Nigdy więcej! - 3/7

Nigdy więcej! - 3/7– Sarah, nie rób niczego głupiego! Nie podchodź do niego i nie odwiązuj! – wykrzykiwał ordynator, waląc w drzwi. – On nie jest taki jak wcześniej! Przepuszczono przez niego tyle prądu…! Sarah, do cholery! Powiedz coś! Szybciej z tym sprzętem! Mamy dziwaka na pokładzie, a wy spacerkiem!
   – Co?! Okłamywałeś mnie przez cały czas?! Miałeś go chronić!
   – Odkryłem to dzisiaj podczas badania. Zresztą to nie jest rozmowa na teraz.
   Na korytarzu rozległ się trzask, huk.
   – Co to było? Sarah, odejdź od drzwi. Kurwa…! Coś próbuje stamtąd wyjść! Widzisz tam kogoś?! Napiera na stal! Za chwilę ją rozwali! Sarah! Co to jest?! Drzwi nie puszczają! Coś popchnęło sanitariusza na ścianę! O ja…!  
   – Spokojnie! Stoję obok ściany! Jest ciemno, nie widzę Davida! Na drzwi nic nie wpływa! Podejdę i poproszę, aby odblokował wyjście! Nic mi nie zrobi! Wiem to.
   – Ani się waż! Dzwonię do więzienia! Zaraz przybędzie wsparcie!
   – Nie! David was nie wpuści! Podłożycie ładunki wybuchowe, aby tutaj wejść?! Na pewno ma mi coś do przekazania! Dowiem się co i drzwi staną otworem! Nic nie róbcie, bo pogorszycie sprawę! Może dojść do tragedii!
   – Sarah, nie mogę na to pozwolić! Jak dyrektor się dowie, zje mnie żywcem! Halo, potrzebna pomoc, blok F, sala jedenaście!
   – Ordynatorze, od kiedy jest pan taki bojaźliwy i zważa na przepisy?! Przecież góra nawet nie zdaje sobie sprawy, co tak naprawdę się tutaj wyprawia, nieprawdaż?!
   – Sarah! Zważaj na słowa! Jak to zrobisz i do niego podejdziesz, narażając życie…!
   – Co, zwolni mnie pan?! Proszę bardzo! Dajcie mi chwilę, opanuję sytuację!
   – Dobra! Masz pięć minut! Jak cię nie wypuści, przystępujemy do wyłomu! A wy, co tak stoicie? Wracać do obowiązków, trzeba posprawdzać sale, a ty włącz tryb nocny i daj mi ten tablet! Kurwa, kamery też uszkodził!
   Głos ordynatora momentalnie zanikł. Otaczała mnie bańka. Jedyne, co było słychać, to mój nierówny oddech i delikatne szmery nad głową. Zaczynałam żałować, że w izolatkach nie ma okien. Zewsząd ciemno, głucho. Wyciągnęłam rękę, nie byłam w stanie jej dostrzec. Dreszcze przepłynęły po kręgosłupie. Obmacałam kieszenie i westchnęłam. Telefon został na biurku.
   Zrobiłam krok. Wiedziałam, w którym miejscu znajduje się łóżko. Ostrożnie stąpałam, lecz szybko zorientowałam się, że nie tędy droga. Powinnam już być przy Davidzie, a jedyne, co przede mną, to chłodne powietrze, które przecinałam dłońmi.
   Coś lodowatego otarło się o mnie. Zastygłam, czując na szyi chłodny oddech, który stawiał włoski u nasady.
   – David. To ty? – wydukałam.
   Cisza.
   – Aaaaaa! – wrzasnęłam, widząc przed sobą niebieskie, skośne oczy. – David, co robisz! To ja, Sarah! To wcale nie jest zabawne.
   Głusza.
   Oddychałam szybko, nogi i ręce drżały. Pojęłam w mig, że moja ciekawość może mieć fatalny finał. Ordynator miał rację, nie wiedziałam, jakiego Davida przywieziono. Może po tamtym, którego znałam, pozostał cień. Jeden procent ukryty gdzieś w mózgu.
   – Zostaw! – krzyknęłam i wpadłam na ścianę, starając się uniknąć niechcianego dotyku.
   Podążyłam dłonią do czoła, piekło. Lepka, ciepła substancja otulała opuszki.
   – Przestań!
   Lodowate powietrze wchodziło pod skórę. Dostałam gęsiej skórki, kiedy na powrót coś zimnego prześliznęło się po moim ramieniu. Po omacku, na wyczucie zaczęłam iść wzdłuż ściany, pragnąc dotrzeć do stalowych drzwi.
