Nigdy nie zapomniałam cz.1.

ROZDZIAŁ 1.



Wytrzymam.
Wzięłam dwa głębokie oddechy i patrzyłam zdeterminowanym wzrokiem wprost w oczy mojego ojca. Cierpi?  
Wytrzymam.
Jeszcze godzina i będę w drodze do miejsca, które miało się stać moim azylem, zostawiając w końcu za sobą toksyczne wspomnienia. Czas najwyższy zrobić krok na przód i spróbować żyć dalej po tym jak nakryłam miesiąc temu Johna w ramionach tej blond - zdziry - Clair. Chociaż słowo " ramionach " daleko odbiega od tematu i najzwyczajniej w świecie pobłaża temu dupkowi, którego przyrodzenie dziwnym trafem znalazło się w tej kurewce podczas wzajemnego pieprzenia się niczym ssaki w trakcie godów.  
Szlag, tracę powoli powietrze, które sprytnie udało mi się nagromadzić jeszcze przed chwilą. " Trzy lata razem, przekreślił dla tej sztucznej barbie ", moja duma nie pozwalał mi zapomnieć. Nigdy nie zapomnę.  
- Samantha wiem, że ostatnią rzeczą jakiej teraz pragniesz jest kolejna dawka morałów - westchnęłam, fakt jest to ostatnia rzecz jakiej pragnęłam, ale i tak nie przebija to zdań, które przez ostanie dni słyszałam od tuzina postronnych jak śmiem zaznaczyć osób. " John tak bardzo żałuje ". Wiem także doskonale, że mój Ojciec uważał go za odpowiedniego partnera dla swojej jedynaczki, tylko przy tym nigdy nie obstawiał, że on mnie tak bardzo skrzywdzi. Naprawdę z ręką na sercu, wolałabym już się dowiedzieć o zdradzie, niżeli zobaczyć ją na własne oczy. To zabolało podwójnie i pomyśleć, że dla tego palanta tak się zmieniłam. Gdybym mogła to zaczęłam bym okładać byle jaką ścianę pięściami, ale przede mną rozdzielałam się pusta przestrzeń i coraz to bardziej zmartwiony ojcem. - Zostań, nie musisz wcale uciekać - drżał a dobrze znana mi zmarszczka na czole pojawiała się właśnie w takich momentach, kiedy sytuacja go ewidentnie przerastała. W końcu wizja ucieczki jedynej córki z gniazda nigdy nie jest przyjmowana z wielkim entuzjazmem przez rodziców.
- Muszę, to jedyny sposób żeby przetrwać ten okres, kiedy serce zamieniło się w tysiąc małych elementów i krwawi - przełknęłam dobrze mi znaną gulę. Cierpi? Wiem, że tak jest i też udzielają mi się jego uczucia, ale podjęłam decyzję i zamierzam się jej trzymać dopóki nie przestanę oddychać. - Kochałam go, mocniej niż siebie i czas, żebym zapomniała jak przez to zostałam potraktowana, będzie moim lekarstwem - zamknęłam oczy przybierając odpowiednią postawę " Jesteś twarda jak skała " powtarzałam w głowie i unosiłam swoją podręczną torbę, która znajdowała się u moich nóg.  
Zdążyłam już przejść odprawę. Został mi tylko ostatni element planu - ewakuacja. Pożegnanie się z ojcem i tutaj jest chyba najtrudniejsza jego część. Byliśmy ze sobą bardzo blisko. Mówiąc blisko mam na myśli, że odgrywał najcięższą rolę życia, bo był niesamowitym ojcem i zastępował mi matkę, która poza telefonami nie ingerowała w moje życie, zabawiając się ze swoim obecnym mężem gdzieś na hawajach.  
