Dramione - niechciany obrońca rozdział 21

Dramione - niechciany obrońca rozdział 21- Więc to jest Ilvermorny — rzekł Percy, spoglądając z uznaniem na ozdobny zamek stojący na szczycie góry i skryty gęstymi chmurami przed wzrokiem mugoli.
- Tak — przytaknęła dyrektor Blythe, podchodząc do nich sprężystym krokiem. - Zapraszam państwa do środka. Na pewno jesteście zmęczeni tą podróżą, więc zapraszam na poczęstunek. Przeszukiwanie szkoły z pewnością nie ucieknie.
Poprowadziła ich ku kutej bramie, której strzegły posągi dwójki założycieli owej placówki — czarownicy i jej niemagicznego męża. Sam budynek okazał się dużo mniejszy od Hogwartu, choć i tutaj znajdowały się cztery domy. Uczniów również było mniej i uczyło się tu dużo dzieci z krwią rdzennych mieszkańców Ameryki.
- Fajny zamek — powiedział Ron, rozglądając się po ścianach. Zauważył, że wiele z nich zdobionych było w dziwne wzory i był niemal pewny, że Hermiona potrafiłaby je odczytać. Zgrzytnął zębami na samą myśl, o tym, że jego ukochana odeszła od niego, a na dodatek została uwięziona przez samego Voldemorta!
Bogato zdobiona komnata momentalnie przykuła ich uwagę. O ile piękny Hogwart był raczej surowy, o tyle wybudowana w siedemnastym wieku Ilvermorny wręcz kipiała od zdobień i złoceń, aczkolwiek duża ich część niewątpliwie była pochodzenia indiańskiego.
- Zapraszam do stołu — powiedziała Blythe, wskazując gościom rzeźbiony mebel z krzesłami wybitymi grubym aksamitem. Gdy usiedli, służba szybko wniosła potrawy, a następnie wycofała się do kuchni przylegającej do Sali Jadalnej. Zmęczeni podróżą czarodzieje prowadzili z dyrektorką niezobowiązujące rozmowy. Chcieli jak najszybciej rozpocząć poszukiwania księgi. Jedyną osobą, która nieszczególnie paliła się do tego zadania, był Ron, który miał minę skazańca mającego iść na ścięcie, gdy nauczyciele układali szczegółowy plan działania.
Pierwszy dzień pobytu w amerykańsko — kanadyjskiej szkole magii nie przyniósł im żadnych pożądanych efektów, na co już tego samego wieczora raczył sobaczyć Ron.
- Jeśli sądziłeś, że znajdziemy księgę tak szybko, to chyba jesteś nienormalny! - skarcił go Percy. Ron skrzywił się mocno, słysząc słowa brata. Był zły, bo musiał współpracować z tym przemądrzałym okularnikiem, który swym sztywnym zachowaniem doprowadzał młodszego Weasley'a do szału.
- No co? - zdenerwował się Ron. - Nie można pomarzyć?
- Oczywiście, że można — zgodził się łaskawie były Prefekt, jak zwykle przybierając ten swój pompatyczny ton głosu. - Tyle że w danej chwili te twoje marzenia nie bardzo na cokolwiek nam się zdadzą, bo dalej nie mamy księgi, jakbyś nie zauważył.
- Oh, zamknij się, Percy, bo wetknę ci tego ziemniaka w niezbyt przyjemne miejsce! - warknął Ron. Starszy Weasley obruszył się, ale do rodzinnej kłótni nie doszło dzięki Ginny i Haridowi, którzy kategorycznie kazali im się zamknąć.
- Ginny, ty jutro będziesz w parze z Ronem, ja wezmę Percy'ego, a pan Krum będzie szukał sam, jasne? - powiedział Hagrid swoim basowym głosem, patrząc groźnie po swoich byłych uczniach oraz Bułgarze. Odpowiedziały mu cztery kiwnięcia głowami. - A więc do łóżek, bo wcześnie wstajemy!
W niemrawych nastrojach powlekli się do pokoi i wszyscy z wyjątkiem Wiktora zasnęli kamiennym snem. Bułgar rzucał się z boku na bok, chcąc zaznać kojącego snu, lecz ten jak na złość nie nadchodził, zmieniając się raczej w nocne koszmary i dręczące młodego mężczyznę wyrzuty sumienia. Przez cały ten czas nie mógł pogodzić się z tym, że pozwolił ukochanej brać udział w tak niebezpiecznej misji. Kilkukrotnie zastanawiał się nawet, czy Hermiona w ogóle jeszcze żyje, a jeśli tak, to czy ją kiedykolwiek odzyska... Przecież tak bardzo ją kocha! Już od pierwszego spotkania w Hogwarcie. A teraz dużo wskazywało na to, że może już nigdy jej nie ujrzeć, nie przytulić, nie pocałować. Zanim wyruszyła na tę szaleńczą misję, obiecał sobie, że gdy tylko z niej powróci, oświadczy się dziewczynie. Kupił już nawet odpowiedni pierścionek, który chyba już nigdy nie miał ujrzeć światła dziennego. Hermiona go nie zobaczy, nie włoży na palec, nie zostanie jego żoną!
Zmęczony ponurymi myślami usnął w końcu.

- Tutaj nic nie ma! - zdenerwował się trzeciego dnia Ron, kiedy ich poszukiwania spełzły w końcu na niczym.
- Niestety masz rację, Ron — odparł smutno półolbrzym. - Musimy wracać do Londynu i powiedzieć o wszystkim pani psor, choć podejrzewam, że nie będzie zadowolona.

- Tak... No cóż, patrząc po waszych minach, wnioskuję, że nie udało wam się znaleźć tej księgi — powiedziała cierpko McGonagall, patrząc na grupkę, która przed kilkunastoma minutami powróciła ze Stanów.
- Nie, pani dyrektor — przyznał stosunkowo cicho Hagrid. - Nic nie znaleźliśmy, choć przeszukaliśmy dokładnie każdy skrawek szkoły, pani psor.
- Trudno, liczyliśmy się wszak z tym, że może jej tam nie być. Dziękuję, że poświęciliście na to swój czas.
Jakąkolwiek odpowiedź uniemożliwiła im sowa, która zastukała nagle w okno kuchenne. McGonagall otwarła okno i wpuściła ptaka do środka.
- Coś ważnego? - zapytał Harry, przyglądając się listowi u nóżki sowy.
- Zaraz się dowiem, panie Potter... Proszę o chwilę cierpliwości! - fuknęła nauczycielka i wyjęła z koperty pergamin. Zaczęła czytać go w ciszy. - Na brodę Merlina! - jęknęła w końcu.
- Coś się stało? - zapytał Bill.
- Parvati Patil wybrała Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać! - powiedziała słabo kobieta, chwytając się za serce.
- Czy to znaczy, że on będzie chciał ją zabić? - zapytał przestraszony Ron.
- Nie, matołku — odparł George. - To oznacza, że on ją sobie wybrał. Przecież to jasne!
- Ale...
- Panie Weasley, oznacza to, że Parvati jest partnerką Sam — Wiesz - Kogo! Mało tego! Jak donosi nas szpieg, podobno dziewczyna od zawsze była mu przychylna, nawet w czasie przynależności do Gwardii. A teraz jest z nim z własnej woli, jako jego narzeczona!
W niewielkiej kuchni zapanowała głucha cisza.
- I według informacji od naszego człowieka, dziewczyna jest ciężarna. A ojcem jest Sami — Wiecie - Kto!
- To niemożliwe! - krzyknęła wstrząśnięta pani Weasley. - Nasz szpieg musiał się pomylić!
- Niestety to prawda. Wierzę w to, co on pisze.
- Dlaczegu? - zainteresował się Wiktor.
- Bo robi wszystko, by donosić nam o planach Sami — Wiecie - Kogo. Codziennie ryzykuje utratą własnego życia, by również doglądać obojga więźniów.
- Więc moju Hermijona żyje?!
- Wszystko na to wskazuje, panie Krum. Proszę być dobrej myśli. Jestem pewna, że jeszcze kilka tygodni i ją znajdziemy! I oboje uratujemy!
Bułgar kiwnął jej głową i zamilkł, tylko jego oczy zdradzały wielki ból.

Kiedy następnego dnia Harry wszedł do sypialni, którą zawsze dzielił z Ronem, zastał przyjaciela obłożonego przeróżnymi książkami. Oniemiał i dopiero pogardliwy wzrok rudzielca przywrócił chłopaka do rzeczywistości.
- A ty co? Postanowiłeś sprawdzić bibliotekę Weasleyów w poszukiwaniu księgi, czy po prostu tak brak ci Hermiony, że postanowiłeś się w nią zamienić? - zapytał Rudego.
- Mógłbyś się zamknąć, Harry? - prychnął ze złością Ron. - Szukam jakichkolwiek informacji o Excalliburze. Musimy w końcu znaleźć ten głupi miecz!
- O, stary... Nieźle cię musiało wziąć.
- Dlaczego?
- No bo ty i książki?... Ale tak na serio... Sądzisz, że informacje o lokalizacji tego legendarnego miecza znajdują się w jednej z własnych książek?
- A dlaczego nie? - odparł spokojnie Weasley, wertując kolejną pozycję. Po chwili Harry całkowicie przestał zwracać na niego uwagę, tylko zajął się czyszczeniem Błyskawicy.
- Ha! - ryknął Ron. - Wiedziałem!
- Co takiego? - zainteresował się Potter.
- Harry, gdzie jest McGonagall?
- Na dole, rozmawia z twoimi rodzicami, Flitwickiem i Sprout... Ej, Ron! Gdzie ty lecisz? Ron!!!
Ale rudzielec już go nie słuchał. Z potężnym rumorem zbiegł po schodach i z impetem wpadł do kuchni, w ręku trzymając książkę.
- Pani profesor... Przepraszam, że przeszkadzam, ale wydaje mi się, że właśnie znalazłem cenne informacje o miejscu przechowywania Excallibura — wydyszał, hamując przed zdumioną nauczycielką.
- Panie Weasley, ależ to może być przełomowe odkrycie! - wykrzyknęła Minerwa. - Gdzie pan to znalazł?
Podał jej książkę.
- "Goblińska sztuka płatnerska" - przeczytała zdumiona tytuł i zagłębiła się w tekście. - Mahoutokoro! Japońska szkoła magii! Ale gdzie tam występuję gobliny?
- Pani profesor, ale tam jest napisane, że ten niezwykły miecz został w siedemnastym wieku przekazany japońskim płatnerzom, którzy swoją sztukę wykuwania samurajskich mieczów wzbogacili dzięki temu o goblińską wiedzę! I od tamtej pory podobno miecz znajduje się właśnie tam! - rzekł rozentuzjazmowany Ron. - Proszę spojrzeć do tekstu!
- Ma pan niewiarygodne szczęście, panie Weasley! Gdzie pan znalazł tę książkę?
- W biblioteczce rodziców, pani profesor... Ale czy to znaczy, że teraz wyruszymy do Japonii?
- Tak... Dokładnie tak, panie Weasley...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1647 słów i 9373 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • EloGieniu

    A pozatym brakowało mi twoich opowiadań. :D

    25 paź 2016

  • EloGieniu

    Jak ty lubisz zaskakiwać czytelników. Ron i książki?!

    25 paź 2016

  • elenawest

    @EloGieniu no właśnie :-P Ron i książki :-)

    26 paź 2016