- Hermiono... Nie zgadzam się, byś dalej pracowała na zajęciach z tą fretką! Nie i już! - pieklił się Ron trzy tygodnie później podczas kolacji.
- Kretynie, uspokój się wreszcie, bo wszyscy na nas patrzą! - upomniała go Ginny, szturchając go mocno w lewy bok.
- No i co z tego? - Weasley był wyraźnie rozgoryczony. - Harry'emu też to przeszkadza!
- Ymmm, co? Nie wciągaj mnie w jakieś swoje głupoty! - Harry postawił się okoniem. - Jeśli on nic Hermionie przy tej współpracy złego nie robi, to niech pracują sobie razem, czemu nie?
- A ja i tak pójdę do McGonagall i powiem jej, by kategorycznie zakazała nauczycielom parowania cię z Malfoyem!
- Ron, nie jestem twoją własnością, byś mówił mi co mi wolno robić, a czego nie! Nie zapominaj, że jestem już pełnoletnia i mogę robić co mi się tylko żywnie podoba! Odwal się! - w Hermionie zagrał duch bojowy, jak przystało na rasową Gryfonkę. Wstała od stołu tak szybko, że przewróciła puchar z sokiem dyniowym i wybiegła z Wielkiej Sali, kierując się do biblioteki. Tam chciała znaleźć ukojenie, po głupich słowach Rona. Była tak zła, że nie zauważyła nawet blondwłosej postaci stojącej na korytarzu przed Wielką Salą. Traf chciał, że osobnik ów usłyszał całą wypowiedź Miony. Bez namysłu ruszył za rozsierdzoną Gryfonką, choć gdzieś na dnie czaszki kołatało mu się przeświadczenie, że chyba nie będzie to zbyt dobry pomysł z zaczepianiem złej dziewczyny w bibliotece. Olał jednak ostrzeżenie rozumu i korzystając z kilku tajnych przejść, znalazł się pod biblioteką szybciej od niej.
- Cześć, Granger. Coś ty dzisiaj taka zła? - zapytał ją z iskierkami przekory w oczach. Fuknęła tylko pod nosem i wyminęła go, wchodząc do biblioteki. Zaczęła buszować wśród półek, ale zupełnie nie mogła się skupić, bo jak cień cały czas podążał za nią ten tleniony arystokrata!
Wreszcie przystanęła zła na cały świat i wściekłym sykiem zwróciła się do chłopaka:
- Czego cały czas za mną łazisz?
- Bo mam taki kaprys. A tak na poważnie, co takiego znów zrobił Weasley, że tak spektakularnie wyprowadził cię z równowagi?
- Nie twój interes!
- Jeśli chcesz, to wrócę na kolację i przyłożę mu w twoim imieniu... To jak?
Na tak nieoczekiwaną propozycję wypowiedzianą całkiem spokojnym i poważnym tonem przez jej nie tak jeszcze dawnego wroga, Hermiona parsknęła niepohamowanym śmiechem, za co została oczywiście zburczana przez chudą jak szczapa bibliotekarkę, panią Pince.
- Ach, tu jesteście, to dobrze! - gdzieś za plecami Draco zmaterializowała się nagle rozczochrana fryzura Harry'ego. - McGonagall kazała mi was przyprowadzić do jej gabinetu.
- Dlaczego? - zdziwiła się dziewczyna.
- Dowiecie się oboje na miejscu — odparł czarnowłosy. W trójkę podążyli w stronę gabinetu dyrektora. Kamienna chimera powiozła dwójkę uczniów przed drzwi gabinetu. Zapukali weń i dostali zgodę na wejście. W środku siedział już zdenerwowany Ron, na którego widok Hermionie od razu skoczyło ciśnienie. Draco zbył go pogardliwym uśmiechem.
- Wspaniale, że już jesteście — powiedziała McGonagall, siedząc za biurkiem, nad którym wisiał pokaźnych rozmiarów portret Dumbledore'a. Uczniowie usiedli na dwóch wolnych krzesłach, a nauczycielka kontynuowała swoją wypowiedź. - Pan Weasley raczył mnie poinformować, że narzeka pani na ostatnio notoryczną współpracę z panem Malfoyem, lecz by nie obniżyć swych ocen, nie zgłasza tego pani nauczycielom.
- Co?! - wydarła się Hermiona. - Ron, czyś ty kompletnie zidiociał? Mnie to wcale nie przeszkadza, przecież mówiłam ci o tym podczas dzisiejszej kolacji, kiedy piekliłeś się, że muszę pracować z Draco.
