Olivia, Victoria - cz. XXXVII

Olivia, Victoria - cz. XXXVII

Po powrocie do domu, wyprowadził Victorię z samochodu, lecz była tak osłabiona, że wprost leciała mu z rąk, więc wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Niezbyt kontaktowała gdzie jest, zostawił ją więc pod opieką matki i ciotki, a sam zszedł do gabinetu, poszukał w podręcznym spisie telefonów nr telefonu do lekarza - przyjaciela, który był znanym neurologiem i psychiatrą.
Miał szczęście, bo po krótkiej chwili usłyszał w słuchawce jego głos.  
- Witam cię Robercie!  
- Witam cię równie serdecznie Karolu! - odpowiedział zbolałym głosem.
- Dawnośmy się już nie słyszeli, ale po twoim głosie poznaję, że nie dzwonisz raczej kurtuazyjnie. Co się dzieje Robercie? - w głosie przyjaciela usłyszał zatroskanie.
- Karol! Los walnął mnie ponownie mocno i pewnie tylko ty będziesz w stanie mi pomóc - zwrócił się do przyjaciela z prośbą.
- Możesz coś więcej i jaśniej? - usłyszał w odpowiedzi.
- Karol, to chyba nie na telefon rozmowa, ale Victoria pewnie śpi, więc pokrótce; zawarłem dziś związek małżeński z dużo młodszą dziewczyną. Przez cały okres przygotowań, jak i podczas ceremonii ślubu, wszystko było w jak najlepszym porządku. Nic nie wskazywało na to, że odczuwa jakiś stres, czy  przeżywa to jakoś inaczej, mocniej, więc kiedy po wyjściu z USC, naraz zaczęła zachowywać się, jakby dostała jakiegoś udaru czy wstrząsu, prawdę mówiąc spanikowałem. Sam poczułem się, jak facet walnięty mocno czymś tępym w głowę. Trzymała mnie kurczowo cały czas za rękę, tuliła się do mnie i na przemian śmiała się lub płakała, szepcząc mi do ucha; Mój Robercik! Mój mężuś! Mój ukochany! Mój na zawsze! Tak jak mówiłem; na przemian cieszy się, śmieje, a po chwili łka i drży całym ciałem. Karol, jeżeli możesz, miałbyś czas i mógł nas przyjąć, będę ci bardzo wdzięczny, bo za chwilę sam się załamię - prosił przyjaciela o pomoc ze ściśniętą krtanią.
- Mam rozumieć, że jesteś w domu razem z żoną, tak? - usłyszał pytanie.
- Tak, jestem w domu. A ona teraz prawdopodobnie śpi. Dzwonię z innego pokoju - odpowiedział  Robert.  
- Robert! Zrobimy więc tak; Ja skończę pracę trochę wcześniej i przyjadę do ciebie. Mieszkasz dalej w Nowej Hucie, tak? - padło pytanie z drugiej strony.
- Tak! Pod adresem, który znasz! Może podeślę po ciebie samochód? - zaproponował Robert.
- Nie ma takiej potrzeby! Za jakieś 35-40 minut będę u ciebie. Trzymaj się! I do zobaczenia - otrzymał odpowiedź. Po zakończonej rozmowie, ze szczyptą otuchy w sercu udał się do sypialni. Victoria przebrana w koszulkę nocną spała. We śnie jej twarz wyglądała dużo lepiej i pogodniej, oddychała przy tym  dość równo i spokojnie. Obok w fotelach siedziały Maria z Violettą. Kiedy wszedł do sypialni, obie nic nie mówiąc, popatrzyły na niego pytającym wzrokiem.
- Rozmawiałem z lekarzem. Będzie tutaj do godziny czasu - odpowiedział na ich nieme pytanie.
- Jest to świetny lekarz i jeden z bardziej znanych specjalistów w zakresie neurologii i psychiatrii, a do tego mogę uważać się za jego przyjaciela - uzupełnił swoją wypowiedź.
- Sądzisz, że to może mieć związek z nerwami i psychiką? - zapytała Maria, które przecież sama była pielęgniarką, ogólną co prawda, ale mającą przecież ogólne pojęcie o zdrowiu czy chorobach. Stąd dziwne wydało się jej to, że Robert tak jednoznacznie zdecydował, do jakiego lekarza odwołać się. Nie wiedziała przecież o tym, że Polacy w większości uważają, że znają się nieraz lepiej od lekarzy na medycynie i nie tylko.
- Mario, nie wiem, czy dobrze zrobiłem, ale Karol jest świetnym lekarzem, więc po rozmowie z Victorią sam zdecyduje, czy dotyczy to jego dziedziny, czy innej. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy, a na SOR nie chciałem jej wieźć, bo wiem jakie tam są kolejki i procedury. A teraz mogę tylko przeprosić cię, że nie skonsultowałem tego z tobą i musimy poczekać - dodał zrezygnowanym głosem.
- To wy zostańcie nadal z Victorią, a ja pójdę porozmawiać z Andrei'em i dziewczynami, bo pewnie martwią się o Victorię na równi z nami, a nic niewiedzą - oznajmił obu siostrom i zszedł do salonu, gdzie zebrała się reszta rodziny. Widząc go wchodzącego, siostry Victorii poderwały się z miejsc i otoczyły go. Na twarzach wszystkich zebranych malował się smutek i troska o Victorię.
- Robert, możesz nam powiedzieć coś więcej ponad to, co widziałyśmy same? - zabrała głos  Elena, jako najstarsza z sióstr po Victorii.
- Na razie Victoria zasnęła i śpi. Są z nią mama i ciocia, a do godziny czasu ma przyjechać lekarz. Victoria wygląda już znacznie lepiej, a uwzględniając powiedzenie, że sen jest najlepszym lekarstwem, miejmy nadzieję, że tak będzie - oświadczył smutnym głosem Robert.
- Ale co mogło się stać, że tak nagle zmieniła się z radosnej, szczęśliwej dziewczyny, w smutną, załamaną i nieszczęśliwą? - zastanawiała się głośno Mihaela.  
- Nikt pewnie tego w tej chwili nie wie - włączył się w jej rozważania Robert.
- Być może te wszystkie zakupy, przygotowania, wizyta w salonie fryzjersko-kosmetycznym, a na końcu sama ceremonia ślubu wywołała w niej jakieś mocne napięcia wewnętrzne, głębokie przeżywanie i w konsekwencji duży stres, a po ślubie i wyjściu na zewnątrz, coś się w niej załamało i puściło. Tak to ja sobie tłumaczę, ale być może dowiemy się coś więcej po wizycie lekarza. Musimy więc poczekać i chciałbym was prosić, abyście jej pozwolili spokojnie wypoczywać. Chcecie ją zobaczyć, to prosiłbym, aby zrobić to po cichu i pojedynczo, nie budząc jej - zaapelował na końcu Robert.
- Masz rację Robercie, dla niej teraz najważniejsza jest cisza i spokój, więc na razie damy sobie spokój z wizytami i oglądaniem jej śpiącej - podsumowała temat Elena.  
- To spytaj teraz taty, czy wszystko zrozumiał z tego, co mówiłem - zwrócił się ponownie do Eleny Robert, ale Andrei podniósł rękę, na znak, że wszystko słyszał i zrozumiał. Dokładnie po czterdziestu minutach odezwał się domofon przy furtce. Robert podniósł słuchawkę i otworzył furtkę, a potem wyszedł przed dom, powitać przyjaciela i lekarza w jednej osobie.
