Mur-Rozdział 5

     Piękny blask słońca rozświetlał wspaniałą, zieloną barwę natury, a dźwięczny śpiew ptaków uzupełniał całe to widowisko. Niestety, zamiast podziwiać, musiałem ukrywać się w ciemnej grocie, a mroki nocy były moimi towarzyszkami w dalszej podróży.
     Ścigany przez patrole Inkwizycji, zmuszony do ucieczki przy świetle księżyca. Jednak nie czułem, że źle z tym, co zrobiłem. Likwidacja tamtych drani przysporzyła więcej dobrego niż złego. Kurcze, jak to brzmi... Śmierć zamiast tragedii dała ukojenie, życie to jednak ciągły absurd. Bardziej od pościgu martwiła mnie wizyta zjawy. Nie wyczułem magii ani innej zewnętrznej siły, więc co to do jasnej cholery było? Czyżby szaleństwo wreszcie zawładnęło umysłem?
     Widziałem wiele objawów psychozy w czasie wojny. Zgwałcona dziewczyna, która stała się zwykłą prostytutką, matka mordująca swego maleńkiego syna, ojca żyjącego w związku ze swoją córką, głodnych żołnierzy pożerających swoich martwych kolegów, czy generała mówiącego do świni. Mimo to zawsze myślałem, że jestem niczym skała, odporny na takie rzeczy. To się nie stanie, jestem inny. Ale czy na pewno? Ile razy pozbawiłem kogoś życia? Ile razy widziałem okropności walk? Czy mogę się nazywać zdrowym, skoro przeżyłem tak wiele?
Nagły trzask zwrócił moją uwagę, Inkwizycja? Schowałem się głębiej, cały czas starając się, trzymać dłonie blisko broni. Cisza była moim jedynym ratunkiem. Chwile później do środka wbiegła wysoka postać, a tuż za nią troje żołnierzy w czerwonych zbrojach.
— Nie uciekniesz przed nami potworze!
Blask magicznych latarni oświetlił wnętrze, zostawiwszy odrobinę mroku. Wreszcie mogłem zobaczyć, kogo ścigają. Momentalnie serce stanęło, a krew zaczęła szybciej płynąć w żyłach. Długi ogon zwisający z kształtnych bioder, dłonie uzbrojone w długie, potężne pazury. Miałem przed sobą przedstawicielkę tych, którzy najbardziej budzili strach w sercach ludzkości. Zwierzęce humanoidy o sylwetce ludzkiej i niezwykłej inteligencji. W porównaniu do swych zwykłych, zmutowanych braci i sióstr to oni stanowili przyczynę największych strat wśród oddziałów pogranicza.
— Żałosne bezwłose małpy! Myślicie, że pokonacie Kirę, córkę wodza plemienia Lwów? — Jej słowa wskazywały na ogromną odwagę, jednak jej stan sugerował, że nie da rady przeciwko takiej liczbie przeciwników. Liczne krwawiące rany, ciężki oddech i słanianie na nogach. Bez szans na wygraną.
— Zamknij się potworze! Jesteś tylko zwykłą mutacją, niegodną człowieczeństwa.
Ich dialog nie bardzo mnie interesował, najchętniej pozwoliłbym im się pozabijać. Nie lubiłem ani Inkwizycji, ani ludzi bestii. Pierwszy ruszył żołnierz, dźgając włócznią w powabne ciało. Wściekły ryk rozszedł się po grocie, a machnięcie pazurami pozbawiło głowy napastnika. Moja piękna, spokojna kryjówka powoli traciła na swojej surowej atrakcji, zmieniając wystrój na krwawą jatkę.
Dziewczyna kot osunęła się powoli na kolano, z trudem utrzymując przytomność. Obserwowałem tę scenę, pozbawiony zupełnie emocji, każde z walczących było moim największym wrogiem i niemal z rozkoszą patrzyłem, jak się powoli wykrwawiają.
— Shadow! Uratuj ją! — zabrzmiał delikatny głosik w mojej głowie. Miałem zignorować to, jednak... — Shadow! Nie jesteś dzieckiem ciemności! Nie czyń swego serca twardego niczym głaz. Ci, którym woda zabierze wszystko, nie będą winić deszczu, tylko wodę.
Zupełnie nie rozumiałem tych słów, jednak coś mi mówiło, że powinienem ich wysłuchać. Wystarczył tylko wietrzny krok i kilka lekkich ciosów ostrzem, by przeciwnicy w szkarłatnej kałuży legli u mych stóp. Otrząsnąwszy miecz z krwi, podszedłem do rannej.
— Na co czekasz bezwłosa małpo, dobij mnie... — Z głośnym łoskotem runęła na kamienne podłoże, teraz dopiero zauważyłem jej urodę. Twarz po zniknięciu przemiany wyglądała na ludzką, tylko kocie uszy sterczące na czubku głowy, pośród czarnych, lśniących włosów, umożliwiało rozpoznanie, kim jest.
     Brawo Shadow, masz trzy trupy i jednego rannego arcywroga ludzkości. Czy teraz od zawsze będę słyszał tę irytujące głosy, mówiące mi, co mam robić? Uratować bestio człeka... Cóż za absurd. Eh zaczynam się powtarzać. Skoro to już się stało, to trzeba iść dalej. Podniosłem nieprzytomną, która mimo umięśnionego ciała była lekka, jak piórko. Śpiąca twarz wyrażała tylko niewinność i bezbronność, czyżbym był zaślepiony ogółem, że nie zauważyłem szczegółu? No nic, opatrzę ją i zobaczymy, co dalej. Z takimi ranami nie stanowi poważnego zagrożenia i co by nie mówić jest naprawdę ładna. Szkoda marnować takiego piękna. Los rzucił mi na drogę egzotyczny owoc, który może mieć cierpki smak, mimo to mam ochotę posmakować jego smaku.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda i fantasy, użył 870 słów i 4986 znaków. Tagi: #fantastyka #fantasy #bestie #potwory #atak #walka #miecze #magia

2 komentarze

 
  • emeryt

    @krajew, tylko jedno może to wyrazić: (wspaniale). Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.

    25 lut 2019

  • krajew34

    @emeryt  dzięki za wpadniecie i przeczytanie.

    25 lut 2019

  • Almach99

    Do kogo nalezy glosik w gowie naszego Cienia? No I Kim jest piekna corka wodza?

    23 lut 2019

  • krajew34

    @Almach99  dzięki, że wpadłeś i przeczytałeś. Cóż tą serie postanowiłem zrobić bardziej tajemniczą, rodzącą więcej pytań niż odpowiedzi.

    23 lut 2019

  • Almach99

    @krajew34 a planujesz kontynuacje wczesniejszych projektow?

    23 lut 2019

  • krajew34

    @Almach99  na 100%, jak na razie wenę mam na to, a staram się, by nie pisać maszynowo i sztucznie. Tak więc inne rozdziały innych projektów też będą. :)  Jak wpadnie mi odpowiednia myśl to postaram się wrzucić coś z pozostałych. Aktualnie natchnienie mam na to, ale pozostałych nie porzuciłem.

    23 lut 2019

  • Almach99

    @krajew34 dobre I to 😃

    23 lut 2019