Mur-Rozdział 3

     Czas zwolnił w swym ciągłym biegu, a wszelki hałas zlał się w otumanioną ciszę. Pozostał tylko syk i hipnotyzujące spojrzenie gada. Staliśmy naprzeciw siebie, mierząc własną siłę, co dalej, co teraz? Zaufać doświadczeniu, zmasakrować go gradem kul? Pot spływał z czoła, chłodząc rozgrzany mózg, a drżenie rąk niezbyt dobrze wpływało na pewność siebie. Dlaczego nadal jestem w tym samym miejscu? Powinienem z dzikim okrzykiem ruszyć na potwora i zlikwidować go jednym, celnym uderzeniem. Jednak nie... Czyżby strach? Nie, to nie to, zwykły wąż nie jest wymagającym przeciwnikiem.  
     Delikatnym ruchem wyciągam ostrze, mieniące się w mętnym świetle. Momentalnie znika rzeczywistość, a w uszach brzmi jedno słowo, krzyczane przez wielu -ZDRAJCA! ZDRAJCA! Schylam głowę, a u mych stóp dwa drobne ciała w kałuży krwi, nawet po śmierci obejmujące zmarłą matkę. Dawni towarzysze zamieniają się we wrogów, a przyjaciel tryumfuje z uśmiechem na ustach, przyglądając się z boku. Nawet księżyc wraz z niebem gotują się ze szkarłatnej wściekłości. Mój krzyk niesie poprzez równinę, a ostrza sojuszników masakrują słabnące ciało.
     Wracam, budząc się w uścisku węża. Czyżbym zmarnował drugą szansę daną mi od Bogini? Widocznie nieudacznik zawsze będzie nieudacznikiem, skazanym na klęskę. Cielsko zaciska się coraz mocniej, łamiąc moją duszę, a ciemność zamyka powoli oczy. Jednak w sercu zapala się nikły żar zemsty, gdy umysł przypomni sobie przeklęta twarz, wykrzywioną w perfidnym uśmiechu. Podczas gdy z ukrytego za plecami sztyletu kapie szkarłatna ciecz. Nie mogę umrzeć! Nie teraz, jeszcze sprawiedliwość nie ukoiła zmęczonego, splamionego ducha.
     Wzmacniam ciało jedyną słuszną magią i z głośnym okrzykiem wyswabadzam się. Już nie ma odwrotu, dziś jedno z dwóch serc przestanie bić. Mieczem blokuje uderzenie ogona, mogące zmiażdżyć czaszkę. Dyszę niczym po ukończeniu maratonu,  
– Wstydź się Shadow! Uśmiercałeś o wiele groźniejsze bestie, a męczysz się z gadem bez mutacji! – krzyczy wewnętrzny głos.
Nie mogę atakować bezmyślnie, bohaterowie długo nie żyją, więc zamiast niego, stanę się posłańcem śmierci, nieznającym litości i przebaczenia.
     Wziąłem kilka głębszych oddechów, unikając w międzyczasie kolejnych ataków potwora. Mordowanie jest dla rzeźników, ja jestem fechmistrzem, nadszedł czas, by to udowodnić. Wietrzny krok, ciecie i już głowa potwora spada tuż obok reszty ciała w akompaniamencie fontanny krwi. Słabnący wzrok wpatruje się, nie wiedząc, co się stało. Momentalnie nadeszła cisza, z głośnym pluśnięciem usiadłem na deskach podłogi, mając gdzieś, co stanie się z moimi ciuchami. Spojrzałem na ostrze, którego blask, po raz kolejny zasłonił szkarłat. Kto by pomyślał, że pomimo tylu różnic każda z istot na tym świecie krwawi na jeden kolor. Nie miałem ochoty, wychodzić z tego pokoju, nie wołał mnie świat, nikt za mną nie tęsknił, więc czekałem w tej samej pozycji na przyjście następnego slajdu losu.
     Minęła godzina, nim ktokolwiek zajrzał do mnie, jednak wystarczyło kilka sekund, by zleciała się chmara ludzi. Jedni wymiotowali, drudzy zakrywali z przerażenia usta. Trudno się dziwić, w czasie pokoju trudno o makabrę, którą tylko wojna serwuje codzienności. Całe pomieszczenie śmierdziało krwią i wydzieliną gada, mdłe światło upiornie podkreślało scenerię rzeźni. Siedzący ja nie przypominał zwycięskiego bohatera, poplamione i rozdarte ubrania, ubrudzony miecz, oparty na ramieniu. Nie błyszczałem jasnym światłem, emanowałem podłą ciemnością. Miałem dość tych spojrzeń. Wstałem i z kataną zwróconą ostrzem do tyłu odebrałem nagrodę z oniemiałych rąk, jednego z pracowników. Teraz niczym nie różnili się od mych towarzyszy z ostatniego pola bitwy. Widzieli tylko odrażającego potwora, typowe podejście słabych... Wykąpałem się w pierwszym lepszym basenie, mając gdzieś etykietę, czy inne pierdoły, jednak z ubraniami nie mogłem nic zrobić. Ruszyłem w drogę powrotną, miałem cholernego pecha, że niebo pozostało bezchmurne. Przez co deszcz nie obmył zmęczonego ciała i nie przesłonił swym płaszczem. Dzięki tłumowi przemknąłem w miarę niepostrzeżony, tylko najbliżsi odsuwali się ode mnie ze strachem.
     W hotelu ległem wyczerpany na łóżku, dawno już nie czułem smaku walki, a życie w stagnacji nie wpływało dobrze na ponowne użycie zdolności. Był jednak o wiele większy problem, zabicie potwora i to w pojedynkę, nie przejdzie bez rozgłosu. Co znaczy, że Rada zacznie działać, wysyłając Inkwizytorów do sprawdzenia wieści. Umarlakowi jest to niepotrzebne, szczególnie trupowi, noszącego znamię zdrajcy... Jutro przyjdzie za kilkanaście godzin, więc do tego czasu wymyślę następne kroki. Ach Bogini, jestem taki zmęczony.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda i fantasy, użył 860 słów i 4972 znaków. Tagi: #fantastyka #fantasy #wąż #gady #walka #przeszłość #wojownik

2 komentarze

 
  • emeryt

    @krajew, brawo, tylko nie spartol dalszych odcinków. Przesyłam pozdrowienia.

    20 lut 2019

  • krajew34

    @emeryt będę próbował, dzięki, że wpadłeś i pozdrawiam.

    20 lut 2019

  • Almach99

    Demony przeszlosci Nie odpuszczaja. Co takiego zrobil nasz bohater, ze zostal okrzykniety zdrajca?

    20 lut 2019

  • krajew34

    @Almach99 dzięki, że wpadłeś i przeczytałeś. Przeszłość dla bohatera jest ciężarem, który nie pozwala iść mu na przód. Pozdrawiam.

    20 lut 2019