Dramione - podwójne życie 25

Dramione - podwójne życie 25- Cholera, że też Malfoy musi cały czas przebywać w Skrzydle Szpitalnym! - zdenerwowała się któregoś dnia Hermiona, rozmawiając z Ginny w salonie Prefektów. Druga Gryfonka spojrzała na nią ze zdumieniem i odparła:
- Sądziłam, że ta fretka cię nie obchodzi, odkąd jesteś z Wiktorem...
- Prywatnie jak najbardziej - przytaknęła brązowowłosa. - Ale to niejako przeze mnie Malfoy wylądował w szpitalu...
- Patrz, a ja sądziłam, że przez Wiktora...
- Oh, nie czepiaj się, wiesz, o czym mówię!
- Tak, wiem... Nie zapominaj jednak, że Wiktor tu cały czas jest...
- No i w tym największy szkopuł. Nie mam niewidki, by do Malfoy'a wślizgnąć się niepostrzeżenie, a nie bardzo mam ochotę łamać szkolny regulamin...
- Może coś wymyślimy... Słuchaj, Miona, wiadomo już coś o tym, czemu zjawiła się tu ta delegacja?
- To ty nie wiesz?! Oh, prawda, byłaś wtedy z Lucjuszem, gdy McGonagall o wszystkim nam opowiedziała. Widzisz, przez pięć następnych lat Hogwart będzie przyjmować również uczniów z Bułgarii.
- Sądziłam, że oni nadal uczęszczają do Durmstrangu!
- Tak, tyle że ta szkoła, a właściwie jej nowy dyrektor nie zrobił nic, by poprawić jej złą opinię, jaką Durmstrang cieszył się wśród innych szkół. Tam wciąż naucza się czarnej magii, co w obecnych czasach nie jest zbyt dobrze postrzegane przez społeczność czarodziejów...
- Oh, rozumiem... Ale Hermiono, powiedziałaś "szkół". Osobiście znam tylko pięć, ale słyszałam, że jest ich więcej...
- Tak, a jakie znasz?
- No oczywiście Hogwart, co nie jest niespodzianką, tak samo Beauxtabons i Durmstrang. Znam jeszcze jedną, chyba z Ameryki Południowej, tylko nie pamiętam nazwy...
- Ah, już wiem! Faktycznie opowiadaliście kiedyś o niej. Charlie miał jechać tam na wymianę, prawda?
- Tak...
- To Castelobruxo. Ale oprócz tych, które wymieniłaś, jest jeszcze sześć innych...
- Naprawdę istnieje aż jedenaście szkół magii?
- To i tak niewiele, Ginny, bo w większości krajów społeczności czarodziejskie są tak małe, że rodzice wolą uczyć swoje dzieci w domach...