   Wlazłam w coś miękkiego niestawiającego oporu. Chyba przez to przeszłam, jednak pewności nie miałam. Ścisk, jaki temu towarzyszył i trwał, zabierał tlen, zasysał – wysychałam od środka. Byłam kłębkiem nerwów niezdolna do samoobrony. Wiedziałam jedno! To nie David. Nie byłby w stanie zmaterializować takiej siły, to zbyt wyczerpujące i po prostu niemożliwe. Pielęgniarka mogła mieć rację. Tutaj był ktoś jeszcze i zwracał na siebie uwagę. Po raz pierwszy w życiu dopuściłam myśl, że istoty nadprzyrodzone istnieją i David mówił prawdę, że coś go opętało.
   W pomieszczeniu pojaśniało. Odzyskałam oddech i natychmiast dotleniłam płuca, robiąc głębokie wdechy. Wszędzie, gdzie nie sięgnęłam wzrokiem, fruwały wąskie, krótkie, biało-niebieskie nitki. Mogłabym to porównać do bioluminescencyjnego planktonu – była tego masa. Wędrowały do centrum i nachodziły na siebie.
   – David, przestań! Otwórz drzwi! Dlaczego mnie straszysz?
   „To nie David”, głosił napis powstały ze świecących nitek. Zaczęły się kłębić, zmieniając położenie. „Nie dopuszczę cię do niego, bo ty tego chcesz”.
   – Kim jesteś – wydukałam przez ściśnięte gardło, trzęsąc się jak osika. Przyłożyłam ręce do serca, bojąc się, że jak znów coś niespodziewanego przede mną wyrośnie, wyskoczy mi z piersi. Docisnęłam dłonie, czując, jak szybko pracuje i kołacze. Nie wiedziałam, jak się zachować. Do czego to coś jest zdolne i czy ma wobec mnie złe zamiary. Umierałam ze strachu, jednak musiałam zachować jasność umysłu. Potwór nie potwór, był jeszcze David, który na pewno nie pozwoli mi skrzywdzić.
   Falujące nitki zawirowały, obrazując kolejny przekaz:
   „Po co ci ta wiedza? Twój umysł jest zbyt słaby, abyś mogła to pojąć. Wiem, kim dla niego jesteś, jednak on należy do mnie. Abyś mogła do niego dotrzeć i wysłuchać co ma ci do powiedzenia, musisz zapłacić”.
   – Wypuść mnie – oznajmiłam stanowczo.
   Nitki, jakby wściekłe uderzały w ściany, znikały w nich, by powrócić w czerwonym odcieniu. Wybałuszyłam oczy. Po chwili ściana, o którą wspierałam plecy, zniknęła. Zaczęłam lecieć do tyłu, machając rękoma.
   – Daviddddd…!
   Znów stałam. Kolana mi się rozjeżdżały, oddech świstał. Coś podtrzymywało mnie w pasie. Miejsca dotyku były zimne, szczypały i kłuły jak ostrza tkwiące pod skórą. Chciałam protestować jednak wargi ani drgnęły. Poruszałam szczęką – nic. Zostałam zaszyta bez użycia nici.
   Nitki znów zaczęły się kotłować. Powstał nowy napis:
   „Przez was i zło, jakim emanujecie, muszę wychodzić i szukać pożywki. Dlaczego go uśpiliście? Dlaczego kaleczycie, wpuszczając pod skórę gilgoczącą moc, której nie nadążam eliminować? Spójrz na mnie, świecę. To wszystko, co widzisz, to ja. Rozwarstwiliście mnie, wyrwaliście z symbiozy i zmusiliście do działania. Dałem Davidowi umiejętności, o jakich wy jedynie możecie pomarzyć. Jest nas wielu. Wypełniamy tych, którzy mają w sobie magnes, możliwości i otwarty, ponadprzeciętny umysł”.
   Żarzące oczy wyrosły przede mną na wysokości brody, doprowadzając do bólu serca. Krzyczałam wewnętrznie i błagałam, aby stwór nie robił mi krzywdy, miotając się nieporadnie. Nitki gubiły czerwień, wypluwały ją, aby znów zamigotać, rozjaśniając mrok błękitem i bielą. Powstał kolejny napis, dygocząc w powietrzu:
   „Rozwiążę ci usta, bo Davidowi jest przykro. Nie chcę, abyś wariowała ze strachu. Nic ci nie zrobię, bo on mnie blokuje”.
   Niewidzialna siła puściła, mogłam oblizać wysuszone wargi i westchnąć. Nadal mną telepało, ale pierwszy szok odpuszczał.
   – Próbowałam do tego nie dopuścić. Nie tak miało być. David zginie. Pozwól mi na kontakt – wypowiedziałam te słowa z sercem na dłoni.
   Cisza. To, co mnie przytrzymywało, odstąpiło. Zamrożone miejsca wypełniła fala ciepła. Ścisk i tnące ostrza zniknęły. Nie spuszczałam wzroku z nitek, czekając na odpowiedź. One jednak ani drgnęły, wyświetlając nieustannie przeczytany już przeze mnie napis.
                                                                                                   ***
   Jedna z jarzeniówek zaczęła się załączać. Po chwili mrugania oświetliła łóżko, na którym leżał David, cały opatulony w jasnej kominiarce na twarzy. Ponadprzeciętna liczba pasów, kroplówka… Ten widok sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Na szczęście nie upadłam, chłonąc smutny widok szeroko otwartymi oczami. Spojrzałam za siebie; nitki lśniły w kącie, bawiąc się w berka. Nieznana moc była poza zasięgiem, nie wyczuwałam jej.
   – David, co oni z tobą zrobili?
   Chwiejnym krokiem podeszłam do stalowego łóżka, omiatając leżącą na nim sylwetkę przez zeszklone oczy. Zerknęłam na kroplówkę i zaczęłam rozmyślać, jak długo David jest nieprzytomny, skoro podłączono glukozę. Pogładziłam kawałek nieprzykrytej skóry obok nosa i ostrożnie zdjęłam kominiarkę. Kiedy ściskałam ją w palcach i patrzyłam na wychudzoną twarz ukochanego, coś zatrzeszczało. Odruchowo stąpnęłam w tył. Klamry w pasach zabrzęczały, skóra zaskrzypiała, sprzączki puściły, a siwe, naprężone wstęgi opadły na ziemię, robiąc hałas.
   – Aaa… aaaa – wydobyłam z siebie przerywanym, zdławionym tonem.
   To coś we mnie weszło. Czułam chłód, wręcz mróz. Palce zdrętwiały, oczy zaszły mgłą. W głowie szumiało, w uszach piszczało. Powędrowałam rękoma do skroni, a następnie schowałam twarz w dłoniach, kiwając się na boki. Telepało mną jak przy grypie. Po chwili przywykłam do zimna, odsłoniłam twarz i…
   Odskoczyłam, upadając na tyłek. David siedział na łóżku, miał zamknięte oczy.
   – Ja pierdolę! – wrzasnęłam, kiedy je otworzył i spojrzał na mnie beznamiętnie, zimno. Wyglądał jak naćpany. Prawdę powiedziawszy, był. – David!
   Wstałam i pochwyciłam go za ramię; było chłodne. Wpatrywałam się z uwagą, dostrzegając słabo falującą pierś. Pogładziłam po policzku – zero reakcji. Nie kontaktował. Zapewne to tajemnicze coś go uniosło. Tylko po co? Przecież widać, że śpi i na pewno nic od niego nie usłyszę, o uśmiechu i dotyku nie wspominając.
   Otaksowałam go, ścisk w klatce piersiowej powstał natychmiastowo. David był blady, wychudzony, a pod oczami widniały fioletowe zasinienia. „Chcieli faceta zagłodzić, czy co?” – pomyślałam. Obejrzałam głowę i okolice skroni, nic, co mogłoby zaniepokoić. Brązowe włosy przyprószała siwizna. Było jej zdecydowanie więcej od naszego ostatniego spotkania. Rozwiązałam rękawy i wyłuskałam rękę. Zgięcie w łokciu było sine, a na skórze pełno śladów po wkłuciach. Chciałam jeszcze zbadać tors, ale dotarcie do niego wymagałoby zbyt wiele wysiłku. Ukochany był zabezpieczony jak mumia, co sugerowało, że chcieli coś ukryć. Ciekawiło mnie, czy posunęli się do tego, aby stosować elektrowstrząsy na żywca, bez znieczulenia. Sądząc po tym, jak nieborak wyglądał… Zrobili z niego królika doświadczalnego. Łza zatańczyła mi w kąciku oka, a potem wypłynęła, za nią kolejna.
   – Pierdolone bydlaki! – ryknęłam.
    Rozkleiłam się. Przywarłam do Davida, obejmując go najsilniej, jak potrafiłam, chlipiąc pod nosem. Przez chwilę odniosłam wrażenie, że się poruszył, jednak szybko odgoniłam tę myśl. Odsunęłam się od niego, wytarłam nos w rękaw i położyłam jego szczupłe ciało, patrząc w smutne oczy. Po chwili przymknęłam mu powieki.  
   Spojrzałam na ścianę. Nitki utworzyły napis, którego przez gniew i niemoc wcześniej nie zauważyłam. Głosił:
   „Wejdę w ciebie i pozwolę z nim porozmawiać. Jeśli to, co powiedziałaś o jego śmierci, jest prawdą, nie będę w stanie go uratować. Rozpadam się. Zadawaj konkretne pytania, bo ci, co są po drugiej stronie, niebawem sforsują drzwi. Jestem zbyt słaby, aby ich powstrzymywać w nieskończoność”.
   Coś dziwnego działo się w mojej głowie. Myśli płynęły jak oszalałe, każde pytanie, które się uwalniało, natychmiast znajdowało odpowiedź. Byłam encyklopedią, omnibusem. Wystarczyła sekunda, a niewykorzystywane do tej pory partie mózgu szybko znajdowały wyjście z sytuacji. Wiedziałam, jak uchronić Davida przed śmiercią i potrzebowałam do tego pomocy tego czegoś, jednak wcześniej musiałam to podładować i wybudzić ukochanego.
   Najbardziej cieszył mnie rysujący się w głowie plan, jak załatwić ordynatora. Zapłaci mi za wszystkie krzywdy i poniżenia. Myślenie z prędkością światła było piękne, podniecało i dodawało skrzydeł.
   Ktoś wciskał się do mojego umysłu. Odrzuciłam bieżące myśli i otworzyłam się na przekaz.
   „Sarah, kochanie, martwi mnie, że musisz patrzeć na to, co ze mnie zostało. Domyślam się, co mnie czeka i jest mi ciężko na myśl, jak to zniesiesz. Przeszedłem przez piekło, jeżdżąc z zakładu do zakładu, natrafiając na coraz mądrzejszych i wszystkowiedzących. Skoro rozmawiamy, to już wiesz, że nie jestem chory, jedynie wybrany spośród niewielu, aby pokazywać, co mogłoby być, gdybyśmy ćwiczyli mózgi. Niestety, ówczesne społeczeństwo nie jest jeszcze na to gotowe” – usłyszałam jego ciepły głos, a serce pogłaskało mnie „niewidzialnymi paluszkami”.
   Pogładziłam Davida po policzku i ścisnęłam za oswobodzoną dłoń. Zdawała się cieplejsza.
   – Od początku nie pasowałeś do żadnej kategorii, a to, co wyprawiałeś, przeczyło nauce i logice. Tak bardzo za tobą tęskniłam.  
   „Widzę, że szybko zaczęłaś korzystać z mocy. Wiem o tobie wszystko i nie muszę chyba tłumaczyć skąd. Ordynatora zostaw mnie. Długo na to czekałem” – słowa były dźwięczne i przepełnione troską.
   – Wiedziałeś? Wyciągnę cię stąd i zaczniemy nowe życie. Nie pozwolę cię już dłużej krzywdzić. Przejmę to, co wpływało na twoje czyny i poskładam do kupy. Bez tego czegoś, co w tobie zamieszkuje, nie zdołam ci pomóc. Pożywi się mną, dając jednocześnie ochronę.
   – Sarah, nie! Wchodzenie z tym czymś w spółkę… – Urwał, a niewidzialny pasażer opuścił moje ciało.
   – David! Co chciałeś mi powiedzieć? Dlaczego tak nagle urwałeś rozmowę? – Spojrzałam w kąt. Nitki układały napis:
   „Zbyt mało energii. Musisz iść i zapanować nad tymi, którzy za chwilę tutaj wtargną. Wniknę w ciebie, a kiedy już się rozgoszczę, drzwi puszczą. Chroń Davida!”
   Powrócił hałas. Wrzaski ordynatora, walenie w stal. Chrobot, trzask, jarzeniówka nad Davidem zgasła, a do pomieszczenia wleciało białe światło, którego czystkę zakłócał barczysty cień.  
                                                                                                 ***
   Oświetlenie zaczęło mrugać, po chwili było jasno.
    – Nic ci nie jest?
   Williams wparował do środka, za nim pół więzienia. Wykorzystał zamieszanie, aby mnie pomacać, nie zważając, że ktoś może to zauważyć. Kiedy zobaczyłam przed sobą jego obleśną, zarośniętą twarz, naszła mnie ochota, aby zacisnąć palce na grubej szyi i patrzeć, jak umiera, nie będąc w stanie mnie powstrzymać.  
   – Mówiłam, że nic mi nie zrobi – oznajmiłam chłodno, karcąc go spojrzeniem; natychmiast się odsunął i rozejrzał dokoła.
     – Dobrze.
   „David, pasy, kominiarka” – pomyślałam i zadrżałam.
