PROLOG: 
 
Vanessa 
 
- Van, mam złe wieści.- powiedziała Bianka, gdy fryzjerka kończyła upinać mi fryzurę. 
- Co się stało?- spytałam już i tak wystarczająco zdenerwowana. Nic mi dzisiaj nie wychodziło... 
- Florystka, u której zamawiałyśmy kwiaty, nie przyjedzie...- odpowiedziała mi przyjaciółka. 
- Ale jak to?! Za dwie godziny ślub! Co się stało? 
- Nie ma jak dojechać. Ma problemy z samochodem. Powiedziała, że musimy odebrać osobiście. 
- Ale ja nie mam czasu! Zaraz przychodzi kosmetyczka! - wpadłam w totalną panikę. Krzyczałam i wydzierałam się, a co za tym idzie, jeszcze bardziej stresowałam. 
- Spokojnie, ja mogę pojechać z Dylanem. 
- Naprawdę? 
- No pewnie, od tego masz druhnę.- powiedziała, a ja trochę się uspokoiłam. To prawda, taka druhna to skarb. Zawsze ratuje z najgorszej sytuacji i pomaga jak tylko może. Co najważniejsze, nie pozwala mi zwariować z nerwów. 
- Jesteś najlepsza!- krzyknęłam, gdy wychodziła. 
- Kotek jedziemy po kwiatki!- usłyszałam, jak drze się w korytarzu. 
- Później się nie dało babo?! 
 
Czasem jak się ich posłuchało, to brzmieli jak stare, dobre małżeństwo. Kto by pomyślał, że w końcu będą razem. Jak mi to powiedziała, to szczęka mi opadła... Wiedziałam, że do siebie pasują, ale jakoś nie mogli się odnaleźć.  
Ten związek przyniósł tyle dobrego... Dylan w końcu się uspokoił i wydoroślał, a Bianka... No cóż, w końcu mieszka ze mną, tak jak to planowałyśmy od dziecka. 
 
Niedługo potem przyjechała makijażystka, która zajęła się moją zmęczoną twarzą. Odwaliła kawał dobrej roboty, żebym wyglądała pięknie. 
 
- Mogę przeszkodzić? - usłyszałam nagle, a w odbiciu lustra zobaczyłam mamę. W końcu przyjechała... Już myślałam, że się spóźni. 
- Dotarłaś! - krzyknęłam i wstałam, żeby ją uściskać. 
- Jak mogłabym nie dotrzeć na ślub własnej córki. Wyglądasz tak pięknie.- powiedziała, a ja ją przytuliłam. Łzy wzruszenia już gromadziły się w oczach, ale nie mogłam płakać... Obiecałam sobie, że tego dnia nie będę płakać... 
- Mam coś dla ciebie. - powiedziała, podając mi malutkie pudełeczko. 
- Co to? - spytałam zaskoczona, a ona uśmiechnęła się delikatnie. 
- Otwórz.- powiedziała i tak zrobiłam. W środku była śliczna, srebrna przypinka do włosów. Idealnie komponowała się z welonem. 
- Miałam ją na sobie w dniu ślubu i chciałam, żebyś Ty też ją miała. 
- Jest piękna, dziękuję. Powiedziałam i raz jeszcze ją uściskałam. 
 
Niedługo potem wróciły zakochane gołąbeczki z bukietami, które zamówiłyśmy z Bianką. Ona i mama pomogły mi się ubrać. Wszystko idealnie leżało. Już myślałam, że suknia będzie za mała, albo buty jednak nie będą pasować... 
Z trudem udawało mi się oddychać, kiedy do ceremonii została godzina. 
 
W końcu nadszedł ten czas... Idąc środkiem kościoła, modliłam się, żeby się nie wywrócić, albo żeby nie zemdleć. Na szczęście miałam przy sobie mojego mężczyznę. Całą uwagę skupiłam właśnie na nim i udało mi się przetrwać spojrzenie tych wszystkich zgromadzonych ludzi. 
 
- Zgromadziliśmy się tutaj, by być świadkami wielkiej miłości i szczęścia Vanessy i Mike'a... 
Usłyszałam nagle i już miałam ochotę płakać ze szczęścia. Ręce mi się trzęsły, a oddech łamał. 
Mike uścisnął moją dłoń, żebym się uspokoiła. On sam też był bardzo zestresowany.  
Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje aż do momentu sakramentalnego "tak biorę". 
 
- Młodzi przygotowali też coś od siebie. 
To był moment, którego najbardziej się stresowałam. Miałam wrażenie, że zaraz upadnę, albo popłacze się po pierwszym słowie, jakie powiem... 
 
- Ukochany, w końcu mogę nazwać cię moim mężem. W końcu staliśmy się jednym ciałem i umysłem. - tutaj przerwałam, bo głos mi się załamał. Mike złapał mnie za rękę i uśmiechnął się. Nagle byliśmy tylko my dwoje. Mówiłam tylko do niego i tylko on mnie słyszał.  
- Jak różne mogą być dusze, nasze są takie same. Przysięgam kochać cię do końca, być przy tobie zawsze, kiedy będziesz tego potrzebować. W smutku i radości, w zdrowiu i chorobie. Kocham cię. - powiedziałam z ledwością i pojedyncze łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Całe "nie będę płakać" szlag trafił!  
Mike dał mi delikatnego buziaka w policzek i otarł moje łzy.  
 
- Teraz kilka słów od Pana Młodego. 
 
- Ukochana, nigdy nie sądziłem, że spotkam kogoś tak wspaniałego, kogo będę mógł nazwać moją drugą połową. Te słowa pasują do nas idealnie. Bez ciebie nie wyobrażam sobie mojego życia. Z tobą wiąże wszystkie plany. Przysięgam kochać cię do końca, być przy tobie zawsze, kiedy będziesz tego potrzebować. W smutku i radości, w zdrowiu i chorobie. Kocham cię.  
     
                                 KONIEC  
 
 
Tak, to już koniec historii. Dziękuję Wam wszystkim, że byliście, że czytaliście. Dziękuję za każde miłe słowo, za porady i krytykę. Liczę na to, że jeszcze zostaniecie ze mną na kolejne opowiadania.  
Pozdrawiam ciepło.
4 komentarze
Iga21
No Kochana to "już wkrótce" niebezpiecznie się przeciąga
Iga21
Kiedy będzie kolejne opowiadanie ?
nasiaaa
@Iga21 już wkrótce
Iga21
Piękne zakończenie Czekam na kolejne opowiadanie
  Czekam na kolejne opowiadanie 
nasiaaa
@Iga21 jeju dziękuję ślicznie ❤️❤️❤️❤️
cukiereczek1
Rewelacyjne opowiadanie kochana 😘😘❤❤ czekam na kolejne już 😉😉
nasiaaa
@cukiereczek1 dziękuję bardzo kochana ❤️❤️❤️❤️❤️