- Z Draco? A może wkrótce zaczniesz nazywać go Dracusiem, co? Mamy tu chyba podobną sytuację, jak z Viktorem Krumem! - odezwał się czerwony na twarzy rudzielec.
- Dosyć! Wnioskuję z tej krótkiej wymiany zdań, że ani panna Granger, ani pan Malfoy nie mają obiekcji co do tego, że przyszło im współpracować, tylko pan, panie Weasley robi z igły widły i wznieca tutaj jakąś niezdrową atmosferę! Za tak dziecinne zachowanie, którego nigdy bym się po panu nie spodziewała, odejmuję panu domowi dwadzieścia punktów! Żałuję tylko, że przez to cierpią też inni uczniowie!
Ron wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć, ale ostre spojrzenie kobiety sprawiło, że zaniechał dalszej kłótni... Przynajmniej na razie, bowiem już na dole złapał Hermionę za rękę i syknął przez zaciśnięte zęby:
- Nie próbuj się z nim spoufalać, Granger! Jesteś moją dziewczyną!
Ledwo skończył to mówić, a otrzymał silny cios od Hermiony. Zaskoczony atakiem, zachwiał się, po czym puścił rękę przyjaciółki.
- Coś ci cię pomyliło, Weasley! Nie jestem twoją własnością i od tej chwili również dziewczyną! Tknij mnie jeszcze raz, kretynie, a potraktuję cię jakąś mało przyjemną klątwą!
- A ja po niej dołożę! - odciął się jeszcze Draco i odszedł z "pola walki" wraz ze zdenerwowaną Hermioną. Gdy znaleźli się już poza zasięgiem słuchu rudzielca, wielce zadowolony Ślizgon powiedział:
- Dzisiaj jest już zbyt późno, ale przyjdź jutro przed śniadaniem nad jezioro. Pokażę ci coś, co mnie zawsze odpręża po takich sytuacjach. I obiecuję, że nie zrobię ci nic złego.
Następnie zawinął się i poszedł. Hermiona została sama na pustym korytarzu, postanawiając sobie w duchu, że nigdzie nie pójdzie.
Nazajutrz rano kobieca ciekawość wzięła nad nią górę, kiedy ubierała się cicho, by nie pobudzić współlokatorek. Drogę do sali Wejściowej pokonała w zawrotnym tempie, jakby na spotkanie z Malfoyem niosły go nie nogi, tylko skrzydła miłości!... Tfu, jakiej miłości? Nie mniej jednak na dole znalazła się po niecałych pięciu minutach. Pod schodami czaił się już chłopak.
Starając się nie narobić hałasu, wymknęli się na szkolne błonia. Pobiegli w stronę majaczącej tafli jeziora, a ich oddechy migotały lekko na wietrze.
Draco poprowadził Hermionę ku fragmentowi brzegu, nad którym jeszcze nie była. Ukryta wśród drzew znajdowała się skarpa, a w niej niewielka skalna grota mieniąca się wszelkimi kolorami kamieni szlachetnych. Z tego też miejsca widać było doskonale odbijający się w wodzie zamek.
- Zapraszam do środka — powiedział Malfoy. Hermiona spojrzała na niego jak na wariata.
- Żartujesz sobie ze mnie? Za nic tam nie wejdę! - powiedziała.
- Chodź, zobaczysz, że jest tam przyjemnie... Poza tym obiecałem ci, że cię nie skrzywdzę — odparł, patrząc na nią tymi swoimi stalowo — szarymi oczami...
- Jak ja się cieszę, że wtedy mnie tam zaprowadziłeś — zaśmiała się Hermiona, wpatrując się w zdjęcia. - Zastanawia mnie tylko, kto nam je zrobił...
- W bibliotece to pewnie pani Pince, a nad jeziorem to ja — przyznał się. - Chciałem mieć jakieś zdjęcie z tobą i przywlokłem tam wcześniej aparat i ukryłem go. Drobne zaklęcie sprawiło, że cyknął fotkę, gdy powiedziałaś, że tam nie wejdziesz.
- Jesteś kochany, wiesz?
- I przystojny...
- Ty narcyzie — zaśmiała się, całując go w podbródek.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
EloGieniu
A tak właściwie dlaczego miniaturka?
elenawest
@EloGieniu bo to nie jest zwykłe opowiadanie, nie jest zbyt długie :-P