Nigdy nie zapomniałam cz.2.

Nigdy nie zapomniałam

ROZDZIAŁ. 2.


  Spuściłam momentalnie głowę do dołu i modliłam się, żeby nie zostać przez niego pożarta. Katie podeszła do mnie, jakby wyczuła w powietrzu, że tracę resztki zdrowego rozsądku i chwyciła mnie za dłoń, dając mi tym do świadomości, że nie zostanę dzisiejszego wieczoru kolacją jednego z nieopierzonych samców.
  - Dla ciebie wszystko, słoneczko - podniosłam zdumioną twarz w kierunku przyjaciółki, ale ona tylko przekręciła oczami i postanowiła zając się nieznajomym, którego imię wibrowało w mojej głowie, w rożnych tonacjach jak i akcentach. Cholerny jego brytyjski akcent, będzie teraz długo siedział w mojej głowie.
  Spojrzałam dyskretnie w jego stronę i z żalem musiałam stwierdzić, że ten dupek był mega, mega seksowny i najgorsze w tym wszystkim było to, że doskonale o tym wiedział. Zdawał sobie sprawę jak na mnie działał i sprytnie to chciał wykorzystać. Tylko nie spodziewał się jedynego, a mianowicie tego, że jestem oporna na uroki tajemniczych i równie pewnych siebie facetów. Już jednego takiego miałam i jak na tym skończyłam? Złamane serce i ucieczka to był bonus.
  - Mógłbyś być miły dla mojej przyjaciółki, chyba nie proszę o zbyt wiele? - uniósł zabawnie brew do góry i przeniósł swój wzrok w moją stronę, a mnie momentalnie ugięły się nogi pod tym szarym spojrzeniem. Ręce napięły się mu się jeszcze bardziej i zrobił krok w moją stronę. Zmniejszył dystans między nami. Co nie wróżyło zbyt dobrych rzeczy w szczególności, że już płuca szalały a serce waliło jak młot.
  - Brad Woodley, księżniczko - wysunął dłoń w moją stronę. Księżniczko?
  - Sam Wright, palancie - nie miałam zamiaru grać w jego gierki, a tym bardziej łapać jego dłoni, bo wiedziałam doskonale czym to się skończy a uwierzcie mi kolejnego ataku niepohamowanej hiperwentylacji nie przeżyję.
  Uśmiechnął się i chwycił ręką wargi, chcąc w ten sposób zakryć rozbawienie jak i błysk w oku, który pojawił się momentalnie w jego spojrzeniu.
  - Lubię kobiety z charakterkiem - przetarł usta jeszcze raz i nachylił się lekko w moją stronę. - Dziewczynką też mogę się zadowolić - dupek, kretyn, idiota, palant, złamas. Cisnęły mi się o wiele gorsze słowa, ale to wystarczyło, żeby wyładować odrobinę tę złość, który we mnie aż wrzała. Co on sobie do cholery myślał?
  - To nie było miłe, Brad - no w końcu się odezwała, już miałam zamiar ewakuować się stąd, ale ona trzymała mnie mocno za rękę.
  Dziwiło mnie tylko jedno: dlaczego nikt tutaj z zgromadzonych nie poderwał się, aby przeszkodzić mu, tylko wszyscy siedzieli obawiając się tego co może nastąpić. Kim on był do cholery? Pieprzonym guru?
  - Taka moja natura - odwrócił się z tym irytującym uśmieszkiem i wyszedł prawdopodobnie do kuchni, po drodze zabierając jak się okazuje wcale-nie-taką-pustą-butelkę piwa.
Dzięki Bogu!
  Gdyby jeszcze chwilę mnie po wkurzał, to nie ręczyłabym za siebie a mimo tego, że jestem taka drobna potrafię wydrapać oczy i udowadniałam to nie raz. Może brakuje mi techniki, ale zamierzam to zmienić, w szczególności jak będę miała do czynienia codziennie z takimi osobniki płci przeciwnej.  
  Ciągnąć za włosy i bić się jak baba potrafiłam, jednak mój prawy sierpowy był też całkiem niezły. Słyszałam o tym raz, ale tylko raz w życiu byłam tak wytrącona z równowagi, że użyłam wszystkich możliwych sił i złamałam nos Johnowi. Mimo to kara nie była adekwatna to tego co z moim życiem wyprawiał przez lata, a ja żyłam w błogiej nieświadomości i dawałam mu wszystko o co tylko mnie poprosił, kompletnie nieświadoma tego jak mnie rani.
  - Z czym miał problem ten dupek? - nie popatrzyła na mnie, tylko wpatrywała się w ślad za znikającym gdzieś w oddali Bradem. " Halo, tutaj jestem i mówię do Ciebie! " gdybym mogła to podeszłabym i zaczęła nią potrząsać.  
  - Mówiłam, żebyś włożyła tamto ubranie - wzruszyła ramiona, tym samym powodując, że nasze dłonie się rozłączyła, a ja czułam się bardziej niż głupio, że wyszło z jej ust takie a nie inne zdanie.  
Wszystko co dzisiaj usłyszałam umywało się do tekstu jakim uraczyła mnie moja własna przyjaciółka z nieznajomego mi powodu.  
  - Mówiąc, że zamierzam się zmienić, nie miałam wcale na myśli, że chcę być obiektem westchnień, bądź też wyzwisko innych lasek a już na pewno nie miałam na myśli upodobnienia się do ciebie - ciut odrobinę za bardzo podniosłam głos, ale w tamtym momencie nic mnie nie obchodziło, a już na pewno nie otoczenie, które zajęło się swoimi obowiązkami a mianowicie chlaniem do upadłego.
  No popatrz na mnie. Popatrz na mnie do cholery, krzyczałam bezgłośnie, ale zostałam zignorowana. Już wolałabym być w centrum zainteresowania, niżeli czuć się sponiewierana jak gówno przez Katie, której mina nie świadczyła o tym, że było jej głupio z powodu Brada. Jeżeli nie znałabym jej zbyt dobrze uznałabym, że była zakochana w nim, ale jeżeli nawet tak by było robiłaby coś w kierunku, żeby go zdobyć, ale to bardziej wyglądało na potyczkę słowną, niżeli chęć mu zaimponowania. W sumie to ona nie musiała tego robić, była piękną kobietą i tylko głupek by zrezygnował z czegoś takiego. No chyba, że dał jej kosza w mało gentlemeński sposób, który widocznie uznała jako chęć wkroczenia do wspólnej zabawy pt. " Jeżeli umiesz to poderwij mnie w inny sposób. "
  - Nie próbuj mnie tutaj umoralniać, tylko spójrz do cholery prawdzie w oczy. To nie jest pieprzone San Diego, tutaj ludzie oceniają cię pod pryzmatem otoczenia w jakim się znajdujesz - zmierzyła mnie od góry do dołu powodując, że na moje policzki wyszedł rumieniec zażenowania. Obejrzałam się do około i inne dziewczyny w naszym wieku były podobnie ubrane jak Katie i widocznie im to odpowiadało w takim stopniu, że chodziły tak ubrane. Mnie nie i tutaj zaczynały się już schody.  
  - Więc mam chodzić ubrana tak jak wy i upodobnić się do was, bo tak wymaga ode mnie otoczenie? Chyba błędem był przyjazd tutaj, gdzie ludzie oceniając się pod pryzmatem tego czy masz ciuchy znanych marek czy nie. To chore, wybacz, ale ja nie chcę uczestniczyć w czymś takim - poniosłam osobistą porażkę, jeżeli sądziłam, że tutaj będzie mi zdecydowanie lepiej. Myliłam się tak jak miałam w zwyczaju za każdym razem. Ciekawe ile razy jeszcze muszę się pomylić, żeby stwierdzić, że moje jestestwo jest z góry skazane na porażkę.
  - A Ty byłaś fair wobec mnie przez te wszystkie lata, kiedy miałaś gdzieś naszą przyjaźń, tylko spędzałaś każdy wolny czas z facetem, który nie potrafił utrzymać kutasa w spodniach? Najpierw zrób własny rozrachunek, a potem oceniaj innych moja droga - to był cios poniżej pasa, ale i tutaj miała cholerną rację. Każdy fakt przemawiał przeciwko mnie i odsuwanie od siebie ludzi, nie było dla mnie obcym zjawiskiem, ale nawet jeżeli nie wywiązywałam się ze swojej przyjaźni, nikt nie dawał jej prawa do takiego a nie innego traktowania mojej osoby.  
  - Kurwa po prostu świetnie! Doskonale wiem, jaka byłam kiepska, a ty kim się okazałaś w tym momencie? - pozostawiłam to bez odpowiedzi. Odwróciłam się tak po prostu od niej i wyszłam za nim całkowicie bym straciła władzę nad swoimi uczuciami. Świeże powietrze było idealną alternatywą i nie oszukujmy się jedyna w tej sytuacji.  
  Gdy już odnalazłam się w swoim wewnętrznym azylu wyciągnęłam telefon i przyciskając odpowiednią cyferkę, zaczęłam dzwonić do swojego taty, który jak się okazuje był moim prawdziwym i jedynym przyjacielem, który wysłucha mnie zawsze i przy tym nigdy nie oceni.  
  - Promyczku ?! - kolejny raz dzisiejszego dnia zapomniałam o dzielącej nas przestrzeni a co za tym idzie zmiennym czasem. Więc skoro u nas jest po dwudziestej, ojciec teraz z pewnością siedzi za biurkiem w swojej pracy. Był maniakiem kontrolowania, więc fakt, że odebrał trochę mnie zdziwił. - Coś się stało? - tak. Moja odpowiedź była automatyczna, ale wszystko to działo się tylko w mojej głowie i nie miało prawa wychodzić poza nią. No chyba, że uznam iż tak będzie lepiej, ale było to rzadkie zjawisko ostatnie mi czasy.
  - Nie... Chciałam usłyszeć twój głos - kłamczucha. Tylko nie płacz, tylko nie płacz Sam, ale po raz kolejny mój umysł nie chciał mnie słuchać i łzy jak na zawołanie zaczęły spływać na biały materiał tuniki.  
  - Promyczku, jeżeli czujesz, że popełniłaś błąd to wracaj do mnie, ja zawsze cię przyjmę z powrotem - chcę wrócić! Schronić się w twoich ramionach i zapomnieć o otaczającym mnie syfie, ale nie mogę bardziej komplikować swojej sytuacji niż już jest skomplikowana.
  Z oczywistych powódek mu tego nie powiedziałam, bo już i tak mój telefon był melodramatyczny, a kolejnego wybuchu niepohamowanego płaczu nie reflektuje dzisiejszego wieczoru. Wiedziałam doskonale, że przyjąłby mnie bez kiwnięcia palcem, ale nie mogę uciekać. Nawet jeżeli osoby z którymi myślałam, że stworzę udany duet myślą inaczej i nie traktują mnie zbyt dobrze. Postanowiłam, że zostanę i spróbuje skleić chociaż część swoje życie do kupy. Z sercem będzie grubsza afera, ale wierze, że kiedyś i tą część swojego ciała uda mi się złączyć.
  - Wszystko. Dobrze - wybełkotałam pomiędzy jednym a drugim pociągnięciem nosa. Wiedziałam doskonale, że wszystko było do dupy, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz?  
  - Więc nie robisz ze mnie debila, a ten wybuch płaczu był spowodowanym tym, że mnie usłyszałaś? - był spowodowany moim tragicznym życiem, które jak się okazuję nigdy nie chciało ze mną współpracować.  
  - Jesteś najmądrzejszą mi znaną osoby na całym tym świecie, więc wywody a propos debila schowaj głęboko do kieszeni i tak, mój atak histerii był tylko namiastką tego co siedzi we mnie, ale nie martw się Katie mi zapełnia każdą minutę mojej udręki - kolejne kłamstwo, ale nie chcę bardziej komplikować sobie i jemu życia. Usłyszałam jak głośno wciąga powietrze i doskonale znałam ten stan kiedy tak robił. Chciał mi coś powiedzieć, ale najnormalniej w świecie obawiał się mojej reakcji.  
  - Rozmawiałem z twoją matką i jak wróci z wakacji... - nastąpiła dłuższa przerwa. Doskonale wiedziałam, że wakacje to była metafora, ale mówienie na głos miesiąc miodowy nie było w naszych planach, więc się odwoływaliśmy do prostszego sformułowania, nie raniącego mnie ani ojca. - Wiesz, jej obecny mąż mieszka w Nowym Jorku, więc będziecie mogły się w końcu spotkać bez żadnych wykrętów - no i takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Jeżeli ja mieszkam w Nowym Jorku i Michelle też, to po trzech latach libacji od jej osoby, będą mogła się z nią zobaczyć i sprawdzić czy jest szczęśliwsza, niżeli było to z nami " Oby miała gorzej, oby miała gorzej. " Podświadomość znała mnie jak nikt innych i doskonale widziała jak pragnęłam, żeby nie miała szczęśliwego życia. Nie oznacza to, że pragnęłam dla niej najgorszego. Po prostu chciałam, żeby w małym stopniu odczuła nas smutek i żal po tym jak nas zostawiła.  
  - Rozumiem, że rozmowy z byłą żoną przeszły do porządku dziennego? - nie powinnam zionąc ogniem w jego stronę, ale nie mogłam tego zrozumieć, że po tym wszystkim co ona nam zrobiła. On tak po prostu odbiera od niej telefony, albo dzwoni ( szczerze wolałabym tą pierwszą opcję) i potrafi rozmawiać o mnie, jakbym cokolwiek znaczyła dla matki. Zraniła go i jeszcze posypuje świeże rany solą. " Ty zrobiłaś dokładnie to samo, a mimo to on odbiera od Ciebie telefony " podświadomość miała rację, więc nie pozostało mi nic innego, jak zrobić wszystko, żeby on nie musiał odpowiadać na to kretyńsko-głupie pytanie. - Przepraszam tato, ale muszę już lecieć... Wiesz impreza beze mnie nie może się odbywać - wybuchł śmiechem, jakby usłyszał najgłupszy żart prowadzącego, myśląc pewnie, że sobie żartuję, ale gdyby tylko wiedział, że jest to moja pierwsza i zdecydowanie nie ostatnia impreza tutaj, już by nie było mu tak do śmiechu.
  - Uważaj na siebie, Sam - wdech i wydech. Najtrudniejsza część rozmowy jeszcze przed Tobą.
  - Dobrze, tatko.  
  - Sam?! - nie wiem czy było to pytanie, czy użycie mojego imienia jako zaimka dzierżawczego, ale nie zakończyłam rozmowy, tylko w dalszym ciągu trzymałam słuchawkę przy uchu, oczekując tego co zawsze mi mówił, a ja jeszcze nie potrafię mu odpowiedzieć tym samym. - Kocham cię, córeczko - ja ciebie też.  
Kiedy powiedzenie drugiej osobie o moim uczucie, będzie przychodzić mi z zaskakującą łatwością?  

  
***



  Myśląc przecznica dalej miałam nadzieję, że jest to tylko jedna prosta, ale tak jak w każdym innym przypadku - myliłam się. Doskonale wiedziałam, że sama tam nie trafie i zamiast zapamiętywać drogę, wolałam się oddać własnym przemyśleniom i być prowadzona przez Katie. Nie spodziewałam się wówczas, że przyjdzie mi samotnie wracać do naszego wspólnego mieszkania. Wiedziałam, że moja orientacja terenu jest kiepska, ale jak tylko zobaczyłam spowijająca się ciemność uznałam, że jest jeszcze bardziej kiepska niż udało mi zapamiętać.
  Usiadłam na schodach tego zjebanego domu. Miałam zamiar czekać tak długo dopóki moja 'przyjaciółka' się nade mną zlituje i postanowi mnie odprowadzić do pokoju całą i zdrową.  
  Zimny wiatr spowodował, że przez nieuchronioną kawałkiem materiału skórę zrobiło mi się diabelnie zimno, a gęsia skóra zaczęła się spowijać na całym ciele. Objęłam się instynktownie ramionami myśląc, że w ten sposób, chociaż w małym stopniu zrobi mi się cieplej. A teraz wyobraźcie sobie mnie siedzącą tutaj w tym skąpym materiale, który ledwo co osłaniał mój tyłek. Przecież skapitulowałabym po pięciu minutach i weszła do domu błagając niemal na kolanach Katie, żeby mnie odprowadziła. De facto ten skromny materiał zdecydowanie uchroniłby mnie przed gniewnym spojrzeniem Brada i prawdopodobnie przed kłótnią z przyjaciółką, ale przez niego straciłabym na wartości, a to cenie najbardziej u człowieka. Wartość własnego ja.  
  Poczułam spadający na moje barki materiał i momentalnie podniosłam się do góry z rękami ułożonymi w gardę. Przez ostatnie kilka miesięcy George ( mój ojciec ) uczył mnie, jak prawidłowo trzymać ręce przed potencjalnym oprawcą i za każdym razem powtarzał, żeby nigdy nie patrzeć w oczy, tylko od razu zadać cios w śledzionę. Wtedy zyskujemy dodatkowe minuty, żeby przyjrzeć się swojemu napastnikowi. Jednak ja złamałam podstawową zasadę i spojrzałam na niego a moje ręce opadły szybciej niżeli wcześniej się tam znalazły. Wpatrywałam się w szare spojrzenie ogarnięte zaciekawieniem jak i rozbawieniem, jakby co najmniej zobaczył kosmitkę, która urwała się z Marsa.  
  Nie wiem na co miałam większą ochotę : wczepienia mu rąk we włosy, czy złapania za te nieziemsko seksowne ciało. Boże czy ja postradałam wszystkie rozum i czy powiedziałam w myślach " nieziemsko " ? W promieniach księżyca wydawał się jeszcze bardziej atrakcyjniejszy, niż przed kilkoma minutami w oświetlonym domu. Postradałam zmysły i on postradał zmysły, jeżeli sądzi, że przyjdzie tutaj z kawałkiem materiału, otulając mnie nim i spróbuje tym samym zatrzeć złe pierwsze wrażenie, które na mnie wywarł. Oj nawet nie wie w jakim jest grubym błędzie.
  - Zadziorna jesteś - nie nazwałabym się zadziorną, a próbującą być waleczną. Chociaż gdzieś w głębi czekała stara Sam, która w jakimś stopniu była właśnie zadziorna, ale przez trzy lata była mentalnie kopana w tyłek i ma zamiar najpierw rozliczyć się ze swoim mentalnym napastnikiem a następnie zagrzebać wszelakie o nim wspomnienia i wyjść na zewnątrz z podniesionym wysoko czołem.   - Coś w ten deseń - obojętny ton i trzymana w ręku bluza z przesiąkniętym jego zapachem spowodowała, że nie chciałam być oschła a wręcz odwrotnie, moje zmysły były potęgowane. Nie ma co, ale ta woń nawet trzymany z dala ode mnie powodowała, że miałam zawroty głowy i nie z tego powodu, że był brzydki, wręcz przeciwnie. Pierwszy raz czułam tak subtelny zapach męski w połączeniu z jego ciałem dawał nieziemski aromat " Za dużo tego nieziemskiego w odniesieniu do jego osoby " kiedy żadne inne pasujące do niego słowo, określające jak wygląda, nie przychodzi mi na myśl.  