- Witam cię serdecznie Karolu! Miałeś jakieś problemy z jazdą? - zapytał, witając się z Karolem.
- Też miło mi cię widzieć! A co do jazdy, to udało mi dość płynnie wyjechać z centrum, a od Czyżyn był już luz - poinformował.
- Podać ci coś do picia zimnego czy ciepłego? - zaproponował Robert gościowi.
- W tej chwili może nie. Prowadź mnie najpierw do żony - oświadczył już jako lekarz, udając się w ślad za Robertem do sypialni. Kiedy weszli, Maria i Violetta podniosły się z krzeseł i po dokonaniu przez Roberta wzajemnej prezentacji, powitały obie w bardzo serdeczny sposób przybyłego gościa i chciały opuścić sypialnię, aby umożliwić mu przeprowadzenie badania Victorii. Lekarz jednak zdecydował, aby pozostały obie razem z Robertem, bo obawiał się, że po wybudzeniu, Victoria nie widząc znanych sobie, bliskich osób, może przestraszyć się jego osoby. Karol jeszcze raz poprosił o opisanie zachowania Victorii przed ceremonią ślubną, w trakcie i po wyjściu na zewnątrz. Dodatkowo poprosił Marię, jako matkę o odpowiedź czy Victoria kiedykolwiek wcześniej przejawiała podobne zachowania? Czy przeżyła jakieś niepowodzenie czy inne przykre zdarzenie w swoim życiu? oraz czy ktoś w jej rodzinie czy rodzinie męża zdradzał lub przejawiał podobne zachowania? Na wszystkie te pytania otrzymał od Marii odpowiedzi przeczące. Po otrzymaniu wszystkich odpowiedzi poprosił Roberta aby w delikatny, sprawdzony sposób spróbował obudzić swoją żonę. Robert pochylił się na śpiącą Victorią i podobnie jak to wcześniej czynił, zaczął czułymi, delikatnymi gestami gładzić ją po buzi. Za którymś razem Victoria pochwyciła jego dłoń i uchyliła lekko powieki. Poznała Roberta i jej buzia wypogodziła się.  
- Robercik, mój mąż! Kochany mój, jesteś przy mnie! - usłyszał jej słaby głos.
- Jestem i zawsze już będę przy tobie! - powiedział łamiącym się głosem. Rozglądnęła się i zobaczyła siedzącego obok Roberta Karola. a na jej buzi pojawił się wyraz niepokoju i strachu.
- Kto to? - zapytała drżącym głosem.
- Victorio, moja ukochana żono, to mój przyjaciel, Karol - uspokajał ją ciepłym, spokojnym głosem. Lekarz tymczasem dał znak Marii i Violetcie, aby pokazały się chorej.
- Victorio, popatrz, jesteśmy przy tobie, obie z ciocią Violettą - weszły w obszar, w którym mogła je widzieć. Faktycznie zobaczyła je i na buzi pojawił się grymas uśmiechu.
- Mama, ciocia! Jesteście! To dobrze! Ale nie muszę nigdzie jechać? - upewniała się.
- Nigdzie nie jedziemy, ale mój przyjaciel musi cię zbadać, bo zasłabłaś i chce dowiedzieć się dlaczego? - oznajmił jej Robert, trzymając ją za rękę.  
- Ale ty będziesz ze mną, tak? - usłyszał pytanie. Karol dał mu znak, żeby potwierdził, że tak.
- Oczywiście, kochanie moje! Będę cały czas przy tobie - potwierdził.
Karol wziął stetoskop i poprosił Victorię, aby przesunęła się bliżej kraju łóżka. Zrobiła to z lekką  pomocą Roberta. Była ubrana w dość kusą koszulkę nocną i stringi, więc lekarz poprosił, aby ją przebrać w lekką pidżamę, umożliwiającą badanie. Robert wyciągnął z komody cienką, bawełnianą pidżamę i podał Marii. Obaj z Karolem odwrócili się tyłem, a Maria wraz z Violettą pomogły Victorii w przebraniu nocnego stroju. Po przebraniu Victorii, lekarz wznowił badanie ogólne. Zmierzył ciśnienie, osłuchał stetoskopem płuca i serce i dodatkowo przeprowadził badanie fizykalne przez opukiwanie. Podczas badania Victoria cały czas wodziła oczami za Robertem. Po zakończeniu badania, lekarz odszedł na bok i kiwnął na Roberta, aby przybliżył się. Robert podszedł do niego.
- Robercie, ogólnie i fizykalnie nie stwierdziłem u twojej żony nic niepokojącego w zakresie serca, płuc, wątroby i nerek. Ciśnienie i puls są lekko obniżone, co wynika z osłabienia, ale poza tym wszystko jest w porządku i jej fizyczne reakcje również. Spróbuję z nią porozmawiać, ale sam na sam i zobaczymy jak zareaguje. Kluczową sprawą według mnie jest jej totalna obsesja na twoim punkcie. Widzę jak wodzi niespokojnie wzrokiem za tobą, jakby w obawie, że ją opuścisz czy zostawisz. Spróbujcie wszyscy wyjść z tego pokoju i zastawić nas samych. Zobaczymy, jak zareaguje. Nic jej nie mów, poproś tylko obie panie i wyjdźcie po cichu - zaproponował lekarz. Robert skinął niepostrzeżenie Marii i Violetcie i razem zmierzali w stronę drzwi. Victoria patrząc coraz bardziej niespokojnym wzrokiem, widząc, że zamierzają opuścić sypialnię prawie krzyknęła;
- Robert, Robercik, nie zostawiaj mnie! Robercik, mężu, weź mnie ze sobą! - błagała, łkając i zalewając się łzami.
- Robert, zostań! A panie niech wyjdą - poprosił lekarz. Obie, Maria z Violettą wyszły i zamknęły za sobą drzwi. Victoria widząc, że Robert został, natychmiast przestała płakać, usiłując przywołać uśmiech na twarzy.
- Robercik, mój mężu, mój ukochany! Nie zostawiaj mnie - prosiła rozedrganym głosem.
Podszedł do łóżka i przysiadł koło niej.
- Nie bój się kochanie! Jesteś moją żoną i nigdy cię już nie opuszczę - powiedział tkliwym, rozrzewnionym głosem. Lekarz obserwując zachowanie Victorii i jej reakcję na próbę jego wyjścia z pokoju oraz późniejszą, kiedy pozostał i jego słowa, pokiwał tylko głową, dając Robertowi do zrozumienia, że prawdopodobnie wie już, co jest przyczyną takiego zachowania się Victorii. Odwrócił się w jego stronę i skinął, aby nastawił ucho.
- Czy krótko przed waszym ślubem, zdarzyło się coś, co mogło w twojej żonie wzbudzić obawę, że możesz ją zostawić lub ktoś może cię jej odebrać? - zapytał prawie szeptem, nie chcąc, aby Victoria to słyszała. Kiedy do Roberta dotarł sens jego pytania, złapał się wprost za głowę.
- Tak! - odpowiedział krótko.
- Wczorajszy 'wieczór narzeczonych' czyli inaczej; wymyślona przez jej siostrę i kuzynkę zabawa erotyczna z moim i jej udziałem oraz jej sióstr i kuzynek - odpowiedział Robert.
- Czy ta zabawa mogła spowodować u Victorii te obawy, o których wspomniałem? - ponowił pytanie lekarz.
