Dramione (miniaturka) Podróże w czasie część 9

Dramione (miniaturka) Podróże w czasie część 9Hermiona i Draco uderzyli tępo o ziemię. Do ich uszu dobiegł terkot karabinu maszynowego, więc Ślizgon niewiele myśląc, osłonił własnym ciałem dziewczynę, jednocześnie ciągnąc ją w jakiś zaułek.
- Gdzie my jesteśmy? - szepnęła przerażona, rozglądając się w koło. Zauważyła, że wiele budynków jest zniszczonych.
- Mam nadzieję, że w Anglii... - mruknął blondyn, ostrożnie wychylając się zza węgła. Nieopodal zauważył martwe ciało angielskiego oficera leżące na bruku. W jego głowie powstała szaleńcza myśl... - Zostań tu!
Pędem wyskoczył ku zwłokom i niemal na kuckach dopadł do nich, by kilkoma sprawnymi ruchami ściągnąć z nich marynarkę munduru. Dwukrotnie wybiegał jeszcze na ulicę, za każdym razem zachowując maksymalną ostrożność.
- Druga wojna światowa — powiedział, zakładając spodnie.
- Draco! Co ty wyprawiasz? - wykrzyknęła wzburzona i jednocześnie przerażona Gryfonka.
- Improwizuję w próbie ocalenia nam życia, a bo co? - odparł, zapinając marynarkę i pas z pistoletem.
- Okradłeś człowieka! Tak nie można!
- Okradłem trupa, Granger... Poza tym trwa wojna i każde chwyty są dozwolone — powiedział buńczucznie.
- Mogłeś wyczarować sobie ten mundur!
- Wtedy nie byłby autentyczny — prychnął wyniośle. - A wyczaruję, to ja sobie dokumenty, bo jakoś nie mam ochoty być przesłuchiwany za ich brak. - machnął różdżką i w jego ręku pojawiły się odpowiednie rzeczy. - Granger, teraz ty.
Spojrzała na niego krótko i zrobiła, o co prosił... Właściwie kazał... Spojrzała z ciekawością na jego dane i uśmiechnęła się z politowaniem, widząc, że przyznał sobie stopień kapitana.
- Granger, masz zamiar tutaj tak stać, czy idziesz ze mną?
- Jako kto? - prychnęła zła jego zachowaniem.
- Jako moja żona!... No?
Gryfonka jeszcze przez chwilę się wahała, lecz gdy gdzieś za nią ponownie rozległy się strzały, pisnęła i przylgnęła do ramienia blondyna.
Ruszyli przed siebie w nadziei, że spotkają kogoś na swojej drodze, kto mógłby skierować ich w bezpieczne miejsce.
Po przejściu, a właściwie przetruchtaniu kilkuset metrów, natchnęli się na angielski patrol, który widząc parę wyraźnie zalęknionych młodych ludzi, w tym jednego w brytyjskim mundurze, stanął niezdecydowany pośrodku drogi. Hermiona widząc uzbrojonych mężczyzn, którzy bardzo łatwo mogli się ich w każdej chwili pozbyć i uczniów Hogwartu nie obroniłyby nawet zaklęcia, przytuliła się do chłopaka, który jeszcze mocniej objął ją opiekuńczo ramieniem.
- Anglicy? - zapytał jeden z oficerów, odbezpieczając broń. - Co tutaj robicie?
- Szczerze? Nie wiem — odparł Draco, grając osobę z amnezją.
Żołnierze spojrzeli po sobie ze zdumieniem, po czym unieśli broń na wysokość ramienia, celując w młodych.
- Jak to, nie wiesz? - zdenerwował się natychmiast żołnierz. - Wytłumacz się natychmiast!
- Oczywiście, sierżancie... Jestem kapitan Draco Malfoy, a to moja małżonka Hermiona Malfoy... Przed dwoma godzinami obudziliśmy się oboje na ulicy, mieliśmy przy sobie tylko te dokumenty i ubrania, to wszystko.
- Pan raczy sobie z nas żartować, kapitanie?!
- Oczywiście, że nie — zaprzeczył blondyn gorąco, modląc się w duchu, by Merlin udzielił mu jakiegoś wsparcia.
- Zrewidujcie ich!
Hermiona przełknęła nerwowo ślinę, gdy żołnierze przetrząsali jej torebkę. Na szczęście obydwoje w porę pomyśleli o odpowiednich zaklęciach, które pomogły im ukryć różdżki...