  - Zacząłem się obawiać, że nie usłyszę twojego głosu w innym kontekście niż przedstawienie się.
  - Czujesz się rozczarowany, że jednak potrafię mówić? Bo w innym przypadku byłabym łatwą ofiarą. Taka małomiasteczkowa, słaba dziewucha - spojrzał na mnie jakbym mu co najmniej objaśniła, jak wygląda równanie kwantowe. Podszedł bliżej i zmierzył mnie od góry do dołu, jakby mało mu było upokarzania mojego stylu życia, bądź jak oni tutaj uważają bycia.  
  - Czuje się oczarowany - wyciągnął swoją dłoń w moją stronę i zabrał bluzę, a potem jak gdyby nigdy nic się między nami nie stało zaczął naciągać na mnie materiał, przy tym nie zrywając ani na sekundę wzroku z moich oczu.  
  Nie wiem dlaczego nie zareagowałam, nie wiem dlaczego nie zaprotestowałam. Ta chwila, była przyjemna i nie musiałam myśleć w tym czasie o moim super-gównianym-hipsterskim życiu. Świat na chwilę się zatrzymał, a w jego spojrzeniu odnalazłam oazę spokoju. Nie mniej jednak było mi tak zimno, że pomoc przyjęłabym nawet od przechodnia, więc niech sobie nie robi żadnych rozstrzeń w moją stronę. To była jednorazowa akcja i więcej się nie powtórzy. Przynajmniej ja do takiej nie doprowadzę, a jak już sobie coś postanowię, tego się trzymam jak kotwicy.
  - Ona tak szybko nie wyjdzie, a jak sądzę nie chcesz tutaj kwitnąć do rana?  
  - Kim ty jesteś, Brad? - wiem, że niekulturalnie jest odpowiadać pytaniem na pytanie, ale ten facet działał na mnie jak płachta na byka a przy okazji miałam milion zbereźnych myśli, jak to jest pójść z kimś takim do łóżka.
  - Człowiekiem, który mimo złego pierwszego wrażenia ma dobre chęci i nie chcę, żebyś zamarzła na śmierć - uniosłam tak wysoko brew, że kulturalnie mówiąc, wyglądałam pewnie zabawnie, ale jego akcent, plus takie słowa były zadziwiająco pięknie. - A swoją drogą kim ty jesteś, Sam? Weszłaś do mojego domu odmieniając całkowicie jego wnętrze? - gdyby człowiek potrafił udławić się własną śliną, właśnie taka śmierć by mnie czekała w tamtym momencie, ale poza chwilą dławienia się nic wielkiego się nie stało. Oczywiście niczym wielkim nie nazwałabym fakt, że wbiłam się komuś do domu a potem nazywałam go palantem. Kurwa, więc to nie był akademik, tylko czyjaś własność.  
  Dlaczego do diaska Katie mi nie powiedziała, o tak istotnym elemencie? Ona planowała od początku odbić na mnie całą swoją frustrację. Tutaj wcale nie chodziło, że zapomniała, to był celowy zabieg, który jej się udał. Teraz rozumiem zachowanie Brada i wszystkich tam zgromadzonych. Przychodzi jakaś nadęta kretynka, która zamiast powiedzieć ładnie wszystkim część, zamyka się w sobie, a gdy ją atakuje właściciel domu, ona nadal udaje niemowę by w ostateczności zwyzywać go od najgorszych.  
  Próbuje zajrzeć do jego oczu głębiej jakbym chciała dojrzeć w nich " Skąd u licha on ma tyle kasy ", ale oczywistym jest, że przez moje gardło nie przeszłoby to pytanie, więc ograniczyłam się do szerokich rangi spojrzeń.  
  - Pójdziesz ze mną?

Samantha

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3684 słów i 19997 znaków.

3 komentarze

 
  • Zniecierpliwiona

    Kiedy następny ? :D

    4 sie 2015

  • gabi

    Wciągające czekam na kolejne części.

    11 maj 2015

  • Kika

    Jest kilka niedociągnięć w piśmie ( zjadasz końcówki) ale to nic :) Czekam na kolejne części :)

    11 maj 2015