Mur-Część III-Rozdział 14

     Zapatrzony w rozrysowany rozkład miasta, zastanawiałem się nad różnymi fortelami. Opcji znajdywałem wiele, lecz bez cennych informacji mogłem umieścić je głęboko w czeluściach umysłu.
— Chłopcze twoje pracujące neurony aż tutaj widać. — Wypuścił z ust kłęby dymu i ponownie wetknął między wargi drewnianą fajkę. — Zanim jednak osiągniesz istne apogeum, wytłumaczę ci pewne rzeczy, które będą rzutować na wiele spraw. Po pierwsze Lazurowy Gród nie jest typowym miejscem zarówno dla bestioludzia, czy zwykłego człowieka.
— Co masz na myśli Profesorze? — Spojrzałem na niego, odwracając wzrok od stołu.
Nie odpowiedział od razu, tylko w spokoju ćmił fajkę.
— Nie przemkniesz między nimi, nie zmieszasz się z tłumem, nie zaznasz litości, dostąpisz katorgi. To jedyne „poetyckie” zdanie, które tutaj usłyszysz. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie, słuchając wywodu pewnego dowódcy pod wpływem dużej ilości alkoholu. Wprawdzie sam w niego wlałem go, ale nie spodziewałem się aż takiej wylewności. Wróćmy do tematu. Inkwizycja, czy też naziści, pochodzący z zamierzchłych czasów starej cywilizacji to przy Rekinach wzory demokracji i tolerancji. Mówiąc krótko, jeśli nie masz odpowiedniego wyglądu, nic nie tu nie osiągniesz. Społeczeństwo zbudowane jest na niezmiennych filarach. Na samej górze zasiada król z władzą ograniczoną tylko jego wyobraźnią, następnie są zwykli mieszkańcy, niewolnicy i „trzoda chlewna”, czyli wszelkie odpadki, wykazujące wysoką płodność. Wszystkimi pracami zajmują się mieszańce i inne wodne odpadki, które jakimś cudem znalazły się wyżej od jedzenia. Obywatel prowadzi życie wojownika, tracąc każdą sekundę na trening, a to, co pozostanie, idzie na uczty i wszelkiego rodzaju orgie, począwszy na tych niepozornych, a skończywszy na najbardziej zboczonym występie, jaki można zobaczyć. Żeńska cześć osady zajmuję się opieką nad potomstwem, dziewczynkami na zawsze, a chłopcami do siódmego roku, później to wyłącznie sprawa ojca. Prócz tego kobiety dbają o dom, w tym wypadku zawracają cztery litery sługom, wymyślając różne bzdury, zależne od humoru. Wszyscy nie tolerują obcych i zgłaszają ich strażnikom. Przynajmniej tak robiły, gdy jeszcze istniał most na drugą stronę. Jak tylko zauważą cię, natychmiast zarządzą larum. — Po tej wypowiedzi widać, że jest uczonym. Poznasz profesora po monologu jego.
— A jakbym udawał niewolnika? Przecież muszą chodzić po niezbędne produkty? — Pomysł niby dobry, w końcu prócz pobicia i pogardliwego spojrzenia, nic w teorii nie powinno mi grozić.
— Jeśli pragniesz śmierci albo tortur to proszę bardzo, nie krępuj się. — Jednym ruchem opróżnił zawartość fajki do kamiennego kosza. — Po ulicach, a właściwie po rynsztokach niewolnicy mogą chodzić, by przypadkiem nie zrazić swą obecnością jakiegoś obywatela, dodatkowo muszą posiadać identyfikatory przy obroży, która jest już na stałe, aż do śmierci. Wprawdzie możemy ci taki załatwić, lecz wymaga to czasu, a jego jak na lekarstwo. Wielu z tych pechowców nawet nie zdąży wrócić do posiadłości. Zjedzenie, zakatowanie, głód, pragnienie, wyczerpanie, to tylko kilka przykładów, co ich prawdopodobnie czeka. — Przysiadł do ogromnego teleskopu i w ciszy spoglądał przez niego.
— Masz Profesorze coś optymistycznego? Jak na razie tylko torpedujesz wszystko, co wymyśle.
— Wybacz chłopcze, taki nawyk akademicki, gdy musiałem słuchać bredzenia studentów. — Uśmiechnął się przepraszająco. — Jest jeden sposób, by dotrzeć do celi śmierci. Przez dach budynku więziennego. Popatrz. — Skierował swe kroki w stronę planu miasta. — Znajdziesz go na obrzeżach, tuż pod ścianą.
— Jak pod ścianą? Chyba pod murami. — Przecież już z daleka widziałem piękne mury i strażników, miasto musiało być na powierzchni. Profesor coś kręcił.
— Śmiem wątpić, że widziałeś cały gród, wtedy wiedziałbyś, o czym mówię. Wszystko to, co zauważysz z lądu, to obiekty wojskowe. Właściwie oprócz wysokiego muru nic nie zauważysz, ale głównie rezydują tam strażnicy i inni z armii. Miasto przeniesiono wieki temu pod powierzchnie ze względów bezpieczeństwa i wygody. W razie wdarcia się do środka król zarządza zalanie całości wodą. Rekiny w porównaniu do innych plemion i szczepów są w stanie wytrzymać cały czas pod taflą tej bezbarwnej cieczy. Znowu się zapędziłem w wyjaśnieniach, musisz hamować me zapędy, inaczej nigdy nie wyjdziemy z fazy planowania. — Widać gadulstwo to cecha uczonych, chyba.
— Więc dachy. Co muszę o nich wiedzieć, oprócz tego, żeby z nich nie spaść? — Bieganie po dość niebezpiecznym terenie, to co kocham najbardziej. Widocznie adrenalina musi ciągle krążyć.
— Do każdego sektora wyznaczeni są dwie pary strażników, w teorii mają pokryć wzrokiem każdy milimetr obszaru, a jak spróbujesz zlikwidować jednego, pozostali natychmiast zaalarmują resztę. W praktyce jednak ci czterej siedzą w jednym budynku i grają w karty, zostawiając pojedynczego żółtodzioba na warcie. Jak zachowasz ciszę i szybkość to być może uda ci się, prześlizgnąć niezauważonym. Podsumując, wychodzisz na dach przez mój budynek i biegniesz aż do budynku ze strzelistą wieżą, w dawnych czasach służyła do miejsca publicznej egzekucji, biedaka, albo biedaczkę wyrzucali na dół, a obywatele mieli publiczną ucztę. Na koniec wystarczyło pozbyć się plam z chodnika. Porzucili ten pomysł, gdy powstawały przez to zamieszki. Każdy chciał spróbować jeszcze ciepłego mięska. — powiedział Profesor z kamienną twarzą. Nie rozumiałem, jak mógł tak spokojnie mówić o takiej makabrze? Wiedziałem, że ci cali naukowcy i inni partacze mają naukę zamiast serca, ale żeby aż tak?
— Skoro już mamy plan, to nie traćmy czasu. — Wstałem i ruszyłem za wodnikiem, który miał pokazać mi przejście.
— Zanim pójdziesz, mam do ciebie jedno pytanie. Jesteś idealistą, czy realistą wojowniku? — spytał, nie odwracając się.
— Życie prostuje idealistę, tylko głupcy obstawiają przy nim, pomimo tylu prób. — Przekonałem się o tym bardzo boleśnie.
— To dobrze, przynajmniej masz ponad połowę szansy procentowej na udaną misję. Jednak dam ci ostrzeżenie, w wiezieniu spotkasz wiele zła i umęczonych dusz. Jeśli pragniesz ratunku dla swoich bliskich, skup się tylko na nich, zapomnij o innych, albo podaruj im śmierć. Nie ma ratunku dla nie rekinów w tym mieście. — Na koniec zabrzmiał niezwykle smutno. Postanowiłem, że oddale się i później zapytam się o to Wodnika.