Szczerze?  
Byłam szczęśliwa, że więcej nie zatruwała życia mojemu staruszkowi. Wystarczająco rozpyliła jad wokoło nas i taka kolej rzeczy była dla nas wszystkich idealnym rozwiązaniem.  
Jednak w takich sytuacjach chyba najbardziej potrzebowałam jej wsparcia? Czy jak to się mówi matczynych rad.  
- Przemyśl jeszcze swoją decyzję... Nie lepiej byłoby pojechać do ma...matki? - poczułam jak trudno mu przeszło to zdanie przez gardło, ale momentalnie w mojej głowie wszystko krzyczało NIE! Jednak zdobyłam się tylko do pokiwania przecząco głową i skupiłam się na oglądaniu czubka moich conversów. - To nie pozostaję mi nic innego Promyczku jak życzyć ci przyjemnej podroży. - najpierw usłyszałam ciche pociągnięcie nosem, ale dopiero w momencie, kiedy ujrzałam łzy spływające na jego gładką skórę, rzuciłam się jego stronę i zamknęłam w uścisku.  
- Obiecaj, że będziesz o siebie dbać i dzwonić codziennie... Obiecaj mi to Samantho, bo stracę jedyny sens mojego życia - Ciebie. - gdyby nie fakt, że byłam przyszpilona do ciężko oddychającej klatki piersiowej. W przeciwnym razie, poleciałabym na podłogę i zwinęła się w kłębek oczekując, że cały świat przestanie istnieć w jednej sekundzie.
- Nie mogę znieść myśli, że już druga kobieta, która jest moim całym wszechświatem opuszcza mnie - no i dzięki tym słowom całkowicie się rozpadłam. Zraniłam go.  
Zraniłam jedyną osobę na tym świecie, która kochała mnie nie za a pomimo wszystko. Doskonale pamiętałam jak matka niczym zbieg z wiezienia uciekała przed nim, nawet nie miała w sobie tyle przyzwoitości, aby spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że to koniec. Byłam w tym momencie taka sama, tylko z tą drobną zmianą, że ja nie chciałam go opuszczać, byłam to tego zmuszona. " Egoistka " wiedziałam o tym, ale tak jak długo moje serce było krwawiącą i nieodzowną częścią mojego cierpiana, tak długo wypierałam ze swojej głowy te zarzuty.  
- Nie zniosę myśli, że przeze mnie cierpisz - rozluźnił nieco uścisk i jedną ręką powędrował w kierunku mojej brody, unosząc ją do góry.  
- Nie zniosę myśli, że to miejsce jest źródłem twojego cierpienia, Sam - łza popłynęłam spadając na zielony materiał mojej koszulki.  
Chociaż przyrzekłam sobie, że nie będę płakać, a kolejny dzień, będzie nowym rozdziałem, że wczoraj zniknie na zawsze i pozostanie przeze mnie zagrzebane.
Myliłam się. Nie jestem twarda jak skała, wręcz przeciwnie przemieniłam się w glinę, którą teraz albo ktoś uformuję, albo wyrzuci na wieczną tułaczkę pomiędzy bólem a świadomość cierpienia, które zaserwował mi w pakiecie John za życia.  
- Kocham cię ponad wszystko.  

***

Spieniężyłam swoje auto. Była to kolejna dobra decyzja, po tym jak zdecydowałam się przenieść do Nowego Jorku. Doskonale wiedziałam, że chcąc żyć w tym mieście muszę mieć odpowiednią ilość pieniądze zanim znajdę jakoś dorywczą pracę. Fakt, że udało mi się przenieść na drugi rok colleg'u na tutejszą uczelnie, mogę uznać za szczęście, albo fart sam w sobie. Nie mniej jednak cieszyło mnie to niesamowicie, bo tutaj właśnie studiowała moja dobra koleżanka. Z przyczyn czysto idiotycznych rok temu odrzuciłam możliwość przeniesienia się gdziekolwiek indziej co nie nazywało się San Diego. Pewnie znacie tego przyczynę, a kolejne uświadomienie sobie jaką była kretynką. Nie dałoby mi się posunąć dalej, a takie było założenie tego wyjazdu.  
- Sam! Samantha Wright, no nie wierzę kogo moje piękne oczka jeszcze mają okazję zobaczyć - odwróciłam się za rozćwierkanym głosem i wpadłam we mnie mała brązowa plątanina włosów. Tęskniłam? Chyba dopiero teraz do mnie dotarło jak mi jej strasznie brakowało.
Była niczym powiem świeżego powietrza, wieczna optymista i łamaczka męskich serc. Och tak zdecydowanie tęskniłam.
- Katie! Miło poczuć twój niezwykle cherlawy uścisk - sarkastycznie mówiąc, bo jej małe ciało, było niezwykle silne i stałam pośrodku chodnika, ledwo łapiąc kolejne oddechy.  
- Miło znów słyszeć iskierkę życia w twoim głosie - odsunęła mnie na szerokość ramion i przyjrzała mi się z jawnym zainteresowanie. Studiując każdy centymetr najpierw mojej twarzy a następnie bogu ducha winnemu ciało.  
- Zmizerniałaś!? - podskoczyłam pod siłą jej głosu i zrobiłam dokładnie to samo co ona. Nie omieszkując przy tym zrobić identycznej miny.  
- Ty za to jesteś jeszcze piękniejsza.... O ile to w ogóle możliwe - prychnęła i odrzuciła swoje pofalowane włosy do tyłu.  
- Jesteś pewna, że chcesz w dalszym ciągu studiować resocjalizację? Widziałabym cię jako aktorka.
- Za dużo tych pytań czy jestem pewna! - powiedziałam to głośniej niż przypuszczałam, ale serio już miałam po dziurki w nosie traktowania mnie jak gówniary, która nie wie czego chce. Mam do cholery prawie dwadzieścia lat. Trzy lata związku, miesiąc gówniane życia i dziesięć minut szczęśliwego. I niech tak pozostanie dopóki nie zdecyduję się zrobić kolejnego kroku, a mianowicie zemsty na sprawcy całego tego zawirowania.
- Masz rację, teraz będziesz żyć pełną piersią, tak jak zawsze tego chciałyśmy - pociągnęłam mnie za ramię, a ja w ostatniej chwili chwyciłam torbę, która znając moje możliwości strojenia się nie była taka duża, ale wciąż nie można było nazwać ją małą. Dlatego dziękowałam w duchu, że ta rzecz była wyposażona w takie udogodnienia jakim były kółka. Cholercia takie małe a tak cieszą.  
- Gdzie tak pędzimy? - umówiłyśmy się blisko uczelni, a dostanie się pod nią zajęło mi okrągłą godzinę. Zważając że trafiłam akurat na godzinę szczytu, mnie nie zdziwiła. Moje życia miała za zadanie mnie kopać, nawet jak leżałam.  
- Jest piątek o ile mi dobrze wiadomo, więc najprawdopodobniej wylądujemy na jakieś imprezce. Trzeba trochę tknąć życia w twoje piękne oczy - no dobra. Analizując słowo imprezka, nie spodziewałam się, że nastąpi ona tak ekspresowo. Wielokrotnie rozmawiałyśmy przez telefon, jeszcze przed przyjazdem tutaj, ale nie spodziewałam się, że plan A " Ratowanie tyłka Sam, przed publiczną zagładą " tak szybko zostanie wprawiony w życie. Niemniej jednak pomimo zmęczenia, niewielka część mojego mózgu ucieszyła się na taki kolej rzeczy.  
- Masz w razie czego plan B, prawda? - odwróciła się w moją stronę z miną znużonego psiaka.
- Irytująco wiecznie kobieto, zamknij się i daj się wyciągnąć z tego mentalnego dołka! - no dobra dobra. Powiedziałam bezgłośnie i powędrowałam za nią tak grzecznie jak tylko byłam w stanie ogarnąć. Myślę, że przy niej nie będę miała czasu roztrząsać tego gówna, które przyczepiło się do mojego buta i nie chciało tak szybko odejść.