- Mieli przy sobie tylko to! - jeden z przeszukujących ich mężczyzn podał dowódcy wyczarowane dokumenty.
- Sprawa wyraźnie się komplikuje, skoro tu jest napisane, iż jesteś szpiegiem... Idziemy do dowództwa. Ruszać się!
Otoczyli ich kołem i poprowadzili w stronę, w którą pierwotnie zmierzali Draco z Hermioną.
- Coś ty naściemniał w tych papierach? - syknęła zła w jego stronę. - Po jaką cholerę aż tak bardzo nas narażasz?!
- Uspokój się i zachowuj jak najbardziej naturalnie, ja to wszystko załatwię — wyszeptał jej do ucha.
Po piętnastu minutach szybkiego marszu znaleźli się przed gmachem dowództwa.
- Chelsea — mruknęła Hermiona, patrząc na tabliczkę przy drzwiach.
- Ciiicho! - upomniał ją, delikatnie szczypiąc ją w łokieć. Chciała mu się jeszcze odszczeknąć, ale kazano im czekać.
- I co teraz?! Wpadliśmy z deszczu pod rynnę! - zirytowała się, gdy zostali chwilowo sami.
- Jakoś to wszystko odkręcę, będziesz bezpieczna, obiecuję, ale nie odzywaj się nieproszona podczas tej rozmowy, dobrze?
- Jeśli jaśnie pan sobie tego życzy! - warknęła zła.

Dwie godziny później.

- Pojedziecie tam, kapitanie w przebraniu Hauptmanna*, oficera jednostki SS-Totenkopfverbände.
- Oddział trupiej czaszki? - zdziwił się Malfoy.
- Dokładnie! Wasza znajomość języka niemieckiego, a także typowo aryjska uroda bardzo się nam przydadzą.
- Tak jest!

- Do Polski! Kurwa, Malfoy, ja cię kiedyś zabiję, idioto! Wysyłają nas do Polski! - wykrzyczała mu prosto w twarz, gdy znaleźli się w kwaterze, którą im przydzielono.
- I czego się drzesz, kretynko? Przynajmniej będziesz z daleka od wszelkich walk!
- Tutaj też byśmy byli, gdybyśmy tylko zostali na północy kraju!
- Granger, do cholery, robię wszystko, byśmy bezpiecznie wrócili do naszych czasów!
- I dlatego godzisz się szpiegować Niemców?!
- A co innego miałem zrobić? Dowódca mi nie ufał, tamci też, musiałem zgodzić się na ten ekstremalny krok! - warknął, siadając na brudnym łóżku. - Poza tym z tego, co zdążyłem się zorientować, to jest małe miasteczko i będziemy z daleka od działań wojennych.
- Tak, ale niezbyt daleko od śmierci! - powiedziała twardo, patrząc na niego groźnie spod przymrużonych powiek. Odwrócił się w jej stronę z pytającym wyrazem twarzy. - Jedziemy do Auschwitz, matole! Do największego obozu koncentracyjnego w centralnej Europie!

Następnego dnia.
- Cholera! Nie wiedziałem, że to tak wygląda! - mruknął Draco do ucha Hermiony, niemal z przerażeniem spoglądając na ponure budynki, gdy przejeżdżali przez bramę główną obozu, na której szczycie widniał napis "Arbeit macht frei", umieszczony tam przez więźniów.
- A czegoś się spodziewał, Draconie? - niemal zgrzytnęła zębami, przypominając sobie, jakich zbrodni tutaj dokonano.
- Nie wiem, chyba czegoś bardziej cywilizowanego... - odparł na tyle cicho, by nie usłyszał go kierowca auta, którym jechali. Spojrzał w lewo i dostrzegł niemal zagłodzonych na śmierć robotników pracujących w polu. Hermiona widząc, że patrzy w inny kierunku, wychyliła się, by też zorientować się w sytuacji, lecz w porę zasłonił jej widok.

- Chyba popełniłem błąd, zabierając cię tutaj — powiedział smutno, gdy po rozmowie z naczelnikiem obozu, rozlokowywali się w swoim nowym "domu". - To miejsce jest nawet gorsze od Azkabanu!
- Nie możemy się już wycofać — odparła, kładąc mu głowę na ramieniu. - Nie możemy się stąd ruszyć, bo i tak nas znajdą.
- Wiem, i przepraszam... Hermiono, wiem, jak wiele od ciebie wymagam, ale będziesz musiała wyzbyć się tutaj swoich wyższych uczuć wobec ludzi... Musimy grać twardych.
- Tobie przyjdzie to dużo łatwiej - miauknęła płaczliwie. - W końcu jesteś Ślizgonem, poza tym byłeś Śmierciożercą...
- Masz rację, lecz to nie zmienia faktu, że jestem przerażony tym, co już tutaj widziałem...
- Nie wiem, czy będę w stanie tu w ogóle zasnąć — przytuliła się do niego mocno. Uniósł jej brodę i spojrzał jej w oczy.
- Obiecuję, że zrobię wszystko, byśmy wrócili jak najszybciej do naszej prawdziwej rzeczywistości...

Dwa dni później.
- Draco? - zapytała przestraszona Gryfonka, patrząc na bladego, jak ściana chłopaka, który wszedł do ich mieszkania pod koniec dnia. Natychmiast ściągnął mundur esesmana i z odrazą odrzucił go w najdalszy kąt pokoju. - Draco? Co się stało?
Podeszła do niego i chwyciła go za ramiona, wyczuwając, jak drży.
- Nadzorowałem wyładunek nowych więźniów — wyjaśnił z oczami wbitymi w zegar ścienny.
- I? - zapytała, choć w duchu wolałaby nigdy nie słyszeć tej odpowiedzi.
- Ci...ludzie, o ile jeszcze można ich tak nazwać, patrząc na ich stan... Nie wyobrażam sobie nawet, jak bardzo musieli cierpieć.
- Już dobrze — objęła go mocno. - Już jesteś tu ze mną. Wszystko będzie dobrze!
- Nie! Ty nic nie rozumiesz! M-m-musiał-łem zabić kilkunastu z nich... - wyjąkał, ukrywając twarz w dłoniach. Po jego bladych policzkach zaczęły płynąć łzy. W pomieszczeniu rozległ się odgłos trudem tłumionego szlochu. - N-nie czułem się tak okropnie, zadając śmierć nawet podczas służby Voldemortowi!
Hermiona ukradkiem zakryła usta dłonią. Draco bowiem zawsze twierdził, że to, co robił, będąc Śmierciożercą, było najgorszym przeżyciem, jakiego doświadczył...

Trzy dni później.
- Kochanie, co się stało? Dlaczego jesteś taka blada? - Draco natychmiast doskoczył do osuwającej się po ścianie dziewczyny i chwycił ją w mocne objęcia. - Opowiesz mi?
- Nie mogę!
- Dlaczego? - zdumiał się. - To jakaś tajemnica?
- Nie, chyba już wszyscy o tym wiedzą, bo wywołało salwę śmiechu wśród dozorczyń i większości żon oficerów — odpowiedziała, z trudem powstrzymując się przed wpadnięciem w totalną histerię.
- Hermiono — rzekł łagodnie. - Co tam się stało?
- Wiktoria urodziła...
- Ta młoda Żydówka?
- Tak...
- I?
- Jedna z dozorczyń zabiła tego noworodka. Na oczach tej biednej dziewczyny i pozostałych kobiet.
- Merlinie! - jęknął blondyn, łapiąc się za włosy.
- Skręciła mu kark...
- Ciiii — przytulił ją mocno, czując, jak puszczają u niej wszystkie bariery. - Będzie dobrze, obiecuję...

Następnego dnia.
Hermiona obudziła się z nocnego koszmaru i spojrzała na puste miejsce obok siebie. Draco był obecnie w obozie numer dwa, w Brzezince i nie wiedziała, kiedy wróci. Obróciła się na drugi bok i nagle usłyszała otwierane drzwi, a potem huk ich zamykania. Zapaliła lampkę i wyszła do salonu. Krzyknęła przestraszona widokiem stanu, w jakim znajdował się Ślizgon.
- Nie patrz na mnie! - powiedział stanowczo, sięgając po butelkę wódki. Odkręcił nakrętkę i upił z niej spory łyk. - Merlinie, miej nas w swojej opiece! - warknął, siadając na krześle. - Nigdy więcej tam nie pojadę!
- Co tam widziałeś? - zaniepokoiła się.
- Śmierć. I nic więcej... Komory gazowe, katownie, piece. Tysiące pomordowanych — jęknął i spojrzał na nią zaczerwienionymi oczami. - Hermiono, jestem draniem, mordowałem i torturowałem, ale po tym, co tutaj widzieliśmy, mogę śmiało powiedzieć, że nawet Voldemort byłby przerażony!

* ówczesny stopień kapitana w Wermahcie.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1925 słów i 10940 znaków, zaktualizowała 24 mar 2017.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Fan

    Niestety ale to prawda, Sam voldemort płakałby widząc to wszystko co wtedy się działo.
    Nazistowskie ścierwa z czasów Drugiej wojny światowej, nawet na stryku śmiali się prosto w twarz swoim ofiarom.
    PS:ta dozorczyni o której Pisałaś, to gdyby nie to że pisałaś o Auschwitz to  myślałbym że to Ilse Koch(zwana przez więźniów Buchenwaldu-suką z buchenwaldu). :)
    Pozostaje nam mieć nadzieję że druga wojna światowa, byłą ostatnim wynaturzeniem w historii ludzkości.
    Pomijam że tylko pierwsza wojna światowa była od tego Krwawsza, dwie wojny światowe które w ciągu 4 lat pierwszej, a potem 7 lat drugiej wojny zniszczyły więcej istnien niż cokolwiek innego.
    Oby już nigdy nie było żadnej wojny i takich bitew jak-Piekło z Verdun,Bitwa o Stalingrad i wiele wiele innych.
    A za opowiadanie jak zwykle 10/10. :D

    9 mar 2017

  • Użytkownik elenawest

    @Fan dziękuję :-D też mam nadzieję, że ludzkość nie doprowadzi do kolejnych wojen na taką skalę, jak te dwie :-)

    9 mar 2017