   Ordynator wystawił ręce i zaczął się przeciskać pomiędzy gapiami. Wszystkie oczy w pomieszczeniu były obecnie skupione na Davidzie. Zrobiło mi się gorąco, brakowało tchu.
   – Wszystko jest w należytym porządku – doleciał do mnie głos Williamsa, jakby stał bardzo daleko. – Możecie wracać do więzienia. Dziękuję za pomoc przy drzwiach. Na szczęście obyło się bez ofiar. Mam nadzieję, że tak już pozostanie, bo więcej takich sytuacji nie zniosę. Ciśnienie mi skoczyło, aż mną trzęsie. Wy – zwróciłam się bezpośrednio do dwójki sanitariuszy – przewieźcie pacjenta do zerówki i nie spuszczajcie z oczu. Panno Jenny, proszę zawiadomić salową, niech ogarnie ten bałagan.  
   Przedarłam się przez mężczyzn i spojrzałam na Davida. Na twarzy miał kominiarkę, pasy były zapięte, a rękawy zawiązane. Podejrzewałam, kto za tym stoi. Cień o przeszywającym spojrzeniu. Niecierpliwie zadawałam sobie pytanie: kim on jest i skąd pochodzi? Mając go w sobie, zapewne dowiem się czegoś więcej.  
   – Ordynatorze, mówił pan coś o rannym sanitariuszu? Co z nim?
   – Trafił do lekarza. Najprawdopodobniej ma złamaną rękę. Naprawdę niczego nie widziałaś, czy znów kryjesz tego popaprańca? – syknął mi do ucha.
   – Żadnych demonów ani duchów nie widziałam, jeśli o to chodzi.
   – Patrz. – Umieścił mi w dłonie tablet, zbliżył się i wcisnął „play”.
   Obraz ruszył. Widziałam sanitariuszy, którzy przy pomocy siekier próbowali wyważyć drzwi. Williams gestykulował, chodził nerwowo i krzyczał, to do nich, to do mnie. Mężczyźni napierali na stal, która w pewnym momencie się uwypukliła, a jej rozciągnięte ścianki wyglądały, jakby po drugiej stronie ktoś wciskał w nie olbrzymią dłoń. Światło na korytarzu zaczęło szaleć, zgasło. Kiedy rozbłysnęło, jeden z sanitariuszy lewitował, a po chwili odbił się od ściany. Drzwi wyginały się coraz mocniej, nagle wszystko zniknęło, Williams został pchnięty na krzesło, a Tom upuścił tablet. Moją uwagę przykuł szczegół. Dobrze mi znany cień wyciągał niekształtne ręce w stronę Williamsa, który siedział i trzymał się za głowę. Nie dosięgnął go jednak, bo na horyzoncie pojawili się strażnicy więzienni.
   – To wszystko przez to, że maltretowaliście Davida! Obiecałeś mi, że włos mu z głowy nie spadnie.
   – Sarah, naprawdę nie wiedziałem. Obiecuję, że zasięgnę języka, a ci, którzy się tego dopuścili, pożałują.
   Williams zbladł i miał dziwną minę. Chyba mówił prawdę. Wątpię, aby siedział cicho, wiedząc, do czego David jest zdolny. Ingerencja w mózg to nie przelewki.
   Spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi. Przeszedł mnie dreszcz i odruchowo usunęłam nagranie, a może i nie.
   – Co zrobiłaś, do cholery! Cały system padł! To było jedyne nagranie, którego nie zdążyłem obejrzeć! Jak ja teraz wytłumaczę to wszystko przed dyrektorem! Kto mi uwierzy?!
   – Przepraszam. Nie chciałam. – Nasze spojrzenia się skrzyżowały.
   – Do mnie, tam pogadamy! Co z twoimi oczami? Mają inny kolor i w ogóle dziwnie patrzysz. Nie emanuj wrogością, bo pożałujesz. Już mówiłem, że nie wiedziałem i wszystko pozostaje po staremu. Szybciej!
   – Przywidzenie. Długo przebywałam w ciemnicy.
   Ruszyłam za nim z szerokim uśmiechem na ustach.

2 komentarze

 
  • Użytkownik andkor

    Wciąga niesamowicie

    3 dni temu

  • Użytkownik Shadow1893

    @andkor, dzięki. :)

    3 dni temu

  • Użytkownik Marigold

    Kolejna dobra część! Działa na wyobraźnię, plastycznie to wszystko przedstawiłaś. Jak zawsze ciekawie i szybko się czyta.

    3 dni temu

  • Użytkownik Shadow1893

    @Marigold, dzięki i cieszy mnie, ze nadal śledzisz losy Sarah i cienia. 😘

    3 dni temu