***  


  
  - Katie! Oszalałaś z radości? Nie założę tego, wybij to sobie z głowy! - Wrzeszczałam jak głupia, ale to mini coś co ona nazywała spódnicą, ledwo zasłaniało mój tyłek a nie wspomnę, że gdybym dobrze się wypięła to i kobiecość byłaby widoczna. " Oddychaj Sam, oddychaj " czego ta kobieta nie zrozumiała w zdaniu, że chcę być niegrzeczna ale niekoniecznie wyglądać jak prostytutka? Chyba w jej rozumowaniu jedno oznacza drugie.
Pokręciłam głową, wciąż lekko rozemocjonowana po telefonie do Ojca i spróbowałam znaleźć chociaż jeden powód, dla którego miałabym tak wyjść, obyło się bez specjalnych fajerwerek w mojej głowie i przyjęłam, że nie dam się tak drastycznie zmienić wizualnie.  
  - Melodramatyzujesz! - chyba się przesłyszałam? Stanęłam jak wryta i próbowałam odpowiedzieć równie sarkastycznie, ale wszystko co mi przychodziło do głowy, wykraczało poza bariery dobrego zachowanie, grzecznej dziewczynki.  
  Pisnęłam wściekle i zaczęłam ściągać z siebie to ubranie. Miałam zaledwie kilka minut zanim moja przyjaciółka wyjdzie z łazienki, więc postanowiłam to wykorzystać.
Doskoczyłam do swojej torby, której jeszcze nie miałam możliwości rozpakowania i wyciągnęłam długie legginsy i białą tunikę.  
  Doskonale! Teraz przynajmniej nie zostanie mi przypięta żadna etykieta, puszczalskiej.  
Rozejrzałam się jeszcze raz po swoim pokoju w akademiku i w sumie byłam zadowolona z możliwością dzielenia się z nim z Katie. Dwa duże łóżka, dwie komody i wspólna łazienka, która przez większość czasu, będzie okupowana przez Kat. Jasne ściany i przestronne okno, oddzielające jedną część pokoju od drugiej. Oczywiście, ta po prawej była już urządzona w stylu pani perfekcjonistki. Ciemno-fioletowe dodatki idealnie kontrastowały z białą ścianą a na biurku leżały równo ułożone chyba co do centymetra książki. Patrząc z jednej na drugą stronę, uznałam że moja część wzorowo oddaje mój obecny stan ducha ( smutek, szarość ).
  - Jesteś uparta, niczym osioł! - obejrzałam się za siebie i skierowałam swój wzrok w poirytowane spojrzenie Katie. Zmierzyłam ją od góry do dołu i uznałam, że wygląda przepięknie w skórzanej sukience i wyprostowanych włosach, które sięgają jej prawie do bioder.
  - Osioł to moje drugie imię - przewróciła oczami i podeszła do komody, na której spoczywały flakoniki z jej perfumami. Zaczęła rozpylać zapach po całym pomieszczeniu nie umniejszając przy tym wlania na siebie, prawie całej jej zawartości.  
  W momencie kiedy dodarł do moich nozdrzy zapach tychże perfum, moja głowa zaczęła pracować na najwyższych obrotach, jak nigdy dotąd.