- Oczywiście, to nie była niewinna zabawa w zgadywanie czy wymyślanie czegoś, to odbywało się w realu, za zgodą i w obecności mojej żony oraz z jej udziałem, ale na sto procent, to mogło wywołać u niej te obawy, o których mówisz - potwierdził Robert.
-  Czy ta zabawa, jak ją określasz, miała miejsce w tym domu? - dopytywał lekarz.
- Tak, dokładnie w tym pokoju, w którym się znajdujemy - odpowiedział Robert, pewny już tego, co stało się przyczyną takiego, a nie innego zachowania Victorii.
To jesteśmy w domu - oświadczył Karol; lekarz i przyjaciel.
- Wobec tego moja rada jest taka; musisz ją szybko wywieźć stąd jak najdalej od tego domu, od sióstr i kuzynek, które brały udział w tej zabawie. Im szybciej to zrobisz, tym szybciej ona o tym zapomni i wymaże w psychice ten stan obawy, przywracając poprzedni, nie skażony tymi obrazami stan swojej świadomości. Potraktuj to jak miesiąc miodowy po waszym ślubie i zafunduj swojej młodziutkiej żonie niezapomniane małżeńskie wakacje. To młoda osoba i przypuszczam, że pięć czy sześć tygodni spędzone razem z tobą w jakimś urokliwym, niepowtarzalnym zakątku naszej planety przywróci jej w pełni zdrowie, radość i chęć do życia. Przyznaję, że bałem się, czy jej zachowanie i stan psychiczny nie wynika z obsesyjnej miłości do ciebie, ale twoje słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że to jednak nie obsesja, a obawa przed utratą ciebie. Musisz teraz to wszystko odwrócić i sprawić, żeby na nowo wstąpiła w nią wiara w ciebie i zaufanie, że nigdy jej nie opuścisz i nikt jej ciebie nie odbierze - zakończył swój wywód lekarz i przyjaciel.  
- Karol, mój drogi przyjacielu! Nie jestem w stanie wyrazić słowami  tej wdzięczności, jaką teraz czuję do ciebie, za to, co teraz dla mnie zrobiłeś. Uświadomiłeś mi, jak wielki popełniłem błąd, ale pokazałeś też sposób, w który mogę to naprawić. Dziękuję ci Karolu jeszcze raz i zapewniam cię, że nie ma teraz takiej rzeczy, której teraz ja nie zrobiłbym dla ciebie, w ramach moich możliwości - oznajmił. Objął przyjaciela serdecznym gestem, po czym obaj poklepali się po plecach na znak przyjaźni i wzajemnego wsparcia.  
- To teraz może się coś jednak napijesz? - zaproponował Robert przyjacielowi.
- Robert, szczerze? - usłyszał pytanie.
- Oczywiście, chyba ze mną możesz być szczery - odparł zaskoczony pytaniem Karola.
- Chłopie, muszę wracać jak najszybciej, bo słysząc ton twojego głosu, nie miałem sumienia ci odmówić, ale czeka na mnie prawie beznadziejny przypadek, młoda kobieta z uszkodzonym poważnie rdzeniem i muszę podjąć decyzję co do sposobu czy metody zabiegu, który trzeba wykonać, aby ją uratować. Tak, że nie gniewaj się, ale na prawdę nie mam czasu. A ty też długo nie zastanawiaj się, tylko zabieraj stąd tę młodziutką istotę i cieszcie się oboje życiem we dwoje - oświadczył, zbierając się do wyjścia.
- Karol, przepraszam, że wcześniej nie zapytałem; możesz mi podać numer konta, na który mógłbym przelać należność za twoją poradę? - zapytał zażenowanym głosem.
- Ani mi się waż o tym myśleć! Wiem, że masz kilka firm, być może, że skorzystam z usług którejś z nich, więc wtedy pogadamy. A teraz trzymajcie się oboje zdrowo i miłego wypoczynku tylko we dwoje, gdzieś na jakiejś rajskiej wyspie. A do wyjścia trafię. Pa - odparł Karol, uścisnął mu rękę, a potem leciutko pogładził po buzi Victorię i opuścił sypialnię. Robert pochylił się nad żoną i zaczął obcałowywać jej buzię, a łzy same pociekły mu po twarzy.
- Moja kochana żono! Obiecuję ci, że już nigdy we mnie nie zwątpisz i nigdy więcej nie tknę, a nawet nie spojrzę na inną kobietę. To ty jesteś i zostaniesz tą najukochańszą, jedyną kobietą w moim życiu. Teraz zabiorę cię jak najdalej stąd i pojedziemy czy polecimy tam, gdzie będziesz mogła poczuć się jak w raju. Załatwię tylko kilka spraw i choćby jutro będziemy mogli opuścić ten dom - obiecywał i roztaczał przed nią perspektywy spędzenia gdzieś w malowniczym, rajskim ustroniu razem czasu, tylko we dwoje, przez najbliższe kilkadziesiąt dni. Mówiąc to, obserwował twarz swojej młodziutkiej żony i zauważył, że słucha go bardzo uważnie, wodząc swoimi piwnymi ślepkami po jego twarzy i patrząc mu w oczy poważnym, rozumnym spojrzeniem. Czyżby docierało do niej to, co do niej mówię - przebiegło mu przez myśl.
- Victorio, moja kochana, czy słyszysz i rozumiesz, co do ciebie mówię? - zapytał, nie bardzo wierząc w to, co pomyślał. Pokiwała głową, przywołując na buzię grymas uśmiechu. Omal nie zakręciło mu się w głowie ze szczęścia, które go ogarnęło.  
- Czy mam zawołać mamę i ciocię, by podzielić się z nimi moją radością - zapytał prawie radosnym głosem. Ponownie pokiwała głową, patrząc na niego rozumnym wzrokiem. Otworzył drzwi na hol i zobaczył siedzącą w fotelu Violettę. Widząc nie skrywaną radość na jego twarzy, popatrzyła na niego krytycznym spojrzeniem.
- Violetto, poproś Marię i przyjdźcie do nas. Victoria chce was widzieć - przekazał jej radosną nowinę spokojnym głosem. Zerwała się na równe nogi i pobiegła na dół szukać Marii. Po chwili wróciły obie zdyszane, jakby je ktoś gonił i zaaferowane, tym, że Victoria chce je widzieć.
- Co w końcu ustalił ten twój przyjaciel - lekarz? - zapytała z lekkim przekąsem w głosie Maria.
- To, co faktycznie miało miejsce - odpowiedział spokojnie Robert.
- Fizycznie i cieleśnie Victoria jest zdrowa, a wszystkie ważne narządy i organy są w porządku. Natomiast jej psychiczny stan i takie, nie inne zachowanie wywołała psychoza, spowodowana obawą, że ją opuszczę lub ktoś mnie jej zabierze, do czego niewątpliwie przyczyniła się wczorajsza zabawa w 'wieczór narzeczonych'. Po rozmowie z nami, to znaczy ze mną i z tobą Mario, Karol obawiał się, że Victoria żywi do mnie tak zwaną 'obsesyjną miłość', polegającą na zaborczości, nie uzasadnionych napadach zazdrości, poczuciu dominacji i własności drugiej osoby. Po tym jak kazał nam opuścić sypialnię i słowach Victorii; Robert nie opuszczaj, nie zostawiaj mnie, doszedł jednak do wniosku, że to nie obsesja, a obawa powoduje takie zachowania Victorii. Zapytał mnie więc, czy przypadkiem nie miało miejsca jakieś zdarzenie, które mogło wywołać u Victorii stan obawy, że ją opuszczę lub zostanę jej odebrany. I takim zdarzeniem była ta nasza nieszczęsna zabawa w 'wieczór narzeczonych' z udziałem Victorii, moim i pozostałej czwórki dziewczyn. Nie ważne. Mleko już rozlało się. Teraz Karol zalecił i poradził mi, abym nie zwlekając, wyjechał z Victorią na pięć, sześć tygodni gdzieś do jakiegoś ustronnego, rajskiego miejsca i spędził z nią 'małżeńskie, poślubne wakacje' w ramach miodowego miesiąca, a wszystko wróci do normy - przedstawił w skrócie przebieg badania, diagnozę i zalecenia w zakresie przywrócenia zdrowia Victorii.
- I co w związku z tym zamierzasz zrobić? - zapytała rzeczowo Maria.
- Mam zamiar niezwłocznie wyjechać z Victorią gdzieś, gdzie będzie słońce, ciepło, zielono, cicho, lazurowa woda i wszelkie warunki, aby czuła się kochana, radosna i szczęśliwa - odpowiedział Robert.  
- To jest już moja najukochańsza żona, o którą mam obowiązek troszczyć się i dbać, aby była szczęśliwa, jak tylko to jest możliwe - dodał.
- Co do was, to podtrzymuję wszystko, co ustaliliśmy. Możecie przebywać w tym domu przez cały miesiąc, a o zapewnienie wam odpowiednich warunków, takich samych, jakbyśmy tu byli oboje z Victorią, poproszę Anię, Małgosię i Rafała. Jedno z nich zamieszka w domu razem z wami, abyście mogli spędzać ten czas beztrosko, tak jak goście - wczasowicze, o ile oczywiście podtrzymujecie wasze życzenia i chęć pobytu prawie do końca sierpnia - przedstawił im Robert
propozycję, uwzględniającą jego i Victorii nieobecność w domu przez czas ich pobytu w Polsce.
- Robercie, masz rację, w tym wszystkim to Victoria i jej zdrowie są najważniejsze. Co do nas, to w tej sytuacji musimy się naradzić i zastanowić, co dalej? Myślę, że jutro będziemy mogli dać ci odpowiedź. A teraz pozwól zamienić parę słów z Victorią, jeżeli jest tak jak mówisz - poprosiła, widząc, że Victoria patrzy w jej stronę i słucha uważnie jej słów.
- Córciu kochana, słyszysz mnie i rozumiesz, co mówię? - zwróciła się do Victorii.
- Tak mamo! Słyszę i rozumiem wszystko, co mówicie. Czuję się jeszcze trochę osłabiona, ale nie szumi mi już w uszach. A poza tym chce mi się pić - powiedziała już znacznie silniejszym głosem, wzbudzając tym samym w sercach Roberta, mamy i ciotki całkiem inny nastrój niż przed paroma godzinami. Robert natychmiast ruszył do kuchni i zrobił dwa rodzaje herbaty; owocową i zwykłą oraz przygotował sok z pomarańczy i dołączając kilka różnych soków Tymbarka, przyniósł to wszystko do sypialni.  
- Victorio! Czy możesz kochanie zostać z mamą i ciocią na jakieś półtorej godziny. Ja podjechałbym na godzinę do lokalu, gdzie odbywa się przyjęcie, aby uspokoić gości, co do twego stanu zdrowia, poza tym zabrałbym ze sobą twoje siostry i kuzynki, aby zabawiły się po raz pierwszy na polskiej imprezie. Przy okazji poinformowałbym Rafała, Anię i Małgosię, że wyjeżdżamy na poślubne wakacje małżeńskie, nie wiem jeszcze gdzie, ale chciałbym, aby to było coś, co pozwoli ci pozbierać się i będzie dla ciebie niezapomnianym przeżyciem. I pamiętaj kochanie! Jesteś moją ukochaną żoną, a ja mężem, który chce, abyś była najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo na to zasługujesz - zwrócił się w obszernych słowach do Victorii, która stała się dla niego najdroższym skarbem, jakim obdarzył go los. Victoria wysłuchała go uważnie i uśmiechnęła się do niego.
- Mój ukochany mężu! Nawet nie wiesz Roberciku, jak pięknie brzmi w moich uszach to słowo.
Jedź mój ukochany! Chętnie bym z tobą pojechała, ale czuję się jeszcze osłabiona. Zostanę więc, aby nie wywoływać niepotrzebnej sensacji, z mamą, a myślę, że i tata do nas dołączy, tak, że damy sobie radę. A ty, tak jak mówisz, zabierz ze sobą dziewczyny, a może i ciocię, aby miała na nie oko, chociaż wiem, że Ania z Małgosią na pewno by się nimi zaopiekowały - oświadczyła, może niezbyt mocnym, ale pogodnym głosem. Usiadł obok niej, pochylił się i złożył na jej wargach niezwykle czuły pocałunek, traktując jej buzię jak najdroższy, najdelikatniejszy skarb.
- Postaram się wrócić najwcześniej, jak tylko się da. Czekaj tu na swojego mężusia, najmilsza i najdroższa dla mnie istoto, chociaż mam teraz niejakie wątpliwości, czy aby na pewno z naszej planety - w swoją wypowiedź włożył wiele czułości, ale połączonej z nutką humoru, tak że wywołał tym cień uśmiechu na twarzy Victorii. Oznaczało to, że psychika Victorii wraca powoli do równowagi i normalności.  
- Jedź Roberciku i wracaj szybko. Twoja żoneczka czeka na ciebie - powiedziała głosem coraz bardziej normalnym i spokojnym. Uznając, że forma Victorii poprawiła się na tyle, że matka doskonale nią się zaopiekuje, zamierzał opuścić sypialnię.  
- Mario, zostawiam ci klucze od domu i od bramy w kuchni - poinformował Marię, że zostawia jej na wszelki wypadek klucze od domu i bramy.
- To co Violetto, jedziesz z nami? - zwrócił się do ciotki Victorii.
- Nie mam wyboru, jeżeli Victoria tego sobie życzy. Gospodyni się nie odmawia - mówiąc to, uśmiechnęła się. Zeszli oboje do salonu, gdzie oczekiwały siostry i kuzynki w towarzystwie Andrei'a, kierowcy busa i kierowcy samochodu firmowego, Witolda.  
- Chciałem wam powiedzieć, że Victoria odzyskuje siły i zdrowie, ale nie jest jeszcze na tyle silna, aby jechać na przyjęcie poślubne, życzy sobie natomiast, abyście to wy w jej imieniu pojechały ze mną do lokalu i poznały polskie zwyczaje w towarzystwie waszej mamy i cioci - powiedział Robert.  
- Co do ciebie Andrei'u to Maria i Victoria proszą cię na górę, abyś nie siedział sam w salonie, a im też będzie raźniej z tobą. My wobec tego pojedziemy do tego lokalu. Czy pan, panie Witku wie, gdzie odbywa się to przyjęcie, czy mam dzwonić, bo nawet nie wiem gdzie to jest? - zwrócił się do kierowcy.
- Wiem, więc może pojedziemy przodem, a kolega pojedzie busem za nami - odpowiedział kierowca Roberta.
- W takim razie, jeżeli jesteście gotowe, to zbierajmy się, bo chciałbym wrócić jak najwcześniej - zwrócił się Robert do zebranych w salonie dziewczyn. Wyszli na podjazd i Robert zamknął furtkę. Wsiedli do samochodów, dziewczyny do busa, a Robert z Violettą do samochodu firmowego z kierowcą Witkiem. Ruszyli i po kilkunastu minutach dojechali do sali weselnej, którą wynajęły Ania z Małgosią. Kiedy Robert pojawił się na sali weselnej w towarzystwie ciotki, sióstr i kuzynek Victorii rozległy się okrzyki powitania, na które odpowiadał odmachując ręką, jednocześnie próbując je uciszać. Duża sala udekorowana w kolorach pastelowych z przewagą zieleni i błękitu, podzielona była na kilka otwartych sal bankietowych, otaczających salę taneczną, obsługiwaną przez dwóch DJ-ów. Kiedy weszli, trwała właśnie przerwa posiłkowa. Do Roberta i towarzyszących mu Violetty wraz z dziewczynami podszedł Rafał wraz z Anią i Małgosią.  
- Robert, mamy rozumieć, że z Victorią jest lepiej, jeżeli mogłeś dojechać do nas? - zauważyła Ania.  
- Tak! Została z rodzicami. Jest jednak nadal osłabiona i nie mogła mi towarzyszyć. Została jednak zbadana i nie jest to nic groźnego, ale lekarz zalecił, abyśmy jak najszybciej wyjechali na kilkutygodniowe wakacje, a wszystko to, co wywołało u Victorii ten nieszczęsny stan psychozy, może ulec wycofaniu i po to tu między innymi do was przyjechałem. Nie wiem, co zdecydują ostatecznie rodzice Victorii i obecna tu jej ciocia Violetta, ale obiecaliśmy im, że będą mogli u nas spędzić urlopy, a dziewczyny wakacje do 28 sierpnia. Dla mnie natomiast zdrowie Victorii, jako mojej żony, którą kocham ponad życie, jest najważniejsze. Dlatego mam do was prośbę i pytanie; czy możecie mi pomóc? - Robert zwrócił się do nich, łamiącym się ze wzruszenia głosem.
- Robert, chcesz po prostu, abyśmy zajęli się firmą i rodziną Victorii, tak? - retoryka Ani była jak zwykle wyważona i bez niedomówień.  
- Jest mi głupio z tego powodu, ale nie mam wyjścia - odpowiedział zrezygnowanym głosem.
- A wy widzicie jakieś inne rozwiązanie? - Ania zwróciła się do Rafała i Małgosi.
- Robert, tak jak powiedziałeś, zdrowie Victorii w tym przypadku jest najważniejsze, więc nawet nie zastanawiaj się i zabierz swoją żonę na te wakacje, a my jakoś spróbujemy poradzić sobie bez ciebie tak w firmie, jak i w zapewnieniu odpowiednich warunków rodzinie Victorii w twoim domu. W razie czego będziemy losować z Anią, które z nas zamieszka w twoim domu, bo pewnie to by było najlepsze rozwiązanie, a nie będziemy do tego wciągać Małgosi i zakłócać czy burzyć jej rodzinne szczęście, chociaż jestem przekonany, że gdyby zaszła taka potrzeba, to Małgosia nie oglądając się na nic, zrobiłaby to dla ciebie bez mrugnięcia okiem - rozwinął myśl Ani Rafał.  
- Ja też będę chciała mieć udział w tej pomocy, więc umówmy się, że będę was wspomagała logistycznie i nie tylko. Też chcę poznać dom Roberta, bo podobno są tam 'cuda i wianki', a Robert jakoś nie znalazł czasu, aby nas do siebie zaprosić - Małgosia powiedziała to pogodnym, spokojnym głosem, bez urazy czy pretensji w głosie, wprawiając jednak Roberta w zakłopotanie.
- Po prostu nie widział potrzeby aby się chwalić czy wynosić ponad nas - Ania w wyważony, spokojny sposób wzięła w obronę Roberta, dając jednocześnie Małgosi do zrozumienia, że to nie ten czas, aby wywoływać choćby cień nieporozumienia pomiędzy nimi. Małgosia zrozumiała i zarumieniła się na słowa Ani.
- Dziewczyny, mamy do omówienia i uzgodnienia wiele innych spraw, więc może zajmijmy się tym, a nie dyskusją z jakimiś niedomówieniami - przywołał do porządku obie przyjaciółki Rafał.
- Robert, dziś nie czas i miejsce do omawiania takich spraw, więc umówmy się, że jutro po dziewiątej spotkamy się u ciebie w czwórkę i omówimy wszystko na spokojnie. Do tego czasu Ania z Małgosią zastanowią się i rozeznają jako kobiety kilka opcji, gdzie i w jaki sposób moglibyście najlepiej spędzić ten czas, tak aby Victoria odzyskała zdrowie i powróciła do wcześniejszej formy, tak fizycznej jak i psychicznej. To samo zresztą dotyczy ciebie, bo źle bym się czuł i pewnie nie tylko ja, widząc, że mój szef i przyjaciel zamiast cieszyć się życiem i być szczęśliwym, mając przy boku tak piękną i młodą żonę, przeżywał kolejną traumę w swoim życiu, tworząc przy tym niezbyt przyjemny, pozbawiony optymizmu klimat w całej firmie - wyraził swój pogląd na sprawę Rafał, co pozostali przyjęli z ulgą i aplauzem.
- To teraz Robercie wracaj do swojej żony i pozdrów ją od nas oraz przekaż, że wszyscy, którzy ją znają, kochają ją nie tylko jako żonę naszego szefa i przyjaciela, ale jako radosną, pełną życia i radości dziewczynę. Niech szybko wraca do zdrowia i do firmy, a przede wszystkim, że życzymy wam wszystkiego co najlepsze, na waszej wspólnej drodze życia. Nie martw się też o swoje szwagierki i kuzynki, które przyjechały z tobą, zajmiemy się nimi tak samo, jakbyście byli tutaj z nami. Wiedząc, że Victoria czuję się już znacznie lepiej, ta zabawa również nabierze innych barw i tempa - podsumował rozmowę Rafał, wywołując uśmiech i wdzięczność Roberta, dając mu przy tym do zrozumienia, że odpowiedzialność za firmę przejmuje osoba ze wszech miar kompetentna, ale również oddana tak jemu, jak i firmie. Pożegnał się więc serdecznie ze wszystkimi, życząc im przyjemnej zabawy i widząc, że kierowca kończy jeść gorące danie, dał mu znak, że czeka na zewnątrz, po czym wyszedł na zewnątrz. Po chwili pojawił się kierowca, więc poprosił o podwiezienie do domu. Szybko znaleźli się na podjeździe przed jego domem. Robert podziękował kierowcy i polecił mu powrót do lokalu, do dyspozycji Rafała, a sam wszedł do domu i miał zamiar udać się do góry, do sypialni, kiedy usłyszał głosy Marii i Andrei'a dochodzące z salonu. Wszedł więc do salonu.  
- Wróciłeś sam, tak? - zapytała Maria.
- Tak! Wręcz mnie wygonili do domu, do Victorii - odparł pogodnym głosem.
- Dziewczyny z Violettą zostały, bo powiedzieli, że zajmą się nimi, tak jakbyśmy i my byli z nimi. Wiedząc, że stan Victorii poprawił się, zabawa też pewnie nabierze rumieńców i stanie się zabawą weselną a nie stypą. A tak to wyglądało, kiedyśmy tak zajechali - poinformował Robert.
- Mam rozumieć, że Victoria śpi, kiedy jesteście tutaj, tak? - zapytał.
- Tak! Powiedziała, że chce jej się spać, a ponieważ zaczęliśmy rozmawiać i zastanawiać się nad  tym, co mamy robić dalej, więc zeszliśmy tutaj i dyskutujemy z Andrei'em na ten temat. Wydaje nam się, że nie ma sensu przedłużać naszego pobytu, kiedy was nie będzie - wyraziła swoje i Andrei'a zdanie.
- Wiem Mario, że sytuacja trochę zmieniła się, ale powiedz mi szczerze; czy jeżeli poza tym, że nas nie będzie, ale wszystko inne nie zmieni się, interesowałby was dalszy pobyt w tym domu, z zachowaniem możliwości korzystania w zakresie obiadów z restauracji oraz wszelkich innych dotychczasowych ustaleń i atrakcji? - zapytał Robert, widząc w oczach Marii niejaką dezorientację po jego słowach.
- Co przez to rozumiesz Robercie? - wyksztusiła wreszcie Maria.
- To, że mój zastępca i przyjaciel Rafał oraz moje najbliższe współpracownice; Ania i Małgosia chcą się wami zaopiekować i zapewnić wam dokładnie to wszystko, co gwarantowaliśmy wam oboje z Victorią. Jedno z nich zamieszka lub codziennie pojawi w tym domu, nie po to, aby was kontrolować, ale aby być na bieżąco z waszymi potrzebami i pomagać w ich zaspokajaniu - odpowiedział Robert. Maria zaczęła dyskutować z Andrei'em po rumuńsku, więc Robert uznał, że najlepiej będzie jak ich pozostawi samych. Wstał i nie zatrzymywany, wyszedł na piętro i wszedł do sypialni. Victoria spała przykryta cienką narzutą. Wyglądała we śnie na rozluźnioną i spokojną. Nie chciał jej budzić, więc po cichu wyszedł z sypialni i zszedł do swojego gabinetu. Włączył notebooka i po zalogowaniu się, zaczął przeszukiwać strony związane z wakacjami i odpoczynkiem. Zaczął się przy tym zastanawiać, jak w takiej sytuacji, w jakiej znaleźli się rodzice Victorii, zachowałby się on sam i doszedł do wniosku, że z uwagi na nieobecność gospodarzy i na zasadzie; 'wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu' pewnie wróciłby do domu, ale jaką decyzję podejmą rodzice, okaże się pewnie dopiero jutro, bo są jeszcze siostry Victorii i jest jeszcze Violetta ze swoimi córkami, a jednym i drugim pobyt w domu Roberta i Victorii wyraźnie służy. Przeglądając strony internetowe z ciekawymi miejscami do których mógłby zabrać Victorię, spisał je w kolejności, w jakiej chciałby znaleźć się tam z Victorią.  Na pierwszym miejscu umieścił Paryż, miasto zakochanych i jego klimat z zaczarowanymi uliczkami, knajpami i kawiarniami. Sam był w nim raz i sądził, że Victoria byłaby oczarowana nim tak samo jak on. Jako drugie miejsce do którego chciałby zawieźć Victorię, to Barcelona, gdzie śródziemnomorski klimat oraz hiszpańskie słońce i rajskie krajobrazy widziane ze szczytów wzgórz stolicy Katalonii, rozgrzałoby serce Victorii i zniweczyło ślady psychozy. Trzecim miejscem byłby Budapeszt i wyspa Małgorzaty ze wszystkimi swoimi basenami wodnymi pełnymi atrakcji, zjeżdżalniami i kanałami strachu, knajpkami i piwniczkami wypełnionymi beczkami z winem. Czwartym to Wyspy Karaibskie lub Wyspy Bahama, piątym miejscem to Półwysep Skandynawski z jego niepowtarzalnym stylem, malowniczymi krajobrazami, czystym powietrzem, życzliwymi ludźmi. Jako szóste miejsce Robert wybrał Londyn, jego wielonarodowość, multikulturowość i angielskie klimaty oraz tradycje związane z monarchią i królową Elżbietą Drugą. Siódmym miejscem wartym odwiedzenia i zwiedzenia to Bukareszt, stolica Rumunii ze swoimi atrakcjami, ciekawymi obiektami. To dwumilionowe miasto posiada tak wiele ciekawych miejsc, obiektów i zabytków, że warte jest pobytu i poznania, tym bardziej, że jest to miasto i stolica, która nie jest znana Victorii, a przecież to stolica jej kraju ojczystego.  Ósmym miejscem ze względu na położenie, klimat i sielskie krajobrazy jest Tajlandia; najpiękniejsze plaże na świecie, lazurowe morza i ciekawa kultura. Dziewiątym miejscem jest południowe wybrzeże Francji i zachodnio północne wybrzeże Włoch. Atutami są; lazurowe morze, rajskie krajobrazy, klimat śródziemnomorski. Dziesiątym miejscem z uwagi na krajobrazy, bliskość i doskonała bazę turystyczno-wypoczynkową sa polskie góry. Po przeszukaniu w internecie miejsc nadających się na wypoczynek, Robert, który lubił podróżować nie tylko w grupie, ale także samotnie, czy w towarzystwie tragicznie zmarłej żony z przyczepą kempingową, zaczął się zastanawiać czy nie zafundować takich wakacji we dwoje Victorii, tylko już nie w skromnie wyposażonej, małej przyczepie, ale w dużym, doskonale wyposażonym, nowym kamperze, tym bardziej, że obok prawa jazdy kategorii B, posiadał również prawo jazdy kategorii C + E, czyli uprawnienia do kierowania samochodem ciężarowym o masie powyżej 3,5 tony wraz z przyczepą, zrobione jeszcze na początku kariery biznesmena. Podjęcie ostatecznej decyzji pozostawił na dzień następny, kiedy będzie mógł o tym porozmawiać z Victorią i jej rodziną. Zerknął jeszcze na strony związane z wynajmem czy sprzedażą 'wypasionych' kamperów w Krakowie czy okolicach, po czym zamknął komputer i przeszedł do salonu, spodziewając się, że zastanie tam Marię z Andrei'em. Nie było ich, więc zaglądnął do kuchni. Maria przygotowywała właśnie kolację z wędlinami i sałatką warzywną, a Andrei biernie jej towarzyszył, odpowiadając od czasu do czasu na pytania żony. Widać było, że to co wydarzyło się po ślubie, przytłoczyło go brzemieniem, z którym nie bardzo wiedział, jak sobie poradzić. Oznaczało to, że prawdopodobnie tak Andrei, jak i Maria będą bardziej skłonni wracać do domu, niż zostać. Wszystko wyjaśni się jutro, kiedy wszyscy odbędą wspólną naradę i zdecydują; o powrocie czy pozostaniu. Widząc, że Maria nie potrzebuje od niego żadnej pomocy, udał się do Victorii. Nie spała i popijała małymi łyczkami sok prosto z butelki. Na jego widok buzia jej rozpromieniła się nieukrywaną radością.
