Obudziła się w szerokim, miękkim łożu całkowicie naga i zdezorientowana. Jej ciało krzyczało z bólu, a zaciemniona komnata delikatnie wirowała, gdy próbowała rozeznać się, gdzie była. Pamiętała tylko gęsty las i próbę spakowania prowizorycznego obozowiska.
— Wreszcie wstałaś. — Usłyszała władczy, lekko ironiczny głos. — Na krześle jest twoje ubranie, masz chwilę na przebranie. Panienka nie znosi spóźnień. — To powiedziawszy, kobieta znikła za drzwiami.
Kira nie zdążyła nawet przejrzeć się rozmówczyni. Otumaniona i na wpół przytomna powoli wstała, próbując zachować przy tym równowagę. Jej wzrok przykuły meble, oświetlone w ten czas przez padające przez okno promienie wschodzącego słońca. Zrobione z drewna, którego jeszcze nigdy nie widziała, z mnóstwem szuflad i drzwiczek. Na samym środku dominowało lustro oprawione w złotą ramę, w swym odbiciu mogła zobaczyć, że na ciele nie miała żadnej rany, nawet po przypaleniu. Dodatkowy szok tylko zwiększył dezorientacje całą sytuacją, zza drzwi doszło do niej ostentacyjne chrząkanie, mające służyć pospieszeniu dziewczyny.
Ognistowłosa jeszcze nie myślała trzeźwo, inaczej nie ubrałaby pokornie długiej sukni w kolorze błękitnego nieba oraz dziwnych zupełnie niewygodnych butów. Chwyciła za mosiężną, rzeźbioną klamkę i pozostawiła za sobą pokój, w którym dotychczas była.
— No nareszcie... Ile można czekać? — W korytarzu stała kobieta w średnim wieku o twarzy surowej, niemalże męskiej. Odziana w podobnej długości suknie o barwie czarnej niczym noc. Włosy spięte srebrnym przedmiotem w kształcie łuku. — Cóż... daleko ci do prawdziwej damy... Nie posiadasz ani wdzięku, ani manier... Jednakże to musi wystarczyć. Brak nam czasu, by cokolwiek zmieniać. Podążaj za mną bez zbędnych pytań. — Szybko ucięła jakąkolwiek próby uzyskania odpowiedzi. Kira jeszcze nigdy nie spotkała osoby, która w stosunku do innych byłaby tak władcza. Oczywiście znaleźliby się tacy mężczyźni, ale nawet oni nie sprawiliby, aby milczała.
Nie minęła chwila, a dziwna kobieta powoli nikła w odmętach przydługiego korytarza. Przeklinając każdego, kogo się dało, lwica próbowała szybko dogonić "uciekinierkę". Szybko jednak pożałowała tej decyzji. Przy pierwszym kroku zahaczyła o przydługi materiał, po czym runęła na czerwony, miękki dywan, wyścielający podłogę. „Jak ludzkie kobiety mogą poruszać się w tak głupawym i niepraktycznym stroju?”, pomyślała wściekła.
— Długo mam na ciebie czekać? — Pomimo głośności trudno było uznać wypowiedź kobiety za krzyk.
Wstała i instynktownie poprawiła swoją garderobę, każdy krok zaczęła stawiać powoli i tak zbliżyła się do irytującej damy. Najchętniej wkroczyłaby przez następne drzwi naga, nie odczuwała strachu przed tym, co znajdzie za białym drzwiami, a aktualne ubrania tylko uniemożliwiałby walkę. Jednak coś w jej głowie kazało tego nie robić, nie wspominając o ciągłych wywodach Shadowa, mówiące o jakimś tam wstydzie i moralności.
Kobieta zlustrowała od stóp do głów biedną dziewczynę, po wydaniu z siebie pomruku dezaprobaty otworzyła wrota.
— Panienko Ismiro, przybył pani gość — powiedziała do nieznanej osoby w środku.
— Bardzo dobrze, akurat miałam jeść śniadanie. — Na wspomnienie znajomego głosu Kira zesztywniała, a ręka instynktownie podążyła w kierunku miecza, którego nie miała. — Poproś Matyldo o dodatkowe nakrycie. A ty lwico możesz śmiało wejść. Aktualnie nie próbuje cię zabić.
— Co robię w twoim zamku? I czego ode mnie chcesz? — syknęła, zajmując pozycję przed ścianą.
— Zaraz wszystkiego się dowiesz, przy jedzeniu rozmowa przebiega o wiele lepiej. Matyldo... — rzekła do wchodzącej służącej. Mroźna czarodziejka wyglądała na zrelaksowaną. — Przecież mówiłam ci, byś zszyła i uprała jej ubrania. Nie jest damą, tylko kobietą z lasu, zupełnie nieprzyzwyczajoną do normalnych ubrań.
— Panienka raczy żartować — Na nieprzeniknionej twarzy nie drgnęła nawet jedna zmarszczka. — Kobieta pozostanie kobietą niezależnie od sytuacji. Nie wypada, by w cywilizowanym miejscu chodziła niczym dzikuska. Zresztą sama panienka widzi, że zmiana odzienia znacząco wpłynęła na jej postrzeganie. Gdyby nie ten ogon i to, że widziałam ją w prawdziwej postaci... rzekłabym: urodziwa chłopka albo dama z ubogiej szlachty.
— Coś w tym jest, Matyldo... I tak cię nie przekonam, więc możesz wrócić do swoich obowiązków. — Poprawiła piękne włosy, po czym wskazała Kirze miejsce naprzeciwko siebie. — Musisz wybaczyć Matyldzie, to moja opiekunka, jest w naszej rodzinie tak długo, że zastanawiam się, czy nie posiada eliksiru nieśmiertelności. Przez te lata w ogóle nie uległa zmianom.
— Skąd ta nagła zmiana podejścia? Jeszcze jakiś czas temu byłam tylko dzikuskom, zagrożeniem dla Dantego. — Z lekką obawą zajęła wyznaczone miejsce. — Jeśli próbujesz przeciągnąć mnie na swoją stronę, to wiedz, że...
— Sojusznicy to wspaniała rzecz, jednak mam swoją dumę... Nigdy nie zniżyłabym się do tego, by zaproponować ci dołączenie do naszych. — Na chwile zamilkła, pozwalając służbie nakryć do stołu i przynieść obfite śniadanie. Parujący dzbanek z herbatą, świeże pieczywo w wiklinowym koszyku, czy też gotowane jajka w nienaruszonej skorupce — Zyskałaś mój szacunek i to podwójnie. Dlatego zdecydowałam się na ten nierozważny krok. Mało kto śledziłby wroga, przewyższającego go pod każdym względem. Nie mogę też nie wspomnieć o przechytrzeniu mojej straży. Ich ego nieco zmalało, gdy dowiedzieli się, że śledziłaś nas przez cały tydzień zupełnie niezauważona przez nikogo.
— Wy na wysokich pozycjach macie dziwne nawyki, bawienia się swoimi ofiarami. Czy to osobiste torturowanie, walka, czy też rozmowy z pojmanymi. — Chwyciła za pierwszy mały bochenek i zatopiła w nim zęby.
— Bycie na szczycie to marzenia i ambicje wielu, lecz po jego uzyskaniu nadchodzi nuda i niejako samotność. Znalezienie rozrywki, czy też godnego rozmówce to dla takich ludzi, jak my rarytas. Dodatkowo jesteś kobietą, co znacząco wpływa na moje traktowanie. — Zupełnie nie przejęła się brakiem kultury Kiry przy jedzeniu. Powoli sięgnęła po jajko w kieliszku i jednym ruchem noża ścięła wierzchołek.
— A czy bycie kobietą to jakiś problem albo przeszkoda?
— Zapewne dla was bestioludzi raczej nie... Jednakże my ludzie żyjemy inaczej, przypisane role trudno zmienić. Chłopka ma dbać o dom, może wybrać sobie męża, lecz jest narażona na gwałt ze strony wyższych szczebli bądź bandytów. Jej życie zależy od szczęścia, długość również. Mieszczanki niby mają lepiej, wprawdzie te bogatsze już nie mają takich możliwości wyboru, lecz nie martwią się o jedzenie, czy też inne dobra. Ich śmiertelność i bezpieczeństwo jest na dobrym poziomie, szczególnie w czasach, gdy nie ma wojen i miasta nie płoną. Ostatnią możliwością jest arystokracja, inaczej szlachta. Piękne lalki na wystawach, służące do gry politycznej i rodzeniu dzieci. Są bezpieczne w sześćdziesięciu procentach, co jak na nasze realia to naprawdę wiele. Tak jak widzisz, w porównaniu do was nasze kobiety nie mają takiej swobody. Musisz albo pochodzić z silnego rodu, jak mój, który od pokoleń daje światu silne i władcze matrony albo pogodzić się ze swoją rolą. Nie mówię, że wasz porządek jest lepszy, choć trochę wam zazdroszczę tej równości, jednak my nie posiadamy silnych ciał, czy też długiego życia, więc nigdy nie będziemy żyć, jak wy. Z drugiej strony wasz brak wstydu, moralności, czy też zwierzęce odruchy skutecznie utwierdza większość w przekonaniu, że lepiej trwać przy starym dobrym systemie. W końcu różnicę to dobra rzecz, pozwalają zobaczyć wady i zalety.
— Zbyt długo gadasz... Nic mnie nie obchodzi wasze słabości. — Spojrzała w kierunku swojej rozmówczyni. — Jeśli masz zamiar oddać mnie na pohańbienie, torturować, czy też zabić, zrób to od razu... Bez zbędnej słodkiej otoczki.
— Gdyby ktoś spod błękitnej bandery cię tknął, natychmiast zostałby pozbawiony jaj. — Wykonała znaczący ruch nożem. — Nie mówię tego ze względu na ciebie, dotyczy to każdej kobiety. Nie boimy się zabijać, oszukiwać, czy nawet torturować. Wszak dla Dantego uczyniłabym wszystko. Jednak nasz ród ma pewne zasady, ważniejsze od jakiegokolwiek rozkazu. Wierze też, że to, co uczynimy drugiej osobie, wraca do nas. Nie boję się śmierci, czy też bólu... Gwałt to inna sprawa. — I znów nie spiesząc się, dostojnymi ruchami z pełną galanterią dokończyła śniadanie. — Przejdźmy jednak do sedna. Twoim celem jest artefakt...
Kira zakrztusiła się kawałkiem chleba, szybko popiła zimną herbatą.
— Pewnie nie wiesz, ale ja też widziałam się ze staruchą. Miałam zostać jej następczynią i tak dalej. — Wytarła usta chusteczką i skinąwszy na służbę, kontynuowała — Niestety, mój ukochany akurat szukał tego artefaktu, więc wydałam bez mrugnięcia okiem swoją dawną mentorkę. Niestety miłość nie nastraja do cierpliwości i nie dostałam naturalnego kompasu, prowadzącego do celu...
— Czy jako zdrajczyni nie masz wyrzutów sumienia? Sprowadziłaś na swojego nauczyciela ból i cierpienie.
— Miłość uodparnia na cierpienie innych. Szczególnie jeśli dzięki nieszczęściu innych nasz obiekt westchnień jest zadowolony. Popatrz na naszą stronę muru. Możesz nazywać Radę dyktatorami, Inkwizycje siepaczami, jednakże to dzięki nim panuje tu względny spokój. Pozbyli się podziału i chaosu, znikły małe księstewka, głupie miedzy-klanowe wojny. To prawda trzeba było użyć nieco siły i przykręcić śrubę... Jednakże człowiek zachłyśnięty wolnością staje się idiotą, istotą bezsensu oraz wiecznej głupoty. Po wielkiej katastrofie według kronikarzy ludzkość była o włos od całkowitego zniknięcia poprzez ataki mutantów, wewnętrzne spory... Myślisz, że budowa muru była kogo zasługą? Założyliśmy kaganiec to prawda, lecz czy znalazłabyś inne rozwiązanie? Idealistom łatwo oceniać, zbyt łatwo. Było, co było, odkryta przeszłość łatwo dokładnie przejrzeć, szczególnie na zimno. Ale wróćmy do ciebie. Moja propozycja jest taka... Zostań tutaj przez jakiś czas. Nie chce cię zabijać, a artefakt już wysłałam. Jeśli stąd odjedziesz, zapewne podążysz za nim, dlatego natychmiast zginiesz. Jeśli pozostaniesz, dostaniesz nietykalność i w odpowiedniej chwili wypuścimy cię, gdy Oko będzie we właściwym miejscu. Czy nie sądzisz, że nowymi informacjami bardziej przydasz się swojej wiosce, niż ginąć bezsensownie? Poznać swojego wroga to połowa sukcesu.
— Wiesz, że zawsze mogę uciec?
— Ależ ja ci tego nie zabronię... Póki jesteś na moich ziemiach, nic ci nie grozi. Będzie to też idealny trening dla moich ludzi.
— Za bardzo pokładasz wiarę w nich... Nie ma takiego mężczyzny, który nie uległby pokusie dominacji nad piękną dzikuskom. Szczególnie w pętach.
— Od chędożenia mają burdele i żony. Dbam o różnorodność „towaru”, na który każdego stać. I kto powiedział, że całkowicie im ufam? — Uśmiechnęła się znacząco. — Jak każda rodzina szlachecka mam swoją siatkę szpiegów. Doskonale wiem, co sądzą o mnie, czego pragną... O kary też nie trudno, sama własnoręcznie pozbawiłam organu pewnego żołnierza, który skrzywdził naszą młodą pomocnicę. Publiczność tego krwawego widowiska raczej nie miała cudownych min, lecz ta kara i późniejsze stanowczo pokazały moje podejście do tych spraw. Niech zabijają, palą, okradają, ale inne sprawy cielesne niech spełniają w odpowiednich przybytkach...
— Skoro mam zostać, potrzebuje innych ubrań. — Nie widząc innej możliwości, Kira zgodziła się. Skoro artefaktu już nie było, śladów do niego prowadzących też nie, to przynajmniej musi pozyskać cenne informacje. Wykorzysta też ten czas do wzmocnienia własnej siły. Już nigdy nie da się tak łatwo pokonać.
3 komentarze
Almach99
Ciekawe, Kira ma teraz spory problem, co zrobic dalej.
krajew34
@Almach99 dzięki za komentarze i wizytę
shakadap
Brawo!
Oj tęskniłem za Twoją twórczością, cieszę się że piszesz dalej drogi Autorze.
Pozdrawiam i powodzenia.
krajew34
@shakadap dzięki za wizytę
emeryt
Dzięki Tobie za kolejną część. Kontynuuje przeżycia kolejnej, głównej postaci. Oprócz kilku błędów językowych, całość przeczytałem z prawdziwą przyjemnością. Jednak znalazłeś trochę czasu na napisanie kolejnego odcinka. Przesyłam najserdeczniejsze pozdrowienia.
krajew34
@emeryt wena przybyła wiec napisałem. Za pewne jakiś byk mi umknął, ale pogoda nie rozpieszcza. Dzieki za wizytę