Dramione - podwójne życie 12

Dramione - podwójne życie 12Wielka Sala zamarła. Wszyscy jak otępiali wpatrywali się w blondwłosego arystokratę.
- To są chyba jakieś żarty, panie Malfoy! – prychnęła Minerwa i to wreszcie odblokowało pozostałych, którzy teraz na wyścigi rzucili się w stronę miejsca, gdzie siedziała Gryfonka. I słowo "siedziała” użyte w czasie przeszłym bardzo dokładnie oddawało jej czyny. Nie znajdowała się bowiem już na swoim miejscu, tylko z torbą w ręku i z Ginny przy boku, biegła w stronę komnat Prefektów Naczelnych, trzymana mocno za rękę przez Dracona.
Gdy tylko w trójkę wpadli do pomieszczenia, Malfoy natychmiast zabezpieczył je zaklęciami.
- Ja pierniczę! Ledwo uszliśmy z życiem! – wydyszał, opierając się ciężko o masywne drzwi. – Czemu mnie się wydaje, że dzisiejsze lekcje, to mamy już z głowy?... – zapytał retorycznie.
- A to niby czemu? – zdumiała się brunetka. Dwójka uczniów spojrzała na nią jak na wariatkę.
- A co? Chcesz wyjść do tego motłochu? – odparła pytaniem Ginny, tym samym ubiegając tylko chłopaka przyjaciółki. – Bo wiesz, ja nie bardzo mam na to ochotę. I coś czuję, że nauczycielom trudno będzie zapanować nad większością szkoły po tej informacji, jaką zafundował im twój niereformowalny chłopak!
- O przepraszam bardzo! Ale to twój brat będzie mieć dziecko, więc to on jest wszystkiemu winny! Poza tym mój facet może i jest niereformowalny...
- Ej! – obruszył się Draco.
-...ale przynajmniej nie będzie moim pasierbem! – dokończyła, w ogóle nie zważając na blondyna i z satysfakcją zauważając szok malujący się na twarzy przyjaciółki. Ta chciała jej coś odpowiedzieć, ale przeszkodziło jej w tym pukanie do drzwi i gniewny głos McGonagall, dobiegający z korytarza:
- Panie Malfoy, proszę natychmiast otworzyć te drzwi, albo bedę zmuszona potraktować je Bombardą!
- Nie wiem, czy chcę aż tak ryzykować, pani profesor – mruknął na tyle głośno, b y usłyszały go tylko dziewczyny w pokoju. – A jakie grożą mi konsekwencję, jeśli pani nie wpuszczę?
- Usunę pana z funkcji Prefekta Naczelnego i napiszę list... O! Panna Granger. Jak miło, że zdecydowała się pan i przemówić swojemu partnerowi do rozsądku... A teraz do rzeczy! Co to ma wszystko znaczyć? Co to za list?
- Ja właściwie o niczym nie wiem – odparła natychmiast brunetka, zamykając za wzburzoną nauczycielką drzwi. – Tyle tylko, co z listu i jestem równie zaskoczona, co pani i wszyscy pozostali. Proszę pytać Ginny...
- Panno Weasley... czy zechce mi pani wytłumaczyć, skąd wziął się ten list? I przede wszystkim wytłumaczyć mi jego treść? Bo powiem szczerze, że jestem wstrząśnięta.
- List przyleciał sowią pocztą, pani profesor, jak wszystkie inne – odparła niewinnie Ginny, lecz widząc surowe oblicze dyrektorki, natychmiast spoważniała. – Jak zapewne się już pani zorientowała, mój brat nie jest już z Hermioną. Jakiś czas temu znalazł sobie inną kobietę, z tego, co wiem, starszą od niego. No i wychodzi na to, że owa kobieta właśnie poinformowała go listownie, że oczekuje jego dziecka... Co prawda miałam takie przeczucie, że on w coś się może wpakować przez ten związek, ale nie miałam pojęcia, że uda mu się to zrobić aż tak spektakularnie! I nie wydaje mi się, by kobieta kłamała. Gdybyśmy byli bogaci, to może tak, ale w naszej sytuacji majątkowej, nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Co prawda Ron jest bohaterem wojennym, ale coś mi świta, że ona nie jest stąd.
- Co to znaczy? – chciała wiedzieć nauczycielka.
- Jakiś czas temu Ron uczył się niemieckiego... – bąknęła Ginny, patrząc niepewnie na Hermionę.
- Aha... Więc... więc pan Weasley faktycznie zostanie ojcem?
- Na to wygląda, pani profesor. Proszę, oto ten list.
W salonie zapanowała nieskazitelna cisza. Na twarzy Malfoy’a widniało szczere rozbawienie całą sytuacją. Nie wierzył on bowiem w to, by ten niedorozwój – Weasley, poradził sobie z odpowiedzialnością bycia ojcem! I już szczerze współczuł owej kobiecie. Postanowił sobie nawet, że jakoś zdobędzie jej adres i wyśle jej kwiaty z kondolencjami złapania w sieć największego niedojdy świata.