  - Gdzie John? - zawsze tak się działo, że jak impreza odbywała się u Jasona w domu, ja akurat miałam drugą zmianę u Petera, ale dzisiaj używając swojego daru przekonywania udało mi się wyjść przed czasem i stałam teraz w przejściu między salonem a przedpokojem, odgrodzona przez właściciela domu, który próbował mnie zniechęcić do wejścia i poszukania Johna. - Gdzie on jest do cholery? - byłam już coraz bardziej wkurzano i zaczęłam dosłownie się z nim szarpać. - Puść mnie kretynie! - kopnęłam go w kostkę i wykorzystując chwilową niedyspozycję wbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi prowadzące do sypialni. Było ich pięć, ale musiałam wejść akurat do takiej gdzie ktoś się pieprzy i jęczy, jakby otrzymywał orgazm życia.  
  - Przepr.... - nie dokończyłam. Zaschło mi w gardle i momentalnie dostałam drgawek, które były oznaką, że brakuje mi powietrza. To był John, poznałam po tatuażu, który znajdował się na jego łydce. Podeszłam bliżej i ściągnęłam jednym zwinnym ruchem z nich całą pościel i oniemiałam. Chwilowe tłumaczenie sobie, że to tylko zwykły zbieg okoliczności, wyleciał daleko w powietrza a ja czułam jak moje serce łamię się na najmniejsze kawałki.  
  - Co do cholery? - spojrzał na mnie i już nie miałam żadnych złudzeń. Te brązowe oczy, które upewniały mnie każdego dnia o swojej miłości, były ogarnięte pożądaniem a teraz widoczny był także strach, który w okamgnieniu rozpętał się po całej jego twarzy. - Sam... Jaszczurko moja - wyszedł z niej. Wyszedł z tej cholernej zdziry i podszedł do mnie z cholernym wzwodem. Matko Boska, to nie dzieje się naprawdę. Zaraz się obudzę, prawda?  
  Clair wyleciała z łózka i zaczęła w pośpiechu na siebie zakładać porozrzucane po ziemi rzeczy. Wiedziałam, że ta dziwka ma na niego chrapkę, ale myślałam także, że ma trochę przyzwoitości w sobie, żeby nie zabierać się za zajętych facetów - myliłam się. Żyłam w pierdolonym kłamstwie i zgadzałam się na te wszystkie rzeczy, które mi robił John bez jakikolwiek obaw, że byłby zdolny mnie zdradzić. Nie śnię, to cholerna rzeczywistość.
  - Ile to trwa? - powiedziałam cicho, ale w pomieszczeniu panował grobowy spokój. Słychać było tylko mój podniesiony puls i ich szybkie oddechy.  
  - Pięć miesięcy - Clair z zadowolonym uśmieszkiem wbijała mi kolejne strzały w plecy. Pięć miesięcy sypiał z tą dziwką i wracał do mnie jak gdyby nigdy nic. Kurwa! A ja mu oddałam wszystko miłość, dziewictwo i serce.  
  - Zamknij się, Clair! - wrzasnął na nią, ale nie oderwał ode mnie oczu ani na moment.  
  - Teraz się zamknij, a przed chwilą kazałeś mi być głośno - podeszła obok niego i chwyciła za ramię. - Nie dzwon do mnie jak ta mała nie będzie ci dawać tego czego oczekujesz... Znudziłeś mi się! - wyszła trzaskając drzwiami, a ja dosłownie nie mogłam się ruszyć. Mimo, iż usilnie chciałam stąd uciec jak najdalej tej męski dziwki. Stałam i próbowałam zapanować na moim ciałem.  
  - Sam to nie jest to na co wygląda...

- Samantha! - poczułam silne szarpnięcie i wróciłam do świata, który mnie już nie ranił. - Cała się trzęsiesz. Co się dzieje? - popatrzyłam na nią i była przestraszona, albo przerażona tego co przed chwilą odgrywało się na jej oczach. Nigdy nie widziałam jej równie przejętej, ale nie byłam w stanie jeszcze przez chwilę reagować tak jakby chciała. Po prostu przytuliłam się do niej i odskoczyłam błyskawicznie czując ten kurewsko mnie denerwujący zapach.  
  - Pachniesz jak ona! - wybiegłam do łazienki i zaczęłam wymiotować. Nienawidziłam siebie za to, że przez tyle miesięcy nic nie zauważyłam. Nienawidziłam siebie za to, że nie mogłam zapomnieć o tym co mi zrobił i nienawidziłam siebie za to, że go nadal kocham.  
  - Przepraszam, kochana nie wiedziałam - kolejny raz pokazałam jaka jestem słaba. Kolejny raz udowodniłam sobie, że to mnie zniszczyło, ale mając ten obraz jeszcze raz przed sobą zrozumiałam, że złamie go równie mocno jak on mnie złamał. Pokaże mu co stracił i przy tym zrobię mu piekło na ziemi.
  - Nie obwiniam cię o moją słabość, Katie - stała nade mną i trzymała moje blond włosy z dala od buzi. W momencie kiedy podniosłam się na nogach i podeszłam do umywalki, żeby opłukać usta. Ona nadal nie opuszczała mnie na krok i gładziła po włosach - Muszę się napić, naprawdę muszę - więcej nie musiałam mówić, a ona nie wypytywała mnie o kolejne szczegóły. Powiedziała tylko, że jak będę gotowa to ona mnie wysłucha o każdej porze dnia i nocy. Byłam wdzięczna, że nie naciska na mnie. Jednak pewnego dnia opowiem jej o wszystkim, dosłownie o wszystkim.