Ruszyliśmy więc aż na koniec pracowni, z trudem robiąc kolejne kroki poprzez hałdy papieru pomieszanymi z różnymi ostrymi i niebezpiecznymi materiałami. To cud, że Profesor pozostawał nietknięty. Dotarliśmy do spiralnych schodów, kierujących się w górę. Oświetlały je migotliwe magiczne lampy, których błękitny blask nadawał grozy temu miejscu.
— Co miał na myśli Profesor? — spytałem, kontynuując wędrówkę do góry.
— Zazwyczaj na ucztę trafiają ci ze złamanym duchem, pokornie czekający na swój los. Utracili nadzieję, że coś może się zmienić. Widzieli śmierć swoich bliskich, zbiorowe gwałty między więźniami, skatowanie rodziny przez oprawców, czy też pożarcie niemowlęcia przez strażnika i wyrzucenie resztek ciałka na ulicę. Nie wielu jest w stanie zachować zdrowy umysł. Kobiety są bezpieczne, póki mogą rodzić, a mężczyźni mają pecha, nie wiedzą, kiedy przyjdzie na ich pora. Tutaj nie ma miejsca na miłość, a jak już się zdarzy, jest brutalnie zdeptana. Żeby pomóc tym biedakom trzeba by pozabijać wszystkich mieszkańców, z chęcią popatrzyłbym na mordy na tych zadufanych durniach, ale jest to niemożliwe. Kto by chciał ich zaatakować? Nie dbają o złoto, nie doceniają sztuki, ich jedynym sensem życia jest jedzenie i mordowanie. Najlepszą opcją jest trzymanie się z daleka od nich. — Gniew Wodnika wzrastał z każdym słowem.  
     W pełni go rozumiałem, takie potwory powinny zostać wybite, by nie plugawić tego świata. Z drugiej strony nie tylko oni są dżumą na słabym organizmie krainy. Czy to za wielkim murem, czy przed, wszędzie znajdziemy to okropne zło. Dostrzegłem jednak pewną rzecz, która umknęła Wodnikowi.  
     Rekiny nie będą wiecznie siedzieć w swej twierdzy, to bomba z opóźnionym zapłonem. Wybili prawie wszystkie zmutowane zwierzęta w okolicy, pojmali mieszkańców i przybyszów na bydło, ale będzie z ich hodowlą, gdy zapanuje jakaś zaraza? A przecież o to nie trudno, szczególnie po tym, co usłyszałem. Brud i nędza to raj dla chorób, a dla epidemii jeden z kroków. Jak tylko zginie im „bydło”, rzucą się na dalsze poszukiwania, w desperacji dotrą nawet do mojej wioski, ten ciągły głód nie ma końca. Im szybciej otrzymamy broń palną, tym lepiej, najpierw jednak musiałem uwolnić dziewczyny. Z tą myślą dotarłem na dach.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 1540 słów i 9188 znaków. Tagi: #fantastyka #fantasy #magia #rozmowa #dialog #opowieść

3 komentarze

 
  • Almach99

    Profesorek jest nieco zgorzknialy

    25 paź 2019

  • krajew34

    @Almach99 odkopales dość  stary tekst. Miło,  że  wpadłeś

    25 paź 2019

  • Almach99

    @krajew34 dobry tekst zawsze jest warty przeczytania

    25 paź 2019

  • krajew34

    @Almach99 to ci się powinna spodobać niespodzianka 7 listopada. :)

    25 paź 2019

  • shakadap

    Czekalem. Przeczytalem. Chwale.
    Kawal dobrej roboty i wzbudza ciekawosc co dalej.
    Wiec czekam znowu, na kolejny odcinek.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    9 lip 2019

  • krajew34

    @shakadap dzięki za wizyte.

    9 lip 2019

  • emeryt

    @krajew34, czekałem, czekałem, aż się w końcu doczekałem. Plany, planami, lecz rzeczywistość ma swoje prawa. Ciekawy jestem co dalej wymyślisz? A tu nareszcie chłodno i deszczowo, czy twoja wena przypadkiem nie zamarznie? Pozdrawiam.

    9 lip 2019

  • krajew34

    @emeryt krótka przerwa była mi potrzebna. Miło, że wpadłeś.

    9 lip 2019