- Nieprzyjemna to sprawa – odezwała się w końcu McGonagall.
- Dlaczego/ - zainteresowała się Hermiona. – Czy Ronowi coś grozi?
- Zawsze pani widzi więcej, niż pozostali, panno Granger – mruknęła Minerwa z uznaniem. – Tak, niestety panu Weasley’owi grozi wydalenie ze szkoły...
- Co?! – wydarła się Ginny. – Dlaczego? Pani profesor, pani nie może!
- Panno Weasley, radziłabym liczyć się ze słowami!... Widzicie państwo, w naszej placówce nie może się uczyć młody mężczyzna, który poza nią ma kobietę, która jest przy nadziei, a on sam ma stać się głową rodziny.
- Czyli jeśli ja bym zaszła w ciążę w Draco, to nic by nam za to nie groziło?
- Panno Granger, czy...?
- Nie! Pytam tylko teoretycznie. To po prostu ciekawe.
- Nie, nic by wam nie groziło.
- Więc dlaczego akurat Ron? – zezłościła się Ginny.
- Bo twój brat, Ruda był na tyle głupi, że nie myślał o konsekwencjach, gdy obracał tamtą panienkę i prawdopodobnie w ogóle się nie zabezpieczył, bo nawet nie wie jak, i teraz przyjdzie mu za to dość słono zapłacić! A że jego kobieta nie jest już najpewniej uczennicą, a co za tym idzie, nie jest na utrzymaniu własnych rodziców, łasic musi zapewnić jej wikt i opierunek – powiedział Draco.
- Panie Malfoy, proszę zważać na to, jak się pan wyraża! – ofuknęła go nauczycielka transmutacji. – Ale ogólnie rzez biorąc, ma pan rację. Pan Weasley nie pomyślał o konsekwencjach, współżyjąc z tamtą kobietą, czego efektem jest jej ciąża, o czym świadczy niezbicie ten list.... Panno Weasley, pójdzie pani teraz ze mną do pana Weasley’a i pomoże mi pani naświetlić mu, w czym rzecz. Chciałabym, by się o tym dowiedział jeszcze przed tym, jak wezwę tu państwa rodziców.
- Dobrze, chodźmy...
Gdy wyszły, Draco opadł an sofę i zaniósł się śmiechem, od którego wkrótce dostał czkawki, a z oczu popłynęły mu łzy.
- I z czego się tak cieszysz, kretynie? – syknęła Gryfonka, patrząc na niego poważnie.
- Z całej tej sytuacji, kochanie – jęknął, ścierając łzy z policzków. – Wiesz, jakoś nie widzę Łasica w roli ojca i to jest w tym właśnie najlepsze!
- To wcale nie jest śmieszne! – oburzyła się.
- Jest...
- Nie jest, Draco! Jeśli Rona faktycznie wyrzucą, nie zda końcowych egzaminów, czyli nie dostanie się do żadnej dobrze płatnej pracy!
- A co to mój problem? Hermiono, Łasic mógł myśleć, gdy się bzykał z tamtą kobietą. Istnieją przecież zarówno magiczne, jak i mugolskie sposoby na antykoncepcję. Trzeba tylko trochę ruszyć łepetyną... Nie moja wina, że ruszał nie tym, co potrzeba... Współczuję już temu maluchowi – dodał poważnie po chwili.
- A to niby czemu?
- Pomyśl sama. Z inteligencją Łasica i jego pechem chciałabyś mieć go za swojego ojca? Na brodę Merlina, przecież to dziecko wkrótce będzie najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie!
- Histeryzujesz... – bąknęła, sadowiąc się obok niego. Objął ją ramieniem.
- Wcale nie – zaprzeczył. – Wcale bym się nie zdziwił, gdybyśmy się za kilka lat dowiedzieli, że dzieciak wyrzekł się swego ojca... Ale wiesz co?
- Co?
- Wydaje mi się, że Ron prędzej spieprzy jak najdalej stąd, byleby tylko nie brać na siebie tej odpowiedzialności.
- Ty byś tak zrobił? – zapytała z przekąsem.
- Ja? Nie, Hermiono, nie uciekłbym – powiedział, całując ją w czubek głowy.
- To dobrze. Ale nie wydaje mi się, by Ron tak postąpił. Ron jest odpowiedzialnym...
- RONALDZIE WEASLEY”U, A GDZIE TY SIĘ, N A BRODĘ MERLINA, WYBIERASZ?! – ryk Ginny rozdarł nagle stare szkolne korytarze.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 1402 słów i 7942 znaków, zaktualizowała 15 paź 2017.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • karolaokaro...

    Kiedy nowa część? Nie mogę się doczekać.

    15 paź 2017

  • elenawest

    @karolaokaro... Postaram się jeszcze dzisiaj dodać, ale na 100% nie obiecuję :-P

    15 paź 2017