- Myślałam, że jeszcze nie wróciłeś - odezwała się pogodnym głosem.
- Tak jak ci powiedziałem, wróciłem dość szybko, ale spałaś, więc poszedłem do komputera, aby przeglądnąć strony z propozycjami wakacji małżeńskich tylko we dwoje - odparł, nie mniej od niej rozradowany jej widokiem, świadczącym o odzyskiwaniu dawnej formy i powrocie do normalności.  
- I znalazłeś coś, co by się na takie wakacje dla nas nadawało? - zapytała, nie spuszczając z niego oczu.
- Tak i to nie jedno, ale to ty kochanie zdecydujesz, gdzie pojedziemy czy polecimy. Powiedziałem ci już, że jesteś teraz moim najdroższym i jedynym skarbem; ukochaną osobą, o którą będę się nieustannie troszczył, chuchał, rozpieszczał i dba o to, abyś była przy mnie najszczęśliwszą istotą  na tym świecie. Twoje życzenia i prośby będą dla mnie najwyższym nakazem, a także obowiązkiem, które będę starał się bez szemrania spełniać i wypełniać. Nigdy też nie dam ci powodu, abyś miała choćby cień wątpliwości i obawy, że mogę cię opuścić, czy dać się zabrać od ciebie - mówiąc te słowa, usiadł obok niej na posłaniu, podniósł do pozycji siedzącej i obejmując, przytulił z uczuciem do siebie, obcałowując każdy skrawek jej buzi, zaczynając od ust, noska i oczu. Czuł, jak instynktownie tuli się do niego, podobnie jak dziecko do matki, której przez chwilę nie było.  
- Pewnie jesteś głodna? Pójdę i przyniosę ci z kuchni kolację, tylko powiedz, na co masz ochotę? - zaproponował, kiedy rozluźniła się.
- Robercik, nic nie przynoś. Pomożesz mi troszeczkę i zejdziemy razem do kuchni - oświadczyła pogodnie.  
- Ale najpierw pójdziemy do łazienki - powiedziała i wspierając się na nim zsunęła się z łóżka, ubrała pantofle i razem podnieśli się z posłania. Podał jej ramię, Victoria wsunęła mu rękę pod pachę i razem udali się do łazienki. Podtrzymując ją, pomógł jej opuścić spodnie od pidżamy i usiąść na sedesie. Wysikała się, więc urwał papier i podtarł ją, a potem pomógł wciągnąć spodnie. Oboje przemyli ręce i wolno wyszli z łazienki, kierując się na schody. Zeszli na parter i  oboje weszli do kuchni. Maria widząc ich razem, omal nie krzyknęła z radości, bo Victoria tylko lekko wspierając się na Robercie, szła prawie sama, czyli osłabienie powoli ustępowało. Podeszli do stołu i oboje usiedli na sąsiednich krzesłach.
- Mamo, nie wiem dlaczego, ale jestem głodna - oznajmiła Victoria prawie wesołym głosem, podnosząc na duchu Roberta..
- Na co masz chęć? Jest sałatka warzywna, szynka, kiełbasa, żółty i biały ser, pomidory i ogórki, więc wybieraj - powiedziała Maria.
- Może na początek mała kanapka z białym serem oraz z plastrem pomidora i ogórka, a do tego herbata, może być zwykła Lipton lub owocowa - poprosiła Victoria.
- Już ci córciu przygotuję, a ty Robercie, na co masz ochotę?  
- Dziękuję Mario, ja sam zaraz sobie coś przygotuję, a ty zajmij się Victorią - podziękował za troskę już oficjalnej teściowej. Po chwili okazało się, że zgodnie z porzekadłem; 'Apetyt rośnie w miarę jedzenia', jedna kanapka nie zaspokoiła głodu Victorii i dopiero w połowie trzeciej kanapki Victoria uznała, że ma dość. Zasyciwszy głód i pragnienie, ponownie poczuła się senna i ociężała, podziękowała mamie za zaspokojenie głodu, a Roberta poprosiła o odprowadzenie jej do sypialni i dotrzymanie towarzystwa. Robert zostawił klucze od drzwi wejściowych i bramy w widocznym miejscu na półce w holu, pokazał Marii przycisk do otwierania furtki, gdyby on sam  nie usłyszał domofonu po powrocie z imprezy ślubnej pozostałej części rodziny, a potem podziękowali rodzicom za dzień pełen wrażeń i życząc im dobrej nocy, udali się na piętro do swojej sypialni. Razem zrobili wieczorną toaletę i Victoria przebrała się ponownie w kusą nocną koszulkę, wzbudzając niesamowite podniecenie u Roberta, któremu nie pozwoliła ubierać cokolwiek, bo chciała się tulić do jego nagiego ciała, a nie do jakiejś szmaty. Była to kolejna, pozytywna oznaka powrotu do zdrowia Victorii. Położyli się na swoim przestronnym łożu małżeńskim i Victoria pierwsza zajęła pozycję do 'łyżeczki', poklepując miejsce za sobą, aby je zajął. Kiedy to zrobił, bodąc jej pośladki stojącym 'sztywniakiem', zgarnęła na dłoń trochę wilgoci ze swojej szparki i sięgnęła ręką do jego kutasa, zwilżyła mu główkę i rozgarniając swoje firaneczki, nakierowała na dziurkę i powolnym, delikatnym ruchem nasunęła się na niego.
- Czy to nie ty mój kochany mężu wspominałeś, że seks łagodzi każdy stres? - przypomniała mu, dociskając się coraz mocniej do niego i wsuwając jego kutasa coraz bardziej w siebie.  
Ponownie sięgnęła poza siebie, pochwyciła jego rękę i położyła sobie na piersi, gładząc na przemian to jedną to drugą.  
- Czy mój mąż może popieścić swoją kochaną żonę? - zadała mu retoryczne pytanie, które oznaczało, że faktycznie życzy sobie pieszczot i seksu, a nie rozważania na temat jej stanu fizycznego czy psychicznego. Nie pozostawiła mu wyboru, jej oczekiwania były jednoznaczne. Podjął pieszczotę i kopulację, a Victoria przesunęła rękę na jego pośladek i zaczęła kontrolować tempo oraz siłę jego ruchów. Ich podniecenie ciągle wzrastało, pieścił i miętosił piersi, drażnił sutki, przesuwał rękę na wzgórek i drażnił łechtaczkę, zwiększając tempo i siłę kontrolowanych przez nią ruchów frykcyjnych, wzmacnianych dodatkowo ruchami jej kuperka. Kiedy wzmocnił nacisk i tempo drażnienia 'guziczka' łechtaczki docisnęła się maksymalnie i doszła. Robertowi też niewiele brakowało, ale odprężenie Victorii i jej miłe dla jego ucha pojękiwania, tak go zaabsorbowały, że jego podniecenie 'siadło' całkowicie, a on skupił się na pomocy w wyciszeniu emocji i doznań Victorii.  
- Ten, kto wymyślił lub wysnuł teorię, że seks łagodzi stres i poprawia nastrój, wart jest nagrody, bo czuję się dużo lepiej po, niż przed nim. Szkoda, że do mnie nie dołączyłeś Robercie - podsumowała, wyraźnie wyluzowana. Wtuliła się w niego, a on objął ją ramieniem i oboje, mając za sobą męczący, pełen nieprzewidzianych wydarzeń i zwrotów dzień, zasnęli...cdn....

franek42

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 7949 słów i 44480 znaków. Tagi: #żona #dom #badanie #diagnoza #propozycja #zdrowie #erotyka

3 komentarze

 
  • AnonimS

    Zabawy mnie nie rażą. Każdy żyje jak może i jak chce. Dla mnie przesłodzone są dialogi ale też tak można. Natomiast ten Robert bez wad ..... Może w następnym odcinku coś przeskrobie. Pozdrawiam

    25 maj 2018

  • franek42

    @AnonimS Witam. No to wymyśliłeś piękną sugestię do odcinka pisanego rok temu. Ale tak też można. Pozdrawiam

    25 maj 2018

  • AnonimS

    @franek42 wybacz ,włączyłem się do czytania niedawno i jeszcze nie dałem rady tak daleko się cofnąć.

    25 maj 2018

  • xek

    Świetne opowiadanie, dobrze się czyta..
    Jednak nie wszystko mi się podobało -jeszcze rozumiem seks z Victorią, w końcu starsza, ale Olivia to już za młoda. A potem jeszcze te zabawy z prawie każdą przedstawicielką tej rodziny -trochę tego za wiele. No i główny bohater, przedstawiony właściwie bez wad. Rozumiem, ze to opowiadanie erotyczne, które miało łamać różne reguły i tabu, no ale mimo wszystko. Ten koniec jest najbardziej dziwny, dziewczyna tyle czasu zachęcała go, by się brał za coraz to kolejną jej bliską, aż nagle to załamanie psychiczne -nie pasuje to do jej wcześniejszego zachowania.
    Mimo wszystko interesujące opowiadanie.

    19 paź 2017

  • emeryt

    Brawo, jednak wszystko jest dobre co się dobrze kończy. Ale myślę, że tu był też wpływ komentarza Santy. Jej wrażliwość, której coraz mniej we współczesnym świecie. Dzięki Ci za to opowiadanie.

    4 cze 2017

  • franco/domestico

    @emeryt Dziękuję! Twoje opinie mobilizowały mnie i póki co, nie składam broni. Pozdrawiam

    4 cze 2017