck zwrócił się bezpośrednio do więziennych – biegiem do sali Davida Reida i czekać tam na mnie.
   – Nie chcę! – zaoponowałam i wstałam. – Muszę do Davida. On, on…
   – Sarah, spokojnie. – Dłoń doktora Colla, która spoczęła na moim drżącym ramieniu, była w tej chwili jak pokrzepienie, którego tak bardzo potrzebowałam. – Jak tylko dostaniemy informację, że w sali Davida jest wszystko w porządku, pójdziemy, dobrze.
   – Muszę…
   – Wiem. Dostaniesz z nim chwilę sam na sam – wtrącił Duck – a teraz chodźmy stąd, bo znów mi niedobrze.
   Kiedy przekroczyliśmy próg, jeden z sanitariuszy dał mi zastrzyk. Nie zdążyłam zareagować, to były sekundy. Po chwili świat zaczął wirować, nastały ciemności.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Marigold

    No i po ordynatorze. Nie powiem, że strasznie żal mi się zrobiło z powodu jego śmierci, chociaż rzeczywiście sposób odejścia z tego świata miał wyjątkowo spektakularny. Nie zwalniasz tempa i ciągle coś się dzieje. Brawo, brawo.

    12 godz. temu

  • Użytkownik Shadow1893

    @Marigold, dzięki. :)

    10 godz. temu