Dwa tygodnie później.
- Draco wyszedł wreszcie ze Skrzydła Szpitalnego! - krzyknęła Ginny, wpadając do sypialni Hermiony. Brązowowłosa podskoczyła na łóżku przestraszona, wypuszczając książkę z ręki.
- Ginny! - ofuknęła przyjaciółkę. - Mogłabyś mnie tak nie straszyć?
- Wybacz, Miona. Po prostu chciałam, żebyś o tym wiedziała. Słyszałam też, jak McGonagall przywracała mu funkcję Prefekta Naczelnego...
Hermiona jednak już jej nie słuchała. Wyskoczyła z łóżka i wymijając przyjaciółkę, z rumorem zbiegła po schodach. W salonie Prefektów znalazła się akurat w momencie, gdy wciąż nienaturalnie blady Ślizgon wszedł z korytarza. Przystanął nieco zaskoczony jej widokiem, nie wiedząc, czy zawrócić, czy raczej iść do swojej sypialni. Zanim jednak zdążył podjąć decyzję, Hermiona odezwała się pierwsza.
- Malfoy! - warknęła, patrząc na niego sucho. - Dzisiaj wspólny dyżur o dwudziestej! Nie spóźnij się!
Blondyn przekrzywił nieco głowę, patrząc na nią w szoku.
- Sądziłem, że chcesz mi przyłożyć tak samo, jak twój facet - mruknął.
- Nie jestem Wiktorem. Więc wytłumacz mi, czemu miałabym cię bić...
- Małżeństwa ponoć się upodabniają...
- Nie wzięłam ślubu z Wiktorem, Malfoy - przypomniała mu chłodno.
- Ale słyszałem, że się zaręczyliście.
- Tak? A ja nie... Poza tym widzisz gdzieś u mnie jakiś pierścionek? - zdziwiła się uprzejmie. - Najwyraźniej masz kiepskich informatorów!
- Najwyraźniej - przyznał niechętnie.
- No właśnie... Więc dzisiaj o dwudziestej tutaj - przypomniała mu jeszcze i odwróciła się prędko. Wchodząc po schodach, zerknęła jeszcze w jego stronę. Wciąż stał w tym samym miejscu i patrzył za nią. - Malfoy - powiedziała cicho. - Dobrze, że wróciłeś do żywych!
Po tym wyznaniu uciekła do sypialni, natomiast na twarzy blondyna wykwitł uśmiech samozadowolenia. W dużo lepszym nastroju zszedł do siebie.
- Cóż, widzę, że Wiktor idzie w odstawkę... - mruknęła Ginny, gdy Miona zamknęła za sobą drzwi.
- Nie pleć głupstw! - zganiła ją koleżanka, rumieniąc się mocno.
- Yhm... Jak chcesz - zaśmiała się Ruda, wstając z łóżka Hermiony. - Żebyś tylko później nie jęczała! - ostrzegła ją jeszcze i wyszła, zostawiając brunetkę z poplątanymi myślami.
Czas do wieczoru upłynął młodej Gryfonce nadzwyczaj szybko, spożytkowany głównie na naukę do OWUTEM-ów, które miały się rozpocząć przecież już za trzy tygodnie! Dlatego też uczniowie ostatnich klas po raz pierwszy otrzymali od dyrektorki pozwolenie na korzystanie ze zbiorów biblioteki aż do dziesiątej wieczorem oraz z działu Ksiąg Zakazanych.
Za pięć ósma zerwała się z przytulnego fotela, na którym dotychczas siedziała, rzuciła szybkie spojrzenie w lustro i z różdżką w dłoni zeszła do salonu. Blondyn już na nią czekał. Wyglądało na to, że się tam uczył, bo wokół niego było pełno ksiąg i pozapisywanych pergaminów. Wstał, gdy zeszła do salonu i jednym machnięciem różdżką uprzątnął bałagan.
- Gotowy? - zapytała go łagodnie. Przytaknął ruchem głowy, patrząc na nią poważnie. Zmieszała się nieco pod intensywnością jego spojrzenia. - Chodźmy więc - zaproponowała, by przerwać tę niezręczną ciszę.
Wyszli na korytarz i skierowali się powoli w stronę Sali Wejściowej. Dłuższe dni zachęcały uczniów do pozostawania na dworze, jak tylko długo się dało, lecz uczniowie klas od jeden do trzy mieli obowiązek wracać do swoich dormitoriów równo o dwudziestej. Należało pogonić maruderów. A godzinę później przypilnować też starszych uczniów, by w końcu zająć się owutemiakami...
- Nie wydaje ci się, że wszędzie jest nadzwyczaj spokojnie? - zagadnął ją, gdy odesłali do łóżek tylko jedną parę trzecioklasistów z Ravenclawu.
- Może wreszcie nauczyli się korzystać z zegarków - odparła. - Mieli na to w końcu cały rok.
- Być może - przyznał.