***


  Dom do którego byłyśmy zaproszenie, znajdował się tylko przecznicę dalej od naszego. Dlatego przejście z punktu A do punktu B zajęło nam dosłownie dziesięć minut. Przez ten czas nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem, ona prowadziła a ja próbowałam po prostu nadążyć za jej tempem. Odwróciła się do mnie dopiero w momencie, kiedy stałyśmy przed drzwiami i za chwilę miałyśmy przekroczyć próg tych wielkich mahoniowych podwoi.  
  - Gotowa? - kiwnęłam twierdząco głową, a ona bez pukania przeszła przez drzwi i została szybko porwana w ramiona przez jakiegoś wielkiego faceta. W pierwszym momencie miałam nieodparte wrażenie, ze to jakiś napad i miałam już zamiar trzeć się na całe gardło, ale śmiech Katie powstrzymał mnie przed upokorzeniem się i zrobieniem z siebie przedstawienia.
  - Taylor, puść mnie głuptasie! - nieznajomy nie miał zamiaru spełnić jej polecenia, ale ona zaczęła się tak z nim szamotać, że biedaczek dał za wygraną i delikatnie, jakby była najcenniejszym skarbem odłożył ją na ziemię i wlepił we mnie szczęśliwe spojrzenie. " On ją kocha! ".
  - Taylor to Samantha, Samantha to Taylor. Mój. Przyjaciel - przeciągnęła słowo przyjaciel, ale jestem pewna, że to zdanie miało podwójne dno. Przez twarz blondwłosego słodziaka przeszło rozczarowanie. Takich surferów mieliśmy na pęczki w San Diego, dlatego nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, poza sympatią rzecz jasna, która emanowała z jego twarzy.  
  - Miło cię w końcu poznać. Katie wiele nam o tobie opowiadała - nam? To ile tych "przyjaciół" miała moja przyjaciółka. Żałuję teraz jak diabli, że od momentu kiedy zaczęłam być z Johnem odsuwałam się od Katie i nasza więź powoli usychała, by w konsekwencji się przerwać na jakiś czas.  
Byłam kiepską przyjaciółką?
Myślę, że stanowczo tak. Zapatrzona w swojego eks chłopaka zapominałam o Bożym świecie i przy tym raniłam najbliższe mi osoby. Zamknęłam się w małym świecie i byłam gotowa zrobić wszystko o co mnie tylko poprosił John. Teraz patrząc z perspektywy czasu moja miłość była tak ślepa, że żadna operacja by mi nie pomogła. Ściągnęłam klapki z oczu w momencie, kiedy zadał mi ostateczny cios.  
  - Katie to czasem ma zbyt długi język - naciskałam na nią wzrokiem a ona tylko rozłożyła ramiona i pokiwała z dezaprobatą w stronę Taylora, robiąc przy tym oczywiście swoją ' firmową ' minę. Był słodki, ale wiedziałam doskonale, że nie był to typ Kat. Ona uwielbiała facetów z piekła rodem a on do takich nie należał.
  - Piwa? - tak z tequilą i podwójnym lodem. Zaśmiałam się do siebie i ruszyłam w kierunku Taylora i Katie, którzy zachowywali się jak dzieci. Tracąc czas na wzajemną grę wstępną.  
  Weszliśmy do dużego pomieszczenie, które było pewnie salonem a śmiem tak twierdzić, bo nasz akademik miał podobny duży salon, z tą drobną zmianą, że u nas było zdecydowanie czyściej. A tutaj pomieszczenie przypominało pobojowisko i dosłownie wszędzie porozrzucane były butelki, które uświadomiły mnie w tym, że nikt ze zgromadzonych tutaj facetów nie miał zamiaru sprzątać, albo najnormalniej świecie wszyscy mieli do tego lewe ręce. Aż mnie korciło, żeby zabrać za ten burdel. Byłam trochę, ale tylko trochę pedantką. Miałam bzika na punkcie czystości.
  - Popatrzcie, popatrzcie, Katie przyprowadziło świeże mięsko - odezwał się jeden z siedzących na kanapie facetów i zdecydowanie za długo wpatrywał się w moją sylwetkę. Ewakuacja?  
" Przestań w końcu uciekać i zabaw się jak należy! " po szybkim zbesztaniu mnie przez podświadomość, wyraźnie urosłam i przepuściłam mimo uszu uwagę krągłego łysego faceta. Mówiąc nowy rozdział, miałam także na myśli nowa ja.  
  - Greg, to nie twoja liga Świeżaku - w pomieszczeniu rozległy się głośne śmiechy a Katie wiedziała gdzie dokładnie zaatakować, żeby biedak skulił się i przestał gadać takie głupoty. - To świeże mięsko to moja przyjaciółka, Samantha - nigdy nie lubiłam swojego pełnego imienia. Kojarzyło mi się zawsze z tym, że było wymawiane w momencie kiedy coś przeskrobałam, ale dopiero teraz w mojej głowie rozproszyły się scenariusze i wizję jak być niegrzeczna. Bardzo niegrzeczna.
  - Twoja przyjaciółka zerwała się z kółka różańcowego? - w innym przypadku starałabym się odpowiedzieć równie zaczepnie na tę uwagę, ale brytyjski akcent nieznanego facet sprawił, że wszystkie możliwe włoski na moim ciele stanęły dęba a język odmówił mi posłuszeństwa.
Zaczęłam nerwowo rozglądać się po pokoju, ale stanęłam jak wryta w momencie, kiedy dostrzegłam ruszającego w moją stronę faceta o najpiękniejszych oczach jakie dane mi było zobaczyć odkąd się urodziłam. Szare świdrujące spojrzenie powodowało, że byłam bliska zejścia z tego świata na zawał. To już drugi raz w ciągu ostatniego miesiąca, kiedy nagle moje płuca odmawiają mi posłuszeństwa i oddychają tak szybko, jakbym przebiegła maraton. Chyba będę musiała później zasięgnąć rady wujka Google a propos hiperwentylacji, która mi groziła z minuty na minutę coraz bardziej.  
  Poruszał się zwinnie jakby odgrywał przedstawienie swojego życia. W ręce trzymał piwo i w specyficzny sposób uniósł butelkę do góry opróżniając jej zawartość. Przepadłam w momencie, kiedy przejechałam niczym najlepszy laser jego sylwetkę od góry do dołu. Wysoki, dość wysoki, żebym mogła dosięgnąć jego twarzy i pokazać mu skąd się naprawdę urwałam. Jednak ta zbudowana sylwetka przykuła najwięcej mojej uwagi. Wyrzeźbiony każdy możliwy mięsień, odznaczał się nawet w białym podkoszulku sprawiając, że drżały mi już nogi.
  Nie wiem ile się na niego wpatrywałam, ale byłam świadoma tego co właśnie stało się z moim ciałem. Znałam doskonale ten stan, ale tak szybko jak on się pojawił, moja nienawiść do facetów wygrała.  
Był już wystarczająco blisko i uraczył mnie irytującym uśmieszkiem, a ja niewiele myśląc co robię, po prostu do niego podeszłam i zamachnęłam się próbując zdzielić go po tej idealnej twarzy za kpienie sobie z mojej osoby.
  - Nie próbowałbym następnym razem tego robić - spodziewał się, że tak zareaguje? Jednak nie to zaprzątało mi teraz głowę a moje zdradziecko ciało, które przeszedł dziwny prąd w zetknięciu się z ręką nieznajomego aroganta.  
Patrzył na mnie jeszcze intensywniej niż mogłam sobie wyobrazić, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. " No świetnie Sam, ty umiesz robić wejście smoka " podświadomość nic a nic mi nie pomagała, a wręcz w tym momencie jeszcze bardziej mnie zdenerwowana.  
  - Brad, wystarczy! - krzyknęła moja przyjaciółka wyrywając nas z kuriozalnego transu, bo jak inaczej nazwać tą idiotyczną sytuację? Pierwszy facet który sprawił, że szybciej oddychałam i pierwszy facet po Johnie który sprawił, że szybciej płynęła mi krew: jednocześnie z wściekłości, że zaburza mój perfekcyjny plan jak i z pożądania jego osoby.

Samantha

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4549 słów i 24793 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik nienasycona

    Trzeba mu było obciąć tę fujarę, gdy ze wzwodem podszedł,  byłoby,  że w afekcie;) Debiut udany, widać staranność.  Jeśli mogę coś zasugerować,  to zwróć większą uwagę na związki wyrazowe ( zgody, rządu,  przynależności), bo sprawiają Ci problem. No i przecinki...

    10 maj 2015