Gdy weszli na czwarte piętro, gdzieś przed sobą usłyszeli potężny rumor i czyjś okrzyk. Rzucili się w tamtą stronę z różdżkami gotowymi do strzału w rękach. Drzwi jednej z klas były uchylone, więc weszli do środka. Na podłodze wśród dwóch przewróconych ławek leżała dwójka lekko oszołomionych Ślizgonów.
- Blaise?! - zdumiał się Draco, rozpoznając przyjaciela. Czarnoskóry chłopak drgnął gwałtownie, podnosząc się powoli. - Pansy? - drugą osobą była Ślizgonka o twarzy mopsa, której Hermiona alergicznie nie znosiła. Z pełną wzajemnością, z resztą!... - Co wy tu robicie?
Zabini spojrzał na niego spode łba i dopiero wtedy panna Granger zauważyła rozpięty rozporek spodni czarnoskórego chłopaka. Zrozumiała wszystko, przenosząc spojrzenie na wymiętoszoną bluzkę mopsicy oraz czerwony ślad jej szminki na podbródku chłopaka.
- Już nic! - warknęła Parkinson i wyszła z klasy z dumnie uniesioną głową. Blaise obrzucił byłego przyjaciela wrogim spojrzeniem, doprowadził swoje spodnie do porządku i udał się za dziewczyną.
- Czy oni tu?... - zapytał cicho Draco, patrząc na bałagan.
- Tak — odparła Hermiona z niesmakiem. - Dokładnie tak!
- No cóż... Chyba już nie mamy, co tu robić — mruknął, zaklęciem ustawiając szkolne meble we właściwej pozycji.
- Zgadzam się. Chodźmy, nasz dyżur przecież trwa...

O północy wrócili do salonu Prefektów. Hermiona nie czuła zmęczenia. Usiadła na kanapie i podciągnęła kolana pod brodę.
- Czego się uczyłeś przed obchodem? - zagadnęła go po chwili ciekawie.
- Transmutacji - wyjaśnił, siadając na jednym z foteli. - Ale to trudny temat, nie ogarniam wszystkiego.
- A co to było dokładnie? - zainteresowała się.
- Animagia - przyznał.
- Masz zamiar zostać animagiem? - zdumiała się.
- Nie - zaprzeczył z uśmiechem, przez co jej zrobiło się nieco zbyt ciepło. - Nie, jakoś nie pasuje mi zmienianie się w zwierzę. Mam z tym złe wspomnienia. - Hermiona parsknęła śmiechem, przypominając sobie, jak oszust Moody zamienił blondyna w fikuśną fretkę, od czego Draco otrzymał przezwisko. - Nie, Hermiono - powiedział miękko, gdy już się uspokoiła. - Myślałem raczej o karierze Aurora...
- Aurora?! - dopiero teraz ją zaskoczył. - Sądziłam, że...
- Że co? Że skoro należałem do Śmierciożerców, to teraz nie mogę pracować w Ministerstwie? - zapytał cierpko.
- Tego nie powiedziałam! - zaprzeczyła natychmiast, kręcąc głową i patrząc na niego poważnie. - Po prostu mnie zaskoczyłeś tą informacją. To wszystko... Wiesz co? Jak chcesz, to pomogę ci się uczyć...
- Naprawdę? - teraz to on wyglądał na zaskoczonego.
- Tak - przytaknęła.
- Sądziłem, że...
- Co? Że skoro Wiktor cię pobił, to ja też będę dla ciebie niemiła?... Posłuchaj mnie. Naprawdę jest mi przykro, że Wiktor tak cię potraktował. Nie chciałam tego.
- Nie przejmuj się, Hermiono. Zapomniałem... - mruknął. Obdarzyła go niepewnym uśmiechem, po czym powiedziała stanowczo:
- Przynoś no te książki!
Zerwał się natychmiast z fotela i pognał do swojej sypialni. Wrócił po chwili z naręczem podręczników.
- Czego nie rozumiesz? - zapytała go, przysuwając książki do siebie. Nie mając innego wyjścia, usiadł nieopodal niej, od razu wyczuwając jej ulubiony szampon do włosów. Chrząknął i wskazał jej tekst, którego nie rozumiał.

Długi dyżur na korytarzach i nieco monotonny głos Dracona powtarzającego odpowiednie formułki uśpił w końcu Hermionę. Oparła głowę na ramieniu Ślizgona. Spojrzał na nią czule i za pomocą magii ściągając do pokoju koc, okrył dziewczynę dokładnie. Nachylił się nad nią i musnął wargami jej czoło, po czym wyszeptał:
- Kocham cię, Hermiono.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1803 słów i 9984 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto